Prof. Bralczyk: Wytykanie błędów w sieci? Chciałbym, by było motywowane wrażliwością, a nie drwiną

Redakcja
"Wydaje się nam, że agresja jest bliska wulgaryzacji. Owszem, często do wyrażania agresji używamy wulgaryzmu, ale używamy i innych słów"
"Wydaje się nam, że agresja jest bliska wulgaryzacji. Owszem, często do wyrażania agresji używamy wulgaryzmu, ale używamy i innych słów" PIOTR KRZYZANOWSKI/POLSKAPRESSE
Działanie naszego wewnętrznego filtra ortograficznego jest ograniczone czy też zmienione pod wpływem tego, że komputer nas poprawia- stwierdza prof. Jerzy Bralczyk, znany polski językoznawca, w rozmowie z Jakubem Szczepańskim

W zeszłym tygodniu profesor Jan Miodek powiedział mi, że jest zmęczony językiem. Pan odczuwa coś podobnego?

Nie wiem. Trudno odróżnić zmęczenie językiem od innych zmęczeń. Może jestem zmęczony życiem, a może męczy mnie to, że trzeba się zajmować sprawami, na których człowiek się nie zna. Mam na myśli chociażby język komputerów. Uczenie się go - zwłaszcza dla kogoś, komu się wydawało, że potrafi się posługiwać językiem - jest dosyć traumatyczne. Dlatego też, kiedy mam wypełnić coś elektronicznie, moja niesprawność rodzi we mnie silne doznania. Czasem nawet wpadam w panikę, nie sprawdzam się.

A nie uważa Pan, że zmiany zachodzące w języku przenoszą się do sieci?

Może nawet rodzą się w sieci. Trudno powiedzieć, co jest pierwsze. Oczywiście człowiek nie rodzi się w internecie, więc - na razie - nie rodzi się tam i jego język. Ale w tej chwili sieć staje się, a może już jest, podstawowym kanałem, którym się porozumiewamy. Język, który towarzyszy nam w sieci, jest coraz bardziej uwarunkowany internetem. Nie wiem, jakie byłyby wyniki, gdyby porównać, ile i jakiego rodzaju kontakty młodzi ludzie zawierają bez pośrednictwa elektronicznego oraz w sieci. Można jednak sądzić, że w odniesieniu do wielu komunikacja internetowa zajmuje większość tego, co było wcześniej określane porozumiewaniem się międzyludzkim.

Jeżeli dołożymy do tego zdobywanie informacji, sposób wysyłania wiadomości, korespondencji, wyrażania emocji, to łatwo zauważyć, że wszystko warunkuje sieć. Do jakiego stopnia ten język jest zdeterminowany środkami technicznymi, trudno powiedzieć. Coraz bardziej. Skróty, różnego rodzaju nieprecyzyjności, rzecz jasna, często biorą się z ograniczeń internetowych. Ale oczywiście podstawowa materia językowa pozostaje. To słowa, których używamy na co dzień w mowie albo coraz rzadszym pisaniu odręcznym.

Internet to broń obosieczna? Wcześniej nie robiłem błędów ortograficznych. Niestety teraz zauważam, że sytuacja się pogarsza. Zwłaszcza po lekturze forów internetowych.

To możliwe, zwłaszcza że działanie naszego wewnętrznego ortograficznego filtra jest ograniczone czy też zmienione pod wpływem tego, że komputer sam nas poprawia. Możemy pisać swobodnie, a i tak słowo wróci do swojej wyjściowej postaci. W moim przypadku często jest to niepotrzebne, bo piszę na przykład o różnych wariantach słów. Wtedy komputer poprawia mi to, czego nie powinien. Ale to tylko jeden z czynników, być może nie najistotniejszy. Innym jest to, że mamy pewną pamięć manualną związaną z pisaniem. Podobnie jak wiemy, jak się zapina guziki czy wiąże sznurowadła. Nasza dłoń zapamiętuje.

Za to my zapominamy. Chociażby o słowie "śniadać". Brakuje też "obiadowania", a "wieczerzanie" odeszło w niebyt.

Wieczerzać nie istnieje też dlatego, że wieczerzy nie ma. Zresztą Ostatnia Wieczerza była dość dawno. Choć to trochę i nieprawda. Te wszystkie słowa są, ale nie ma ich w aktywnym użyciu. Z języka nic nie wychodzi, wszystko zostaje w tekstach. Jeżeli obecnie używamy już tych słów, to z intencją żartobliwą albo patetycznie.

Obiadać i obiadować - bo te czasowniki istniały kiedyś - rzeczywiście znikły z naszej mowy. Mało kiedy śniadamy. Ale to chyba dlatego, że w tym przypadku czasownik nie okazał się do końca potrzebny. Przecież nie lunchujemy, nie branchujemy, nie dinnerzymy i tak dalej. Nawet jak się posiłkujemy, to nie chodzi o posiłek, tylko posiłkowanie się czymś.

Jak Pan odnosi się do tego, że jako naród chłoniemy obce tradycje i cudze słowa? To dobrze czy źle?

Jest wiele słów, które stają się internacjonalizmami. Podobnie jak łacina dostarczała kiedyś sposobów opisywania różnych zdarzeń, rzeczy i świata. Tak jak kiedyś Czesi dostarczali nam słów opisujących życie duchowe, a Niemcy określeń odnoszących się do życia technicznego, prywatnego i codziennego. Taka to była śmieszna relacja. A dzisiaj Anglicy i w jednej, i w drugiej sferze zaczynają dominować. To nie jest tylko kwestia naszego języka. Podobne procesy obserwujemy także w innych językach.

A zwyczaje?

Pojawiają się i znikają. Halloween chyba już najlepsze czasy ma za sobą. Mam nadzieję, że i św. Walenty nie zasmuci się, kiedy odejdziemy od jego święta. A chciałbym, żeby to się stało jak najrychlej, choć nie mam nic przeciwko zakochanym i zakochiwaniu się. Ale może sięgnijmy już do jakichś innych, do Kupały oraz starożytnych słowiańskich zwyczajów.

No dobrze.

Co oznacza dobrze? Zgadza się pan z tym, co mówię, stawia mi pan ocenę czy odfajkowuje pan?

Powiedzmy, że odfajkowuję.

No właśnie, takie odfajkowywanie wydaje się aż nazbyt techniczne.

Najmocniej przepraszam. Układam sobie rozmowę w głowie i głośno myślę. To trochę jak puzzle. Ale skoro doszliśmy do tego punktu… Niektórzy mają w zwyczaju poprawiać innych.

Przecież to ja pana przed chwilą poprawiłem!

Nie mam nic przeciwko. To chyba nic złego? Wróćmy jednak do wywiadu. Chodzi mi o błędy, które słyszy się w mowie potocznej. Kardynalne.

Niektórzy mówią "poszłem" z premedytacją. Uważają, że to nie jest ważne. Tak jak Lech Wałęsa, który mówił: "poszłem czy poszedłem, ale doszedłem". Inni dają wyraz swojej sympatii do zmian językowych. Bo i to jest możliwe. "Poszłem" jest niejednokrotnie traktowane jako innowacja. Ale to nie przejdzie.

A wyrzuty sumienia? Że człowiek zostawia w spokoju bliźniego, który wyraża się w ten sposób, nie zwraca mu uwagi? Może ten ktoś…

…będzie dalej tak mówił? Może nauczy innych? Może to "poszłem" zwycięży? (śmiech)
Ufam, że nie.

Z pana słów wypływa dobroduszność pełna empatii. Mogłaby sprawiać, że my, dobrze życząc ludziom, będziemy ich poprawiać, żeby nie robili błędów. Konkuruje to z poczuciem wyższości i niekiedy okropnym dydaktyzmem. Ja również popełniam błędy językowe. Rzadko mnie poprawiają.

Trudno się dziwić. Ja nie mam nic przeciwko poprawianiu. Oczywiście w słusznej sprawie.

Cieszę się, że dostarczyłem panu tej radości.

No właśnie. W sieci zapanowała moda czy też trend na poprawianie dziennikarzy. Wytykanie nam błędów.

Wracamy do tego, od czego zaczęliśmy. Czuję się trochę wyalienowany, bo nie istnieję w sieci, podobnie jak moi młodsi znajomi czy koledzy. Ale czuję też coś w rodzaju satysfakcji, nie dałem się złapać. W każdym razie pierwsze słyszę o takim zjawisku właśnie od pana. Chciałbym to widzieć jako przejaw wrażliwości językowej, czyli dbałości o to, żeby nasz język stawał się coraz sprawniejszym narzędziem. Niestety może to być również chęć czerpania łatwej satysfakcji z potknięć bliźnich, a to już podoba mi się trochę mniej. Zwłaszcza kiedy idzie za tym drwina, potępienie, a nawet nawoływanie do potępienia.

A jak Pan ocenia agresję w sieci? Zwłaszcza typowe, aż do znudzenia, wypowiedzi zwolenników prawej czy też lewej strony areny politycznej.

Jakiej lewej i prawej? Obecnie kłócą się ze sobą jedynie dwie prawe. Kto tu jest lewy, proszę pana? Czy lewy jest socjalnie myślący PiS?

Niech mi Pan daruje ten wątek.

No właśnie! To są dwie prawice.

Chodzi mi o dyskusję ludzi o sprzecznych poglądach.

Czy oni mają sprzeczne poglądy? Często wcale nie. Oni po prostu chcą należeć do wrogich obozów. Jeżeliby poszperać, to okazałoby się, że jedni i drudzy kierują się podobnymi wartościami. Być może trochę inaczej je rozumieją i artykułują. Ale to nie są odrębne poglądy. Sprawa wiary, stosunków społecznych i spojrzenia na historię - wszystko, co wyznacza te ideologiczne pryncypia, w obu tych przypadkach, jak się zdaje, jest podobne. Tylko że jedni uważają innych za wrogów. Oprócz tego, że wierzą w tę samą Matkę Boską, to jeszcze są wrogami. A może nie mają do tego prawa? Bo trudno w pryncypiach wiary umieszczać stosunek do wypadku smoleńskiego.

Podobnie jak trudno jest umieszczać wulgaryzmy w słowie pisanym.

Wulgaryzacja i agresywność to nie są rzeczy podobne. Wulgaryzm często służy akceptacji. Czy nie zdarzyło się panu słyszeć - bo wierzę, że pan takich określeń nie używa - wulgaryzmu w sytuacji kiedy coś chwalimy? "O k…, jakie to piękne!". Wydaje się nam, że agresja jest bliska wulgaryzacji. Owszem, często do wyrażania agresji używamy wulgaryzmu, ale używamy też innych słów. Patetycznych, wzniosłych. To co innego.

Miałem na myśli konkretną sytuację. Publicysta "A" pisze o blogerze "B" per "gnida". To wcale nie rzadkość. Kiedy dowiedziałem się o śmierci premiera Mazowieckiego, od razu odciąłem się od mediów społecznościowych.

Specjalnie, żeby podrażnić się trochę, kupiłem sobie wtedy "Gazetę Warszawską". To, co tam przeczytałem, wzbudziło we mnie wręcz rodzaj obrzydzenia. Tylko czy ja nie popełniam teraz takiego grzechu, mówiąc o obrzydzeniu? Czy pan, wyłączając internet, nie przejawił czegoś w rodzaju agresji? Powinniśmy być trochę tacy, jaki był premier Mazowiecki. Otwarci. Starać się wszystkich zrozumieć. Uważajmy, żeby nasza niechęć do agresji nie przerodziła się w agresję.

Niekiedy agresję wywołuje nawet pisownia. Powinniśmy pisać "seks" czy "sex"?

Powinno się pisać seks.

Przez "ks"?

Łatwo pana rozbawić.

Zawsze się o to kłócę w kręgach towarzyskich.

Ktoś mi kiedyś powiedział, że "x" jest bardziej seksowne. Może oznacza to trochę co innego? Jak w moim wieku można dopatrywać się głębokich różnic między tym zapisem? Mogę sobie wyobrazić, że - niektórym - oba te wyrazy byłyby potrzebne na oznaczenie różnych rodzajów tej jakże przyjemnej sfery życia człowieka.

Można powiedzieć, że jeden z rodzajów zapisu jest bardziej poprawny niż drugi?

Można! Ale po co? (śmiech) Jedni chcą jak najmniej obcych liter, inni uważają, że zapożyczone słowo powinno być bliskie pierwowzorowi. Rację mają zwolennicy zarówno jednej, jak i drugiej teorii.

Polskie znaki są nam potrzebne?

Bardzo! Mnie są potrzebne niemal tak samo jak polskie słowa. Proszę sobie wyobrazić, że idzie pan spać do lozka. Ja chyba bym nie zasnął.

Profesor Jerzy Bralczyk jest wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego

Rozmawiał Jakub Szczepański

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl