Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Procesy za próbę napaści na prezydenta. Prawicowcy zamachowcy

Małgorzata Oberlan
Remigiusz Dominiak, oskarżony o usiłowanie napaści na ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego
Remigiusz Dominiak, oskarżony o usiłowanie napaści na ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego Grzegorz Olkowski
Te procesy łatwo zbagatelizować czy wręcz ośmieszyć. Marek Majcher vel Marek Marecki odpowiada przed sądem w Krakowie za próbę zamachnięcia się na prezydenta RP krzesłem. Remigiusz Dominiak w Toruniu sądzony jest za usiłowanie napaści na głowę państwa z koszulką i ulotką antyaborcyjną w ręku. Bronisławowi Komorowskiemu, na którego obaj mieli się zamachnąć, nic się nie stało. Co czeka ich?

Obaj oskarżeni nie kryją wizerunku i prawicowych przekonań. Marek „Marecki” Majcher to członek stowarzyszenia Młodzi dla Polityki Realnej (tzw. korwiniści). Remigiusz Dominiak natomiast jest sympatykiem ruchu pro life i organizacji PRO-Prawo do życia. Obu prokuratury oskarżyły o usiłowanie czynnej napaści na prezydenta RP Bronisława Komorowskiego w trakcie jego kampanii prezydenckiej w 2015 roku. Grozi im do 5 lat więzienia. Przyjrzyjmy się tym konkretnym sytuacjom.

„Gdzie jest szogun?!”

8 marca 2015 r., Kraków. Wiec wyborczy Komorowskiego odbywa się na Rynku Głównym. Obok sympatyków ówczesnego prezydenta Polski są też jego przeciwnicy, w tym korwiniści. Jak zrelacjonują później w sądzie świadkowie, pod sceną przesuwa się krzesło. Mebel podawany jest z rąk do rąk. Słychać okrzyki: „Gdzie jest szogun?!” i „Precz z komuną!”. To część happeningu, który przypominać ma zachowanie Bronisława Komorowskiego w japońskim parlamencie. A konkretnie - wejście prezydenta na podest i robienie sobie pamiątkowych fotek. W opinii przeciwników prezydenta - zachowanie kompromitujące urząd i Polskę.

Bronisław Komorowski w Sądzie Okręgowym w Toruniu na procesi...

Co dzieje się dalej? Jak zezna w krakowskim sądzie policjant, który wtedy stał tuż przy oskarżonym, Marek Majcher, mając w ręku krzesło, krzyczał pod adresem prezydenta: „Bronek, ty k...!”. W pewnym momencie odchylił się z meblem do tyłu i zamachnął. - Byłem przekonany, że to zrobi, ale oczywiście nie wiem, co się działo w jego głowie i jaką podjął decyzję - mówił policjant w sądzie.

Wtedy mężczyznę obezwładniono. Na komisariacie wyjął kartę kibica na nazwisko Aleksander Majcher i tak też podpisał się na protokole zatrzymania. Później okazało się, że to dane jego brata. Nieprawdziwymi okazały się też personalia „Marek Marecki”. Tych zatrzymany używał wcześniej w działalności politycznej. Naprawdę nazywa się Marek Majcher.

Doprowadzony ze szpitala

Proces Majchera ruszył w Krakowie dopiero w grudniu 2015 roku. Do sądu został doprowadzony ze szpitala psychiatrycznego. Wcześniej był bowiem karany za naruszenie nietykalności strażnika miejskiego i znieważenie go. To wtedy zapadła decyzja o zamknięciu w szpitalu. - Byłem pobity przez straż miejską i zrobiono ze mnie wariata - twierdzi jednak Marek Majcher.

8 marca 2015 roku mężczyzna miał podczas wiecu wyborczego ograniczoną poczytalność. Prokuraturze wyjaśnił, że nie chciał obrazić prezydenta i nie miał zamiaru rzucać krzesłem. Od zatrzymania był w stresie, niewiele pamięta, pełną świadomość odzyskał następnego dnia. Mimo wszystko, „zamachowiec” odpowiada karnie.

Faktem pozostaje też, że Majcher był poszukiwany dwoma listami gończymi, wydanymi przez sądy: za przestępstwa oszustwa, popełnione w recydywie i do odbycia detencji (obserwacji psychiatrycznej). Zbiegł bowiem z oddziału, w którym ową detencję odbywał. Dopiero po uregulowaniu tej sprawy ruszył proces o usiłowanie zamachu.

Prosili o akt łaski przed wyrokiem

Proces Marka Majchera cały czas trwa. Co zrozumiałe, oskarżony ma silne poparcie w swoim środowisku politycznym. Korwiniści doprowadzili nawet do zebrania 2,5 tysiąca głosów pod petycją do prezydenta Andrzeja Dudy o ułaskawienie Majchera; jej treść przed trzecią z rozpraw, w lutym tego roku, odczytał przed sądem Konrad Berkowicz, wiceprezes partii KORWiN.

„Niedawno udowodnił Pan, że nie boi się Pan korzystać z prawa łaski również wobec osób, które nie zostały jeszcze skazane prawomocnym wyrokiem. Prosimy, by nie wahał się Pan z niego skorzystać i w tym przypadku. Apelujemy o niezwłoczne ułaskawienie więźnia politycznego, który został zatrzymany za odważne wyrażanie swoich poglądów politycznych” - wnioskowali korwiniści w lutym tego roku.

Petycja trafiła do Kancelarii Prezydenta RP. Aktu łaski jednak jak dotąd nie ma. W październik ub.r. odbyła się kolejna rozprawa sądowa. Relacjonujący jej przebieg znów, całkiem mimowolnie, ocierali się o śmieszność. „Krzesło miało nogi i sobie chodziło” - zeznała w sądzie pani Waleria, kobieta w wieku 60 plus, która była jednym z wielu świadków zajścia z 8 marca 2015 r.

Oczywiście, tak w Krakowie, jak i w Toruniu sądy dysponują filmowymi nagraniami wydarzeń na wiecach.

Dalsza część artykułu - kliknij poniżej**

Toruńskie „usiłowanie czynnej napaści na prezydenta RP” miało mieć miejsce 22 maja 2015 roku - ostatniego dnia prezydenckiej kampanii wyborczej. Na nagraniu wyraźnie widać, jak Remigiusz Dominiak energicznie wybiega z tłumu w kierunku Bronisława Komorowskiego. Czyni to z podniesioną do góry ręka, w której coś trzyma. Potem - błyskawicznie - zostaje odepchnięty przez funkcjonariuszy BOR-u i przejęty przez trzech policjantów. Dochodzi do szarpaniny pod ścianą ratusza na Rynku Staromiejskim, ale mężczyzna nie zostaje zakuty w kajdanki.

Jak się odnosi do widoku płodu

Kim jest Remigiusz Dominiak i co dzierżył w ręku tamtego dnia?

- Chciałem tylko przekazać prezydentowi koszulkę z napisem „Stop aborcji” i ulotkę oraz zapytać, jak odnosi się do widoku płodu po aborcji i co będzie czynił dla ochrony życia poczętego - konsekwentnie tłumaczy Dominiak na sali sądowej i przed kamerami w sądowych korytarzach.

Jego proces ruszył we wrześniu 2016 roku. Dotąd odbyły się trzy rozprawy. Na każdej z nich 35-latek stawia się w eleganckim garniturze, koszuli i krawacie. Podobnie jak Majcher, wyraża zgodę na publikację wizerunku oraz pełnych danych personalnych. Trudno powiedzieć, by był dumny z tego, czego dokonał. Tym bardziej, ze nie przyznaje się do usiłowania zamachu na prezydenta. Na pewno jednak w przypadku Dominiaka można mówić o otwartym prezentowaniu swoich racji i poglądów.

Mężczyzna pracuje jako marynarz. Zrobił też licencjat z wychowania fizycznego i zdobył uprawnienia ochroniarza. Jest przeciwnikiem aborcji i sympatykiem organizacji „PRO-Prawo do życia”. To właśnie materiały poglądowe tej organizacji usiłował, jak mówi, wręczyć Bronisławowi Komorowskiemu 22 maja 2015 roku. Zaprzecza jednak, by był pełnoprawnym członkiem tej organizacji. Dopiero zamierzał do niej wstąpić. 22 maja ub.r. był tuż przed szkoleniem z zachowań w sytuacji ewentualnego zagrożenia, które miał przejść dla PRO.

Wspomniana organizacja w Toruniu jest może nieliczna, ale bardzo aktywna. Z ogromnymi banerami, przedstawiającymi płody po aborcji, pojawiła się ostatnio na starówce podczas „Czarnego protestu” kobiet oraz pikietowała pod szpitalem wojewódzkim na Bielanach.

Prezydent czuł się zagrożony

Bronisław Komorowski pojawił się w Sądzie Okręgowym w Toruniu 20 października br., na drugiej rozprawie procesu.

- Młody mężczyzna wybiegł z podniesioną ręką i rzucił się w moją stronę. Coś miał w ręku. Odebrałem to jako atak i zagrożenie. Poczułem się zagrożony wskutek gwałtownego skoku i uniesienia ręki oraz faktu, że coś w tej ręce mężczyzna trzymał - relacjonował.

Na tej rozprawie przesłuchiwani byli też trzej toruńscy policjanci. Ci, którzy przejęli Dominiaka od pracowników BOR-u. Ich relacje są istotne nie tylko ze względu na sam ewentualny atak na prezydenta. Mają rozwiać też wątpliwości co do tego, w jaki sposób później potoczyły się wypadki. Remigiusz Dominiak bowiem oskarżony jest dodatkowo o naruszenie nietykalności cielesnej jednego z mundurowych, który doznał stłuczenia twarzy i skręcenia nadgarstka.

Według tego właśnie policjanta, D.W., 22 maja 2015 r. w Toruniu nie doszło ze strony oskarżonego do aktu agresji. Owszem, Remigiusz Dominiak gwałtownie wybiegł z tłumu i z uniesioną ręką skierował się ku prezydentowi. Ale...

- Agresją bym tego nie nazwał. Było to gwałtowne i nagłe, ale nie agresywne - mówił w sądzie policjant. - W przeszłości zdarzało się, że jakiś VIP dostał jajem. Myślałem, że tym razem może być podobnie.

„Nie byłoby z kim walczyć”

„Sąd zbliża się do końca procesu o zamach krzesłem. W normalnym kraju sprawa by się skończyła już na pierwszej rozprawie” - napisał Marek „Marecki” Majcher 24 października na Facebooku. „A co Ty byś robił w normalnym kraju?” - zapytał go internauta. „Hahaha. Sam nie wiem. Nie byłoby z kim walczyć” - odpowiedział Majcher.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska