Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces Stokłosy z... zastępcami Boga w tle

Agnieszka Świderska
Henryk Stokłosa od początku procesu przekonuje, że jest niewinny
Henryk Stokłosa od początku procesu przekonuje, że jest niewinny Andrzej Szozda
Sąd ma wątpliwości co do stanu psychicznego głównego świadka oskarżenia w procesie Stokłosy. Były senator zostanie uniewinniony?

Bóg, który ma trzech zastępców. Jednego od kosmosu, drugiego od zdrowia i trzeciego, który go pilotuje. Córka, która jako jedyna osoba w Polsce może rozmawiać z Bogiem i parasol ochronny nad domem o średnicy 10 kilometrów, który chroni przed burzami i kataklizmami. Ten "boski" wątek może okazać się przełomowym w powtórnym procesie Henryka Stokłosy, który we wrześniu rozpocznie się przed Sądem Okręgowym w Poznaniu. Ojcem córki, która rozmawia z Bogiem, jest bowiem Marian J., były doradca podatkowy Stokłosy, główny świadek oskarżenia, na którego zeznaniach jest oparty cały wątek korupcyjny w akcie oskarżenia.

Poznański Sąd Apelacyjny ma wątpliwości co do jego stanu psychicznego i jego zdaniem powinien mieć je również Sąd Okręgowy, przed którym będzie toczył się proces. A ten zapowiada się jeszcze ciekawiej niż pierwszy, który po czterech latach w lutym 2013 roku skończył się skazaniem Henryka Stokłosy na 8 lat więzienia, jego księgowej Elżbiety N. na 2 lata w zawieszeniu na 5 lat, a sędziego Ryszarda S. na 1,5 roku pozbawienia wolności. Stokłosa został uznany za winnego korumpowania wysokich urzędników resortu finansów i sędziego, uwięzienia, bicia i zastraszania pracowników i osób zamieszanych w kradzieże w jego firmie, wyłudzenia z unijnego funduszu oraz utrudniania kontroli inspektorom ochrony środowiska. Został natomiast uniewinniony z zarzutu niszczenia środowiska przez zlecenie zakopywania szczątek zwierzęcych oraz sfałszowania oświadczenia o biernym prawie wyborczym przed wyborami do rady gminy w 2006 roku.

W sądzie apelacyjnym wyrok został praktycznie zmiażdżony. Uchylono go między innymi z powodu naruszenia prawa oskarżonego do obrony. Chodzi o uniemożliwienie złożenia wyjaśnień przez oskarżonych pod koniec procesu. Sąd odmówił uznając, że powinny im wystarczyć mowy końcowe, które nie mają żadnego ciężaru dowodowego. Nie wystarczyły. A lista błędów popełnionych przez sąd pierwszej instancji jest, zdaniem Sądu Apelacyjnego, dłuższa. Popełniał je sąd, popełniał także prokurator Robert Kiełek, który pod koniec procesu został od niego odsunięty. Sąd apelacyjny określił jego zachowanie niesmacznym i wręcz kompromitującym urząd prokuratora. - Robert Kiełek był bardzo zaangażowany emocjonalnie w sprawę. I to do tego stopnia, że zatracił całkowicie do niej dystans, starając się ingerować w sposób pozaprocesowy w postępowanie jurysdykcyjne - wytknął sąd. Zdaniem Sądu Apelacyjnego, powinien się z tego wytłumaczyć na sali.

Dlatego proponuje wezwać go na świadka. A ingerencją, która tak zniesmaczyła sędziów, było zaaranżowane w trakcie procesu spotkanie w Warszawie Roberta Kiełka z Marianem J. Jako prokurator miał do tego prawo, gdy toczyło się jeszcze śledztwo, ale nie, gdy sprawa była już w sądzie, a on występował w niej jako oskarżyciel. Kiełkowi zależało na tym spotkaniu, gdyż był rozczarowany zeznaniami swojego głównego świadka. Pomogła je zaaranżować Krystyna Lemanowicz ze Stowarzyszenia Ekologicznego Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej, z którą prokurator był w stałym kontakcie.

Kiedy nagrania ich wspólnych rozmów ujrzały światło dzienne, wybuchła afera. Skład sędziowski w pierwszym procesie odrzucił wniosek o ujawnienie ich na sali sądowej. Zdaniem Sądu Apelacyjnego popełnił błąd. Odczytanie stenogramów rozmów Roberta Kiełka i Krystyny Lemanowicz i ich korespondencji elektronicznej może mieć bowiem wpływ na wyrok. - W pełni celowym i uzasadnionym jest również przesłuchanie ich w charakterze świadków na okoliczność działań zmierzających do "wpływania" na świadka Mariana J. w celu "obrony" poszczególnych wersji zdarzeń, jakie przedstawił w toku śledztwa - podkreśla Sąd Apelacyjny.

Natomiast Marian J., który swoją tajemną boską wiedzą dzielił się z Krystyną Lemanowicz, powinien zostać przesłuchany w obecności psychiatry. Sąd apelacyjny zaleca także, by w drugim procesie sąd ostrożnie podchodził do jego zeznań. Nie powinien, jak to było w pierwszym, z góry zakładać, że jego zeznania są w całości wiarygodne, ani marginalizować tego, że za każdym razem przedstawiał inną wersję. Sąd powinien również postarać się zdobyć nagranie z przesłuchania Mariana J., które prokurator zatrzymał dla siebie, czym pochwalił się w rozmowie z Lemanowicz.

- Odtworzenie tego nagrania byłoby pomocne przy ocenie zeznań Mariana J. - twierdzi Sąd Apelacyjny.

Kolejne "zadanie specjalne" dla sądu to ustalenie tożsamości kierowców Stokłosy, zwłaszcza tego, z którym Marian J. miał jechać z łapówką do prywatnego mieszkania Sławomira M., wtedy dyrektora departamentu podatków bezpośrednich w Ministerstwie Finansów. Sławomir M. i Andrzej Ż., dyrektor departamentu systemu podatkowego, mieli łącznie wziąć od Stokłosy prawie 300 tys. złotych. Tyle miały kosztować korzystne dla byłego senatora decyzje podatkowe, na których Skarb Państwa miał stracić prawie 15 mln złotych. Co ciekawe, obaj urzędnicy zostali oczyszczeni z zarzutu brania łapówek. Sławomir M. został uniewinniony prawomocnym wyrokiem warszawskiego sądu, a postępowanie przeciwko Andrzejowi Ż. umorzyła poznańska prokuratura. Sąd apelacyjny ma wątpliwości, czy Skarb Państwa nadal może występować w procesie Stokłosy jako pokrzywdzony.

A tych wątpliwości jest więcej. Ryszard S., poznański sędzia był oskarżony za udzielenia Stokłosie, w zamian za łapówkę, informacji o możliwości skutecznego i korzystnego rozstrzygnięcia sprawy. Sąd zmienił zarzut i ostatecznie skazał go za wzięcie łapówki w związku z pełnioną przez niego funkcją prezesa oddziału zamiejscowego NSA w Poznaniu. Nie mógł się przy tym zdecydować, czy łapówka była za "zdobycie przychylności i zaufania" czy za "pomyślne załatwienie sprawy". Już ten brak zdecydowania był wystarczającą podstawą uchylenia wyroku. Zdaniem Sądu Apelacyjnego w drugim procesie sąd powinien wrócić do pierwszego zarzutu i sprawdzić, czy informacje, które Stokłosa miał dostać od Ryszarda S., były tajemną wiedzą dostępną tylko prezesowi NSA, czy może dysponował nią każdy prawnik?

A to wszystko będzie musiał zrobić jeden człowiek. W drugim procesie Stokłosy będzie orzekał jeden sędzia. Będzie nim Tomasz Borowczak, który już drugi raz będzie miał okazję przejść do historii. Za pierwszym razem przeszedł do niej jako pierwszy sędzia w Polsce, który zmienił angielski wyrok na polski - podwójne dożywocie za gwałt i ciężkie pobicie dla Jakuba Tomczaka na karę 22 lat więzienia. Kto będzie oskarżał?

- Nie będzie to prokurator Robert Kiełek - mówi Renata Mazur, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. - Jest wyznaczony nowy prokurator, który właśnie zapoznaje się z aktami sprawy. Będzie na pewno dobrze przygotowany dla sprawy.

Tymczasem dla Roberta Kiełka ostatnie dwa lata były wyjątkowo trudne. Po ujawnieniu afery z nagraniami śledztwo przeciwko niemu prowadziła konińska prokuratura. Zostało jednak umorzone podobnie jak postępowanie prowadzone przez rzecznika dyscyplinarnego. Robert Kiełek pożegnał się jednak ze stołkiem prokuratora rejonowego w Wołominie i wrócił do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Kolejny z bohaterów procesu, Marian J. został pod koniec 2013 roku prawomocnie skazany za fałszywe oskarżenie Henryka i Anny Stokłosów o podrobienie podpisu na jego oświadczeniu, że bierze odpowiedzialność za prawidłowe rozliczenie ich podatków. Z kolei Henryk Stokłosa zamienił dużą politykę na małą: jest radnym powiatu pilskiego. Wyborców przekonał do siebie między innymi obietnicą podwojenia miejsc pracy w powiecie.

Tymczasem we wrześniu przybędzie mu o jeden zarzut więcej. Sąd Najwyższy uchylił wyrok uniewinniający dotyczący zakopywania szczątków zwierzęcych. Sąd będzie musiał rozpatrzyć je ponownie. Stokłosa będzie odpowiadał z wolnej stopy. Sąd zmniejszył mu kaucję z 5 do 3 mln złotych, uchylił zakaz opuszczania kraju i zmienił dozór policyjny: z obowiązku stawiania się na komendzie dwa razy w ciągu tygodnia na raz na dwa tygodnie. Liczy również, że drugi proces skończy się jego uniewinnieniem.

Prawo
Przedsiębiorca, polityk oraz główny bohater procesu korupcyjnego, jaki od lat toczy się przed sądem w Poznaniu. Mowa o Henryku Stokłosie, który zbił gigantyczny majątek na utylizacji odpadów i przemyśle rolno-spożywczym. W zeszłym roku majątek byłego senatora oraz jego rodziny oszacowano, według listy tygodnika "Wprost", na 1,39 mld zł, co dało mu 22. miejsce wśród najbogatszych Polaków. Stokłosa to także polityk, był wielokrotnym senatorem ziemi pilskiej. Prokuratorska pętla wokół Stokłosy zaczęła się zaciskać w 2006 roku. Rok później, na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania, został zatrzymany w Niemczech. Jego pierwszy proces toczył się przed sądem w Poznaniu. We wrześniu ponownie zasiądzie na ławie oskarżonych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski