Próba generalna przed PŚ w Wiśle. Dawid Kubacki pokonał Piotra Żyłę i Kamila Stocha

W sobotnie popołudnie w Zakopanem igielit narciarski zrosił się sam, cały dzień w polskiej stolicy Tatr padał deszcz. - W przypadku skoków na igielicie deszcz nawet sprzyja. Gorzej jakby było sucho - mówił Stefan Hula, czwarty zawodnik sobotnich letnich mistrzostw Polski w skokach w Zakopanem. Znowu czwarty, poza podium skończył też w styczniowym konkursie Pucharu Świata.

Zawody wygrał Dawid Kubacki. Skoczek TS Wisła Zakopane skoczył 135,5 i 136,5 metra. Przed startem poprzedniej zimy wziął szturmem konkurencję i wygrał sezon letniej Grand Prix, początek skakania na śniegu nie był jednak tak wybuchowy. - Nie zaprzeczam, że teraz forma rośnie. Wyłącznie się cieszę. Po to pracowałem, by wypracować sobie dobrą formę na zimę. W poprzednim sezonie tak naprawdę się przesadnie nie motywowałem. O ile nie mam sklerozy, to w pierwszym konkursie byłem przecież dziesiąty. Wiedziałem, że praca była dobrze wykonana. W tym roku jest tak samo. Nie napalam się na konkretne miejsca. Wiem, że stać mnie na konkretne skoki i chcę z nich korzystać - powiedział Dawid Kubacki.

Podium uzupełnili drugi Piotr Żyła i trzeci Kamil Stoch. By zdobyć srebro, Żyła skoczył 130 i 136,5 m. Stoch pierwszy skok miał identyczny - w finałowej serii skoczył 134 m. – W tym momencie należy znaleźć trochę świeżości. Jestem w dobrej formie fizycznej, jeśli organizm nieco odpocznie, to wówczas do tego dojdzie jeszcze dobra technika – mówił po zdobyciu brązowego medalu Kamil Stoch. Trzykrotny mistrz olimpijski na pewno mógł odpocząć od błysków fleszy i zwariowanych fanów. Na Wielkiej Krokwi stawić się mogło tylko 999 osób, bowiem konkurs nie był wydarzeniem masowym. Nie było sprzedaży biletów, jednak na obiekt dało się wejść. Poprzez tradycyjnie zwykłą opłatę za wstęp na teren skoczni. Legenda głosi, że w 2002 r. na trybunach skoczni w Zakopanem - tylko o szóstej rano - było już 30 tys. ludzi. Nawet takich, którzy nie mieli biletu. Wtedy zawody wymknęły się spod kontroli nawet takiego organizatora jak Walter Hofer, a skoki oglądało sto tysięcy ludzi.

W styczniu, przed Igrzyskami Olimpijskimi w Pjongczangu, polscy skoczkowie byli witani w Zakopanem niczym Beatlesi. Ich popularność nie spada, a zaraz znowu nadejdzie zderzenie z kolejną falą. Tegoroczny sezon Pucharu Świata wystartuje w Polsce, 16 listopada w Wiśle odbędą się kwalifikacje. - Największym plusem jest brak podróży. Nie musimy już na starcie pakować walizek. - Dziennikarze i kibice, dla nich czas powinien być dopiero po konkursie. W Zakopanem nie udało się odsunąć mediów za daleko. Były naciski, by konferencja odbyła się przed zawodami - mówi Kubacki.

Wszyscy skoczkowie Stefana Horngachera ponownie testowali... rękawiczki. To kolejny faktor, który ma sprawić, że polska kadra będzie krok przed konkurencją. Rękawiczki mają ulepszyć warunki aerodynamiczne, poprawić prędkość. Prezes PZN Apoloniusz Tajner mówi wprost, że zespół pracuje nad nowinkami. Szuka nowych możliwości. Szczegóły tych rękawiczek osobiście ustalał w siedzibie producenta w Metzingen trener Horngacher. - Spokojnie, rękawiczki nie latają - uśmiecha się Stefan Hula. - Czy one zdezorientują rywali? Zobaczycie zimą - ostrzega Dawid Kubacki.

Puchar Świata już od 16 listopada. Wszystkie skoki w kwalifikacjach i konkursach pokaże na żywo wyłącznie Eurosport. W dniach kwalifikacji oraz wybranych konkursów rywalizacji na skoczni towarzyszyć będzie studio z udziałem komentatorów i ekspertów Eurosportu. Podczas wszystkich europejskich konkursów i kwalifikacji do nich, na skoczniach obecni będą reporterzy Eurosportu, którzy przeprowadzą wywiady z polskimi i zagranicznymi gwiazdami skoków narciarskich