Prezydentem zajmował się tzw. trauma team. Robił wszystko, by go uratować

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Konferencja prasowa po zakończonej operacji Pawla Adamowicza
Konferencja prasowa po zakończonej operacji Pawla Adamowicza Piotr Hukało
Rozmowa z prof. dr. hab. med. Andrzejem Basińskim, kierownikiem Klinicznego Oddziału Ratunkowego w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym i wojewódzkim konsultantem ds. medycyny ratunkowej.

Lekarze robili wszystko, co możliwe, by uratować życie prezydenta Adamowicza...

Prof. dr hab. med. Andrzej  Basiński
Prof. dr hab. med. Andrzej Basiński

Wykorzystali wszystko, czym dysponuje obecnie medycyna na świecie. My tutaj, w Centrum Medycyny Inwazyjnej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego, mamy ogromne możliwości tzw. zaopatrzenia pacjentów, którzy doznali licznych obrażeń wskutek rozmaitych wypadków i urazów. Dysponujemy najwyższej klasy sprzętem i aparaturą, odpowiednio przeszkolonym personelem oraz wypracowanymi przez lata procedurami postępowania, które wielokrotnie się sprawdziły. Samo wyposażenie i nawet najwyższej klasy specjaliści to jednak za mało. Niezwykle ważna jest organizacja pracy. Właśnie te rzeczy decydują o sukcesie w medycynie ratunkowej. Z tego, co wiem, nasz KOR jest pod tym względem jednym z najlepszych w kraju.

Kto zajmował się prezydentem, gdy karetka przywiozła go na Kliniczny Oddział Ratunkowy?

Tak jak każdym pacjentem z urazem wielonarządowym również prezydentem zajmował się tzw. trauma team. Najprościej mówiąc jest to zespół lekarzy specjalistów z różnych dziedzin, którzy są w stanie znaleźć się w bardzo krótkim czasie w jednym miejscu, by zaopatrzyć bardzo różne, często odległe części ciała. Wielokrotnie zdarzało się w naszym szpitalu, że w tym samym czasie jeden zespół operował choremu klatkę piersiową, drugi - brzuch, a trzeci - uszkodzone naczynia krwionośne lub centralny układ nerwowy. Podobnie było w przypadku prezydenta Adamowicza. Zespół kardiochirurgów operował przebite serce pacjenta, chirurdzy - robili wszystko, by zahamować krwawienie i zaopatrzyć uszkodzone wskutek drugiego ciosu nożem jelita.

Czy trauma team zjawił się w szpitalu dostatecznie szybko?

Oczywiście, bo system powiadamiania członków tego zespołu jest bardo prosty. Za wszystko odpowiada starszy lekarz KOR-u, który po otrzymaniu informacji od służb ratunkowych, że coś się dzieje, wykonuje jeden telefon, w wyniku którego każdy członek trauma teamu dostaje wiadomość, że jest potrzebny. Od anestezjologów po chirurgów z różnych dziedzin. W zależności od tego, jak dalej rozwija się sytuacja chorego, „doprasza się” kolejnych specjalistów, ale siły i środki, jakie mamy na co dzień, i to bez względu na porę dnia i nocy, są tak duże, że jesteśmy w stanie operować każdą część ciała chorego oddzielnie i w sposób skoordynowany.

W UCK zlikwidowano kilka lat temu Klinikę Chirurgii Urazowej, za to na jego bazie utworzono Centrum Urazowe.

Przypadki urazowe przejęli ortopedzi, natomiast chirurdzy ogólni zajmują się tzw. chirurgią miękką, pozostałymi narządami specjaliści z dedykowanych im dziedzin - kardiochirurgii, laryngologii itd.

Bez względu na porę dnia i nocy, jesteśmy w stanie operować każdą część ciała chorego oddzielnie i w sposób skoordynowany

Przede wszystkim jednak pacjent z urazami wielu narządów trafia na oddział intensywnej terapii?

Nie, zawsze wpierw trafia na oddział ratunkowy, gdzie jest „stabilizowany” i stawia mu się wstępne rozpoznanie, potem zwykle jest operowany. Z bloku operacyjnego z reguły przewożony jest na intensywną terapię. Dopiero potem na zwykły oddział.

Mimo że system ratunkowy działa bez zarzutu, walka o życie prezydenta Adamowicza została przegrana...

Nie jesteśmy w stanie uratować pacjenta, który doznał śmiertelnych urazów. Bezpośrednie uszkodzenie serca, które w tym przypadku było bardzo rozległe, podobnie jak urazy czaszkowo-mózgowe, to stany bezpośredniego zagrożenia życia.

Urazy serca zdarzają się chyba rzadko?

I Bogu dzięki. W naszym kraju rany postrzałowe czy urazy zadane przez nożownika zdarzają się sporadycznie.

Co jest najgorsze przy takim urazie?

Brak czasu na stabilizację stanu chorego. W przypadku urazu w obrębie jamy brzusznej mamy czas, by coś zrobić, by ustabilizować krążenie. Już szybka utrata ok. 30 proc. krwi powoduje zaburzenia hemodynamiczne - spadek ciśnienia krwi i masywne niedotlenienie wszystkich narządów. Krwawienie z serca jest najczęściej śmiertelne. Podobnie, jak krwawienie z dużych naczyń - aorty brzusznej czy piersiowej. Kiedyś tacy chorzy w ogóle do szpitala nie trafiali. Umierali na miejscu lub podczas transportu. Dziś, gdy mamy do dyspozycji śmigłowce i po 15-20 minutach od wypadku chory ląduje na dachu szpitala, zjeżdża windą i po dwóch minutach jest na KOR-ze, coraz częściej mamy chorych w stanie tak mało stabilnym. Walka o ich życie jest jednak bardzo trudna. Niektórych jednak udaje się nam uratować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Prezydentem zajmował się tzw. trauma team. Robił wszystko, by go uratować - Plus Dziennik Bałtycki

Wróć na i.pl Portal i.pl