Platformie coraz poważniej rozważa się scenariusz, w którym to PiS będzie zwycięzcą wyborów. - Jeśli PO nie wygra, nie powinna się ubiegać o tworzenie nowego rządu - stwierdził premier, podgrzewając atmosferę i wręcz przekreślając możliwą w takiej sytuacji koalicję PO-PSL-SLD, która niemal z pewnością miałaby w Sejmie większość.
W takim wypadku to Bronisław Komorowski musiałby przejąć inicjatywę tworzenia rządu. I podjąć decyzję, czy zgodnie ze zwyczajem oddać pałeczkę w ręce zwycięskiego w tym scenariuszu prezesa PiS, czy może objąć nieoficjalnym patronatem koalicję, której tworzenia odmawia Donald Tusk. - Mam nadzieję, że taka sytuacja nie nastąpi - mówi prezydencki minister Sławomir Nowak. Ale czy prezydent rozważałby możliwość utworzenia rządu z udziałem Platformy, jednak wbrew Donaldowi Tuskowi? - Oczywiście wskazanie kandydata na premiera to wyłączna prerogatywa prezydenta - ucina nasze dociekania Nowak.
Dylemat prezydenta to: czy wtedy desygnować na premiera Jarosława Kaczyńskiego, Grzegorza Napieralskiego, czy może innego polityka PO, a nawet... Grzegorza Schetynę. Nasz rozmówca z Platformy zwraca uwagę na doskonałe stosunki prezydenta z marszałkiem Sejmu. Łączy ich przede wszystkim stosunek do reform. I być może to Schetyna jako premier stałby się największym beneficjentem ostatniej deklaracji Tuska.
Czytaj też:Tusk: Jeśli PO nie wygra, to nie powinna ubiegać się o utworzenie rządu
Podwaliny takiego porozumienia już istnieją. W otoczeniu Komorowskiego od wiosny mówi się o tym, że po wyborach prezydent będzie miał nową rolę do odegrania. Coraz bardziej rozczarowani stosunkiem rządu Tuska do reform doradcy prezydenta i jego ministrowie chcą, by to Komorowski - wraz z marszałkiem Sejmu - stał się motorem ambitnych przedsięwzięć. - Po wyborach z pewnością lepiej niż dotąd będziemy pilnować w relacjach z rządem PO niektórych inicjatyw - sugeruje jeden z doradców prezydenta.
Ale, jak dowiedziała się "Polska", doradcy prezydenta i politycy PO rozważają też inny scenariusz: powierzenie misji tworzenia rządu Jarosławowi Kaczyńskiemu, jeśli wybory wygra PiS, i czekanie, aż ten rząd nie stworzy w Sejmie większości. A to dość prawdopodobne, bo PiS samodzielnie nie ma szans zdobyć większości, a zdolności koalicyjne partii Kaczyńskiego są mocno ograniczone. Lider PiS wyklucza koalicję z Platformą Obywatelską, mało prawdopodobny jest sojusz z SLD, zostaje tylko PSL. Według sondaży to nie wystarczy, aby stworzyć większość. W takim wypadku, po wyczerpaniu wszystkich przewidzianych konstytucją ruchów, czekałyby nas nowe wybory.
Czytaj też:Kaczyński o słowach Tuska: To próba wywarcia presji. I to raczej nieskuteczna
Jakie to są ruchy? Jeśli zatem w ciągu dwóch tygodni od desygnowania przez prezydenta nowego premiera nie zdołałby on uzyskać poparcia bezwzględnej sejmowej większości, kolejnego kandydata wskazywałby już parlament. Jeśli i to nie przyniosłoby skutku po kolejnych dwóch tygodniach, ruch znów należałby do prezydenta, który musiałby wskazać kolejnego kandydata. Jemu do sukcesu wystarczyłaby tylko zwykła większość głosów. Ale gdyby i jej zabrakło, konieczne byłoby rozpisanie nowych wyborów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?