Powtórzmy: Donald Tusk dziś może wszystko. Ma najsilniejszy z możliwych mandat do rządzenia. To on pociągnął na finiszu kampanię Platformy Obywatelskiej, jego tour po Polsce zapewnił nokautującą przewagę nad Prawem i Sprawiedliwością. W relacjach z prezydentem czy w szeregach swojej własnej partii może dyktować warunki z pozycji siły. Pokazał to już, zaskakując prezydenta pomysłem trwania obecnego składu rządu do końca roku czy arbitralnie obsadzając obecną minister zdrowia Ewę Kopacz w fotelu marszałka Sejmu. Tusk wewnątrz PO już nie musi lawirować między stronnikami Grzegorza Schetyny czy Cezarego Grabarczyka.
Czytaj też:Tusk: "Schetyna aspirował do roli mojego konkurenta". Oto przyczyna awansu Kopacz?
Właśnie w tym kontekście patrzę na zapowiadane zmiany w rządzie, bo zamiast hasła: "Tusku, musisz", dziś wybrzmiewa inne: "Tusku, możesz". Nie musi nic, a wszystko może. I tutaj premier daje wszystkim wyraźną podpowiedź, co zamierza czynić przez drugą kadencję swoich rządów. Zapowiadając nadchodzący sztorm w postaci wielkiego kryzysu, chce co najwyżej lepiej przymocować ładunki na statku, niźli szukać innego ich rozłożenia. Nowe rządy to ma być przede wszystkim kontynuacja dotychczasowego kursu określanego przez samego Tuska jako polityka ciepłej wody w kranie. W wielce znaczącym wywiadzie dla "Polityki" premier wręcz zapowiada rezygnacje ze sztandarowych haseł kibiców reform, jakimi są reformy KRUS i emerytur mundurowych. Tych reform nie będzie także później, bo w elementarzu silnych polityków sprawujących władzę, podpartym przykładem i doświadczeniem Thatcher czy Reagana, jest jak wół zapisane: Każda nowa władza ma od 6 do 9 miesięcy na zapoczątkowanie poważnych zmian. Po tym czasie już niewiele można.
Czytaj też:Starcie Tusk - Schetyna. Premier atakuje
Można powiedzieć, że nie dzieje się nic nowego, nic zaskakującego. Donald Tusk w kampanii nie obiecywał radykalnych reform, nie wypisywał na sztandarach potrzeby nowego otwarcia. No, może raz premier puścił do publiczności oko, zapowiadając wielką, personalną przebudowę gabinetu.
Czy jednak mając tak mocny mandat do rządzenia, nie powinien postawić sobie ambitniejszych celów? Nie dla jakiejś potrzeby zapisania się dwa razy mocniej w historii, niźli już się w niej zapisał, nie dla spełnienia oczekiwań wiecznych reformatorów. Po prostu wydaje się, że co najmniej w kilku obszarach Polska potrzebuje zmian i głębokich reform, bo takie są wyzwania współczesnego świata.
Czytaj też:Pozostałe felietony Pawła Siennickiego
Premier nie zmienia swojego sposobu myślenia o polityce, wybiera dość umiarkowany kierunek, nie formułuje już wielkich, ambitnych projektów. Być może ma rację. Być może nadchodzący kryzys będzie tak miażdżący, że trzeba myśleć wyłącznie o obronie, a nie o gruntownych zmianach. To czas pokaże, czy Donald Tusk ma rację. Niemniej trzeba też mocno powiedzieć - trudno wyobrazić sobie mocniejszy rząd i ewentualną większą aprobatę społeczną dla reform niż w czasach drugiej kadencji rządów Tuska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?