Prawda o ludobójstwie na Wołyniu jest ciągle fałszowana

Jaromir Kwiatkowski
Zbigniew Okoń: - Z upowców nie można robić bohaterów i stawiać im pomniki. To tak, jakby postawić pomnik Hitlerowi.
Zbigniew Okoń: - Z upowców nie można robić bohaterów i stawiać im pomniki. To tak, jakby postawić pomnik Hitlerowi. FOT. KRYSTYNA BARANOWSKA
Zbigniew Okoń, mieszkaniec Rzeszowa, pochodzący z Wołynia, uważa, że upowcy robili tam z Polakami to samo co hitlerowcy z Żydami.

- Im jestem starszy, tym bardziej widzę tamtych zabitych - wspomina.

Urodził się w Dubnie. Ojca, jak to wojskowego, przenosili z miejsca na miejsce, więc do wybuchu wojny rodzina mieszkała także w Krzemieńcu, Równem, Międzyrzeczu i Hoszczy. - Dobrze poznałem Wołyń - śmieje się pan Zbigniew. Gdy wybuchła wojna, miał niespełna 13 lat.

Z ojcem zobaczyli się po 17 latach

Gdy Sowieci weszli do Hoszczy, ojciec, choć na emeryturze, był w tym czasie już zmobilizowany w Korpusie Ochrony Pogranicza. Miał mundur i broń.

- Byłem świadkiem - opowiada pan Zbigniew - jak Sowieci wzięli do niewoli żołnierzy z KOP. Ojciec pracował w kopalni węgla w Krzywym Rogu. Ponieważ był chory, zwolnili go, lecz po kilku miesiącach znów aresztowali i wywieźli na Syberię.
Była to, jak mówi pan Zbigniew, pierwsza ludobójcza fala na Wołyniu - sowiecka.

Ojciec pana Zbigniewa dostał się do II Korpusu gen. Andersa, z którym walczył pod Monte Cassino. Po wojnie znalazł się w Anglii. - Dopiero po 17 latach rozłąki, na fali odwilży po 1956 r., mogłem do niego pojechać do Londynu - opowiada pan Zbigniew.

W więzieniach Równego i Brześcia

Rodzina obawiała się, że podzielą los ojca i również zostaną wywiezieni na Syberię.

- Czuliśmy się zagrożeni, zwłaszcza, że Sowieci już wiedzieli, iż ojciec był legionistą, uczestniczył w wojnie 1920 r. - opowiada pan Zbigniew. Jednak do tego nie doszło, bo w czerwcu 1941 r. wybuchła wojna sowiecko-niemiecka. Wraz z nią na Wołyń przyszła druga ludobójcza fala - hitlerowska. Niemcy poważnie przetrzebili wtedy inteligencję - m.in. w lipcu 1941 r. aresztowali i rozstrzelali profesorów lwowskich.

Pan Zbigniew z mamą i siostrą mieszkali wówczas w Równem. Gestapo aresztowało go, gdy miał zaledwie 15 lat. - Byliśmy harcerzami "naszpikowanymi" patriotyzmem - opowiada.

- Niemcy likwidowali polską inteligencję, więc chcieliśmy się im zrewanżować i wzięliśmy się do niszczenia listów niemieckich na poczcie. A ponieważ w Równem mieściła się siedziba Reichskomisariatu Ukrainy, tej poczty było sporo. Przyłapano nas na tym, zostałem aresztowany.

Najpierw spędził trzy miesiące w areszcie gestapo w Równem. Później został przeniesiony do tamtejszego więzienia, gdzie przebywał ponad miesiąc. Wreszcie wywieźli go do Ostlagru w Brześciu nad Bugiem.

- Tam przebywałem ok. pół roku - wspomina. - A ponieważ mama była krawcową i szyła stroje kochankom oficerów niemieckich, to wyprosiła, by interweniowali. Wtedy mnie wypuścili. Wróciłem do domu, na Wołyń. To był już 1943 rok.

Oszczędzali kule, zabijali siekierami

Wtedy zaczęła się trzecia, najgorsza fala ludobójstwa. - rzeź na Polakach ze strony ukraińskich nacjonalistów.

- Wcześniej policja ukraińska likwidowała Żydów razem z Niemcami, była już "zahartowana" w tej robocie. Kiedy powstała UPA, to policja w większości też poszła z nimi do lasu. To była uzbrojona, bandycka armia. Robili z Polakami to samo, co Niemcy z Żydami. Likwidowali wszystkich, od niemowlęcia po starców - twierdzi pan Zbigniew.

Upowcy mordowali głównie ludność na wsi. Zbigniew Okoń: - Ponieważ mieszkaliśmy w mieście, to nie czuliśmy się tak bardzo zagrożeni jak ci, którzy mieszkali poza miastem. Ale baliśmy i gdy szliśmy w nocy spać, zostawialiśmy siekierę pod drzwiami, by w razie czego było czym się bronić.

W tym iluzorycznym poczuciu bezpieczeństwa krył się paradoks historii. W Równem było sporo niemieckiego wojska, a Ukraińcy nie kwapili się do zadzierania z Niemcami.

- Można powiedzieć, że ci, którzy też nas gnębili, Niemcy, w jakimś stopniu byli naszymi obrońcami - podkreśla pan Zbigniew.

Wspomina, że widział, jak do Równego ciągle przywozili zabitych z różnych terenów, na ogół wiejskich.

- Codziennie oglądałem trupy zabitych przez ukraińskich nacjonalistów - wspomina.

Opowiada historię rodziny magazyniera z firmy budowlanej "Bender", w której wówczas pracował.

- Ten magazynier wysłał żonę na wieś pod Równem, do siostry na wykopki. Przywieźli ją już zabitą na furmance. Ukraińcy napadli ich, kazali położyć się na podłodze, przykryli kocami i siekierami porozbijali głowy. Często oszczędzali kule, zabijali siekierami, nożami, widłami.

Nie musieliśmy bać się swoich

W lutym 1944 r., jeszcze przed nadejściem frontu sowieckiego, mama zdecydowała, że wyjadą z Wołynia. Zbigniew Okoń:

- Zabraliśmy tłumoczki na sanki i podstawionym pociągiem pojechaliśmy do rodziny mieszkającej w Tarnowie. Okupacja wprawdzie jeszcze trwała, ale tu byliśmy wśród Polaków, nie musieliśmy bać się swoich.

Zamieszkali w Radłowie k. Tarnowa. Siostrę pana Zbigniewa Niemcy wytypowali na roboty. Próbowała uciec z transportu, ale została złapana i dostała się do Auschwitz. W końcu trafiła na roboty do Niemiec i tam dotrwała do końca wojny.
Pana Zbigniewa z matką Niemcy wywieźli pod Kraków.

- W Radłowie budowali lotnisko i potrzebowali kwater - tłumaczy. - Pod Krakowem doczekałem wyzwolenia.

Trzeba powiedzieć prawdę

Bardzo krytycznie ocenia to, że prezydent Lech Kaczyński podczas obchodów rocznicy zbrodni na Wołyniu nie potrafił nazwać tamtych wydarzeń ludobójstwem.

- Dla mnie nasz prezydent się wtedy skompromitował - mówi twardo. - Nie można fałszować historii, a Wołyń ciągle jest fałszowany, tak jak kiedyś Katyń.

Przyznaje, że zdarzało się, iż to Polacy mordowali Ukraińców. Ale nie można porównywać tych dwóch zbrodni:

- Mogło się zdarzyć, że ktoś, komu upowcy wymordowali rodzinę, próbował się mścić. Ale to były wyjątkowe sytuacje.

Uważa, że z upowców nie można robić bohaterów i stawiać im pomniki.

- To tak, jakby postawić pomnik Hitlerowi - twierdzi. Podkreśla również, że mordowali ukraińscy nacjonaliści. A wśród Ukraińców ma wielu przyjaciół.
Co zatem należy zrobić z tym trudnym dziedzictwem przeszłości? - Powiedzieć prawdę - odpowiada. - Tak jak mówi ks. Isakowicz-Zaleski. Bardzo go pochwalam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Prawda o ludobójstwie na Wołyniu jest ciągle fałszowana - Nowiny

Wróć na i.pl Portal i.pl