Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pracują przy najpiękniejszych biurkach na świecie [REPORTAŻ]

Agnieszka Krystek
Agnieszka Krystek
Miłosz Homik: Czasami na ziemi jest pochmurno. Jednak, kiedy wzbijam się ponad chmurami, jest już słońce. Jak tu nie lubić takiej pracy?
Miłosz Homik: Czasami na ziemi jest pochmurno. Jednak, kiedy wzbijam się ponad chmurami, jest już słońce. Jak tu nie lubić takiej pracy? Krzysztof Szymczak
Mieli mnóstwo szczęścia w życiu. Marzyli, by zostać pilotami. Udało się. Zgodnie twierdzą, że o nic więcej nie muszą prosić Świętego Mikołaja. Mają wszystko. Jednak nie zawsze było łatwo.

Agnieszka najgorzej wspomina święta w Stanach. Siedziała sama w pokoju, zagryzała obrzydliwe pierogi i piła wino. Na pół godziny połączyła się na Skypie z rodzicami. Opowiadała, że ulepiła pierogi, że wszystko jest w porządku. Nie powiedziała, że pierogi są niejadalne i że bardzo tęskni. Agnieszka nigdy się nie skarżyła. Wie, jaki zawód wybrała. Zawsze o nim marzyła. Nie skarży się też Miłosz. Podkreśla, że na co dzień pracuję przy najpiękniejszym biurku na świecie. Nic innego nie ma znaczenia.

Agnieszka Kurek dziś jest pilotem w Adrii Airways. Lata na CRJ700. To mały odrzutowiec pasażerski. Agnieszka jest też instruktorem w Bartolini Air, łódzkiej firmie szkolącej pilotów. -Moim największym marzeniem jest prowadzenie boeinga 747. To jeden z największych samolotów odrzutowych na świecie, może zabrać na pokład prawie 600 pasażerów -mówi Agnieszka. - Moje marzenia mają to do siebie, że się spełniają. A więc, jak już poprowadzę tego boeinga, to będę musiała wymyśleć sobie nowe marzenie.

Stewardesa nie jest kelnerką

Agnieszka zdecydowała, że zostanie pilotem osiem lat temu. - Mama mało nie zemdlała, jak usłyszała, że chcę być pilotem -wspomina Agnieszka. - Jednak już wcześniej przyzwyczaiła się do moich szalonych pomysłów. Najpierw pracowałam na statku wycieczkowym i pływałam po Hawajach. Na statku poznałam Irlandczyka i pojechałam z nim do Dublina. Z tej znajomości nic nie wyszło. Ale właśnie w Irlandii zdecydowałam, że zostanę pilotem. Pomyślałam sobie, że skoro już pływałam statkiem po morzach, to pora na statki w powietrzu.

Agnieszka najpierw przez dwa lata latała jako stewardesa. - To jest ciężka praca. Stewardesa cały czas ma kontakt z ludźmi. Pasażerowie myślą, że ona ma tylko podawać drinki i jedzenie. To nieprawda. Stewardesa jest w samolocie dla bezpieczeństwa - mówi Agnieszka. - Stewardesy przechodzą rygorystyczne szkolenia. Serwis, czyli podawanie jedzenia i picia, to poboczna sprawa.

Piloci F16 ćwiczyli w Łasku. Latali polskimi i amerykańskim F16 [ZDJĘCIA, FILM]

Kiedy Agnieszka była stewardesą, zaczęła fascynować się pracą pilota. - Zaczęło mi się podobać to, co się dzieje z przodu samolotu, zaglądałam do kokpitu. Złapałam bakcyla na latanie. Jako dziecko nigdy nie marzyłam, by zostać pilotem - mówi Agnieszka.- Pierwszy mój lot treningowy był w szkole na Florydzie. A po raz pierwszy naprawdę poleciałam z pasażerami na trasie Ljubliana- - Podgorica.

Emocje pierwszego lotu Agnieszka pamięta do dzisiaj. - To było dla mnie ogromne przeżycie. Byłam zarówno podekscytowana, jak i zestresowana. Ale to było fajne uczucie - przyznaje pilot. - Broń Boże, nie przyznałam się pasażerom, że to mój pierwszy lot. Nie chciałam ich przestraszyć. W takiej sytuacji lepiej nic nie mówić.

Rycerze przestworzy z Łasku [ZDJĘCIA]
Agnieszce nie zdarzyły się jeszcze żadne komplikacje podczas lotu. - Odpukać - dodaje z uśmiechem. - Czasem, jak są trudne warunki, trzeba się mocniej skupić. Ale wszystko idzie dobrze.

Agnieszce brakuje tylko ludzi. - Pilot czasami tylko coś powie do pasażerów przez telefon i to wszystko. W kokpicie jesteśmy tylko we dwójkę - opowiada.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Obrzydliwe pierogi

Od kiedy Agnieszka lata dla Adrii, która ma bazę w Łodzi, mieszka w Polsce. - Teoretycznie zawsze wracam do domu, praktycznie różnie bywa. Zdarza się, że przez kiepską pogodę lub mgłę trzeba wylądować w innym miejscu. Ale absolutnie mi to nie przeszkadza. Taki mam zawód i już. Moja praca nie zaczyna się o ósmej i nie kończy o piętnastej. Nie przychodzę do tego samego biura, nie klepię tych samych liter na klawiaturze. I dlatego, że mam ciekawą pracę, zdarzają się też niespodzianki. Jak się wybiera zawód pilota, to się nie myśli o wolnych weekendach i świętach. Są inne priorytety. Oczywiście, lubię spędzać niedzielę z rodziną, wszyscy się wtedy cieszą. Ale nie to jest najważniejsze.

Te święta po raz pierwszy od lat Agnieszka spędzi z najbliższymi. Bardzo się na nie cieszy. - To luksus wsiąść w samochód i spotkać się z rodziną - mówi. - Bardzo rzadko się to zdarza. To będzie wyjątkowe Boże Narodzenie.

Najbardziej w pamięci Agnieszce utkwiły święta w Stanach. - Wtedy się szkoliłam. Nie miałam pieniędzy na bilet, żeby na święta lecieć do Polski - mówi Agnieszka. - Większość moich znajomych pojechała do domu. Ja zostałam sama. Ulepiłam pierogi. Wyszły obrzydliwe. Jadłam je i popijałam winem. Gdzieś w amerykańskim sklepie znalazłam coś barszczopodobnego. Kupiłam sobie na święta. W Wigilię połączyłam się z rodziną na Skypie. Przez pół godziny pokazywali mi, jakie dobre rzeczy jedzą, widziałam, jak dobrze im razem. Ja kłamałam, że moje pierogi są najwspanialsze na świecie. Nawet byłam przekonywująca.

Agnieszka smak tamtych pierogów pamięta do dzisiaj. - Po świętach ich trochę zostało. Nawet je zamroziłam. Ale na wiosnę wyrzuciłam bez żadnego zastanowienia - uśmiecha się .

Więcej pilotów niż pracy

Agnieszka ma wielu znajomych pilotów. - Nasze środowisko nie jest zawistne, lubimy się, wspieramy - mówi kobieta. - Utrzymujemy ze sobą kontakt. Ale to nie jest taki typ znajomych, z którymi raz na tydzień chodzi się na piwo. Każdy mieszka gdzie indziej, lata gdzie indziej. Jesteśmy rozsiani po świecie. Rozmawiamy głównie przez Skypa.

Agnieszka przyznaje, że powinna poszukać sobie jakiegoś hobby. - Teraz rozmawiam tylko o lotnictwie - uśmiecha się.

Kobieta przyznaje, że dziś młodym pilotom jest ciężko. - Jest więcej pilotów niż pracy - mówi. - Ciężko jest zdobyć doświadczenie po szkole. Jak się komuś uda znaleźć pracę, to otwieramy szampana i wszyscy się cieszymy. Mój uczeń właśnie dostał pracę we Francji. Będzie latał airbusem. Jestem z niego dumna. Zaczynał od małego samolotu, a teraz poprowadzi dużą maszynę.

Na to, że dziś jest więcej pilotów niż pracy dla nich, miała wpływ seria bankructw linii lotniczych w 2008 i 2009 roku. - Sporo linii splajtowało w tym czasie. Rynek do dziś próbuje się po tym podnieść. Jednak pracy dla pilotów nie przybywa - mówi Agnieszka. - Pojawiła się też moda na płacenie za latanie. Linie lotnicze każą sobie płacić za to, że można u nich latać i zdobywać doświadczenie. Kosztuje to około 40 tysięcy euro. Nie dość, że linie nie muszą płacić pilotowi pensji, to jeszcze na pilocie zarabiają. Mówimy wtedy, że pilot wykupił najdroższy bilet w samolocie. Często składa się na to rodzina, znajomi. Jak już pilot ma doświadczenie, to łatwiej mu zdobyć pracę.

Agnieszka przyznaje, że dziś mama jest z niej dumna. - Zaakceptowała mój wybór - mówi. -Z tatą od początku było łatwiej. On pracował w Locie jako dyspozytor ciężarówek, to było cargo. Cieszy się, że jestem pilotem.

Agnieszka nie planuje założenia rodziny. Nie myśli też o dzieciach. - Z rodziną jest jak ze świętami. Dla pilota są ważniejsze sprawy - mówi Agnieszka. - Trudno jest planować przyszłość, jeśli nie pracuje się w stałych godzinach, w jednym miejscu. O ślubie nie myślę. Nie da się zaplanować czegoś, co wydarzy się za dwa albo trzy lata, skoro nie wiem, co wydarzy się jutro.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Najtrudniej było przekonać mamę

Rodzinę planuje za to Miłosz Homik. Jeszcze nie teraz, ale kiedyś na pewno chce ją mieć. Miłosz też lata dla Adrii na CRJ 700 oraz jest instruktorem w Bartolini Air.

- O byciu pilotem zacząłem marzyć już w dzieciństwie. Mieszkałem wtedy z mamą w Portugalii i często lataliśmy do Polski - opowiada Miłosz. - Zafascynowałem się wtedy lataniem. Uwielbiałem samoloty, lotniska. Wydawało mi się to takie elitarne. Chciałem zostać częścią tego świata.

Miłosz zdał maturę w Portugalii, poszedł też tam na studia inżynierskie. - Myślałem o lotnictwie wojskowym. Ale nie miałem obywatelstwa portugalskiego i nie mogłem dołączyć do wojska. Na cywilną szkołę nie było mnie stać. To kosztowało jakieś 50 tys. euro - mówi Miłosz. - Dowiedziałem się, że w Polsce uczelnie cywilne umożliwiają szkolenie za darmo. Zostawiłem więc portugalskie życie i przyjechałem do kraju. Najpierw dostałem się na Politechnikę Rzeszowską. Ale wystarczająco się tam nie postarałem. Potem dostałem się do szkoły w Chełmie. Najpierw zrobiłem licencję pilota turystycznego. To kosztowało mnie około 20 tysięcy złotych. Potem ukończyłem szkołę dla pilotów.

Miłosz dokładnie pamięta swój pierwszy lot z instruktorem: - To były niesamowite emocje. Ale było też przerażenie. To jest uczucie nie do opisania, kiedy siedzi się za sterami samolotu, a nie na fotelu pasażerskim. Miałem przed sobą milion wskaźników, guzików. Była adrenalina. Instruktor powoli wprowadzał mnie w poszczególne zadania. Pomimo strachu, wszystko się udało.

Na pierwszy lot bez instruktora Miłosz zabrał kolegów ze studiów. Ale jak mówi, nie było to nic nadzwyczajnego. To był lot turystyczny. - Obok mnie siedział kolega, który też się uczył na pilota - opowiada Miłosz. - Najtrudniej do lotu ze mną było przekonać mamę. Chyba mi nie ufała. Mama lata liniowymi samolotami i się nie boi. Ale ze mną bała się polecieć. Jednak udało mi się przekonać ją do turystycznego lotu. To było w Łodzi. Widziałem, że się bała, ale próbowała to ukryć. Po tym locie przekonała się, że jej syn nie jest wariatem. Już się mnie nie boi.

Samolot to nie symulator

Miłosz był jedną ze 160 osób, która zgłosiła się do pracy w Adrii. Ze względu na bazę w Łodzi, linia szukała tu pilotów i stewardes.

- Jak zobaczyłem to ogłoszenie, to wiedziałem, że muszę spróbować. Byłbym idiotą, gdybym tego nie zrobił - mówi Miłosz.

Ze 160 osób Adria wybrała czterech pilotów i sześć stewardes albo stewardów. Miłosz był wśród szczęściarzy, którzy dostali pracę. -Przeszedłem kilka etapów rekrutacji, wiele testów w Słowenii oraz na symulatorze lotów w Berlinie. Była stresująca roz-mowa kwalifikacyjna - mówi Miłosz. - Ale bez względu na to, jaką pracę chcemy zdobyć, są nerwy. Jeśli nam na czymś zależy, to się stresujemy. Piloci nie są wyjątkiem.

Testy skończyły się w październiku. - Potem zaczęły się loty. Najpierw poleciałem z instruktorem. Byłem pierwszym oficerem, siedziałem po prawej stronie. Instruktor był kapitanem. Na trzecim siedzeniu siedział tzw. bezpiecznik, który byłby potrzebny w nagłych okolicznościach, np. gdyby kapitan stracił przytomność - mówi Miłosz. - Prawdziwy lot to zupełnie inne przeżycia niż symulator. Za sterami samolotu dopadła mnie rzeczywistość. Pomyślałem sobie: to już to, już jestem pilotem. Nie można uciec, trzeba robić wszystko, jak się umie najlepiej. Trzeba przezwyciężyć strach. Zostaje tylko presja, by się udało. Miałem wrażenie, że wszystko dzieje się za szybko.

Miłosz uważa, że ma jeden z najlepszych zawodów na świecie. - Mam najpiękniejsze biurko na świecie. Chociaż są przyrządy, to i tak widoki są najlepsze - uśmiecha się Miłosz.- Ludzie muszą płacić za bilet, a mi płacą za to, że podziwiam to wszystko. Czasami na ziemi jest pochmurno, a gdy wzbijam się ponad chmurami, jest już słońce. Jak tu nie lubić takiej pracy?

Miłoszowi zdarzyła się tylko jedna wpadka. Niegroźna. - Lecieliśmy z Łodzi do Monachium i mówiłem pasażerom co jest pod nami, jak wysoko jesteśmy, ile czasu zostało do lądowania - opowiada. - Powiedziałem, że mamy piękny dzień, po prawej stronie widzimy Poznań, a po lewej Karpaty. Za jakiś czas wracałem z Monachium do Łodzi i po locie podszedł do mnie pasażer. Powiedział, że wtedy się pomyliłem. To nie były Karpaty, ale Sudety. Zrobiło mi się głupio.

Choć piloci nie mają wyznaczonych godzin pracy, to przepisy pozwalają im latać określoną liczbę godzin. - Co siedem dni muszę mieć dwa dni wolnego. Linie lotnicze mają dział, który tego pilnuje - mówi Miłosz. - Godziny pracy pilotów nie zawsze są wymarzone. Czasem muszę wstać o godz. 4.30, by o 6 polecieć do Monachium. Nie chce się. Czasami samolot się spóźnia.

Wigilę i pierwszy dzień świąt Miłosz ma wolne. - Adria nie lata z Łodzi w te dni. Ale są koledzy, którzy będą na tzw. stand-byu. Muszą być w gotowości, gdyby się coś wydarzyło - mówi Miłosz.- Nie ma jednak co rozpaczać. Jest wiele zawodów, w których ludzie pracują albo muszą być w gotowości w święta, np. kierowcy MPK, policjanci, lekarze, dziennikarze.

Zapytany o marzenia, Miłosz chwilę się zastanawia. - Moje największe marzenie się spełniło. Zostałem pilotem. Teraz to już tylko chcę się rozwijać, latać na coraz ciekawszych trasach - mówi. - W przyszłości chcę założyć rodzinę. Na razie nie spędzam za dużo czasu w domu. Wolę latać. Wracam do domu tylko, by odpocząć. W przyszłości jednak pewnie zmienią mi się priorytety.

Najważniejsze wydarzenia minionego tygodnia w skrócie
14-20 grudnia 2015 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki