Pozycja prezydenta Francji osłabła po protestach "żółtych kamizelek". Czy realny jest jeszcze jego plan reform?

Peter Conradi
JAMES ARTHUR GEKIERE/AFP/East News
W obliczu niegasnących protestów „żółtych kamizelek”, które w minioną sobotę i niedzielę znowu rozgorzały w wielu miastach kraju, prezydent Francji Emmanuel Macron postawił w zastaw swoją wizję reform fiskalnych. W zamian chce uzyskać spokój ze strony francuskiej ulicy. Przy okazji jednak ryzykuje spór z Unią Europejską.

Poławiacze ostryg z miejscowości Poitou-Charentes na atlantyckim wybrzeżu Francji zazwyczaj 60-80 procent swoich rocznych przychodów osiągają w dniach poprzedzających Boże Narodzenie. To w święta Francuzi zajadają się popularnymi ostrygami fines de claire.

Ten rok jest jednak wyjątkiem. Sprzedaż przysmaku spadła o połowę i wielu producentów obawia się o swoją przyszłość. Oskarżają protestujących z ruchu „żółtych kamizelek”, którzy w całym kraju blokowali drogi i zatrzymali ciężarówki-chłodnie, które dowoziły towar do sklepów i supermarketów. Te ostatnie musiały wstrzymać zamówienia ostryg.

- 25 grudnia jest tylko raz w roku - skarżył się w ubiegłym tygodniu Daniel Coirier, szef regionalnego stowarzyszenia producentów skorupiaków. - Nie sprzedajemy ostryg w styczniu - dodał.

Ale to nie tylko poławiacze ostryg liczą koszty protestu, który zaczął się w ubiegłym miesiącu od kampanii w mediach społecznościowych, sprzeciwiającej się proponowanym podwyżkom podatku od oleju napędowego. Wkrótce protest rozwinął się w szeroki ruch niezadowolenia wywołanego pogorszeniem poziomu życia społeczeństwa, o które oskarżana jest polityka prezydenta Emmanuela Macrona.

Ruch w interesie w sklepach całej Francji - od hiper-marketów na obrzeżach miast po butiki na Champs-Elysees, znowu zabite deskami w minioną sobotę w obawie przed uszkodzeniem przez demonstracje, mocno ucierpiał w wyniku protestów. Bruno le Maire, minister finansów, przyznał, że niepokoje społeczne mogły kosztować Francję 0,1 tegorocznego PKB, a to jest równowartość kilku miliardów euro. - Nie poprawiło to atrakcyjności naszego kraju - dodał w oświadczeniu.

Te koszty, choć znaczące, mogą być jednak małym piwem w porównaniu do kosztów, jakie niosą z sobą zmiany proponowane przez rząd Macrona, mające na celu uspokojenie protestujących. Mogą też spowodować długoterminowe szkody w programie reform, jakie prezydent zapowiedział po wyborze w maju ubiegłego roku.

Po wielu tygodniach zadziwiającego milczenia prezydenta, w poniedziałek Macron w końcu na poważnie zareagował na żądania „żółtych kamizelek”. Podczas 13-minutowego wystąpienia w telewizji siedzący za złoconym biurkiem w Pałacu Elizejskim i oglądany przez 23 miliony widzów - tylu widzów oglądało we Francji zwycięstwo ich drużyny w piłkarskich mistrzostwach świata w lipcu - Macron przedstawił prezenty dla społeczeństwa w postaci 100 euro dodatku miesięcznie dla najmniej zarabiających, a także wyższych świadczeń dla najuboższych emerytów. Planowana podwyżka cen paliwa, która była bezpośrednim powodem protestów, została odwołana już tydzień wcześniej.

Prezydent również pokłonił się przemysłowi, zapraszając ponad stu szefów firm do Pałacu Elizejskiego. Firmy szybko odpowiedziały wprowadzeniem bonusów z okazji końca roku: na przykład gigant naftowy Total wypłaci 20 tysiącom swych pracowników premię w wysokości 1500 euro, obiecał również podwyżkę pensji w przyszłym roku o 3,1 proc. Mówi się również o spowolnieniu planowanych cięć w podatku korporacyjnym dla dużych przedsiębiorstw, a także o wzmocnieniu działań na rzecz ograniczania unikania płatności podatków.

Minister ds. budżetu Gerald Darmanin powiedział, że zapowiadane działania będą kosztować 10 mld euro i powiększą deficyt budżetowy w 2019 r. o 0,5 proc. - do 3,4 proc. PKB. To dużo więcej niż dozwolona granica wyznaczona przez Unię Europejską. Według niezależnych instytucji koszty świadczeń w rzeczywistości mogą być jeszcze o kilka miliardów euro wyższe.

Pierre Moscovici, unijny komisarz gospodarki - były minister finansów w rządzie Francoisa Hollande, w którym Macron pełnił funkcję ministra gospodarki - rozumie zobowiązania, jakie podejmuje teraz jego kraj. Francji nie spotkają reperkusje ze strony Unii pod warunkiem, że obecna zwyżka deficytu będzie „ograniczona, tymczasowa i wyjątkowa” - powiedział Moscovici.

To wywołało pusty śmiech władz włoskich, które zostały zobowiązane do redukcji planu wydatków, w przeciwnym razie Bruksela zagroziła sankcjami. Bo chociaż deficyt Włoch ma być znacząco poniżej 3 proc., to jest on uznawany za problematyczny w dłuższym okresie.

Czy zatem Macron po prostu rzucił ręcznik w obliczu społecznych protestów? Krytycy twierdzą, że on po prostu powtarza niechlubną tradycję poprzednich prezydentów Francji, którzy szumnie zapowiadali wielkie programy zmiany swego kraju, a następnie uginali się po pierwszych oznakach protestów ulicy.

Prezydent odrzuca ten zarzut. W wypowiedzi dla dziennikarzy w piątek zapowiedział, że jest zdeterminowany do kontynuacji reform kluczowych „dla wiarygodności Francji, a także korzystnych dla naszego kraju i społeczeństwa”.

- Mandat udzielony mi przed 18 miesiącami jest ważny - podkreślił Macron, odnosząc się do swego zaskakującego zwycięstwa wyborczego w ubiegłym roku.

Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana. Pomimo ustępstw Macron stara się zachować kluczowe elementy swego programu, który ma poprawić konkurencyjność Francji. Odrzucił jedno z kluczowych żądań protestujących: odwołania wprowadzonej w ubiegłym roku abolicji podatku dla bogatych, wprowadzonego wobec osób o majątku przekraczającym 1,3 mln euro.

Dla „żółtych kamizelek” nie ma lepszego dowodu na to, że Macron, pozycjonujący się w wyborach na kandydata centro-lewicowego u władzy zachowuje się jak „prezydent bogatych”. Dla Macrona z kolei usunięcie podatku kapitałowego jest kluczowe, by zachęcić ludzi do inwestowania.

- Macron próbuje trzymać się swego planu reform podatków, zwłaszcza podatku od bogactwa, a także reform strukturalnych rynku pracy, szkoleń zawodowych i tak dalej, co jest pozytywne, mówi Emmanuel Jessua z probiznesowego think tanku Rexecode. - Jednak prezydent stracił część zaufania politycznego, jakim się cieszył i nie jestem pewien, czy będzie w stanie przeprowadzić swą gospodarczą agendę - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
bandziorów z korpogangów żyjących z wywoływanych przez siebie wojen, konfliktów, epidemii. Dzięki mordom, zastraszaniu, wymuszaniu, wyzyskowi dysponując fortunami większymi niż budżety wszystkich państw szantażem zmuszają do wprowadzania coraz bardziej zbrodniczych dogodnych dla nich rozwiązań. ZDRADA I HAŃBA SOLIDARNYM PATRIOTOM SZLACHETNYM OBROŃCOM PRZED KOMUNIZMEM ZA SPRZEDANIE KRAJU I NARODU TAKIM BANDZIOROM KTÓRZY NIE SPOCZĘLI PÓKI NIE WMÓWILI CAŁEMU ŚWIATU ŻE SOCJALIZM TO NAJWIĘKSZE ZŁO BO W SOCJALIZMIE TAKIE BANDZIORY KOŃCZYLI BY POD ŚCIANĄ JAK NA TO ZASŁUGUJĄ.
Wróć na i.pl Portal i.pl