Poznań. Klinika Chirurgii przy ul. Długiej. Lekarze mówią o eksperymentach medycznych na pacjentach. Prokuratura nawet nie wszczęła śledztwa

Łukasz Cieśla
Łukasz Cieśla
Doktor Krzysztof, który zgłosił sprawę prokuraturze, pracował w Klinice Chirurgii Ogólnej i Naczyń Szpitala Przemienienia Pańskiego w Poznaniu. Placówka podlega poznańskiemu Uniwersytetowi Medycznemu.
Doktor Krzysztof, który zgłosił sprawę prokuraturze, pracował w Klinice Chirurgii Ogólnej i Naczyń Szpitala Przemienienia Pańskiego w Poznaniu. Placówka podlega poznańskiemu Uniwersytetowi Medycznemu. Łukasz Gdak
W poznańskiej Klinice Chirurgii Ogólnej i Naczyń przy ul. Długiej miały być prowadzone eksperymenty na pacjentach, bez ich wiedzy i zgody. Jak mówią lekarze, pacjentom podawano lek niezarejestrowany w Polsce i pojawiały się poważne powikłania, nawet zgony. Sprawę zgłosił prokuraturze doktor Krzysztof, jego zarzuty potwierdzają kolejni chirurdzy naczyniowi. Ale prokuratura nikogo nie przesłuchała. Nawet nie wszczęła śledztwa.

– Można powiedzieć, że była to forma nielegalnych eksperymentów na ludziach. Pacjenci o niczym nie wiedzieli, a my nie wiedzieliśmy dokładnie, jak im dawkować Actilyse. Zaczęliśmy od dużych dawek, co w niektórych przypadkach kończyło się udarami krwotocznymi lub zgonem pacjentów

– powiedział nam jeden z chirurgów naczyniowych pracujący przy ul. Długiej. Potwierdza zarzuty doktora Krzysztofa.

Czytaj więcej: Klinika przy Długiej: chirurdzy naczyniowi opowiadają o poważnych powikłaniach i zgonach pacjentów

Tymczasem prokuratura uznała, że przy Długiej odbywały się „standardowe procedury medyczne”. I choć w prokuraturach działają specjalne komórki do badania błędów medycznych, poznańscy śledczy nawet nie wszczęli śledztwa ws. zgonów pacjentów w klinice, podawania im niedopuszczonego leku, przeszczepiania „lewych” żył.

Zobacz wideo:

Eksperymenty medyczne na pacjentach? Sprawa trafiła na najniższy szczebel prokuratury

O domniemanych przestępstwach prokuraturę informował doktor Krzysztof, który pracował w poznańskiej Klinice Chirurgii Ogólnej i Naczyń przy ul. Długiej. Jak nam opowiadał, gdy swoje spostrzeżenia zgłaszał przełożonym, najpierw polecono mu zostawić temat, potem został zwolniony z pracy.

Szczegóły tej historii opisaliśmy w piątkowym „Głosie Wielkopolskim”. Przypomnijmy, że były szef kliniki, któremu doktor Krzysztof zarzucał rozmaite działania, oskarżył go później o zniesławienie. Z kolei doktor Krzysztof pozwał szpital o mobbing, a jako mobbera wskazał właśnie byłego szefa Kliniki Chirurgii Ogólnej i Naczyń.

Dr Krzysztof zawiadomił również prokuraturę. Wskazał śledczym przykłady pacjentów, którzy jego zdaniem mieli poważne powikłania prowadzące do zgonów. Informował o podawaniu niezarejestrowanego leku, o stosowaniu terapii podciśnieniowej po pękniętym tętniaku aorty brzusznej. Pisał również o przeszczepach „lewych” żył. Podawał nazwiska lekarzy, których warto przesłuchać.

Doniesienia doktora Krzysztofa trafiły na najniższy szczebel prokuratury. Wyjaśnieniem kluczowego wątku zajęła się Roksana Wilk z Prokuratury Rejonowej Poznań Stare Miasto. Była wtedy asesorem, czyli „kandydatem” na prokuratora. Nominację na prokuratura odebrała trzy miesiące temu.

Prokuratura nie przesłuchuje świadków i odmawia wszczęcia śledztwa

W czerwcu 2018 roku asesor Roksana Wilk odmówiła wszczęcia dochodzenia ws. narażenia pacjentów z kliniki przy ul. Długiej na utratę życia i zdrowia.

Prokuratura nie przesłuchiwała lekarzy, poprzestała na postępowaniu sprawdzającym. Uznała, że doktor Krzysztof nie wskazał, którym dokładnie pacjentom przeszczepiono „lewe” żyły. W innych wątkach prokuratura oparła się na oświadczeniach szpitala i byłego szefa kliniki, że wszelkie zabiegi prowadzono zgodnie z procedurami. Prokuratura zauważyła też, że skargi nie złożył żaden z pacjentów (niektórzy lekarze z Długiej twierdzą, że pacjenci o niczym nie wiedzieli – dop. red.).

Wpływ na decyzję o odmowie wszczęcia dochodzenia miał ponadto konflikt Krzysztofa z byłym szefem kliniki oraz fakt, że zawiadomienie złożył po zwolnieniu z pracy. Zdaniem prokuratury te okoliczności wpływały na wiarygodność Krzysztofa.

Uczelnia doniosła na siebie... „To pijarowska zagrywka”

Odmową wszczęcia dochodzenia – tutaj decyzje podejmowali dwaj inni prokuratorzy Prokuratury Rejonowej – zakończyły się również kolejne dwa zawiadomienia.

Jedno z nich składał Krzysztof, a kolejne złożyła sama uczelnia. A konkretnie, w 2015 roku, zrobił to adwokat reprezentujący uczelnię. Stało się tak po liście studentów ws. rzekomego mobbingu w Klinice Chirurgii Ogólnej i Naczyń oraz fatalnych zachowań jej ówczesnego szefa. Adwokat uczelni zawiadomił wówczas prokuraturę o ewentualnych czynach zabronionych, do których miało dojść w uniwersyteckiej klinice. Adwokat w swoim zawiadomieniu wskazał, że osobą odpowiednią do kontaktu jest... kanclerz Uniwersytetu Medycznego.

– W moim odczuciu, ale to także opinia innych lekarzy, to zawiadomienie było pijarowską zagrywką uczelni. Sama na siebie doniosła, wskazała do kontaktu kanclerza, który nie był lekarzem i nie miał wiedzy o nieprawidłowościach w szpitalu

– opowiada Krzysztof. - Prokuratura nie wykazała żadnej inicjatywy, sama niczego nie badała, oparła się na ustaleniach szpitala, który jest stroną w tych sprawach i który ma powody, by ukrywać niewygodne dla siebie fakty. Prokuratura nie analizowała dokładnie zeznań świadków oraz dowodów, które są już przecież zgromadzone w postępowaniach sądowych - dodaje.

Czytaj więcej: Uniwersytet Medyczny w Poznaniu: Studenci oskarżają profesora o mobbing

Czy doniesienie doktora Krzysztofa, w kluczowym wątku rzekomego działania na szkodę pacjentów, zostało przez prokuraturę zbadane we wnikliwy sposób?

Prokurator Małgorzata Mikoś-Fita, szefowa Prokuratury Rejonowej Poznań Stare Miasto, odesłała nas do rzecznika Prokuratury Okręgowej.

Klinika przy Długiej: bardzo mocne zeznania, ale prokuratura ich nie zna

Prokurator Michał Smętkowski zapewnia, że prokuratura analizowała akta spraw sądowych. Ale tylko postępowań cywilnych, w tym zakończonego o przywrócenie Krzysztofa do pracy oraz trwającego o mobbing w klinice.

Śledczy nie sięgnęli do akt sprawy karnej, tej o zniesławienie, którą Krzysztofowi wytoczył były szef kliniki. A właśnie w tym procesie, jak się dowiedzieliśmy, padają bardzo mocne zeznania lekarzy m.in. o eksperymentach medycznych, o powikłaniach, o zgonach pacjentów.

– W sprawie było postępowanie sprawdzające. Analizowano szereg dokumentów, w tym akta ze spraw cywilnych. Prokurator uznał, że nie ma podstaw do wszczęcia śledztwa. Oceniono, że rzekome eksperymenty medyczne w rzeczywistości są standardowymi procedurami medycznymi w tym szpitalu. Na tej podstawie uznano, że nie ma przesłanek do stwierdzenia przestępstwa – mówi Michał Smętkowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej.

Jak rzecznik prokuratury skomentuje fakt, że część lekarzy z Długiej stanowczo zaprzecza, by procedury były standardowe? Że mówią m.in. o eksperymentach medycznych bez wiedzy pacjentów, o „lewych” przeszczepach, o podawaniu niezarejestrowanego w Polsce leku, co mogło prowadzić do zgonów pacjentów?

– Trudno odnieść mi się do szczegółów. Nie prowadziłem tego postępowania osobiście. Jeżeli wyjdą na jaw nowe fakty i dowody, postępowanie może być podjęte w każdym czasie

– zaznacza prokurator Michał Smętkowski.

Dlaczego tak istotną sprawę powierzono asesorowi, a nie skierowano do prokuratorów specjalizujących się w błędach medycznych (takie działy znajdują się w strukturach Prokuratur Okręgowych)?

– Asesor to osoba odpowiednio wykształcona, która zdała egzaminy, poza tym jej decyzje podlegały aprobacie przełożonych – odpowiada prokurator Michał Smętkowski.

Doktor Krzysztof: Będąc lekarzem, trzeba mieć odwagę

Nie brakuje głosów, że poznańska prokuratura nie chciała wszczynać śledztwa, bo sprawy medyczne są zawiłe, śledztwa trwają bardzo długo, a ich wynik jest niepewny.

Jak mówi nam jeden z prawników, prokuratorzy muszą zasięgnąć opinii biegłego, najczęściej lekarza, który może chronić własne środowisko zawodowe. Co na to rzecznik prokuratury?

– To nieuprawniona teza, że nie jesteśmy chętni do prowadzenia jakichś spraw. Faktem jest jednak, że sprawy medyczne są skomplikowane z uwagi na ich materię. Ocena wymaga wiedzy specjalistycznej i zasięgnięcia opinii biegłego, który jednak często pochodzi z drugiego końca Polski

– zaznacza prokurator Michał Smętkowski.

Kulisy działalności kliniki przy ul. Długiej bada teraz jedynie poznański sąd. Zajmuje się prywatnym aktem oskarżenia, jaki na doktora Krzysztofa złożył były szef kliniki. Sąd wykonuje czynności, które zazwyczaj leżą po stronie prokuratury.

– Rozmawiałem z panią sędzia prowadzącą ten proces. Sprawa jest wielowątkowa, sąd rzetelnie weryfikuje teraz poszczególne wątki, występuje o dokumenty do różnych instytucji. Celem jest ustalenie, czy doszło do zniesławienia, czy może zarzuty polegały na prawdzie – mówi sędzia Aleksander Brzozowski, rzecznik poznańskiego Sądu Okręgowego.

Doktor Krzysztof nie wie, jak zakończą się trwające procesy. Uważa że na salach sądowych nikt nie może być spokojny o wyrok. Fakt, że poznański sąd zdecydował się rozpatrywanie prywatnego aktu oskarżenia o zniesławienie, uznaje za ewenement. Przekonuje, że jako lekarz miał obowiązek informować o nieprawidłowościach, że oficjalnie podpisywał się pod pismami, że jako lekarz trzeba mieć odwagę, by powiedzieć o narażaniu pacjentów na powikłania, a nawet na śmierć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl