Powikłania po COVID-19. Koronawirus to trudny przeciwnik, czasem trzeba walczyć z nim miesiącami

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Fot. Iwona Burdzanowska / Polska Press
Kłopoty z koncentracją, pamięcią, oddechem, problemy kardiologiczne, u dzieci PIMS, czyli wieloukładowy zespół zapalny powiązany z COVID-19. Lista powikłań po zakażeniu koronawirusem rośnie w zastraszającym tempie. Z niektórymi z nich można się zmagać przez wiele miesięcy, ale są takie, które pozostaną z nami do końca życia.

Piąta fala pandemii przybiera na sile: ponad 30 tys. zakażeń dziennie, setki hospitalizowanych, setki zmarłych. - Ta fala będzie się bardzo dynamicznie rozwijała. Ostatnie dwa dni to taka dynamika, z jaką nie mieliśmy do tej pory do czynienia - mówił we wtorek Adam Niedzielski, minister zdrowia. - Omikron stał się faktem, odpowiada za ponad 20 proc. zakażeń. Sytuacja jest dramatyczna. Jeśli te trendy się utrzymają, to w przyszłym tygodniu będzie powyżej 50 tys. zakażeń i to stanowi ogromne ryzyko dla systemu opieki zdrowotnej - tłumaczył.

Omikron dominuje na świecie, w większości krajów Europy Zachodniej odpowiada już za 90 proc. zakażeń.

- Omikron dosięgnie prawie wszystkich, nie ma przed nim ucieczki - powiedział włoski wiceminister zdrowia Pierpaolo Sileri w wywiadzie dla telewizji RAI. Sileri nie ma wątpliwości, że do końca roku, o ile nie pojawi się nowy wariant koronawirusa, prawie cała populacja zetknie się z Omikronem.

- Kto jest zaszczepiony, będzie bardziej chroniony i prawdopodobnie przejdzie zakażenie lżej, ale kto nie jest, stoi przed znacznie większym ryzykiem trafienia na intensywną terapię - dodał włoski wiceminister zdrowia.

Tyle tylko że problem nie kończy się wraz z przejściem zakażenia. Powikłania pocovidowe ciągną się za tymi, którzy przeszli chorobę, miesiącami. Jedni mają kłopoty z koncentracją i pamięcią. Inni muszą uczyć się na nowo oddychać - świadomie, głęboko, tak by dotlenić cały organizm. Jeszcze inni narzekają na problemy kardiologiczne.

Marta, 53 lata skończy w maju, zawsze sprawna, zadbana. Rozmawialiśmy dokładnie rok temu - była załamana. COVID do domu przyniósł mąż. Załapał wirusa w pracy, ona też codziennie jeździła do biura. Zachowywali wszelkie zasady sanitarne, udawało się prawie rok. W styczniu 2021 roku na ponad trzy tygodnie zostali uwięzieni w domu.

- Mąż miał bardzo ciężki przebieg choroby. Wysoką temperaturę przez prawie 10 dni. Osłabienie, bóle mięśni. Czuł się źle. Ja zaczęłam chorować kilka dni po nim. Miałam bardzo podobne objawy. Właściwie trzy tygodnie przeleżeliśmy w łóżku - opowiadała.

Wyszli z domu na początku lutego. Słabi, ale mówili sobie, że to minie, że trzeba nabrać sił po chorobie i tyle. Nigdy się nad sobą specjalnie nie rozczulali, nie biegali do lekarza z byle przeziębieniem. Minął tydzień, potem drugi, a ona wciąż czuła się bardzo fatalnie.

- Po przejściu 300 metrów dostawałam zadyszki, nie miałam po prostu siły. Obiad gotowałam na raty, mieszkanie sprzątałam na raty, nie byłam w stanie wejść po schodach na drugie piętro. Nigdy czegoś podobnego wcześniej nie czułam, uchodzę raczej za osobę energiczną, pełną życia i nagle po COVID, jakby uszło ze mnie powietrze - wspominała Marta.

Po dwóch miesiącach postanowiła pójść do lekarza. Zrobiła między innymi badania krwi. - Okazało się, że brakuje mi żelaza, a w ogóle mam potworną anemię, mimo że nigdy wcześniej jej nie miałam. Lekarz stwierdził, że to powikłania po przejściu COVID, tak naprawdę jego skutki odczuwam cały czas - tłumaczyła.

Od tego czasu minęło 10 miesięcy. Nie jest lepiej.

- Wciąż odczuwamy z mężem potworne zmęczenie. Zdarza się, że wracamy po procy do domu o godz. 17.00, a o godz. 20.00 już leżymy w łóżkach. No i mamy problemy z wysokim ciśnieniem, które zawsze mieliśmy niemal wzorowe. Poszliśmy z tym do lekarza, stwierdził, że to powikłania po przejściu COVID. Bierzemy tabletki - mówi.

Kolega z pracy, młody chłopak, przed zakażeniem koronawirusem - okaz zdrowia, ma ten sam problem, co oni - po przejściu choroby bardzo wzrosło mu ciśnienie. On też poszedł do lekarza. Diagnoza podobna jak u Marty i jej męża - powikłania pocovidowe.

Ewa mieszka w Londynie, od początku pandemii udziela lekcji języka angielskiego on-line. Ma wielu uczniów także w Polsce, niektórzy przeszli COVID. Uczy młodą kobietę: 32 lata, bizneswomen. Świetnie jej szło, chciało jej się, spotykały się on-linie trzy razy w tygodniu. Cała jej rodzina przeszła COVID, ale ona najciężej. Wyzdrowiała, ale jest inną osobą. Ma problemy z koncentracją, pamięcią. W pracy musi czasami rozmawiać w jęz. angielskim, nigdy nie miała z tym problemu, dzisiaj przyznaje, że zapomina słówek, często nie rozumie tego, co mówi jej rozmówca. Jest zrozpaczona.

Bo przejście zakażenia COVID nie oznacza końca kłopotów. Ozdrowieńcy najczęściej uskarżają się na: zmęczenie (58%), bóle głowy (44%), zaburzenia koncentracji (27%), wypadanie włosów (25%), duszności (24%), zaburzenia smaku (23%), utrata węchu (21%), przyspieszony oddech (21%), kaszel (19%), bóle stawów (19%). Rzadziej na potliwość, zaniki pamięci, pogorszenie słuchu, stany lękowe, depresję.

Witek, lat 40, informatyk, COVID przeszedł półtora roku temu, bezobjawowo. Jednak do dziś odczuwa potworne zmęczenie. Nie pomógł wyjazd na wakacje, nie pomagają wypady na weekend. - Lekarz powiedział, że jednym z powikłań po przejściu COVID jest długotrwałe zmęczenie porównywane do CFS - zespołu chronicznego zmęczenia. Może ono dotknąć zarówno osoby ciężko przechodzące zakażenie, jak i chorujących niemal bezobjawowo, czyli takich jak ja - tłumaczy mężczyzna.

Zgodnie z badaniami opublikowanymi przez naukowców z irlandzkiego Trinity College zmęczenie jest spowodowane prawdopodobnymi zaburzeniami systemu odpornościowego po zakażeniu koronawirusem i nadal toczącym się w organizmie lekkim stanem zapalnym. - Na domiar złego nie mogę spać. Wcześniej nigdy nie miałem z tym problemów, dzisiaj potrafię pół nocy chodzić po mieszkaniu - opowiada informatyk. Bierze tabletki nasenne i, jak mówi, tylko dzięki temu jeszcze nie zwariował.

Ale też COVID-19 nie jest wirusem, który wyspecjalizował się w wywoływaniu chorób układu oddechowego. Reaguje z receptorem bardzo popularnym, występującym na komórkach budujących różne układy, także pokarmowy czy nerwowy. Mowa o receptorze zwanym enzymem konwertującym angiotensynę 2 - receptorze ACE2, występującym między innymi w komórkach płuc, tętnic, serca, nerek czy jelit. Naukowcy odkryli, że ACE2 pomaga koronawirusowi w wiązaniu się z powierzchnią komórek, dlatego COVID-19 atakuje także inne układy.

- Skutki przebycia choroby, które utrzymują się dłużej, nie wynikają z faktu, że mamy w organizmie wirusa, tylko z tego, że zmiany w układzie immunologicznym poczyniły w nim spustoszenie. Bardzo trudno doprowadzić do jego ustabilizowania i nie zawsze to się udaje - tłumaczył mi swego czasu prof. Włodzimierz Gut, wirusolog. Dlatego lekarze ostrzegają: niektórzy z powikłaniami po przechorowaniu zakażenia koronawirusem walczą przez kilka tygodni czy miesięcy, inni - do końca życia.

I tak, u chorujących na COVID-19 zdarzają się przypadki ostrego zapalenia mięśnia sercowego. Stany zapalne mogą rozwijać się nawet po kilku miesiącach od zakażenia, co może prowadzić do rozwoju niewydolności serca i arytmii. Ozdrowieńcy narzekają na suchy, męczący kaszel, bezdech senny i ból lub dyskomfort w klatce piersiowej, to z kolei efekt zaatakowania przez wirus układu oddechowego. U niektórych podczas kontroli po 6 miesiącach od zachorowania nadal utrzymywały się zmiany śródmiąższowe w obrębie płuc.

Powikłania neurologiczne po przebyciu COVID-19 mogą być efektem samej infekcji wirusowej, zaburzeń wynikających z przebiegu choroby, skutkiem ubocznych stosowanych leków, a także stresu związanego z hospitalizacją. Najczęściej występują bóle głowy i problemy z koncentracją.

Marek, 29 lat, młody, wysportowany, pracuje w jednej ze śląskich restauracji.

- Zachorowałem zaraz na początku pandemii. Straciłem węch i smak. Potem przyszła gorączka, ponad 39 stopni C, kaszel. W ogóle kiepsko się czułem - opowiada.

Odchorował swoje, był na zwolnieniu lekarskim prawie 3 tygodnie, wrócił do pracy. Ale zmęczenie i kaszel nie ustępowały, podobnie jak bóle w klatce piersiowej. Wciąż ma kłopoty z koncentracją i bardzo wysokie ciśnienie. Zgłosił się do lekarza pierwszego kontaktu. Zrobił badania. Nie jest dobrze.

- Mam zmiany w oskrzelach, zwapnienie płuc, ale też wartości testów wątrobowych wykraczały poza normę - wylicza.

Żona Marka przeszła chorobę łagodniej, ale nawet dzisiaj czuje niepokój, cierpi na bezsenność, czuje się poddenerwowana.

Naukowcy wciąż zajmują się problemem powikłań pocovidowych, których z miesiąca na miesiąca przybywa, w mediach co rusz pojawiają się doniesienia o kolejnych niebezpieczeństwach związanych z przebyciem COVID-19.

Przykłady? Kiedy na COVID zaczęło chorować coraz więcej dzieci, okazało się, że może je dotknąć PIMS (z ang. Pediatric Inflammatory Multisystem Syndrome) - wieloukładowy zespół zapalny powiązany z przejściem zakażenia.

Powikłanie rozwija się u maluchów po około 4-6 tygodniach od zakażenia SARS-CoV-2 i może wystąpić także po bezobjawowym przebyciu choroby. PIMS objawia się wysoką gorączką, której na ogół towarzyszą bardzo silne bóle brzucha, głowy, karku, gardła oraz biegunka i wymioty. Wysypka może się pojawić w różnych okolicach ciała i ma postać różowych plam w kształcie pierścieni. Zespół zapalny objawia się także zapaleniem spojówek, pierzchnięciem ust, obrzękami dłoni i stóp oraz znacznym osłabieniem.

- Przebieg tej choroby bywa dramatyczny, nigdy wcześniej nie widzieliśmy w krótkim czasie tylu dzieci, u których występują tak silne i tak gwałtowne zaburzenia krążenia, zagrażające życiu. W odróżnieniu od przypadków ciężkiego przebiegu ostrego COVID-19, w przypadku PIMS szybkie wdrożenie odpowiedniej terapii, czyli leczenia immunosupresyjnego, przeciwpłytkowego i ewentualnie przeciwkrzepliwego, ma zasadnicze znaczenie i powoduje spektakularną poprawę stanu klinicznego w ciągu kilku dni - mówił portalowi www.medonet.pl prof. Leszek Szenborn, kierownik Katedry i Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.

Kilka dni temu w mediach rozgorzała dyskusja na temat zaburzeń erekcji występujących po przechorowaniu COVID -19, których skutkiem może być też tak zwany covidowy penis.

Do problemu przyznał się pewien mężczyzna, o którym zrobiło się głośno za sprawą podcastu „How to Do It. Sex Advice with Stoya and Rick”.

30-latek wyznał, że po infekcji COVID-19, którą przeszedł w lipcu 2021 roku, miał problemy z erekcją. Te jednak, za sprawą leczenia, ustąpiły, ale jego penis miał się skurczyć o 4 cm.

- Zanim zachorowałem, mój penis był powyżej średniej, nie wielki, ale zdecydowanie większy niż normalnie. Teraz stracił około półtora cala i jest zdecydowanie mniejszy niż przeciętny - tłumaczył.

Okazuje się, że naukowcy już od dłuższego czasu zajmowali się związkami między przebyciem choroby wywołanej koronawirusem i erekcją. Jedną z takich analiz opublikowano w „Andrology” w marcu 2021 roku. Badaniu poddano 100 mężczyzn, z czego 25 miało pozytywny test w kierunku SARS-CoV-2. W tej grupie aż 28 proc. uczestników skarżyło się na zaburzenia erekcji, o jedną trzecią więcej niż w grupie mężczyzn, którzy nie zachorowali na COVID-19. Naukowcy doszli więc do wniosku, że „istnieją wstępne dowody w rzeczywistej populacji zaburzeń erekcji jako czynnika ryzyka rozwoju COVID-19 i prawdopodobnie występujących w wyniku COVID-19”.

Przypadek mężczyzny z podcastu nie jest odosobniony - badacze University College London odnotowali wiele podobnych historii. We wspomnianym podcaście urolog Ashley G. Winter wytłumaczył, że do wzwodu dochodzi, gdy krew pompowana jest przez naczynia do prącia. Jednak SARS-CoV-2 może uszkadzać te naczynia. W ten sposób dochodzi do zaburzeń erekcji, mogących objawiać się także widocznym pomniejszeniem narządów płciowych.

Z kolei naukowcy z Uniwersytetu Oksfordzkiego twierdzą, że nawet u osób z łagodną postacią COVID-19, może występować pogorszenie koncentracji i pamięci. W badaniu uczestnicy, u których wcześniej stwierdzono pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa, ale którzy nie zgłaszali innych zwykłych objawów tak zwanego długiego COVID, zostali poproszeni o wykonanie ćwiczeń sprawdzających ich pamięć i zdolności poznawcze.

I co się okazało? Osoby te w ciągu sześciu miesięcy po zakażeniu miały znacznie słabszą pamięć epizodyczną, czyli słabiej przypominały sobie osobiste doświadczenia. W ciągu dziewięciu miesięcy po zakażeniu zaobserwowano u nich również większy spadek zdolności do utrzymania uwagi niż u osób niezakażonych. - Zaskakujące jest to, że chociaż osoby, które przeszły przez COVID-19, nie odczuwały żadnych objawów w czasie badania, wykazywały pogorszoną zdolność koncentracji i pamięć. Nasze odkrycia ujawniają, że ludzie mogą doświadczać pewnych przewlekłych konsekwencji poznawczych przez wiele miesięcy - powiedziała dr Sijia Zhao z Wydziału Psychologii Eksperymentalnej Uniwersytetu Oksfordzkiego.

U osób objętych badaniem pamięć epizodyczna i poziom koncentracji powróciły do normy odpowiednio po sześciu i dziewięciu miesiącach.

Może dlatego na całym świecie, także w całej Polsce, powstają ośrodki rehabilitacji dla tych, którzy przeszli COVID-19. Szpital Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w Głuchołazach jako pierwszy w kraju i Europie rozpoczął rehabilitację ozdrowieńców. Za nim poszli inni. Narodowy Fundusz Zdrowia przygotował nawet kompleksowy program rehabilitacji po chorobie COVID-19, realizowany w trybie stacjonarnym i ambulatoryjnym.

Cóż, jeśli przeszliśmy COVID i wciąż czujemy się źle, trzeba po prostu pójść do lekarza i działać, bo niektóre historie pocovidowych powikłań kończą się całkiem dobrze. Anita zachorowała w październiku 2020 roku. Nie było lekko: problemy z oddychaniem, bóle mięśni - wyszła z domu prawie po miesiącu. Niby wyzdrowiała, ale nie do końca. Garściami zaczęły wypadać jej włosy, mocno przytyła, przed snem zdarzały jej się mrowienia w udach, głowie, właściwie całym ciele. Coś tajemniczego działo się z jej pamięcią, co coraz bardziej doskwierało jej przy pisaniu. Pomysły, które się nagle pojawiały, tak samo nagle się ulatniały. Bywało, że siedziała nad jakimś akapitem pół godziny i nie wiedziała, co chce napisać. Nie była w stanie skupić się na czytaniu. W ogóle, na niczym nie mogła się skupić dłużej niż kilka minut. Często się zawieszała. Mogła i pół godziny siedzieć na kanapie. Tylko siedzieć. Bezmyślnie. I na to wszystko nakładało się ciężkie przygnębienie. Budziła się rano i czuła, jakby demon smutku przeszedł jej przez ciało i cały smutek pozostawił w środku.

Zapisała się na teleporadę do lekarza rodzinnego. Zlecił wykonanie badań krwi. Rozszerzyła je o zbadanie przeciwciał tarczycowych. I wtedy wszystko stało się jasne: kłopoty z tarczycą, zaczęła leczenie. Dzisiaj nie siedzi już przygnębiona bez żadnego powodu. Ma więcej energii. Bierze suplementy na włosy i paznokcie. Jeśli chodzi o wagę, wciąż walczy. Najważniejsze, że znów potrafi się skupić, że może pisać, czuje radość i rozpiera ją energia. No i coraz więcej się rusza, wychodzi na długie spacery, od czasu do czasu zagląda na siłownie. Chce jej się żyć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl