"Powiedzieli mi, że jak będę zeznawał przeciwko prałatowi, to mnie zabiją". Ks. Jankowski. Legenda nieoczywista

Dorota Kowalska
Ks. Henryk Jankowski był blisko związany z Solidarnością i środowiskiem Lecha Wałęsy
Ks. Henryk Jankowski był blisko związany z Solidarnością i środowiskiem Lecha Wałęsy Przemek Swiderski/Polskapresse
W mediach pojawiają się kolejne ofiary prałata Jankowskiego. Miał je molestować, wykorzystywać. Szok? Niedowierzanie? Nie do końca. Byli tacy, którzy mieli pewne podejrzenia. I tacy, którzy mieli pewność. Tę pewność miało zresztą więcej osób, niż jeszcze do niedawna mogłoby się wydawać.

To już nie są nazwiska w protokołach przesłuchań, ale ludzie z krwi i kości, którzy przed kamerami opowiadają o księdzu pedofilu. Legendzie Solidarności.

Był symbolem walki o wolność, to do niego przychodzili ludzie Solidarności, kiedy potrzebowali pomocy. „Dumny i niepokorny, ale kochający Polskę i pochylający się nad człowiekiem. Bo w czasach bezprawia, podczas nocy stanu wojennego, w świętej Brygidzie, Polska zawsze była wolna!” - tak o ks. Henryku Jankowskim mówił na jego pogrzebie Janusz Śniadek. Dzisiaj, o kapelanie Solidarności głośno z zupełnie innego powodu. Media piszą: „bezlitosny zboczeniec i gwałciciel, który wykorzystywał swoją pozycję do zaspokajania chorych potrzeb”. Pedofil, obrzydliwy człowiek.

Prof. Andrzej Friszke, historyk, twierdzi, że ks. Jankowski był pedofilem i agentem bezpieki. I są na to dokumenty

Szok? Niedowierzanie? Nie. Byli tacy, którzy mieli pewne podejrzenia. I tacy, którzy mieli pewność. Tę pewność miało zresztą chyba więcej osób, niż jeszcze do niedawna mogłoby się wydawać.

„Ksiądz Jankowski był pedofilem i o tym wszyscy wiemy, ponadto był agentem bezpieki zwłaszcza w latach 1980-1981, a na te wszystkie zarzuty mamy dowody, więc jest ponurą postacią tamtych czasów” - mówił kilka dni temu w rozmowie z „Rzeczpospolitą” historyk prof. Andrzej Friszke.

Na pytanie, dlaczego środowisko Solidarności broni księdza Jankowskiego, skoro jest tak dużo dowodów go obciążających, prof. Friszke odpowiedział tak: „Jego nie tykają się żadne dowody. Wszystkie świadectwa są nieważne. Cała dokumentacja UB jest nieważna, ponieważ jest to nasz człowiek”.

Sławomir Cenckiewicz, historyk, publicysta, też mówi dzisiaj, że nie złożyłby kwiatów przed pomnikiem ks. Henryka, protestowałby nawet przeciwko jego budowie. I powtarza to, co prof. Friszke, że ks. Jankowski na pewnym etapie swojego życia pomagał Służbie Bezpieczeństwa.

Dlaczego właśnie dzisiaj wychodzą na jaw mroczne tajemnice ks. Jankowskiego? Może dlatego, że pod koniec ubiegłego roku przypomniała o nich na łamach „Dużego Formatu” Bożena Aksamit. Opisała, co działo się za drzwiami plebanii kościoła świętej Brygidy. I powróciły oskarżenia z 2004 roku. Wtedy też powtarzano, że Henryk Jankowski miał molestować dzieci, ale ostatecznie w grudniu tego samego roku śledztwa umorzono.

Barbara Borowiecka, wówczas 12-latka, często uciekała przed ks. Henrykiem Jankowskim, to ona jest bohaterką reportażu „Dużego Formatu”. Potem dotarli do niej dziennikarze „Newsweeka” i TVN24. Kobieta mieszka w Australii, ale wróciła do Gdańska, aby opowiedzieć o tym, co przeżyła w dzieciństwie. Czuła, że to coś złego, że tak nie powinien zachowywać się dorosły człowiek w stosunku do dziecka.

„To było coś niesamowitego, bo jak myśmy na podwórku grali w klasy albo odbijali piłkę, to wystarczyło, że ktoś krzyknął: »Jankowski idzie« i zaraz wszyscy się rozbiegaliśmy, jedni na klatkę schodową i do mieszkania, inni przez murek, na boisko szkolne. Uciekaliśmy przed nim w popłochu, piszcząc” - opowiada Borowiecka w rozmowie z „Newsweekiem”. Uciekała przed nim, a on w biegu się onanizował. Dopadł ją kilka razy.

„Czasami zakrywał mi usta, czasami szczypał. Ocierał się członkiem, wytrysk był na brzuch, na plecy. Jak miałam szczęście i zdążyłam się przykryć ubraniem, to udawało mi się nie mieć jego nasienia na ciele, tylko na sukience. Brzydziło mnie, jak mówił: teraz ci pokażę, jak to jest od tyłu. I to jego sapanie i powtarzanie: tylko cicho bądź, cicho. Z buzi leciała mu ślina” - relacjonowała. Chroniła, jak umiała młodszego brata, bo dzieci wiedziały, że wikary najczęściej łapie chłopców. Nie rozmawiali o tym na podwórku. Chociaż niektórzy próbowali, ale nikt ich nie słuchał. Ewa, podobno piękna dziewczyna, zanim popełniła samobójstwo, zostawiła list, w którym napisała, że nie chce mieć dziecka Jankowskiego i że może teraz wszyscy jej uwierzą, że została zgwałcona - tak przynajmniej twierdzi Barbara Borowiecka.

Dlaczego zdecydowała się mówić? Po przylocie do Gdańska zobaczyła 3,7-metrową rzeźbę, pomnik Jankowskiego. „Trzęsłam się i czułam jak mała dziewczynka, która nie może przed nim uciec. Miałam wrażenie, że zaraz znów, jak kiedyś, mnie dopadnie. Nie mogłam znieść ani tego lęku, ani przygnębiającej myśli, że taki podły człowiek i udało mu się” - tłumaczyła „Newsweekowi”.

Po publikacji w „Dużym Formacie” do fundacji „Nie lękajcie się” zaczęły się zgłaszać kolejne ofiary ks. Jankowskiego. Niektórzy piszą listy, niektórzy pragną pozostać anonimowi. Zgłosiło się na przykład trzech mężczyzn z Gdańska, Anglii i Niemiec, którzy opisują, że byli przez księdza molestowani.

Głos zabrał Michał Wojciechowicz, pisarz, działacz opozycji. Na Facebooku opisał, co robił mu prałat Jankowski. Zapowiedział powstanie Komisji Prawdy i Zadośćuczynienia. „Nazywam się Michał Wojciechowicz. Mówią o mnie »Pistolet«. Obiecuję, że złoczyńca Jankowski spadnie z cokołu” - zadeklarował.

Tak opowiada: Miał wtedy 17 lat, w grudniu 1983 jego matka została internowana. Poszedł do kościoła po informacje, po pomoc. Został sam na plebanii z ks. Jankowskim. Nagle wikary zaczął go gładzić po twarzy i dotykać. Przycisnął do siebie z całych sił. Pod sutanną czuł jego penisa. To był koszmar. Sparaliżował go strach. W pewnym momencie do pomieszczenia weszła kobieta, chyba gosposia. Wtedy ksiądz go puścił. Szok. Wcześniej Jankowski był dla niego bohaterem. Okazał się seksualnym drapieżcą.

Przyznaje, że trudno mu było zmusić się do mówienia. Ale teraz, po ostatnich artykułach nie mógł dalej milczeć.

Ale, umówmy się, zeznania ofiar ks. Jankowskiego były już znane opinii publicznej. Całą dokumentację z umorzonego w 2004 roku postępowania przeciwko ks. Jankowskiemu, ten przekazał swojemu przyjacielowi. Prof. Peter Raina, wykładowca na Oksfordzie, cieszył się doskonałymi kontaktami w polskim Kościele, ale szczególną sympatią prof. Raina obdarzył właśnie ks. Jankowskiego, o którym napisał kilka książek. „Ostatnia bitwa prałata Jankowskiego” opublikowana w 2013 roku miała dowieść niewinności duchownego, ale stała się raczej dowodem jego winy. Peter Raina zapoznał czytelników ze szczegółowymi informacjami dotyczącymi molestowanych chłopców. W książce umieścił protokoły z przesłuchań czy niepozbawione intymnych szczegółów opinie seksuologów. Zdaniem autora nie było w tym nic niestosowanego. O żadnym molestowaniu nie może być mowy.

Czy aby na pewno? „Powiedzieli mi, że jak będę zeznawał przeciwko prałatowi, to mnie zabiją. Powiedzieli mi, że »szmaty« szukać nikt nie będzie” - mówił Piotr. Prawie 15 lat temu zeznawał przeciwko ks. Henrykowi Jankowskiemu w sprawie o molestowanie. Był ministrantem. „Miałem wtedy 14 lat. To był mój pierwszy stosunek seksualny. Chcę zeznawać, by uchronić innych chłopców od zachowań księdza. Gdy to się stało, to nikt mnie wtedy nie chciał słuchać. Gdyby nie zdarzenie z prałatem, to byłbym innym człowiekiem. Dwa razy miały miejsca zdarzenia z księdzem. Chciało mi się wymiotować” - opowiadał śledczym. Jego zeznania specjaliści uznali za wiarygodne.

„Najtrudniejsze dla mnie było to, że uległem księdzu, że uległem mężczyźnie. Mówiłem rodzicom o tym, co stało po powrocie z ucieczki. Oni nie chcieli o tym ze mną rozmawiać. Mówiłem babci o tym, ale mi nie uwierzyła. Gdy próbowałem zgłaszać na policję, policjant powiedział, że nie mam co zgłaszać, bo ksiądz Jankowski ma znajomości i nic z tego nie będzie” - tłumaczył.

Piotr próbował popełnić samobójstwo, uciekł z domu, prostytuował się, kradł. Twierdzi, że był zastraszony.

Jest opowieść matki innego pokrzywdzonego, Sławka. Sławek zaprzyjaźnił się z księdzem, od razu po szkole szedł na plebanię. Początkowo spędzał tam około 3-4 godzin. Potem zostawał na noc.

„Syn opowiadał, że pomagał księdzu odbierać telefony, podawał mu notesy, podawał kawę, jak byli goście. Wtedy syn nic nie mówił mi na temat dotykania go przez księdza. Początkowo takie zachowanie nie wzbudziło moich podejrzeń. Byłam wręcz dumna, że taka osoba, znany ksiądz zainteresował się moim dzieckiem i moją rodziną” - opowiadała kobieta.

Sławek został zaproszony przez księdza na pielgrzymkę do Rzymu. Spał wtedy w jednym łóżku z duchownym. Któregoś razu syn wrócił do domu wyraźnie przejęty. Napisał mamie kartkę. „Mamo, wróciłem tak późno, bo wolałem być z kolegami, niż pójść do księdza. Zaraz coś ci napiszę, tylko się nie przestrasz - ksiądz Jankowski jest homoseksualistą - znalazłem kasetę” - przytaczała podczas procesu.

„Poszłam do księdza Jankowskiego i rozmawiałam z nim w jego sypialni. Zapytałam go wprost, czy ksiądz sypia z moim synem w jednym łóżku. On mi odpowiedział, że tak. Zapytałam go wprost, czy ksiądz nie skrzywdził Sławka. On mi odpowiedział, że mogę być spokojna, że do tyłka mu się nie dobierał i może mi spojrzeć prosto w oczy. Ja mu w to uwierzyłam” - czytamy w książce.

Raina uważał jednak, że Jankowski był niewinny. Broni go także dzisiaj. Opowiada, że dla niego prałat nie zrobił tym wszystkim dzieciakom niczego złego. Sam mieszkał kilka razy na plebanii, widział kręcących się tam młodych chłopców. Byli bardzo weseli, bardzo szczęśliwi. Nie wie, co się tam działo, ale jego zdaniem nikt ich nie molestował. „A jeśli chodzi o te oskarżenia, to widzę tutaj efekt tej amerykańskiej choroby „me too”. Niektóre kobiety nagle chcą być sławne czy coś. Znając prałata, uważam, że te oskarżenia są niesłuszne, chcą skompromitować ks. Jankowskiego. Ktoś ją celowo do tego nakłonił, żeby uderzyć w polski Kościół” - mówił kilka dni temu w wywiadzie dla Wirtualnej Polski.

Co na to ludzie związani z ks. Jankowskim. „Wiedziałem o tej ciemnej stronie jego osobowości, ale oczywiście nie miałem pojęcia wtedy o skłonnościach pedofilskich” - przyznał senator Platformy Obywatelskiej Bogdan Borusewicz.

Lech Wałęsa: „Dla mnie jest to szok. Coś tam zawsze dochodziło do nas, ale nic tak tragicznego, nic tak wielkiego. W związku z tym fatalnie się czuję. (…). Nikt nie uwierzy, że nie wiedziałem, ale naprawdę nie wiedziałem”.

Ksiądz Henryk Jankowski zawsze był postacią kontrowersyjną. Uwielbiał rozgłos, przepych, swego czasu znalazł się nawet w gronie stu najbogatszych Polaków.

Ale wychował się w rodzinie wielodzietnej - miał siedem sióstr, w tym siostrę bliźniaczkę. Pochodzący z Lubawy ojciec, Antoni, tuż po wybuchu wojny został osadzony w obozie koncentracyjnym Stutthof, a po zwolnieniu został wcielony do Wehrmachtu, zginął na froncie wschodnim. Matka, Jadwiga z domu Jeschwitz, pochodziła z zamożnej gdańskiej rodziny kupieckiej i słabo znała język polski, dlatego w domu Jankowskich rozmawiało się w języku niemieckim. Henryk Jankowski był ministrantem m.in. w kościele św. Wojciecha oraz w kościele św. Mateusza w Starogardzie Gd. Maturę zdał w liceum wieczorowym, później pracował w urzędzie skarbowym w dziale egzekucji. W 1958 roku wstąpił do seminarium duchownego. Święcenia kapłańskie otrzymał w czerwcu 1964. Został wikariuszem w parafii Ducha Świętego w Gdańsku, potem w parafii św. Barbary. 17 marca 1970 złożył obowiązkowe ślubowanie w Wydziale ds. Wyznań w Gdańsku i formalnie objął stanowisko proboszcza parafii św. Brygidy w Gdańsku.

Parafia w czasie stanu wojennego stała się zapleczem działalności opozycyjnej. Ks. Jankowski był blisko związany z Solidarnością i z otoczeniem Lecha Wałęsy. Jego zasług dla tego środowiska nikt podważyć nie może.

O ks. Jankowskim bardzo trafnie pisał ostatnio Ryszard Socha w „Polityce”: „Ksiądz Henryk J. łączy w sobie bardzo wyraźne zalety i ułomności. Podobnie zresztą jak u Lecha Wałęsy tworzą one mieszankę wybuchową. Wielkiemu sercu towarzyszy gigantyczna pycha. Miernemu intelektowi - duży dar przedsiębiorczości. Próżności, samouwielbieniu - energia i zmysł organizacyjny. Bez tej energii i przedsiębiorczości nie byłoby kościoła św. Brygidy, którego ruiny do 1970 r. porastały chwasty. Pewnie też nie szybko w zdewastowanym przez wojsko zabytkowym dworze przy ulicy Polanki, przyznanym Kościołowi w ramach rewindykacji na początku lat 90., powstałoby Centrum Ekumeniczne sióstr brygidek”.

Jankowski cierpiał na wiele schorzeń, w tym na cukrzycę. Rok przed śmiercią jego stan zdrowia pogorszył się na tyle, że trafił do sopockiego hospicjum Caritasu. Zmarł 12 lipca 2010 roku na plebanii parafii św. Brygidy, w otoczeniu kapłanów z parafii i przyjaciół.

Trzy lata później ukazała się wspomniana już wcześniej książka „Ostatnia bitwa prałata Jankowskiego”. Przeszła bez echa. Może uznano, że o zmarłym powinno się mówić tylko dobrze, że nie wypada szkalować legendy trudnych, niebezpiecznych czasów.

Pięć lat później, po reportażu w „Dużym Formacie”, podniósł się szum. Dlaczego? Tak naprawdę trudno powiedzieć. Ale tym razem zobaczyliśmy na własne oczy Barbarę Borowiecką czy Michała Wojciechowicza - to ludzie z krwi i kości, nie jakieś tam nazwiska w protokołach przesłuchań.

Kuria Metropolitalna Gdańska nie mogła nie zareagować. Wydała specjalny komunikat.

„W związku z artykułem dotyczącym śp. ks. prałata Henryka Jankowskiego (zm. w roku 2010), opublikowanym w „Dużym Formacie” oraz z komentarzami i trwającą dyskusją medialną, informujemy, że do Kurii Metropolitalnej Gdańskiej, na przestrzeni ostatnich 10 lat (2008-2018), nie wpłynęły żadne doniesienia potwierdzające zarzuty podnoszone w mediach. (...) Jednocześnie, Archidiecezja Gdańska wyraża gotowość podjęcia próby rzeczowego i zgodnego z prawdą zbadania wszystkich możliwych aspektów tej sprawy, w myśl Wytycznych Konferencji Episkopatu Polski (z dnia 8.10.2014 r.) dotyczących wstępnego dochodzenia kanonicznego, a mianowicie: »Gdyby oskarżenie zostało wniesione przeciwko zmarłemu duchownemu, nie należy wszczynać dochodzenia kanonicznego, chyba że zasadnym wydałoby się wyjaśnienie sprawy dla dobra Kościoła«” - napisano.

Nie wszyscy się ze stanowiskiem Kościoła zgadzają. Ojciec Paweł Gużyński na antenie TOK FM mówi tak: „Kiedy posłuchałem sobie przez te ostatni dni tego wszystko, co się mówiło w Rzymie, to narastała we mnie złość, że o pewnych rzeczach wie się z wyprzedzeniem, a nie ma odwagi cywilnej, by podejmować mądre decyzje. (…) Biskupi to udzielni książęta, nie wchodzą sobie w drogę. Jest niestety tak, że niechęć do rozwiązywania spraw w sposób mądry i uczciwy tkwi w biskupach.Obrady rzymskie to pokazały. Jak słuchałem kardynała, który mówił o niszczeniu dokumentów, ukrywaniu świadomie różnych rzeczy, to mnie nie dziwi, że polski biskup zachowuje się podobnie w sprawie księdza Jankowskiego”.

Tymczasem w samym Gdańsku wrze. Radni z Koalicji Obywatelskiej i Wszystko dla Gdańska chcą usunięcia pomnika ks. Jankowskiego, który tak bardzo poruszył Barbarę Borowiecką, jedną z ofiar prałata. W nocy 21 lutego trzej mężczyźni obalili monument stojący na skwerze, który także nosi imię byłego kapelana Solidarności. Na figurę założyli pętlę na szyję i podważyli cokół. Pomnik upadł na gumowe opony. Potem ułożyli w jego rękach dziecięcą bieliznę i strój ministranta. Mężczyznom grozi do pięciu lat pozbawienia wolności. Zresztą, kilkudziesięciu stoczniowców Stoczni Gdańskiej już następnego dnia postawiło na nowo na cokół pomnik ks. prałata Henryka Jankowskiego.

Ale to nie rozwiązuje problemu. Bo wygląda na to, że w Gdańsku „się mówiło, dochodziły jakieś głosy”, że ks. Jankowski lubi dzieci nie tak, jak powinien. Nikt niczego z tym nie zrobił. Nie obronił dzieciaków.

Pytania o przeszłość ks. Jankowskiego zapewne będą się mnożyć, podobnie jak pytania o jego pamięć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: "Powiedzieli mi, że jak będę zeznawał przeciwko prałatowi, to mnie zabiją". Ks. Jankowski. Legenda nieoczywista - Plus Polska Times

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl