Poszerzanie, czy skracanie? Cztery główne problemy Unii

Agaton Koziński
Xinhua News/East News
Mark Rutte, Charles Michel, Michel Barnier, Margrethe Vestager, Frans Timmermans, Dalia Grybauskaitė - o tych nazwiskach będzie głośno po wyborach, wokół nich rozegra się walka o najważniejsze stanowiska w UE. Ale w eurowyborach gra toczy się o dużo więcej

Elmar Brok - niemieckiego eurodeputowanego znał chyba każdy dziennikarz odwiedzający Parlament Europejski. Lekko przygarbiona sylwetka, sterta papierów pod pachą, charakterystyczny wąs. I jego niepowtarzalny „Bundesglish” (niemiecki angielski), który każdy rozumiał inaczej.

Choć Brok na pierwszy rzut oka nie kojarzy się z poważnym politykiem, nikomu nie przychodziło do głowy robić sobie z niego żarty. Z prostej przyczyny - bo każdy wiedział, że to zawodnik wagi najcięższej. Z dostępem do ucha Angeli Merkel, opinią jednego głównych architektów niemieckiej polityki zagranicznej. O jego sporach z Jackiem Saryusz-Wolskim na posiedzeniach komisji spraw zagranicznych PE o relacjach UE z Rosją krążyły legendy. Dlatego nigdy nie brakowało dziennikarzy z mozołem próbujących zrozumieć komentarze wygłaszane przez niego w „Bundesglish”. A on, choć w europarlamencie zasiadał od pierwszej kadencji, od 1979 r., zawsze znajdował chwilę, by swoją opinią się podzielić, często zresztą bardzo wyrazistą, ostrą.

Do teraz. Już kilka miesięcy temu w jego macierzystej partii CDU zapadła decyzja, że nie zostanie on tym razem wpisany na listy wyborcze. W ten sposób 73-letni polityk, który zasiadał w Parlamencie Europejskim przez osiem kolejnych kadencji, będzie miał więcej czasu dla rodziny w Bielefeld, gdzie mieszka na co dzień.

Decyzja jak decyzja, w każdym kraju sposób układania list budzi emocje, kontrowersje, wypadają z nich także politycy zasłużeni i z dorobkiem. Ale akurat w przypadku Broka można mówić o symbolu. Niemcy zawsze pilnowali, żeby ich delegacja w europarlamencie składała się z osób doświadczonych, znających kulisy i mechanizmy. Zgodnie z regułą, że prawdziwą politykę w PE robią deputowani pracujący tam co najmniej trzy kadencje. Brok był zdecydowanie jednym z nich.

Dlaczego więc został spieszony? Bo idzie nowe - a jego odsunięcie od list było tego symbolem. Tak samo jak wysunięcie przez Niemców na pierwszy plan stosunkowo młodego (46 lat) Manfreda Webera. Młodego - choć już doświadczonego, spędził już w PE trzy kadencje. Ostatnio pełnił też funkcję szefa Europejskiej Partii Ludowej (EPP) w Parlamencie Europejskim, a także został przez tę partię wysunięty jako kandydat na nowego przewodniczącego Komisji Europejskiej.

Gdyby nim został rzeczywiście, byłbym najmłodszym szefem Komisji od 1970 r., kiedy to stanowisko objął 43-letni Włoch Franco Malfatti. Mielibyśmy kolejny symbol - tego, jak Europa próbuje się odradzać.

Ale wszystko wskazuje na to, że nic z tego nie będzie. Bo współczesna Unia Europejska to nie jest przestrzeń sprawnie zarządzana, idąca w jasno określonym kierunku. Nigdy zresztą taka nie była - ale liczba kryzysów, które nią teraz targają, jest największa od dekad.

Niedzielne wybory będą dotyczyć także tego, w jaki sposób Unia będzie rozwiązywać te problemy. Więcej - w jaki sposób je definiować. Oczywiście, europarlament raczej wąskie kompetencje, kluczowych decyzji w Europie podejmować nie może. Ale jest barometrem pokazującym nastroje na kontynencie, w tej roli sprawdza się znakomicie.

Najpierw przyjrzyjmy się liście głównych problemów UE - bo stawką tych wyborów jest sposób, jak z nimi postępować.

Problem pierwszy: przywództwo
Jako pierwsze głosować w eurowyborach zaczęły Wielka Brytania i Holandia - tam głosowanie odbyło się w czwartek. W Holandii w środę wieczorem miała miejsce ostatnia debata telewizyjna, w której udział wzięli liderzy najważniejszych partii: Mark Rutte, lider Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji oraz premier kraju od 2010 r. oraz Thierry Baudet, przywódca powstałego trzy lata temu ugrupowania Forum na rzecz Demokracji (według sondaży ona miała największą szansę na wygraną w wyborach).

W czasie debaty padły brutalne słowa. „Jesteś naśladowcą, nie liderem” - zaatakował Ruttego Baudet. Ważne słowa - bo mówimy o człowieku, który w spekulacjach przymierzany jest do funkcji szefa Komisji Europejskiej (lub Rady). Ale tu nie chodzi tylko o pojedynczą wycieczkę personalną. Mówimy o całokształcie. Baudet kreśli całkowicie inną wizję Holandii (i Europy) niż Rutte - i jego stworzona od zera w trzy lata partia wyrosła na jedną z najważniejszych partii w kraju. Wyraźny sygnał, że Holendrom samo granie „Ody do radości” nie wystarczy, że takie tradycyjne odwołania jak duma z własnego kraju, jego tożsamości też są dla nich ważne. A warto podkreślić, że mówimy o obywatelach kraju tradycyjnie euroentuzjastyczngo.

A jak do tego podchodzą europejscy przywódcy? Niemal w tym samym czasie, gdy trwała debata w Holandii, wywiadu CNN udzielał Jean-Claude Juncker, obecny przewodniczący Komisji Europejskiej. W nim użył on grubego określenia, mówiąc wprost o „głupich nacjonalistach”. „Ci populiści, głupi nacjonaliści, są zakochani w swoich własnych krajach” - narzekał na antenie amerykańskiej telewizji.

Tymczasem wszystkie prognozy wskazują, że „ci populiści” w eurowyborach zanotują rekordowo wysokie poparcie. Europejczycy zamierzają na nich głosować, czego obecni liderzy UE kompletnie nie potrafią zrozumieć. Trudno to inaczej nazwać niż oderwaniem się przywództwa od bazy. W każdym systemie, nawet najbardziej autorytarnym, oznacza to problemy. A tym bardziej w demokracji.

Problem drugi: nowe podziały
W poniedziałek, gdy (z grubsza) znane będą wyniki eurowyborów, zacznie się meblowanie nowego parlamentu w Strasburgu. W zależności od tego będą się tworzyć koalicje, które zaczną układać prace UE w nowej kadencji.

Scenariusz bazowy na dziś brzmi następująco. W nowym europarlamencie wielką koalicję zawiązują trzy największe frakcje: EPP, socjaliści i liberałowie. - A ta koalicja trzech podzieli między siebie pięć najważniejszych stanowisk” - przewiduje Jacek Saryusz-Wolski, jeden z najbardziej doświadczonych polskich europosłów.
Dzisiaj najbardziej prawdopodobne jest to, że EPP nie będzie walczyć o to, by ich Spitzenkandidat Manfred Weber został szefem Komisji. Z trzech powodów. Pierwszy nazywa się Angela Merkel, która od początku niechętnie patrzyła na kandydaturę Webera, a zgodziła się na jego zgłoszenie (nieformalne - bo formuła „Spitzenkandidaten” nie jest sformalizowana) jedynie pod presją mediów i partii. Webber pewnie zostanie niemieckim eurokomisarzem.

Powód drugi - Emmanuel Macron. Prezydent Francji otwarcie mówi, że nie chce Webera w tej roli. Wreszcie powód trzeci - obsada funkcji szefa Europejskiego Banku Centralnego. Merkel bardzo zależy, żeby to był Niemiec Jens Weidmann, ale wtedy nie ma szans, żeby Niemiec został także szefem KE.

W tej sytuacji następcą Junckera może zostać inny przedstawiciel EPP - Michel Barnier. Wysoko są też notowania liberałów: Dunki Margrethe Vestager, czy Marka Rutte, czy innego Holendra Fransa Timmermansa (choć ostatniego wymienia się jako kandydata na stanowisko szefa unijnej dyplomacji).

Swoje trzy grosze w tej kwestii na pewno będzie chciał zgłosić Macron. On cały czas nie odsłonił swych kart - w tym sensie, że nie wiadomo, z którą frakcją się zwiąże po wyborach. Słychać głosy o nowej frakcji centrowej, umiarkowanej, którą - oprócz francuskiego En Marche - miałyby też tworzyć włoska Partia Demokratyczna, hiszpańskie Ciudadanos, kilka partii liberalnych. Jeśli Macron nie nawiąże współpracy z liberałami z ALDE, tylko zdecyduje się tworzyć własną frakcję, jeszcze skomplikuje relacje wewnątrz UE.

A to nie jedyne podziały, które trzeba brać pod uwagę. Oczywiście, brexit, który cały czas się toczy bez konkluzji - ale swoją porcję chaosu do Europy wprowadza. Morgan Guérin, europeista z think-tanku Institut Montaigne, zwraca uwagę na rosnące podziały pomiędzy krajami wewnętrz UE, wskazując, że coraz mocniej ona się dzieli na motor francusko-niemiecki, Ligę Hanzeatycką (złożoną z północnych państw członkowskich Unii), czy Grupę Wyszehradzką. Każda z tych struktur coraz bardziej wewnętrznie się konsoliduje, co sprawia, że wypracowanie wspólnego zdania staje się zadaniem coraz trudniejszym. Jak bardzo trudnym? Szybko nam to pokażą najbliższe negocjacje - o obsadzie najważniejszych stanowisk UE oraz o podziale nowego budżetu na lata 2021-2027.

Problem trzeci: migracja
Kryzys migracyjny z 2015 r. tylko pozornie został opanowany. Owszem, przybysze Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu już nie zalewają Europy tak rwącym strumieniem jak cztery lata temu - ale kryzys, który wtedy wybuchł, cały czas jest daleki od ugaszenia.

Przede wszystkim dlatego, że kryzys migracyjny uwidocznił silne podziały w Europie. Podziały pionowe i poziome. Pionowe - bo pomiędzy poszczególnymi krajami tworzącymi UE. Kraje Europy Środkowej zareagowały całkowicie inaczej na sytuację niż Zachód, ten drugi z kolei siłą (polityczną) próbował zmusić pierwszych do tego, żeby reagowali zgodnie z ich oczekiwaniami. Przełożyło się to tylko na wzrost wzajemnej niechęci.

Z kolei podział poziomy to podział, który wyrósł między politycznymi elitami i poszczególnymi społeczeństwami. Bezpośrednią konsekwencją kryzysu był świetny wynik w wyborach we Francji Marine Le Pen, czy partii AfD w wyborach do Bundestagu - by podać przykłady najbardziej spektakularne. I ten poziomy rozdźwięk cały czas się utrzymuje, Nie wydaje się, by Juncker - mówiąc o „głupich nacjonalistach” - w jakikolwiek sposób go zasypywał.

Podział wywołany kryzysem migracyjnym się utrzyma i to na kilku płaszczyznach. Choćby personalnym. W środę w wywiadzie dla „Le Soir“ Macron zaproponował, żeby jedno z ważnych stanowisk w UE w nowym rozdaniu objął belgijski premier Charles Michel . Związany z frakcją liberałów Michel zasługuje na to według Macrona, bo wsparł Światowy Pakt w sprawie Migracji, podpisaną pod koniec roku umowę regulującą kwestię światowej migracji. Tyle, że trzy kraje UE (Polska, Węgry, Czechy) tego paktu nie poparły, wiele innych zachowuje wobec niego dużą rezerwę. Siłą rzeczy forsowania kandydatury Michela w naturalny sposób podziały wewnątrz UE jeszcze będzie pogłębiać.

Kryzys migracyjny ma jeszcze jeden fundamentalny wpływ: blokuje UE. Bruksela już wie, jak groźny jest napływ migrantów, więc będzie musiała włożyć dużo wysiłku w to, żeby nie dopuścić do tego, żeby on się nie powtórzył. Siłą rzeczy, ograniczy to zdolności UE do działania w innych kwestiach. Ale pogłębi także podział między krajami Zachodu i środka Europy. Rozszerzenie UE jest wykluczone w takiej sytuacji. Ambitne projekty inwestycyjne również. To są wszystko długofalowe konsekwencje kryzysu migracyjnego.

Pytanie, jaka będzie odpowiedź krajów Europy Środkowej. Póki co nie widać jej propozycji personalnej, kto mógłby reprezentować naszą część Europy na najważniejszych stanowiskach w UE. Najwięcej mówi się o Litwince Dalii Grybauskaitė, które właśnie kończy drugą kadencje prezydencką w swoim kraju. Ale ona entuzjazmu nie wzbudza. Innych kandydatów nie widać.

Problem czwarty: słaba gospodarka
W przywołanej wcześniej debacie w holenderskiej telewizji padły ważne słowa z ust premiera Rutte, który wyraźnie powiedział, że według niego Grecja ani Włochy nie powinny znajdować się w strefie euro.
Napięcia wewnątrz strefy euro szybko nie znikną. Z ich powodu słabo układa się współpraca Niemiec i Francji, co tylko potęguje poczucie chaosu w UE. Do tego napięcia miedzy krajami północy i południa Unii. A w oddali jeszcze coraz szybciej rozwijająca się wojna handlowa między USA i Chinami, która rykoszetem uderza również w Europę.

Powyborcza układanka stanowisk w Europie i koalicji w europarlamencie będzie też wypadkową poglądów gospodarczych na przyszłość Wspólnoty. I dziś nie widać dobrego pomysłu, w jaki sposób uda się je pogodzić.

Do tej pory napięcia próbowała łagodzić Angela Merkel. Ale to się kończy. Namawiano ją, żeby zgodziła się zostać nowym szefem Rady Europejskiej - ale podobno na majowym nieformalnym szczycie w Sibiu kategorycznie odmówiła. Gdy skończy się jej kadencja jako kanclerz Niemiec (w 2021 r.) pewnie odejdzie na emeryturę. Trudno zakładać, żeby UE przeszła przez ten proces bezboleśnie.

Wniosek: Unią będzie dalej trząść
Nikt nie ma wątpliwości, że UE powinna się poszerzać. Nawet nie tyle o nowe państwa, co o obszary, w których się pojawia, jest aktywna - choćby w polityce zagranicznej, sąsiedztwie, ale przede wszystkim w inwestycjach, innowacjach, nowoczesnych technologiach. Tylko w ten sposób Europa będzie w stanie wytrzymać presję ze strony Azji i USA, zachować obecną pozycję w globalnym ładzie.

Ale dziś jest większe ryzyko, że Unia się skróci - zamiast się rozwijać, będzie tylko prowizorycznie, doraźnie rozwiązywać coraz to nowe problemy.

Tak będzie wyglądać najbliższa kadencja europarlamentu. To będzie pięć lat tarć, prób wypracowania konsensusu, nowego ładu, pozwalającego przynajmniej załagodzić coraz ostrzejsze podziały. Gdyby przez ten czas udało się to osiągnąć, udało się wypracować nowy ład akceptowany przez większość Europejczyków, byłby to ogromny sukces. Dawałby nadzieję, że w kolejnej dekadzie UE zacznie odgrywać taką rolę, do jakiej nas przyzwyczaiła. Ale trudno zakładać, żeby było to w stanie zrobić obecne pokolenie polityków, tworzących główny europejski nurt. Póki będzie w nim dominowało myślenie w stylu „głupich nacjonalistów”, póty Europa będzie tylko kontynentem kryzysów i problemów.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

H
Hans von Schwinke
Kozisnki, nie pi(erd)ol glupot, po przegranej pis dzielcow zostaniesz na ulicy.
Wróć na i.pl Portal i.pl