Popełnił samobójstwo, bo dostał w pracy naganę?

Marta Paluch
9 listopada 50-letni pracownik Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie podpalił się na ławce w parku w Nowej Hucie
9 listopada 50-letni pracownik Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie podpalił się na ławce w parku w Nowej Hucie Andrzej Banaś
Co doprowadziło Grzegorza B. do popełnienia tak strasznego samobójstwa? Według psychologów, samopodpalenie to forma protestu. Krakowscy śledczy badają wiele wątków tej sprawy- także zawodowy.

Nigdy się nie spóźniał
Pan Grzegorz mieszkał z żoną i córką w niewielkim mieszkaniu w Nowej Hucie. Ot, zwykłe życie, ale był szczęśliwy. Uwielbiał podróżować. Czytał angielskie i rosyjskie gazety w oryginale. W przyszłym roku chciał zwiedzić Turcję - to było jego marzenie. Drugim było wybudowanie altanki, przy której mógłby uprawiać swoje warzywa, owoce i drzewka. Bo był takim ogrodnikiem z powołania. Każdy pytał go o radę - kiedy sadzić, kiedy ciąć. Był niezastąpiony. Na swojej działce 20 km od Krakowa wszystkiego sam doglądał.

- Był taki spokojny, pomocny, wrażliwy. Kiedy trzeba było pomóc komuś, na męża zawsze można było liczyć - mówi żona pana Grzegorza. Był miły i pełen galanterii, można powiedzieć - człowiek starej daty. - Miał ogromną klasę, takich ludzi już teraz nie ma. Ogromna kultura, niezwykła wiedza. Może to zabrzmi patetycznie, ale jestem dumny z tego, że go znałem - mówi jego wieloletni przyjaciel.

Przez 20 lat pan Grzegorz zajmował się załatwianiem praktyk studenckich. Ze swoim ówczesnym szefem bardzo się szanowali. - Pracowaliśmy razem 17 lat, a moim podwładnym był przez 11 lat. Solidny, nigdy się nie spóźniał, słowny. A pracy było dużo - samo załatwianie 700 praktyk za granicą rocznie, w różnych krajach... Tam wszystko musiało być zgrane co do minuty. Zawsze było można na niego liczyć - mówi Andrzej Koziec, do 2006 r. przełożony pana Grzegorza, obecnie pełnomocnik ds. ochrony informacji niejawnych na Uniwersytecie Rolniczym. Dodaje, że nie pamięta nawet, by jego podwładny kiedykolwiek chorował. - Zrobił dużo dobrego dla szkoły i studentów - sumuje Koziec. Dodaje, że pan Grzegorz zawsze dostawał od niego premie. Dodatkowo, cztery razy dostał nagrodę rektora (ostatnią w 2009 r.).

Był bardzo skrupulatny. Wszystkie papiery miał pogrupowane w opisanych teczkach. Także tę, od której zaczęły sie jego kłopoty na uczelni.

Stres i zapaść
To było mniej więcej półtora roku temu. - Podjęto za męża decyzje, które były niezgodne z regulaminem. Chcieli, żeby się podporządkował komuś, kto nie był jego przełożonym. Żył w permanentnym stresie. 14 października 2010 r. miał zapaść - opowiada jego żona.

Poprzedniego dnia pan Grzegorz wziął sporo tabletek na obniżenie ciśnienia, bo zdenerwowała go rozmowa z prorektorem. Jak opowiadał, po bardzo przykrej rozmowie usłyszał wtedy, że nie dostanie obiecanego dofinansowania studiów podyplomowych. - 14 października zasłabł na uczelni, przewieźli go do szpitala. Pamiętam, że lekarz krzyczał, że ciśnienie spadło mu tak strasznie... To była zapaść na tle nerwowym - mówi żona.

Po tym zdarzeniu zapisał się na terapię do psychologa, by poradzić sobie ze stresem. Wtedy też razem z żoną zdecydowali, że trzeba działać. 8 grudnia 2010 r. pan Grzegorz wysłał pismo do Państwowej Inspekcji Pracy. Skarżył się, że jest mobbingowany. PIP przysłała kontrolę na początku 2011 roku.

Inspekcja dopatrzyła się uchybień, choć niezbyt poważnych.- Inspektor skierował potem do uczelni wystąpienie, w którym wnosił o zapewnienie prawidłowego i bieżącego dostosowywania zakresu obowiązków pracowników do wykonywanej przez nich pracy oraz wprowadzenie polityki antymobbingowej - mówi rzecznik krakowskiej PIP Anna Majerek. Pana Grzegorza zaś przeniesiono do działu aparatury naukowo-dydaktycznej, w której przygotowuje się dokumenty do przetargów. Nie pracowało mu się tam dobrze.

- Pani kierownik krzyczała na pracowników, ganiła ich jak dzieci w podstawówce. Zrozumiałam, że jest źle, kiedy mąż, tak zawsze oddany pracy, mówił rano: nie chcę tam iść - wspomina jego żona. - Panowała tam niezrozumiała dla mnie atmosfera. Gdy dzwoniłem do Grześka, rozmawiał ze mną oficjalnie, urzędowo. Tak jakby bał się zdradzić, że dzwoni kolega - mówi przyjaciel zmarłego.

W rodzinie myśleli nawet, żeby poszukać mu nowej pracy. Tylko kto zatrudni 50-latka? Żona pana Grzegorza opowiada, że w ostatnim tygodniu przed śmiercią niechęć, by iść na uczelnię, jeszcze się wzmogła.

Spokojny przed śmiercią
8 listopada, w czwartek pan Grzegorz poszedł do pracy, a potem do hospicjum św. Łazarza, gdzie dwa razy w tygodniu uczył się na wolontariusza. Do domu wrócił późno. Był spokojny. Pokazał żonie naganę podpisaną przez prorektora uczelni ds. organizacji.
- Myślałam, że serce mi stanie. Co oni tam nawpisywali? Ciężkie zarzuty, a żadnych konkretów. Jedyny konkret to było "samowolne opuszczenie stanowiska pracy" 31 października. A przecież mąż miał wtedy zwolnienie lekarskie! - zaznacza kobieta. - To pismo jest tak napisane, żeby złamać człowieka. Praktycznie każdy z tych zarzutów wystarczy, żeby go zwolnić dyscyplinarnie. Tylko dlaczego nie ma żadnych konkretów? - pyta przyjaciel pana Grzegorza. I dodaje: trzeba walczyć w obronie jego dobrego imienia.
Pan Grzegorz z żoną długo wtedy rozmawiali i postanowili wyjaśnić sprawę. On położył się wcześnie, około godz. 22.- Wiem, że nie budził się w nocy, bo mam lekki sen - mówi żona.

9 listopada rano, gdy po godz. szóstej wyszedł do pracy, coś ją zaniepokoiło. - Widzę, że zostawił portfel i nie zamknął drzwi za sobą jak zwykle. Wybiegłam na klatkę schodową, a tam cisza. Więc wyjrzałam przez okno. Widziałam go, czegoś szukał w aucie. Zawołałam "chodź tu!", a on jakby nie słyszał, bez reakcji. I poszedł - wspomina żona. Ubrała się i poszła go szukać. Kiedy doszła do zakrętu, za którym jest park, zobaczyła policyjne samochody.

- Pomyślałam sobie wtedy: to on! Coś mu się stało! - opowiada. Kiedy policjant odkrył przykryte płachtą nogi jej śmiertelnie poparzonego męża, poznała go po spodniach. - Mój Boże! Nic nie przeczuwałam. Przecież on był wierzący - załamuje ręce. Przez pierwsze dni była w szoku.

Przyjaciel Grzegorza też nic nie przeczuwał. Jeszcze 2 listopada widział się z nim i jego rodziną, dowcipkował, bawił towarzystwo. - Wtedy nic złego nie zauważyłem. Opowiadał mi co prawda wcześniej o kłopotach w pracy - że są jakieś wewnętrzne walki, wojenki. Ale nie sądziłem, że to wszystko jest aż tak poważne. Myliłem się. Teraz powiązałem wszystkie wydarzenia w czasie i układa mi się to w logiczną całość - opowiada.

Dodaje, że zna Grzegorza B. od 17 lat, i to zna dobrze. - I wiem, że nie miał żadnego innego powodu do samobójstwa. Ani hazard, ani nałogi, kredyty czy kłopoty małżeńskie - przekonuje. Jest wstrząśnięty sposobem, w jaki jego przyjaciel się zabił. - Straszna śmierć. To nie było zwykłe samobójstwo, tylko manifest zaszczutego człowieka. W naszej cywilizacji na taką śmierć nie skazuje się nawet zwierzęcia - podkreśla.

Dobry i zły jednocześnie?

Zapytaliśmy na uniwersytecie, co takiego się stało, że dotąd dobry pracownik, który dostawał nagrody i premie, nagle otrzymał tak sformułowaną naganę. Rzecznik Uniwersytetu Rolniczego odmówiła nam podania tej informacji. - Ze względu na toczące się postępowanie, chęć zachowania obiektywizmu oraz ze względu na fakt, że żądane informacje na temat dokumentów znajdujących się w aktach osobowych dotyczą sfery prywatnej byłego pracownika uczelni, a także przekazanie żądanych informacji może dotykać dóbr osobistych jego rodziny - wyłuszcza Izabella Majewska. Podobną odpowiedź otrzymaliśmy na pytanie o to, jak załatwili sprawę mobbingu, którą zgłaszał pan Grzegorz.

O tym jak wyglądały relacje wewnątrz działu, w którym ostatnio pracował pan Grzegorz, wiemy tylko z jego relacji, powtarzanej przez bliskich. Próbowaliśmy zapytać jego najbliższych kolegów. Byli wystraszeni. Usłyszeliśmy, że przełożona zakazała im o nim rozmawiać. Ona sama też nie chciała nic powiedzieć na jego temat. Po naszej wizycie w tym dziale, pracownicy uczelni dostali jeszcze mailem oficjalne pismo, w którym przypomniano im, że informacji dziennikarzom udziela tylko rzecznik prasowy...

Nie wiemy, czy pan Grzegorz nie miał innych kłopotów, o których mogli nie wiedzieć jego bliscy. Czy przykrości na uczelni i nagana mogły być jedyną przyczyną samobójstwa? - Tak - mówi psycholog Barbara Stawarz. Dodaje, że z punktu widzenia psychologicznego obiektywne przesłanki (mniejszy lub większy mobbing) nie są najważniejsze. - Z jego reakcji widać wyraźnie, że czuł się mobbingowany i opuszczczony. A w momencie, gdy dostał naganę poczuł, że może stracić dobre imię, które dla niego było bardzo ważne. Z opisu przełożonego i rodziny wynika bowiem, że to perfekcjonista, który dobrze się czuł w poukładanym świecie. Dlatego taka ocena jego pracy mogła go załamać - tłumaczy psycholog.

Dodaje, że w takich sytuacjach nawet osoby zdrowe psychicznie mogą działać nieracjonalnie. - Jest też prawdopodobne, że był w stadium wyczerpania ciągłym napięciem i stąd miał wyolbrzymioną reakcję stresową - wyjaśnia Barbara Stawarz. Podkreśla też, że podpalenie się nie jest "zwykłym" samobójstwem. - To demonstracja, protest - ocenia. Dziś żona zmarłego ma żal do urzędników z uniwersytetu.

- Nikt z uczelni nawet nie zadzwonił, żeby nam złożyć kondolencje... - mówi. - To skandal - kwituje jego przyjaciel. - Żeby po 20 latach pracy nawet nie zadzwonić, zapytać: w czym mogę pomóc? Brak mi słów - dodaje.

Na klepsydrze pana Grzegorza rodzina kazała napisać: "tak dużo z siebie dawałeś, a tak mało chciałeś dla siebie". - Cały on- kwituje przyjaciel.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Popełnił samobójstwo, bo dostał w pracy naganę? - Gazeta Krakowska

Komentarze 29

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość

Nikt nie wziął jednego faktu pod uwagę. W Polsce powojennej było tylko kilka aktów publicznego podpalenia... Znany jest tylko jeden przypadek, gdzie podpalenie nastąpiło... na uboczu, prawie że w krzakach na granicy pól, gmin i łąk... A ta śmierć to podpalenie w parku pod blokiem... też miejsce publiczne. Zwłaszcza dla pana Grzegorza. I jego rodziny. Podważam to, że rodzina pana Grzegorza była rodziną szczęśliwą. W rodzinach toksycznych tylko osoby toksyczne są szczęśliwe. Pan Grzegorz taki nie był. Był wrażliwcem. Wręcz empatą. Brał wiele do siebie i to przeżywał. Wręcz mało przejmował się sobą. Wiele rzeczy składa się na decyzję o samobójstwie. Ale tylko jedna przelewa czarę. To, co przelało czarę i pchnęło do tego kroku to widocznie sprawy zawodowe ale co innego czarę ciągle napełniało. Za miejsce protestu i śmierci Pan Grzegorz wybrał park pod blokiem. Zaprotestował pod blokiem. Zamanifestował komuś, kto tam mieszka.

K
Kili
Elita intelektualna, Profesor, Dziekan, Rektor i wszystkie pochodne z przedrostkiem Pro. Obrzydzenie mnie bierze jak pomyślę o tym środowisku. Mam jak najgorsze zdanie na Ich temat. W korporacji pniesz sie w górę swoja pracą, czasem szczęściem, czasem na błędach innych. Na Uczelni każdy kto się wyróżnia jest ścinany. Trzyma się miernoty, które nie będą zagrożeniem w przyszłości. Nie ma wyższych idei. Jest twarda walka o przetrwanie. Albo jesteś szarakiem albo Cię nie ma. I najważniejsze z kim wódkę piłeś albo komu się podobasz. Przykre. Ale po tym co zobaczyłem na innej uczelni nic mnie nie zdziwiło w tym artykule. Znam duzo gorsze przypadki mobbingu, szkalowania, zastraszania. Znam przypadek molestowania, który skończył się najgorzej dla samej poszkodowanej (Jej Oprawca nadal pracuje na tej samej Uczelni. Nie spotkala go zadna kara. O wszystkim wiedzieli Dziekan i byly juz Rektor, ale przyznajac Jej rację, przyznali by sie do błedu). Znam przypadek poronienia dziewczyny siłą wyrzuconej za drzwi przez Dziekana. Tyle rzeczy widzialem że już nawet nie chce jeździć Alejami żeby nie widzieć tych posągów górników i hutników. Wierni Katolicy, którzy parkują swoje samochody pod kamerami...
e
emcha
Znałem Grześka... W podstawówce siedzieliśmy w jednej ławce, potem chodziliśmy do tego samego liceum a w ostatniej klasie spotkaliśmy się znów w jednej ławce.
Potem kontakt się nam całkowicie urwał.
Dzisiaj się dowiedziałem co się stało i nie chce mi się wierzyć że Grzesiek mógłby tak...
Może ktoś kiedyś zapłaci za Twoją krzywdę.
Spoczywaj Grześku w spokoju !
V
Verayher
Już odblokowano zmanipulowany tekst? Teraz grunt to uzyskać egzemplarz papierowy i porównać z tym, który jest tu prezentowany. Nagle facet ma depresję, załamanie itd., a wcześniej był normalny. ABW już wyciągnęła swoje długie ręce?
p
pan
Tam podobno tak się dzieje ,że jeśli pracownik nie zgadza się z nieprawidłowościami jakie się tam uprawia to zaraz zostaje zgnębiony aby coś nie wyszło na jaw. Podobno niektórzy sami się pozwalniali i odeszli by nie wylądować w kryminale albo w psychiatryku
a
azai
Giń bocie gazety wyborczej i innych służb!
g
gosc
Dziś już jasne. Czy te sprawy są powiązane? Pan Grzegorz i Brunon K.
Polecam sprawdzić innych pracowników na balickiej.
M
Maxi
Jak można w tym artykule dopatrywać się jednostronności?Jak sensacji?
Jest śmierć- makabryczna i trudna.Jest rodzina -smutna.Jak można być zdrowym i się podpalić?
Tak samo jak popełnić zbrodnię w afekcie.Życie nie jest czarno-białe.Wrażliwośc ludzka niezbadana.
Może dzisiaj Pan Grzegorz inaczej by zrobił.Prawdą jest,że źle się traktujemy.Bardzo źle.
Y
Y
...wszyscy też wiedzą, że pewna pani na rolniczym lubi "prześladować" niepełnosprawnych i jak jej poprzedniczka bardzo zachorowała i wróciła z dłuższego zwolnienia, to jej biurko i stanowisko było zajęte przez ów właśnie panią... i nawet nie pofatygowała się jej poinformować o tym fakcie... miło bardzo musiała się poczuć w pierwszym dniu po powrocie... i do tego po ciężkiej chorobie...
Y
Y
...wszyscy na rolniczej wiedzą, że pani ów nękająca słynie z tego, że gnębiła wiele osób, zwłaszcza niepełnosprawnych, wszyscy wiedzą jak potraktowała swoją poprzedniczkę, kiedy ta bardzo zachorowała i wróciła po zwolnieniu do pracy - miała już zajęte swoje biurko i stanowisko przez właśnie tą panią, dzięki której biedny człowiek teraz nie żyje... i nawet jej nie powiadomiła o zmianie... miło jej musiało być bardzo... prawda? ...więc jeśli ktoś nie zna sytuacji, to lepiej, żeby nie pisał, że przyczyną śmierci człowieka nie może być stworzona atmosfera w miejscu pracy...
X
X
Jeśli nawet ten człowiek miał problemy psychiczne - to chyba jego pracodawca powinien mu pomóc, wysłać na urlop zdrowotny - a nie wręczać wypowiedzenie z pracy, po wcześniejszym gnębieniu... więc takie pytanie jest wysoce nie na miejscu...
M
Maeve
Kto by tyle płacił za czytanie?
c
cz
Równie dobrze można by napisać, że nie podobała mu się sytuacja w kraju i się spalił! Od czego mamy policje? Zostawmy to im, a śp Grzegorz niech spoczywa w pokoju. Żal mi chłopa i tyle.
A
Amigo
Pisanie, że zdrowy by się nie spalił. jest w tym szczypta racji, ale jak ktoś przez ponad dwa lata jest "bohaterem" spektaklu pt. "Lot nad kukułczym gniazdem" to po jamś czasie czuje się jak królik zagoniony przez psy do kąta i dochodzi do wniosku (strasznego) że nie ma wyjścia i chce o tym zawiadomić świat. Przerażająca jest nieczułośc i bierność wyższych urzędników instytucji w której pracował. Biorą pieniądze, biorą dodatki stroją się w gronostaje, a słoma wystaje z buciorów i ściele się za orszakiem.
A
Amigo
W sprawie samospalenia wątków jest wiele. Jednym z nich jest nepotyzm w wyniku ktorego denat został usunięty z wcześniej zajmowanego stanowiska, ale są jeszcze, inne związane z przygotowaniem przetargów. Mam nadzieję, że prokurator nie zostawi tej sprawy bez rozpoznania. Zmarły był godnym i prawym człowiekiem i ukaranie go naganą tak sformułowaną jest/było haniebne. Hańba dla tych którzy ją przygotowali i hanba dla tych którzy ją zaakceptowali. Szambo, bo w porównaniu z miejsce pracy Grzegorza Brągiela, bagno to wytworne miejsce. Niech spoczywa w pokoju!
Wróć na i.pl Portal i.pl