Południowa Kalifornia. Jedno z nielicznych miejsc na kuli ziemskiej, gdzie króluje luz i spokój i idealna pogoda

Kazimierz Sikorski
Przed wejściem do Biblioteki Reagana
Przed wejściem do Biblioteki Reagana
Niewiele jest takich miejsc na świecie, gdzie ludzie się nie spieszą i psy są nawet spokojniejsze. To Południowa Kalifornia.

Nigdy nie za ciepło, nie za zimno, cudne widoki, wspaniała roślinność i mili ludzie. I tak przez cały rok. Są miejsca, które przyciągają ludzi z całego świata. Spędzone tam tygodnie stawiają każdego na nogi.

Czy można się dziwić Albertowi Hammondowi, którego matka pochodziła z Gibraltaru, ale w czasie wojny musiała uciekać do Londynu, że jej syn zakocha się kiedyś w Ameryce. A dokładniej w jej najpiękniejszym zakątku, południowej Kalifornii. Gdyby tak się nie stało, Albert pozostałby na Wyspach, spełniałby się jako piosenkarz, ale świat byłby uboższy o jego największy przebój z roku 1972: „It Never Rains in Southern California”. Tytuł trochę na wyrost, bo w południowej Kalifornii deszcze naprawdę są rzadkością, ale jak pada, to tragedia.

-Opatrzność czuwa nad nami, dba o pogodę - mówi z uśmiechem jeden z pracowników ogromnej świątyni mormonów, która wyróżnia się na tle skąpanej w zieleni La Jolla. To miasteczko, jak mówią jedni, dzielnica San Diego, jak chcą inni. Faktem jest, że białego koloru siedziba mormonów robi wrażenie. Można ją jednak podziwiać tylko z zewnątrz, wnętrze zarezerwowano dla członków wspólnoty. Ale już tygodnie przed Bożym Narodzeniem można podziwiać jej magiczne otoczenie, barwne światełka na drzewach , wmontowane w nie głośniki, z których sączą się kolędy. Świąteczna muzyka w listopadzie ściska za serce.

Sama La Jolla przypomina Barcelonę lub inne hiszpańskie miasta. Jest tu Malaga, Sewilla, Madryt, jak nazwano jej „dzielnice”. Podobne do siebie, z urokliwymi parkami, kojącą ciszą. Tylko centrum jest inne, ożywa nocą, wtedy przejechać miasto wymaga i czasu i nerwów, bo ruch jest wtedy ogromny.

Położone kilkanaście minut drogi od San Diego La Jolla jest synonimem zamożności od czasu, gdy kilka dekad temu upodobali sobie to miejsce biznesmeni, gwiazdy filmu, sztuki i muzyki. Im bliżej Pacyfiku tym wyższe ceny nieruchomości. La Jolla ma cudowne nadbrzeże sformowane z klifów skalnych, gdzie można podziwiać foki i słonie morskie. Gdy znudzą się spacery po plaży, gdy zatęsknimy za wielkomiejskim zgiełkiem kilkanaście minut jazdy samochodem i jest San Diego.

Położone pół godziny drogi od granicy z Meksykiem miasto nie ma tylu drapaczy chmur, co inne duże miasta Ameryki. Obowiązkowym punktem w przewodnikach jest zwiedzanie portu ( z wycofanym z użytku lotniskowcem USS Midway), niewielkim centrum i wyspą Coronado. Ale można zacząć i skończyć zwiedzanie na starówce, która ogranicza się do jednej ulicy, którą okalają restauracje, a jej końcem są hale z pamiątkami.

Posileni kurczakiem w czekoladzie i tekilą wypoczywamy w parku Balboa. Przy dźwiękach muzyki ( darmowe koncerty są tam często) nie słychać szumu lądujących samolotów. Jest jeszcze 16 muzeów rozlokowanych w budowlach w stylu hiszpańskim, ogrody z niespotykaną gdzie indziej roślinnością oraz słynny na całe Stany ogród zoologiczny z największą atrakcją, pandami. Nikt się nie spieszy, nie słychać krzyków, co najwyżej śmiech.

Kilkanaście kilometrów dalej Del Mar, miasteczko z wcinającym się w ocean molo. Nietypowe, bo po obu stronach drewnianego podłoża postawiono... hotelik. A że Amerykanin najchętniej dojechałby samochodem do sypialni , można na molo zaparkować auto przed swoim pokojem.

Miejscowa plaża ciągnie się kilometrami. W rankingu magazynu Time „100 Najlepszych Plaż na Świecie” znalazła się w pierwszej dziesiątce. Co chwila podjeżdżają młodzi ludzie. Wyjmują z bagażników samochodów sprzęt do surfowania, przebierają się niemal na publicznym widoku( panie też) i biegną do wody.

Nie tylko oni mają radochę, czworonogi też. Część plaży zarezerwowano dla .. psów. Podobnie jak ich opiekunowie są stonowane, zrelaksowane, jak cała południowa Kalifornia, przyznają miejscowi. Nie to co zakręcone Chicago czy i Nowy Jork, gdzie od samego patrzenia na zachowanie przechodniów można nabawić się stresu. Tu tylko słońce, spokój, radość i plaża. I cudowna roślinność, po pogodzie najsilniejsza strona tego zakątka Ameryki.

Kolejny przystanek: Encinitas, z hiszpańskiego „Małe dęby”, choć to już pewnie historia.Kolejne miasteczko w hrabstwie San Diego, w którym bogactwo rośnie wraz ze zbliżaniem się do oceanu. Tu już nie w każdym miejscu można zejść na plażę, klif jest tak stromy i wysoki, że lepiej nie ryzykować. Ryzykują za to właściciele domów, którzy budują je jak najbliżej urwiska. Przekonani, że nie dotknie ich nieszczęście mają za to bajeczny widok na Pacyfik.

Nie wszędzie jest zgoda na zabudowę, wydzielono sektory nad oceanem, w których urządzono wspaniałe ogrody. W weekendy robi się tam ciasno. Zwiedzających przyciąga egzotyczna roślinność, nie tylko ze Stanów, oryginalne gatunki ryb, które pławią się w mini jeziorkach. Cudowne.

Jedziemy dalej. Los Angeles nie trzeba na szczęście mijać łukiem, bo autostrada wygodnie prowadzi przez miasto i jakieś trzy kwadranse od centrum Miasta Aniołów dojeżdżamy do Simi Valley. Dolina jest urokliwa, po drodze mija się miasteczka jedne bardziej kolorowe od drugich. Wreszcie cel podróży, kręta droga pod górę prowadzi do bram biblioteki 40. prezydenta USA, Ronalda Reagana.

Były aktor, który stał się ukochanym przez Amerykanów przywódcą musiał bardzo kochać południową Kalifornię, skoro to właśnie miejsce wybrał na skarbnicę swojego politycznego życia. Jeśli ktoś nie wierzy przewodnikom, że to jedno z najpiękniejszych miejsc tej części Ameryki przyzna rację, kiedy sam tu przyjedzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl