Polska dr Dolittle ratuje zwierzęta na całym świecie. Nam powiedziała o największym zagrożeniu dla ziemskiej fauny

Piotr Ciastek
Piotr Ciastek
Małgorzata Zdziechowska z wełniakiem o imieniu Lina.
Małgorzata Zdziechowska z wełniakiem o imieniu Lina. archiwum prywatne Małgorzaty Zdziechowskiej
Małgorzata Zdziechowska, nazywana polską dr Dolittle, ratuje zwierzęta zagrożone wymarciem. Podczas swoich podróży opiekowała się osieroconym nosorożcem, uczyła wełniaka na nowo się poruszać, czy karmiła schorowanego sępa. Nam opowiedziała o tym, dlaczego poświęca swoje wakacje na ratowanie zwierząt i jak one cierpią przez działalność człowieka.

Piotr Ciastek, Dziennik Zachodni: Podróżujesz śladami dzikich zwierząt po całym świecie. Starasz się pomagać. Co już udało Ci się zrobić?

Małgorzata Zdziechowska: Tu nie chodzi o wyznaczanie sobie planów i ich realizowanie, o osiągnięcia, wielkie dokonania. Chodzi o to, żeby pomagać, robić coś dobrego, być przy tych zwierzakach, kochać je, troszczyć się o nie, opiekować się nimi. Kiedy pojechałam na pierwszy wolontariat były to dla mnie inne wakacje, a potem już nie potrafiłam pojechać nad morze czy w góry, chciałam wykorzystać swój czas na zrobienie czegoś dobrego, bycie z tymi wspaniałymi istotami. Nawet nie wiem kiedy to się stało, ale byłam już na 14 wolontariatach i pracowałam z ponad 100 gatunkami ssaków. Opiekowałam się osieroconym nosorożcem, żyrafą, wyjcami, walabią, kangurami itd. Bywa, że jestem mamą zastępcza, czyli przygotowuje mleko, karmię zwierzaki (najmłodsze nawet sześć razy dziennie) i stymuluje je do załatwiania się. Niby nic, ale dla takiego malucha jest to być albo nie być. Czasem jestem częścią długiego procesu opiekowania się osieroconym zwierzakiem i wypuszczenia go na wolność. Zdarzają się ciężkie przypadki. Czasami udaje mi się uratować jakieś życie. Kiedyś opiekowałam się bardzo chorą dwutygodniową lwiczką. Nikt poza mną nie dawał jej szans na przeżycie, a ja o nią walczyłam. Było ciężko, bo bardzo słabo jadła, a potem zasypiała mi na kolanach, a ja dzień po dniu o nią walczyłam, kochałam ją i troszczyłam się o nią, cierpliwie ją karmiłam, podawałam lekarstwa. Każdego dnia było troszkę lepiej, aż w końcu wyzdrowiała, zaczęła normalnie jeść, bawić się. Innym razem miałam się zająć sępem, którego ktoś próbował otruć i zwierzę nie chciało jeść, kilka osób próbowało go nakarmić nadaremnie. Miałam mu podawać plasterki mięsa, ale on nie chciał ich jeść, więc je zmniejszałam i zmniejszałam aż zaczął wcinać. Przejęłam nad nim opiekę.  Z czasem jadł coraz większe kawałki, aż zaczął to robić samodzielnie.

Kliknij powyżej i zobacz zdjęcia

Czyli bez pomocy ludzi te zwierzęta po prostu zginęłyby?

Tak. Nie miałyby szans na przeżycie bez pomocy człowieka. Rehabilitowałam na przykład małpkę - wełniaka, która nie mogła normalnie się poruszać. Po kilku tygodniach ćwiczeń ze mną Lina była zdrowa, a kiedy dorosła została wypuszczona na wolność.  Takich historii jest mnóstwo i mogłabym o nich opowiadać godzinami. Swoimi przeżyciami dzielę się w swoich książkach, moje filmiki są publikowane w mediach na całym świecie. Chcę dzielić się tą miłością i zarażać nią inne osoby. Bo moim zdaniem dbamy o to, co kochamy.

Większość z nas nie interesuje się na co dzień dzikimi zwierzętami. Dopiero zwracamy na nie uwagę, gdy dzieje się coś złego. Ty myślisz i pomagasz, kiedy tylko masz taką możliwość. Jakie obecnie miejscowe zagrożenia dla zwierząt dostrzegasz na świecie i gdzie najchętniej pojechałabyś pomóc?

Najchętniej pojechałabym wszędzie. Na całym świecie umierają zwierzaki z różnych powodów, słonie zabija się dla ciosów, nosorożce dla rogów.  W Ameryce Południowej czy Azji, mnóstwo osób chciałoby mieć małpkę zamiast psa, więc zabija się im mamy, żeby zabrać dziecko i nielegalnie sprzedać. Trzeba zabić ok. 20 zwierzaków, żeby ktoś mógł mieć jedną małą małpkę w domu. Zwierzaki giną na drogach, zostają porażone prądem, nie mają gdzie mieszkać. Jeżdżę tam, gdzie one potrzebują mojej pomocy.  Weźmy za przykład Australię: rocznie aż 4 tysiące koali ginie tam pod kołami samochodów albo zostaje zagryzione przez psy. Teraz mnóstwo zwierząt ucierpiało w pożarach, albo w ich wyniku nie mają co jeść.

Byłaś w Australii. Jak oceniasz skutki tego kataklizmu?

Byłam tam na początku zeszłego roku. Już wtedy było bardzo gorąco, temperatury osiągały nawet 42 stopnie. W zeszłym roku niemal codziennie coś się paliło w okolicy. W najbardziej gorące dni musieliśmy oszczędzać siły na ewentualną ewakuację, czyli robiliśmy tylko niezbędne rzeczy: przygotowywaliśmy jedzenie dla zwierząt, karmiliśmy je, stymulowałam maluchy do załatwiania się, i sprzątaliśmy w zagrodach. Jednej nocy pożar był tak blisko, że niemal rozpoczęliśmy ewakuację, na szczęście został opanowany, a my mogliśmy wrócić do łóżek. Obecnie sytuacja jest zła. Wiele zwierząt poniosło śmierć i niestety wygląda na to, że to nie koniec. Zwierzęta, które bezpośrednio nie ucierpiały w wyniku pożarów, także potrzebują pomocy, bo nie mają co jeść. Wiele umiera z głodu. To smutne. Koala, który jest gatunkiem narażonym na wyginięcie, w niektórych regionach może zostać uznany za gatunek zagrożony wyginięciem. Ta niewątpliwa tragedia  spowodowała, że cały świat zainteresował się sytuacją w Australii i zaczął pomagać, rząd zabronił zabijania kangurów, coraz więcej sklepów przestaje handlować kangurzym mięsem, a luksusowe marki przestają korzystać ze skór kangurów. Ja też chciałabym pomóc i to na większą skalę niż normalnie. Wraz z wydawnictwem Olesiejuk wydaliśmy dwie książki „Koala to nie miś” oraz „Kangur -symbol Australii”, częściowe wpływy z nich zostaną przeznaczone na funkcjonowanie ośrodka Kangaloola Wildlife Shelter, do którego trafiają m.in. ofiary pożarów. Byłam w tym ośrodku w zeszłym roku na wolontariacie i wiem jak bardzo jego założycielka, Glenda, kocha zwierzęta i jak dobrą i fachową opieką je otacza. Zdaję sobie też sprawę, że potrzebują pomocy: pieniędzy na mleko dla zwierząt, lekarstwa, weterynarza itd.

Nie przegap

Niektórzy mówią, że przyroda poradzi sobie sama i nie powinniśmy pomagać. To dość radykalne podejście do sprawy...

Większość zwierząt, która trafiła do ośrodków, w których byłam na wolontariacie trafiła tam przez człowieka. To my niszczymy ich środowisko naturalne, to przez nas giną na drogach, zostają porażone prądem, często ludzie zabijają im mamy. Tak więc uważam, że powinniśmy wziąć za nie odpowiedzialność. Poza tym jeśli zwierzęta wyginą, my też. 

Z tym pomaganiem bywa różnie. Czy nie panuje taka moda na ratowanie zwierząt, którą widać szczególnie w mediach społecznościowych? Okazuje się, że ważne są reakcje i polubienia, a tragedia zwierząt jest tylko narzędziem, by to osiągnąć.

Trzeba odróżnić ludzi takich, jak ja, którzy naprawdę kochają zwierzęta i starają się im pomóc i nie robią tego dla sławy, lajków, nagród, a z dobroci serca, od tych którzy tylko udają, że pomagają.

Na świecie jest wiele osób, które próbują coś zmienić, ale ich głosy odbijają się od ściany. Ludzie ot tak nie pozbędą się ciepłych mieszkań, kuchenek mikrofalowych i komputerów. Czy Twoim zdaniem da się pogodzić świat ludzi ze światem fauny i flory w taki sposób, byśmy nie wrócili do epoki kamienia?

To jest bardzo złożony i skomplikowany problem nad którym powinny pochylić się rządy, organizacje międzynarodowe i korporacje. Uważam, że powinien być to przemyślany proces. Każdy z nas może na co dzień zadbać o środowisko naturalne, ograniczyć konsumpcjonizm, segregować śmieci itd. itd. Nie chodzi o to, żebyśmy wrócili do epoki kamienia, ale zaczęli dbać o ziemię, która jest naszym domem.

Wspomniałaś o swoich książkach dla dzieci. Liczysz na to, że młode pokolenie uratuje Ziemię?

Na pewno dzieci są przyszłością, ich charaktery dopiero się kształtują, poza tym bardzo interesują się zwierzętami. Chciałabym zarazić ich miłością do dzikich zwierząt, bo wierzę, że jak je pokochają, będą o nie dbały. Często też dzieci wpływają na rodziców i to jest bardzo fajne.

Nazywają Cię polską dr Dolittle. Co w takim razie "mówią" Ci zwierzęta? 

To nasza słodka tajemnica…

Małgorzata Zdziechowska to dziennikarka, producentka, autorka książek dla dzieci, a przede wszystkim miłośniczka zwierząt. Od wielu lat jako wolontariuszka opiekuje się dzikimi zwierzętami z całego świata. Odwiedziła 13 ośrodków na 4 kontynentach, gdzie pracowała z prawie 100 rodzajami ssaków.

Zobacz koniecznie

Bądź na bieżąco i obserwuj

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Polska dr Dolittle ratuje zwierzęta na całym świecie. Nam powiedziała o największym zagrożeniu dla ziemskiej fauny - Dziennik Zachodni

Wróć na i.pl Portal i.pl