Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Politolog: PiS nadal ma najwięcej zwolenników. Czy rząd rzeczywiście dobrze radzi sobie z pandemią?

Agnieszka Kamińska
Agnieszka Kamińska
Adam Jankowski
Kaczyński pomylił się w ocenie młodych, ale to ciągle jest polityk, który nie boi się pomylić, podejmuje ryzyko. KO z kolei boi się pomylić. Liczy, że władza sama wpadnie jej w ręce - mówi dr Przemysław Witkowski, historyk idei, politolog z Collegium Civitas.

Z obecnych rządów niezadowolona jest cześć społeczeństwa. W tym m.in. przedsiębiorcy, których działalności są raz zamykane, raz otwierane. Do tego dochodzą kobiety przeciwne zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego, ale też wielu młodych. Krytycznie o PiS wypowiadają się antymaseczkowcy i narodowcy. Poparcie dla PiS spadło, ale nadal ta partia ma najwięcej zwolenników. Spadek w sondażach nie przełożył się na wzrost poparcia dla Koalicji Obywatelskiej. Dlaczego?

W sytuacjach kryzysowych ludzie bardzo często nie chcą ryzykować i nie chcą zmian. To dotyczy również sytuacji na scenie politycznej. PiS dla części społeczeństwa jawi się jako gwarant stabilności w trudnych czasach. Ludzie musieliby nagle uwierzyć w jakąś charyzmatyczną postać, która - ich zdaniem - lepiej zajęłaby się pandemią niż PiS. Nikogo takiego nie ma. Brakuje przekonującej propozycji ze strony opozycji, która nie wykreowała jednego lidera. Mamy na opozycji Szymona  Hołownię, który może nie poraża charyzmą, ale na tle kolegów z opozycji jest wyraźniejszą postacią. Postawił rozsądnie na to, żeby stworzyć rozpoznawalną markę. Można też w jego przypadku mówić o dość umiejętnym wykorzystaniu marketingu politycznego. Hołownia próbuje pokazać na bazie kryzysu, że ma zupełnie inną wizję państwa niż PiS, ale jego ugrupowanie nie jest aż tak lewicowe jak prawicowe pisma to przedstawiają. Można je nazwać chadecją, podobną do niemieckiego CDU.

W szeregach ruchu Hołowni mamy jednak np. Hannę Gill-Piątek, kojarzoną bardziej z lewicą niż chadecją czy Joannę Muchę, która w KO związana była z lewym skrzydłem tego ugrupowania.

Czy wobec tego ugrupowanie Hołowni nie będzie jednak Koalicją Obywatelską bis?
Już teraz jest czymś takim. Jedni uważają, że Hołownia i jego ludzie mogą być sposobem na odcięcie PiS od władzy. Inni widzieliby w nim „normalną prawicę”, która miałaby być bardziej cywilizowana, europejska, a nie tak ultrakatolicka jak PiS. Ugrupowanie Hołowni, choć politycznie podobne do KO, jest o tyle lepsze, że jest nowe. Dziś już nikt nie spodziewa się cudów po politykach KO. Oni regularnie otrzymują przytyki od posłów konserwatywnych i lewicowych, że głosowali nie tak jak powinni. Wobec Hołowni takich zarzutów jeszcze nie ma.

Wielu osobom on pasuje, bo mają one już dość Grzegorza Schetyny i Borysa Budki - a więc twarzy nieudolnego działania opozycji. Ugrupowanie Hołowni to Koalicja Obywatelska przepakowana w sympatyczniejsze opakowanie. Być może Hołownia odświeży szyld centro-prawicy i zaprezentuje lepsze wykonanie postulatów. Zaistnienie tego ruchu należy uznać za pewien postęp wobec rządów PiS, która to partia, mówiąc delikatnie, ma bardzo nonszalancki stosunek do standardów demokracji. KO się zużyła, bo od dawna jest w opozycji. Poza tym, siły lewicowe i konserwatywne cały czas rozliczają ją za działania, które podejmowała, gdy była przy władzy.

Koalicja Obywatelska przedstawiła niedawno program Koalicji 276. To projekt zmian popierany - jak mówią politycy KO - przez całą opozycję. Wydaje się, że ten pomysł spotkał się z obojętnym społecznym przyjęciem. Wcześniej duże nadzieje wiązano z Rafałem Trzaskowskim i jego ruchem. Obserwujemy więc pewne polityczne podrygi KO, które w dłuższej perspektywie są nieskuteczne.

Dlaczego te pomysły nie wypalają?

Analizy polityczne Polaków są dość płytkie, nie opierają się na czytaniu programów politycznych partii, ale raczej na sympatii do kierunków działania danej partii lub wręcz na sympatii do danego polityka. Problemem KO jest nieudolny marketing polityczny.

Koalicja nie potrafi przedstawić pomysłów, które byłyby zrozumiałe i łatwo przyswajalne dla społeczeństwa. Obawiam się, że ludzie nie rozumieją co ma znaczyć nazwa Koalicja 276 i czym ma się różnić od Koalicji Obywatelskiej. Ludzie chcą konkretów - jasnej wizji, że będzie lepiej. Powinna ona być przedstawiona w kilku chwytliwych hasłach. Poza tym, musi być lider. Myślę tu nawet o sztucznym wykreowaniu kogoś takiego.

Trzaskowski byłby dobrym kandydatem. W miarę przystojny, obyty w świecie, z doświadczeniem politycznym, jeszcze bez wielkich skaz w życiorysie. Mam wrażenie, że PiS lepiej niż opozycja wyczuło, że to on może przewodzić opozycji. Zaczęło więc w Trzaskowskiego uderzać, aby ten produkt flagowy opozycji ubabrać jak tylko się da. Dowcipkowano nawet, że PiS zarzuca Trzaskowskiemu także to, że w Warszawie spadł śnieg. KO niby na niego stawiała, ale jednocześnie ściągała mu lejce. I ostatecznie, ze względu na wewnętrzne napięcia w KO, oraz ataki PiS, koncepcja z Trzaskowskim zaczęła się rozmywać i przepadła. Jestem krytyczny wobec tego, jak PiS podchodzi do standardów demokracji. Natomiast trzeba stwierdzić, że działania z zakresu marketingu politycznego wychodzą tej partii świetnie.

PiS wie, że musi zdefiniować konkretną grupę, do której skieruje swój przekaz i jednocześnie działać partyzancko na zapleczu wroga - rozbijać jego działania w kierunku tworzenia kontropcji. Koalicja, która przecież ma tak wielu radnych i tak dużo pieniędzy, po raz kolejny pokazuje, jak nie powinny wyglądać działania opozycji.

Dlatego Hołownia jest skuteczniejszy. On i jego ludzie wiedzą, że ich sukces zależy od jasnego i klarownego wizerunku. Jest to projekt, który w tym momencie jest na fali wznoszącej. Mam wrażenie, że teraz jedynym celem KO jest to, żeby trwać. Może jakaś część tej koalicji sądzi, że nie ma co ryzykować, lepiej za dużo nie robić, bo może być tak jak z Małgorzatą Kidawą-Błońską, której w kampanii prezydenckiej drastycznie spadło poparcie i z tych 3 proc. trzeba było się wykopać. Może niektórzy politycy KO uważają, że lepiej poczekać aż im, w tym PiS-ie, noga sama się powinie albo aż ludzie będą mieli dość PiS. Może KO wychodzi z założenia, że lepiej nie ryzykować, bo można przegrać wszystko.

Tymczasem w polityce ryzyko jest konieczne. I to wie Jarosław Kaczyński, który nie jest niezwykłej klasy umysłem czy genialnym strategiem politycznym. Krąży taka opowieść, że on po nocach ogląda rodeo i uważa, że sztuką jest utrzymać się na grzbiecie konia czy byka, gdy zwierzę wierzga. Kaczyński ryzyko podejmuje, choć czasem przegrywa. Tak właśnie się stało w przypadku przepisów antyaborcyjnych.

Kaczyński w tym przypadku spadł z byka? Niektórzy mówią, że właśnie teraz wyciągnął aborcję z szafy, żeby pewne sprawy nią przykryć.
Moim zdaniem spadł z byka. Kaczyński nie ma zielonego pojęcia o młodych, nie ma rozeznania co młodzież lubi. Nie orientuje się w mediach społecznościowych i samodzielnie nie korzysta z globalnych źródeł anglojęzycznych. Oczywiście, dostaje od swoich doradców na ten temat informacje. Ale pamiętajmy, że pewne zjawiska trudno pojąć bez znajomości szerszej, kulturowej nadbudowy. Żeby zrozumieć młodych trzeba coś wiedzieć o popkulturze, modzie czy muzyce. Przecież młodzież dziś wyjeżdża na studia i do pracy za granicę, przygląda się życiu w innych państwach i poznaje tamtejsze standardy. Nie można się dziwić, że zaostrzenie prawa antyaborcyjnego wywołało wśród młodych tak silną reakcję. Nawet jeśli wprowadzając zaostrzenie prawa antyaborcyjnego Kaczyński chciał przysłonić problemy związane z pandemią, a więc to, że umiera dużo ludzi, że mamy fatalną, niedoinwestowaną służbę zdrowia, i jeszcze przy tym zrzucić na protestujących winę za zwiększenie liczby zakażonych, to jednak źle wyszacował.

Dlaczego?

Okazuje się, że polskie społeczeństwo jest dużo bardziej zlaicyzowane niż sądził Kaczyński. On uważał, że będzie tak, jak to było zawsze - że przeważy grupa konserwatywno-religijna. Zlekceważył internet. A przecież na You Tube można oglądać filmy dotyczące afer seksualnych w Kościele i nie można ich zamieść pod dywan.

Ten jego „duchowy” sojusznik, który był gwarantem spokoju i stabilności jego rządów, przestał dawać taką gwarancję. A wręcz zaczął ściągać kłopoty. Sytuacja bardzo się zmieniła. Nie wyobrażam sobie, żeby 20 lat temu,  ktoś wykrzykiwał do księdza „wypierdalaj”. A podczas protestów takie hasła również pod adresem duchownych słyszeliśmy. Duchowni dziś nie trafiają do młodych. Kościół musiałby m.in. wykreować charyzmatycznych księży, którzy zyskaliby przychylność  w społeczeństwie.

Wyobrażam sobie np. księdza, która pomaga biednym, eksmitowanym, pracuje z alkoholikami. Takie osoby wśród duchownych oczywiście są, ale wydaje się, że są tłamszone i spychane przez biskupów na margines. Tymczasem monopol na religijność przejęli w Polsce ultraprawicowi i często pełni hipokryzji księża. Kaczyński myślał, że ciągle mamy lata 90. i że zawsze znajdzie się jakiś biskup, który ostatecznie zrobi to, co on chce. Kościół zaś uważał, że będzie w Polsce taką formacją jak w Hiszpanii za czasów Franko lub w Portugalii za czasów Salazara, gdy duchowieństwo było bardzo blisko władzy. Tak nie jest, zmiany są ewidentne.

Przypomina mi się jedna rzecz. Kaczyński kiedyś powiedział, że najkrótsza droga do laicyzacji Polski wiedzie przez Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe. Po 20 latach okazuje się, że czterech przewodniczących ZChN należy do PiS i że PiS urzeczywistnia wizję tamtego ugrupowania. Mimowolnie Kaczyński realizuje dziś to, przed czym sam ostrzegał. Paradoksalnie, choć tego nie chce, jego działania prowadzą do laicyzacji naszego społeczeństwa.

Kaczyński pomylił się w ocenie młodych, ale to ciągle jest polityk, który nie boi się pomylić, podejmuje ryzyko. KO z kolei boi się pomylić. Liczy, że władza sama wpadnie jej w ręce, co się może wydarzyć, ale im bardziej w siłę rośnie ruch Hołowni, to tym mniej jest to prawdopodobne. Być może istnieje takie przekonanie, że skoro formuła KO się zużyła, to trzeba stworzyć jakiś plan b? Pamiętajmy, że Hołowni doradzają osoby związane kiedyś z Donaldem Tuskiem.

Czy PiS zarządza pandemią dobrze czy źle? Generalnie ludzie nie mają na ten temat zdania, a opozycja jakoś specjalnie nie punktuje PiS albo robi to niemrawo - tak, że do społeczeństwa to nie dociera. Szeroką i zdecydowaną krytykę rządu prezentują przedsiębiorcy, którzy musieli zamknąć swoje biznesy.

Zarządza źle i dobrze. Zarządza źle, bo ludzie umierają i system opieki zdrowotnej jest fatalny. Jest to m.in. wynik niedofinansowania i wieloletnich zaniedbań PiS, ale i wcześniej Platformy Obywatelskiej. Słyszeliśmy o aferach z udziałem byłego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, które prokuratura nadzorowana przez Zbigniewa Ziobrę wyciszy.  PiS również dobrze zarządza pandemią, bo lepiej niż inne partie definiuje naturę Polaków. Rządzący wprowadzili taki rodzaj lockdownu, który pozwala ukryć przed wyborcami, że państwo jest niewydolne i nie da rady skontrolować realizacji przepisów, które wydało.  W tym sensie PiS-owi z pandemią idzie dobrze, ale to nie znaczy, że Polsce idzie dobrze. Przeciwnie, Polsce idzie źle.

Co więcej, przecież widzieliśmy, że politycy Zjednoczonej Prawicy nie stosują się do reguł, które sami wprowadzili - nie nosili maseczek albo też jeździli na nartach, podczas gdy stoki oficjalnie były zamknięte.

Tych zdarzeń było bardzo dużo, ale wydaje się, że one w niewielkiej mierze zaszkodziły PiS. Jak to możliwe?

Poparcie dla PiS w sondażach jednak spada i to jest skutek m.in. niestosowania się polityków do obowiązujących pandemicznych reguł. PiS przedstawiało się jako partia, która jest blisko ludzi. A tu po raz kolejny okazuje się, że są równi i równiejsi. Politycy Zjednoczonej Prawicy mogli zjeżdżać na nartach lub iść na cmentarz, gdy dla reszty stoki i cmentarze były zamknięte. PiS musiało szybko zneutralizować wpadki swoich polityków. Trzeba było rozmyć niebezpieczną dla partii rządzącej prostą narrację, że PiS jest elitą, która na więcej może sobie pozwolić niż zwykli obywatele. Dlatego m.in. PiS zaczął wytykać, że niektórzy aktorzy zaszczepili się poza kolejnością, a uczestnicy protestów kobiet przenoszą Covid. PiS umiejętnie rozmyło własne wpadki.

A może dla PiS większym problemem niż pandemia jest Jarosław Gowin?

Nawet to pęknięcie w Porozumieniu, które sprokurował Jarosław Kaczyński rękami Adama Bielana nic nie znaczy. Wyborcy najczęściej nie znają polityków Porozumienia, dla nich rozpoznawalny jest tylko Gowin. Dla niego ważne jest to, żeby zachować prawo do nazwiska i twarzy. Gowin zawsze może znaleźć miejsce gdzieś indziej. W najgorszym razie, gdyby nie udało mu się z Porozumieniem, może skrzyknąć kilku posłów z różnych opcji i powiedzieć, że to jego nowa partia i nawet nikt by nie zauważył różnicy. Jesteśmy skazani na Jarosława Gowina.

No tak, ale PiS bez koalicjantów jednak nie ma większości.

Dziś nie ma, a jutro może mieć. Jeśli koalicjanci rozstaliby się ze Zjednoczoną Prawicą, to PiS uruchomiłoby taką narrację, że trzeba ratować dobrą zmianę, a ktoś taki jak Gowin służy Koalicji Obywatelskiej lub nawet Hołowni. Wydaje się, że dla PiS „tym złym” staje się właśnie Hołownia. Na okładce jednego z prawicowych pism wygląda jak demoniczny bandyta z  „Mechanicznej Pomarańczy”, którego gra Malcolm McDowell. Dla PiS wewnętrzne tarcia w rządzącej koalicji nie mają znaczenia.

Gdyby Gowin przeszedł do KO, a Ziobro do Konfederacji, to być może moglibyśmy mówić o rozbiorze Zjednoczonej Prawicy. Gdyby ci politycy dodali po kilka procent partiom, których rzesze zasililiby i gdyby PiS zaczęło tracić poparcie wskutek np. jakiejś afery korupcyjnej, to może PiS znacząco straciłoby na znaczeniu. W takiej sytuacji wiele zależałoby i tak od Jarosława Kaczyńskiego, jego zdrowia i mocy kreowania narracji. Na razie taki scenariusz jest mało realny.

Jaką drogą teraz pójdzie PiS? Czy będzie zaostrzał kurs czy może postawi na rozszerzenie programów socjalnych? Podatek medialny proponowany przez PiS, który był postrzegany jako uderzenie w wolność mediów, może będzie zmodyfikowany. Jest też prawdopodobne, że będą zmiany w 500 plus.

Chcąc wiedzieć, co będzie się działo w PiS warto spojrzeć na USA. Ich sojusznikiem na Bliskim Wschodzie jest Izrael. Działania antyżydowskie spotykają się momentalnie z silnym odzewem w Stanach. Poza tym, nowy prezydent Joe Biden nie może zaliczać takich wpadek jak wspieranie jawnych dyktatur. Bo jednak doszedł do władzy również dzięki głosom lewicy amerykańskiej.

Działania, które w Polsce uderzą w wolność mediów czy będą ultranacjonalistyczne, w skali międzynarodowej będą dla PiS problemem. Będą wiązały się z telefonami z ambasady USA i nie będzie można ich skutków kontrolować na arenie międzynarodowej. Biden jeszcze nie powiedział, kiedy spotka się z Andrzejem Dudą. Brak tej decyzji jest w PiS wyczuwalny. Jeśli pandemia się uspokoi, to PiS rzeczywiście może postawić na kolejny program redystrybucyjny.

Na miejscu PiS zdefiniowałbym wyborców, których poparcie PiS traci i z myślą o nich przygotowałbym spektakularny program. Ale PiS całkowicie nie może zrezygnować z bardziej radykalnych posunięć. Umocnienie się Konfederacji m.in. na bazie buntu przedsiębiorców spowodowało, że PiS buduje nacjonalistyczną nogę. Ale to z kolei może denerwować Amerykanów. Cała ta sytuacja związana z prawem antyaborcyjnym też jest elementem tej gry. Kaja Godek, która jest działaczką ruchu antyaborcyjnego i wywodzi się z Konfederacji, znów związała się z PiS. W ten sposób PiS pokazuje, że Konfederacja jest niepotrzebna, bo jej założenia świetnie realizuje PiS.
 

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki