Policjant najpierw zabrał im córkę, a teraz wnuki

Dawid Samulski
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Fot. Karolina Misztal, Polska Press
Zarzut zabójstwa usłyszał policjant oskarżony o uduszenie swojej żony w bloku przy ul. Krzywoustego w Oleśnicy.

Mimo że do tragedii doszło w październiku ubiegłego roku, proces jeszcze nie ruszył. W tym czasie biegli ustalili, że w chwili popełniania przestępstwa mężczyzna miał ograniczoną poczytalność.

Co tak naprawdę oznacza to w praktyce? - Ograniczona poczytalność może mieć wpływ na złagodzenie wymiaru kary, ale wcale nie musi. O wszystkim zadecyduje sąd - przyznaje Arleta Pawłowska, zastępca prokuratora rejonowego w Oleśnicy. - Na poczytalność w chwili zdarzenia ma wpływ nie tylko choroba czy inne zaburzenia psychiczne, ale także silne wzburzenie, presja lub stres - wylicza Arleta Pawłowska.

- To skandal - matka zamordowanej Estery D. nie kryje swego zdenerwowania. - Kruk krukowi oka nie wydziobie - dodaje jej druga córka. Obie przyznają, że mają dziś ograniczone zaufanie do stróżów prawa i obawiają się tego, że były policjant będzie chciał teraz zrobić z siebie ofiarę. - Nie wierzymy już w sprawiedliwość ani w dzieło przypadku, bo prawo wyraźnie staje w obronie sprawcy, a nie poszkodowanej - mówią załamane. Są przekonane, że gdyby zabójcą był zwykły szary człowiek, a nie policjant pracujący we Wrocławiu, już dawno sąd skazałby go na długą odsiadkę. Nie potrafią też zrozumieć, jak to jest możliwe, że podczas popełniania przestępstwa Krzysztof D. miał ograniczoną poczytalność, a chwilę później był w stanie zadzwonić do siostry Estery i spokojnie poinformować ją, że zabił swoją żonę i właśnie idzie się rzucić pod pociąg. Matka zamordowanej, Irena O., pyta: - To osoby z ograniczoną poczytalnością są przyjmowane do policji? Przecież ten człowiek miał dostęp do broni. Gdyby nagle zaczął strzelać do ludzi, to biegli też by orzekli, że był niepoczytalny?

Siostra Estery nie ma wątpliwości: - Inaczej odbywa się wyrok w zakładzie psychiatrycznym, a inaczej odsiaduje w więzieniu, który nie jest łaskawy dla byłych policjantów, w dodatku zabójców bezbronnych kobiet.

Obie nie potrafią zrozumieć, dlaczego prokuratura nie wezwała na przesłuchanie ważnych świadków, które podały. - Pani prokurator zapisywała ich dane na kartce - dodają.

Jest jeszcze inny aspekt tej sprawy. - Najpierw zabrał mi córkę, a teraz także wnuki - pani Irena dodaje łamiącym się głosem. Nie może pogodzić się z orzeczeniem sądu, który postanowił, że opiekę nad 6-letnim Kordianem i 3-letnią Anią ma sprawować matka oskarżonego o zabójstwo, mieszkanka Oleśnicy.

- My możemy je widywać tylko co drugi weekend. Ponadto na mediacjach zostało ustalone, że miały być u nas przez cały sierpień, ale ich ojciec napisał z aresztu pismo, w którym poinformował sąd, że dzieci emocjonalnie są bardziej związane z jego matką i boi się, że uprowadzimy je za granicę. Podważa w ten sposób opinie biegłych psychologów, według których maluchy są tak samo związane z jedną, jak i drugą stroną. Czują się u nas wspaniale i niechętnie zawsze wracają do Oleśnicy - pani Irena rozgląda się po dużym domu, który od grudnia wynajmuje w Sycowie. Co wiedzą dzieci o swoich rodzicach?

- Tatuś przebywa w szpitalu, a mamusia była chora i teraz jest w niebie - zdradza ich babcia z Sycowa. Sprawy tak nie zostawi. Poruszy niebo i ziemię, by odzyskać wnuki. - Złożony został wniosek o powierzenie dzieci pod naszą opiekę na czas trwania postępowania. Wniosek obecnie czeka na rozpoznanie przez sąd - informuje Irena O. Nie jest za tym, aby proces toczył się w Oleśnicy. - To za małe miasto, w którym wszyscy się znają, a ja mieszkam w Sycowie - rozkłada ręce.

Estera i Krzysztof K. byli małżeństwem od 6 lat. Na początku tworzyli szczęśliwą rodzinę, ale pod koniec ich związek chylił się ku upadkowi. Dochodziło do głośnych awantur, choć nigdy do rękoczynów, o czym informowały niektóre ogólnopolskie media. Oboje postanowili się rozstać i zamieszkać oddzielnie. Nie zdążyli. Zwłoki Estery odkryto w pokoju ich dzieci. Na szczęście maluchy były wtedy u matki oskarżonego. Kilka godzin po popełnieniu zbrodni mężczyzna próbował popełnić samobójstwo, rzucając się pod pociąg w Solnikach Wielkich. Było wówczas koło godz. 8.00. - Gdyby naprawdę chciał odebrać sobie życie, to by zrobił to w inny sposób - uważa Irena O.

Wcześniej, dokładnie o 3.41, Krzysztof D. poinformował o swoich zamiarach wspomnianą już siostrę Estery, mieszkającą wówczas w Bytomiu, oraz kolegę z Oleśnicy. Drzwi do mieszkania nie zostały wyważone przez policjantów, jak podawały gazety, tylko jeden z funkcjonariuszy musiał wejść przez okno, a potem wpuścił swą koleżankę. Estera D. już nie żyła. Leżała na łóżku w pokoju swoich dzieci. Wszystko wskazuje na to, że została uduszona gołymi rękami.

Za co zapłaciła tak wysoką cenę? - Spotykała się ze znajomymi, choć i tak rzadko, bo Krzysztof na niewiele jej pozwalał. Bała się go, a on jej nienawidził i to z nienawiści odebrał jej życie, a nie z powodu ograniczonej poczytalności - przekonuje siostra Estery.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Policjant najpierw zabrał im córkę, a teraz wnuki - Gazeta Wrocławska

Wróć na i.pl Portal i.pl