Polacy walczą o autonomię

Paweł Stachnik
W 1868 r. cesarz nie przyjechał do Galicji. Przybył za to w 1880 r. Henryk Rodakowski, Wizyta cesarza Franciszka Józefa w Sejmie Krajowym we Lwowie
W 1868 r. cesarz nie przyjechał do Galicji. Przybył za to w 1880 r. Henryk Rodakowski, Wizyta cesarza Franciszka Józefa w Sejmie Krajowym we Lwowie wikipedia, archiwum
24 września 1868. Sejm galicyjski przejmuje rezolucję, w której domaga się znacznego rozszerzenia autonomii. Wiedeń odrzuca wniosek. Zaczyna się pięcioletnia walka o przeforsowanie zmian.

Klęski militarne i polityczne ponoszone przez Austrię w połowie XIX w. osłabiły państwo wewnętrznie i zewnętrznie. By ratować całość i pozycję monarchii jej czynniki kierownicze zdecydowały się na swoistą ucieczkę do przodu, czyli poważną przebudowę państwa.

Owocem tych działań był tzw. dyplom październikowy z 20 października 1860 r. przygotowany przez ówczesnego ministra spraw wewnętrznych hr. Agenora Gołuchowskiego. Przekształcał on monarchę w państwo federalistyczne.

Ruch ten okazał się jednak zbyt daleko idący dla centralistów, głównie austriackich Niemców, którzy doprowadzili do rychłego wydana nowej regulacji państwowo-prawnej: patentu lutowego z 26 lutego 1861 r. opracowanego przez centralistę, premiera Antoniego Schmerlinga. Zmiany w kierunku federalizacji zostały chwilowo zatrzymane.

Droga do porozumienia

W sierpniu 1865 r. upadł gabinet Schmerlinga, a premierem został hr. Richard Belcredi, konserwatysta (nota bene późniejszy honorowy obywatel Krakowa), który na nowo podjął próbę reform. W wydanym wtedy manifeście cesarskim znalazły się znamienne słowa: „Wolna jest drogą, która z poszanowaniem prawowitości wiedzie do porozumienia”. Był to wyraźny sygnał, zachęcający do zmian. I zmiany rzeczywiście nastąpiły.

Następca Belcrediego, dotychczasowy minister spraw wewnętrznych Fryderyk Ferdynand Beust, rozpoczął negocjacje z największą nie niemiecką narodowością monarchii - Węgrami, i doprowadził do historycznego porozumienia. Węgry otrzymały szeroką niezależność od Wiednia i stały się bez mała odrębnym państwem. Cesarstwo przyjęło zaś formę dualistyczną w postaci Austro-Węgier.

- Dualizm był czymś pośrednim między centralizmem a federalizmem - wyjaśnia dr Mariusz Menz z Instytutu Historii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, badacz dziejów polskiej myśli politycznej w XIX w.

Sukces Budapesztu sprawił, że w Galicji zapragnięto podobnych przywilejów. Zmiany, jakie dotychczas udało się wprowadzić zaostrzyły apetyt. Po okresie silnych prześladowań i germanizacji prowadzonej przez władze austriackie w końcu XVIII i w I poł. XIX w., niedawna liberalizacja smakowała znakomicie.

Pod koniec 1866 r. Sejm Krajowy we Lwowie uchwalił więc rezolucję, w której dziękował cesarzowi Franciszkowi Józefowi za dotychczasowe reformy i wyrażał nadzieję na dalsze koncesje. 10 grudnia uchwalono natomiast zwyczajowy adres do władcy, w którym znalazło się słynne, wielokrotnie potem cytowane, stwierdzenie: „Przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy”.

- Słowa te stały się symbolem galicyjskiego lojalizmu wobec austriackiego zaborcy. Trzeba jednak pamiętać, że wtedy nie były bezwarunkową deklaracją lojalności, lecz poprzedzało je stwierdzenie „jeżeli”. A zatem: jeżeli nastąpią dalsze koncesje, to wtedy będziemy wiernie stać przy tronie - mówi dr Menz.

Rząd dla Galicji

Wiedeń nie kwapił się jednak do tak dalekich ustępstw na rzecz Polaków, jakie uczynił Węgrom. Przed galicyjskimi politykami stanął więc dylemat: popierać dotychczasowe drobne, acz wymierne i odczuwalne zmiany na rzecz autonomii, czy też wybrać drogę Czechów i rozpocząć bojkot Wiednia.

W sierpniu 1868 r. działacz niepodległościowy i liberał Franciszek Smolka zgłosił na posiedzeniu Sejmu Krajowego wniosek, by wycofać polską delegację do Rady Państwa w Wiedniu i przejść do twardej opozycji wobec rządu. Smolka twierdził, że powinno się wystąpić z żądaniem wyodrębnienia Galicji, takim samym, jak w przypadku Węgier.

- Uzasadniał to tysiącletnią historią państwowości polskiej i tym, że nie jesteśmy gorsi niż Węgrzy. Ten radykalny wniosek wywołał wielką dyskusję. Poparli go liberałowie, przeciwni byli konserwatyści. Mikołaj Zyblikiewicz, późniejszy prezydent Krakowa, by osłabić wystąpienie Smolki zaproponował, by jego wniosek odesłać do komisji, tam nad nim popracować, poprawić itd. - opowiada dr Menz.

Po miesiącu prac, 24 września, posłowie uchwalili wniosek kompromisowy, w dużym stopniu oparty na poprawkach zgłoszonych przez Zyblikiewicza.

Napisano w nim, że ustrój monarchii nie zapewnia Galicji takiej ustawodawczej i administracyjnej samodzielności, na jaką zasługuje ona ze względu na swoją historię, wielkość i stopień rozwoju cywilizacyjnego. Stan taki nie pozwala na właściwy rozwój krainy i wywołuje powszechne niezadowolenie jego mieszkańców.

Dlatego posłowie domagali się powiększenia uprawnień ustawodawczych sejmu krajowego, utworzenia galicyjskiego rządu, któremu podlegać będzie administracja, policja, oświata i kultura, powołania osobnego sądu naj-wyższego, własnych przepisów prawnych, własnego budżetu i osobnego ministra ds. Galicji w rządzie wiedeńskim. Do wniosku dołączony był zwyczajowy adres do cesarza, w którym w konwencji proszącej zwracano się do władcy o poparcie postulatów.

- Rezolucja nie była tak radykalna jak wniosek Smolki o wydzielenie Galicji, ale domagała się daleko idącej autonomii. Większej niż to, z czym dotychczas mieliśmy do czynienia - komentuje historyk.

Wniosek do zamrażarki

Jak wrześniowa rezolucja została przyjęta w Wiedniu? Z niechęcią i oburzeniem części niemieckiej opinii publicznej. Bardzo źle rezolucję odebrał cesarz Franciszek Józef, który odwołał w ostatniej chwili szykowaną długo i z rozmachem wizytę w Galicji. Do dymisji podał się mocno zaangażowany w organizowanie tej podróży namiestnik Galicji Agenor Gołuchowski. Między Wiedniem a Lwowem i Krakowem na kilka lat zapanowały chłodne stosunki.

Wiedeń Galicji mówi „nie”

Opinia cesarza była ważna, ale ważniejsze było podejście rządu i parlamentu. Najpierw rząd (do którego przesłano rezolucję) nie chciał jej wprowadzić pod obrady parlamentu (czyli Rady Pa ństwa). Dopiero po pięciu miesiącach czekania i wielu interwencjach skierowano ją do analizy w Wydziale Konstytucyjnym.

Groźny precedens

Wydział ten uznał, że jej wprowadzenie wymagałoby zmiany konstytucji, byłoby niebezpieczne dla jedności państwa i stanowiłoby groźny precedens mogący skutkować podobnymi żądaniami innych narodów. Wydział zalecał odrzucenie rezolucji.

W Radzie odbyła się debata, w której przedstawiciele wydziału poddawali krytyce kolejne punkty rezolucji (z wyjątkiem jednego, mało istotnego - o statusie prawnym Izb Handlowych). Przeciwni rezolucji byli centralistycznie nastawieni Niemcy, Węgrzy zazdrośni o swoją pozycję, oraz niechętni takiemu wyróżnianiu Polaków Czesi.

Nie był do niej przekonany także przewodniczący polskiej delegacji poselskiej w Radzie Państwa Florian Ziemiałkowski, który słabo starał się o jej przeforsowanie. Ostatecznie Rada Państwa odłożyła decyzję w sprawie rezolucji do swojego następnego posiedzenia...

Odłożenie nie oznaczało, że polscy politycy zrezygnowali z wniosku. Rozpoczął się tzw. okres rezolucyjny (zwany też kampanią rezolucyjną). W każdej nowej kadencji Rady Państwa galicyjscy delegaci zgłaszali na nowo wniosek z września 1868 r., a kolejne parlamenty podchodziły do niego w taki jak poprzednio sposób, tzn. przeciągały sprawę, dyskutowały nad nią długo, kierowały do wydziałów i subkomisji.

- Dziś na takie postępowanie z wnioskiem w parlamencie mówi się: „skierować go do zamrażarki” - dodaje dr Menz. Takich kampanii rezolucyjnych w Radzie Państwa było pięć: w 1869, 1870, 1871, 1872 i 1873 r.

Gdy w kwietniu 1870 r. na czele austriackiego rządu stanął Polak Alfred Potocki, w Galicji odżyły nadzieje, że uda się przeforsować zmiany. Potocki nad lojalność narodową stawiał jednak lojalność państwową i dla sprawy rezolucji nie zrobił nic.

Stańczycy z rezolucji

Na łamach prasy galicyjskiej i wiedeńskiej toczyła się gorąca dyskusja na temat rezolucji. W zależności od opcji politycznej jedne tytuły ją popierały, inne zwalczały.

- Za rezolucją była prasa lwowska: „Gazeta Narodowa” i „Dziennik Lwowski”. Bardziej stonowane stanowisko zajmowały gazety krakowskie, zwłaszcza „Czas” i nowe czasopismo - założony w 1866 r. miesięcznik „Przegląd Polski”. Stworzyli go późniejsi stańczycy: Stanisław Koźmian, Józef Szujski, Stanisław Tarnowski i Ludwik Wodzicki - mówi dr Menz.

- Poprzez satyrę polityczną zwaną „Teką Stańczyka”, publikowaną w „Przeglądzie” w odcinkach od maja do grudnia 1869 r., komentowali sytuację. Krytykowali tam „tromtadrację narodową”, porównywali to z wydarzeniami w Kongresówce przed powstaniem styczniowym i przestrzegali, że może się wszystko skończyć tragedią - mówi dr Menz. - Stańczycy i ich „Teka” to tak naprawdę najważniejszy efekt pierwszej kampanii rezolucyjnej - dodaje.

Zmarnowane szanse

Dlaczego starania o poszerzenie autonomii w oparciu o wrześniową rezolucję zakończyły się fiaskiem? Po pierwsze, nie umiano znaleźć sojuszników. Węgrzy wprawdzie platonicznie kochali Polaków, ale realnie nie chcieli ani na jotę ustąpić ze swojej uprzywilejowanej pozycji w monarchii.

Czesi uważali, że Polacy w imię słowiańskiej solidarności powinni przyłączyć się do nich i całkowicie bojkotować Wiedeń i Radę Państwa, by w ten sposób wymusić pożądane zmiany w kierunku federacyjnym. Inne, mniejsze narody: Ukraińcy, Chorwaci, Rumuni, raczej zainteresowane były polepszeniem swojego położenia.

Po drugie zaś, determinacja polskich polityków nie była wystarczająca. Historycy podają wiele zmarnowanych okazji, w których była szansa na zastosowanie politycznego szantażu i wymuszenie przyjęcia rezolucji. Chodziło głównie o głosowanie ważnych dla państwa ustaw, w których głosy galicyjskich posłów były decydujące. Polacy jednak z jakichś powodów nigdy nie zdecydowali się na skorzystanie z tej możliwości.

Dr Mariusz Menz zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt sprawy: by zupełnie nie zrazić sobie Polaków, rząd wiedeński godził się stopniowo na coraz nowsze koncesje dla Galicji. W ten sposób udało się uzyskać szereg praw poszerzających autonomię prowincji.

Można tu wymienić spolszczenie administracji, sądownictwa i szkolnictwa, swobodę rozwoju kulturalnego i do pewnego stopnia politycznego. Uzyskano też postulowanego w rezolucji ministra bez teki zwanego ministrem ds. Galicji. Stanowiska takiego nie miał wszak żaden inny kraj koronny.

- A zatem walka o rezolucję odbywała się trochę na zasadzie: licytujmy wysoko, a coś zawsze uzyskamy - mówi historyk.

Jak zakończyły się kampanie rezolucyjne? W 1873 r. wprowadzono bezpośrednie wybory do Rady Państwa. Pozbawiło to Sejm Krajowy narzędzia nacisku na władze centralne w postaci groźby niewysłania swojej delegacji do parlamentu. Tym samym kwestia walki o rezolucję stała się nieaktualna...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Polacy walczą o autonomię - Dziennik Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl