Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podajemy góralszczyznę tak, że trafia do młodych ludzi

Rozmawiał Paweł Gzyl
Grupa Future Folk. Stanisław Karpiel-Bułecka w środku
Grupa Future Folk. Stanisław Karpiel-Bułecka w środku Fot. Jacek Poręba
Rozmowa ze Stanisławem Karpielem-Bułecką o nowej płycie "Zbójnicki after".

- Skąd pomysł na połączenie podhalańskiego folkloru i elektronicznych rytmów, które stało się znakiem rozpoznawczym Future Folk?
- Jakoś dopiero po dwudziestym roku życia zacząłem brać muzykę na poważnie. Zaczęło się od podśpiewywania przy różnych okazjach; na weselach, chrzcinach... Najpierw, jak się wypiło, bo wiadomo, że wtedy człowiek odważniejszy, a potem zaczęło się już robić coraz bardziej serio. Przez mojego menedżera poznałem krakowskiego producenta Matta Kovalsky'ego. Od razu przypadł mi do gustu. Jest wykształconym realizatorem, specjalizuje się w nowoczesnej elektronice, ma do tej muzyki dobre ucho. Postanowiliśmy połączyć ogień z wodą - czyli elektronikę z folkiem. Ponieważ góralska gwara jest dosyć zrozumiała, nie mieliśmy problemu z zaistnieniem.

- Ze względu na tę podhalańską nutę jesteście lubiani raczej na południu Polski. Czy nad morzem też Was słuchają?
- Zawsze u siebie jest najlepiej. Ale folklor w naszym wydaniu podoba się też na północy kraju. Góralską muzykę albo się kocha, albo się jej nienawidzi. Podajemy ją w taki sposób, że trafia do ludzi młodych. W tradycyjnym wydaniu może by do nich nie trafiła, a tak - chętnie się przy niej bawią. Wydaje mi się, że w naszej muzyce każdy znajdzie coś dla siebie. Ci, którzy lubią góralszczyznę - znajdą w niej góralszczyznę, a ci, którzy chcą tanecznego rytmu - też go znajdą. Dlatego na nasze koncerty przychodzi zróżnicowana publiczność - od najmłodszych do najstarszych. I bardzo nas cieszy, że bawią się na nich babcie z wnukami.

- Nigdy Wam nie zarzucano, że bezcześcicie podhalańską tradycję?
- Zawsze się znajdą przeciwnicy uwspółcześniania tradycji. Ale oni muszą być. To naturalne, że tradycji trzeba strzec w jej pierwotnej formie. To nam nie przeszkadza w eksperymentowaniu. Musimy robić swoje, nie możemy się przejmować tym, co mówią o nas inni. Wierzymy, że to jest na tyle dobre, że raczej służy góralszczyźnie, niż jej szkodzi. Od nikogo nie zrzynamy, nikt nam więc nie może zarzucić, że niszczymy tradycję.

Większość muzyki i tekstów jest nasza. Czasem tylko wprowadzamy ludowe motywy, aby podkreślić, skąd jesteśmy. To dla nas ważne. Najnowszą płytę promujemy naszą wersją utworu "Bo jo cie kochom" grupy De Press. Stworzyliśmy ją niedawno na potrzeby sylwestra na krakowskim Rynku i tak nam się spodobała, że postanowiliśmy umieścić ją na płycie. Wiadomo, ludzie lubią słuchać tego, co już kiedyś słyszeli.

- Dla wypromowania grupy pojawiłeś się w "Must Be The Music", "SuperStarciu", a nawet w "Tańcu z gwiazdami". Warto było?
- To raczej był "Taniec z gazdami", bo wtedy sami górale tańczyli [śmiech]. Tak naprawdę najważniejsze było "Must Be The Music", bo tam mogliśmy zaprezentować swoją muzykę. I rzeczywiście warto było się pokazać. To program, który promuje wykonawcę i to, co on tworzy. Reszta tych programów polega na wsadzaniu artyście piór do tyłka i obserwowaniu, jak będzie z nimi skakał. Większych skrzydeł dodała nam wygrana w zeszłym roku na festiwalu Top Trendy w Sopocie. Dzięki niej teraz ukazała się nasza płyta.

- Twoim wujkiem jest Sebastian Karpiel-Bułecka z Zakopowera. Konkurujecie czy współpracujecie?
- Sebastian jest bratem mojego taty, ale tak naprawdę raczej to my jesteśmy jak bracia. Może dlatego, że różnica wieku między nami jest nieduża. Wychowywaliśmy się razem. Dzisiaj to właśnie z nim mam najlepszy kontakt z rodziny, bo najczęściej się widujemy. Często występujemy razem, ale każdy robi swoje, dlatego nie dyskutujemy na temat muzyki i nie porównujemy swoich zespołów. Czasem tylko ludzie nas mylą - i mówią na mnie Sebastian. Nie mam z tym jednak wielkich problemów.

- Nie sposób też nie wspomnieć o Twoim ojcu - Janie. To on był twórcą słynnego zespołu Krywań i nagrywał góralski jazz ze Zbigniewem Namysłowskim. Wywarł na Ciebie wpływ?
- Na pewno. W domu zawsze była muzyka. Nic więc dziwnego, że ja i mój młodszy brat od urodzenia mieliśmy z nią kontakt. Już jako dzieciak jeździłem z Krywaniem na wszystkie koncerty. Do dzisiaj tata grywa od czasu do czasu, ale sporo czasu zajmuje mu też rysowanie, bo prowadzi firmę architektoniczną.

- Podobno stawiasz hotel w Zakopanem?
- To prawda. Buduję pensjonat z restauracją na rodzinnej działce. To będzie mój dom, w którym mam zamiar zamieszkać i żyć do grobowej deski. Ma on być połączeniem nowoczesności z góralszczyzną. To zasługa mojego brata, który rysując projekt, inspirował się muzyką Future Folk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski