Po wypadku w Rumunii pielgrzymi wrócili do Polski. Kierowca zginął, dwie osoby zostały w szpitalu

Barbara Ciryt
Barbara Ciryt
Autokar polskich pielgrzymów po wypadku w Rumunii
Autokar polskich pielgrzymów po wypadku w Rumunii Fot. zbiory uczestników
Zmęczeni, wyczerpani i przerażeni pielgrzymi po tragicznym wypadku w okolicy Moisei w Rumunii wrócili do Polski w czwartek nad ranem. W wyniku wypadku kierowca pojazdu zginął, osiem rannych osób trafiło do szpitali. Większość miała niegroźne obrażenia i wróciła. Dwie osoby zostały w rumuńskim szpitalu.

Jak pisaliśmy, autobus z polskimi pielgrzymami z Nowego Targu i powiatu myślenickiego miał wypadek 5 lipca we wtorek po południu. W Rumunii pojazd wjechał w budynek. Kierowca zginął, być może problemy z sercem i wielki upał doprowadziły do tego, że zjechał z drogi.

Na miejsce już w środę 6 lipca przyjechał syn kierowcy, żeby zabrać ciało do Polski. Został tam i załatwia formalności - mówi jedna z uczestniczek pielgrzymki.

Z informacji uczestników wyjazdu wynika, że potworny upał dokuczał w tym dniu wszystkim, a tuż przed wypadkiem przewodnik zauważył, że kierowca nie czuje się zbyt dobrze. Jednak nie zdążył zareagować, bo kilka sekund później autobus wjechał w ścianę.

W autobusie wycieczkowym w chwili wypadku było 51 osób z kierowcą i przewodnikiem. Wyjechali w niedzielę 3 lipca na 9-dniową pielgrzymkę. We wtorek zakończył ją wypadek. Krakowskie biuro podróży Tourist Track, które organizowało wyjazd, wysłało natychmiast drugi autobus po pielgrzymów. Wrócili nim do domów 7 lipca. Przyjechali nad ranem. Osoby z Nowego Targu były w domach około godz. 4, a z okolic Tokarni z powiatu myślenickiego około godz. 6 rano.

W drodze powrotnej większość spała, jesteśmy bardzo zmęczeni. Dzięki pomocy mera rumuńskiej gminy, w której mieliśmy wypadek, zakwaterowano nas w pensjonatach. Jednak kłopoty mieliśmy, gdy ranny przewodnik trafił do szpitala i to innego niż kilka pozostałych osób z naszego autokaru, więc oni też mieli problemy z dogadaniem się - mówi nam uczestniczka pielgrzymki Bożena Smolak, katechetka i polonistka z Tokarni, z którą wczoraj nawiązaliśmy kontakt.

Nie pomogła w tym ambasada polska w Rumunii, bo na miejsce przyjechał konsul dobę po wypadku - tuż przed odjazdem zastępczego autokaru z pielgrzymami do Polski.

Do kraju nie wszyscy wrócili. Z ośmiu osób, które trafiły do szpitala, już na drugi dzień sześć zostało wypisanych. Dwie osoby - kobieta z uszkodzoną miednicą, która nie może chodzić i ks. Janusz, wikary z parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Nowym Targu, organizator wyjazdu ze złamaną nogą - zostali w szpitalu.

Jak się dowiedzieliśmy, ma być dla nich zorganizowany transport medyczny. Być może kapłan zdecydowałby się na wyjazd razem z pielgrzymami, ale prawdopodobnie nie chciał zostawić samej w rumuńskim szpitalu kobiety najbardziej poszkodowanej w wypadku.

Z relacji uczestników wypadku - którzy trafili do szpitala - wynika, że Rumuni okazali się bardzo empatyczni, zaopiekowali się poszkodowanymi, starali się zrozumieć ich mimo barier językowych. Porozumiewali się w języku angielskim i niemieckim.

Biuro turystyczne z Krakowa już wróciło część pieniędzy uczestnikom wyjazdu. To z opłat za przejazdy i bilety wstępu do miejsc, których jeszcze nie opłacono.

FLESZ - Inflacja przyhamuje na jesieni. Komentarz Piotra Palutkiewicza

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Po wypadku w Rumunii pielgrzymi wrócili do Polski. Kierowca zginął, dwie osoby zostały w szpitalu - Dziennik Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl