Paweł Piskorski: Toczy się rozgrywka o to, jaka ma być Platforma

Anita Czupryn
Bartek Syta
Platforma była partią niepopulistyczną, partią celów, których potem zaniechała. Kluczowe pytanie, na które politycy Platformy muszą sobie odpowiedzieć – po co ta partia w ogóle jest. Jeśli jest po to, żeby mówić: „Damy wam wszystko, co daje PiS i dodamy jeszcze więcej”, to nie – mówi Paweł Piskorski

Pierwsza tura wyborów przewodniczącego Platformy Obywatelskiej odbędzie się w najbliższy piątek 25 stycznia. Zastanawiam się, czy w tym chaosie, jaki panuje teraz w partii, można dostrzec coś więcej, coś konstruktywnego?

Zdecydowanie. Rozgrywki, jakie się tam teraz dokonują obejmują kilka płaszczyzn. Pierwsza to rozgrywka o przywództwo w sensie personalnym – kto wygra. Druga, jaka się toczy – to o model tego przywództwa. To znaczy, na ile odejdzie się od modelu kształtowanego przez Tuska i Schetynę, czyli monopolistycznego przywódcy, który otacza się co prawda dworem, ale w zasadzie rządzi sam; inni się nie liczą. Czy też – a na to się zanosi – będzie to raczej zbiorowe przywództwo, z dogadaniem się kluczowych osób, wśród których są kandydaci na przewodniczącego. Trzecia, najmniej widoczna, to rozgrywka o to, jaka ma być ta partia.

Porozmawiajmy więc o tych kandydatach, którzy chcieliby przejąć schedę po Grzegorzu Schetynie oraz o tych, którzy faktycznie mogą ją przejąć.

Moim zdaniem wybory wygra Borys Budka i będzie kształtował władzę partii na zasadzie zapowiedzi zbiorowego przywództwa. Można spodziewać się, że przynajmniej części swoich rywali w wyścigu o przewodniczącego zaproponuje funkcje wiceprzewodniczących oraz że wymieni kluczowe postacie w partii, czyli sekretarza generalnego i skarbnika. Będzie to z jednej strony odbierane jako porządki po Schetynie i dawnym układzie a z drugiej jako objaw wymiany pokoleniowej i nowego otwarcia.

O tym, kto wygra, mówi Pan z wielką pewnością siebie. Przecież oprócz pana Budki są jeszcze inni, wydawać by się mogło, mocni kandydaci: pan Siemoniak, pan Zdrojewski, pani Mucha, pan Sienkiewicz. Jeśli kandydatów jest tylu, to wiadomo, o co im wszystkim chodzi; czy chodzi o to samo i czyimi faktycznie są przedstawicielami?

Można przeprowadzić krótką analizę, przy czym zastrzegam, że mówię o osobach, które dobrze znam, lubię i uważam za rozsądnych. Moja ocena wynika z prostej kalkulacji: Bogdan Zdrojewski jest odbierany jako samotny wilk; jako osoba, która ma duży autorytet, ale nigdy nie tworzyła jakiejś swojej grupy. Jest wielką niewiadomą, co by było, gdyby Bogdan został przewodniczącym Platformy, a to buduje dystans z liderami terenowymi.

Dwa zwycięstwa wyborcze Prawa i Sprawiedliwości Jednak tak, pomimo tego, że zwłaszcza to drugie jest już mocno na wyrost. Że osiągnięte zostało drogą masowego wyborczego przekupstwa, bo inaczej nie da się opisać „piątki  Kaczyńskiego”. Jednak utrzymanie steru rządów przez polityków próbujących reprezentować „gorszą część społeczeństwa”,  wbrew własnym elitom, wbrew zagranicy, i wbrew wszelkim prognozom ekonomicznym, nie może nie budzić podziwu. Tyle, że w roku 2019 ten obóz popełnił już rekordową liczbę błędów ulegając pokusie superarogancji. A w roku 2020 może stanąć wobec pata odbierającego mu de facto władzę - o ile przegra wybory prezydenckie.

Piotr Zaremba podsumowuje 2019 rok. Co się udało, a co nie?

Ma swoje powody, że startuje. Chce wyrównać rachunki ze Schetyną?

Rachunki ze Schetyną to wystarczająca motywacja, aby startować, ale nie wystarcza żeby wygrać wybory. Po części te rachunki i tak będą teraz wyrównywane, no, bo Schetyny nie będzie, a nowe władze, z olbrzymim prawdopodobieństwem przyjmą politykę zerwania z poprzednią ekipą. Ale sądzę, że dla Bogdana nie rachunki są kluczem, ale ocena, że tak prowadzona partia nie przetrwa.

Sam Schetyna nie najlepiej jest w partii widziany; z większością jest skonfliktowany.

Grzegorz był bardzo sprawny w tego rodzaju grach partyjnych i ku mojemu zdumieniu, zmarnował to wszystko.

W którym momencie popełnił błąd?

Jest parę punktów, które można by wskazać. Pierwszy to, z całą pewnością, zbyt duża pewność siebie i wiara, że może rządzić otoczony dworem a nie podmiotowym kolegialnym gronem innych liderów. W momencie, w którym był silny, miał długopis w ręce i tworzył listy kandydatów, w czym nikt mu się nie odważył przeciwstawić, to się pozornie sprawdzało i upewniało go we właściwości tego modelu. A to był model niczym zatkany wulkan, który powoduje, że lawa wzrasta – i tak niechęć do niego też wzrastała. Drugim momentem, w moim przekonaniu, było to, że on nie tyle pozwolił wzmocnić się lewicy, co zmusił lewicę do odbudowania. W wyborach Platforma miała powtarzającą się może raz na pokolenie, czyli na jakieś 20 lat okazję, żeby zupełnie zmienić scenę polityczną i sprawić, aby PO sięgała od lewej strony do centrum, a PiS od prawej strony do centrum. Odrębna i silna lewica by nie powstała, gdyby Grzegorz Schetyna nie wyprosił Włodzimierza Czarzastego za drzwi. Partia Razem i Wiosna nie wystawiłyby skutecznej listy. W związku z tym dziś scena polityczna wyglądałaby zupełnie inaczej i Platforma nie byłaby zagrożona staniem w rozkroku programowym i wzrastającą lewicą. A to w Platformie postrzegane jest jako rzecz fatalna. I jest jeszcze rzecz trzecia.

Ciekawe.

To teraz wychodzące na światło dzienne kwestie organizacyjno-finansowe. Nie wiem, jak skończy się sprawa fundacji, którą Grzegorz Schetyna kazał powołać panu Borysowi. Ale z całą pewnością samo to, że mówi się o tym, że PKW będzie bardziej skrupulatnie badać sprawozdanie finansowe Platformy i że w ogóle istnieje opcja, że to sprawozdanie może nie zostać przyjęte, co oznacza, że Platforma może zostać bez pieniędzy, musi wywoływać olbrzymią niechęć. Grzegorz, jako człowiek doświadczony, widząc, że w tej sytuacji większości nie uzyska, wolał się po prostu wycofać. Dziwię się, że Tomasz Siemoniak się zgodził przyjąć rolę kandydata zastępczego ancien regime’u; że zgodził się zostać wysunięty jako wice Schetyna, następca tej ekipy rządzącej do tej pory Platformą, która szuka innego kandydata. Jeśli nie wygra tych wyborów Schetyna, to nie wygra ich także Siemoniak. Gdyby dochodziło do przerzucania głosów, w sytuacji, gdyby pozostali kandydaci rezygnowali, to nie sądzę, aby ktokolwiek z nich przerzucił swoje głosy na Siemoniaka.
Bartosz Arłukowicz już zrezygnował, nie chce rywalizować.

No i wiemy już, kogo poprze. Powiedział, że Borysa Budkę. Ale to było dość pewne. W poprzedniej kadencji, wtedy, kiedy startowali Schetyna, Siemoniak i Budka, utrwalił się w Platformie mechanizm polegający na tym, że wystarczy stanąć w tym rankingu i starać się uzyskać prezesurę partii, żeby za wycofanie się otrzymać wiceprezesurę. To może tworzyć wrażenie, że zgłoszenie się do rywalizacji jest de facto zgłoszeniem swojego akcesu do ścisłego kierownictwa partii.

No właśnie, czy na to może liczyć też na przykład pan Zdrojewski, pani Mucha, czy pan Siemoniak?

Sądzę, że mają szlachetne motywacje i nie chcę ich spłycać do gry o pozycję w partii, ale na pewno biorą to pod uwagę. Na przykład pani Mucha zgłosiła się jako jedyna kobieta, a oczywistym jest, że co najmniej jedną wiceprzewodniczącą partii musi być kobieta. Jest więc naturalną kandydatką. A tych wiceprzewodniczących jest przecież kilkoro.

Myśli Pan, że pan Bartosz Arłukowicz, który stawia teraz na Borysa Budkę, też ma to zagwarantowane?

Nie mam pojęcia, czy ma coś zagwarantowane, natomiast z całą pewnością startując i angażując się w kampanię Małgorzaty Kidawy-Błońskiej mówi jednocześnie: „Mam chęć, trochę więcej czasu, bo jestem w Parlamencie Europejskim i na pewno chcę należeć do kierownictwa partii”. To bardzo zdolny polityk i wydaje mi się, że będzie jedną z czołowych postaci tego nowego, bardziej zbiorowego kierownictwa partii, które zostanie wybrane po zwycięstwie Budki. Spodziewam się, że większość kandydatów na przewodniczącego w tym ścisłym kierownictwie partii się znajdzie i do tego grona zostaną dołączone inne osoby, które będą umiały symbolizować jakąś zmianę, usprawnienie działania partii, jej większe zdemokratyzowanie. To w naturalny sposób będzie taka nawet podświadoma odpowiedź na deficyty, którymi był obarczony Schetyna.

Ciekawa jestem, na co liczy albo na co może liczyć pan Sienkiewicz?

Być może też uważa, iż jego potencjał nie powinien być marnowany, a już samo zgłoszenie kandydatury na przewodniczącego oznacza, że on też się zgłasza do kierownictwa odnowionej Platformy, która powstanie. Choć trzeba powiedzieć, że on nadal w partii postrzegany jest jako osoba z zewnątrz.

Widzi Pan to, że obecne wybory w Platformie mają swoją większą wagę, niż kiedykolwiek? Czy chodzi o to, że w końcu objawi się nam lider opozycji?

Każde wybory mają większą wagę niż miały poprzednie, dlatego, że się dzieją w kontekście, który jest pierwszy raz. Tak samo można by było powiedzieć i tak się dzisiaj mówi, że najbliższe wybory prezydenckie są najważniejsze, ale oczywiście poprzednie były ważniejsze, bo gdyby Bronisław Komorowski wygrał z Andrzejem Dudą, to nie byłoby takiej dominacji PiS-u przez całą tę kadencję i bardzo wiele rzeczy, które się w Polsce wydarzyły, nie wydarzyłyby się. Oczywiście zawsze się w ten sposób zaklina rzeczywistość, że każde wybory są najważniejsze, ale fakt, że po raz pierwszy w Platformie skumulowało się kilka zjawisk. Nie ma jednoznacznego lidera, o którym można powiedzieć, że prawie pewne jest, że on wygra.

No, Budka przecież – powiedział Pan.

Jak powiedziałem – mnie się wydaje, że wygra Budka, ale to też nie jest taki kandydat, o którym wszyscy by mówili, że jest bezalternatywny i oczywisty. Po drugie Platforma pierwszy raz jest w sytuacji istotnego zagrożenia konkurencyjnego, bo lewica nie tylko jest w Sejmie, ale posiada pewien potencjał rozpychania się i wzrastania. Wiadomo, że przepływy do lewicy mogą być tylko z Platformy, bo z PiS-u do lewicy są w zasadzie niemożliwe. No i ta lewica będzie zmorą dla Platformy przez całą tę kadencję. Wreszcie rzecz trzecia – po raz pierwszy mamy drugą kadencję PiS-u, coraz bardziej eskalującego swój przewrót. Widać to po ich strategii, która jest bardzo logiczna z ich punktu widzenia – zaostrzenia konfliktu przed wyborami prezydenckimi. W tej sytuacji Platforma przez cały czas nie może odnaleźć się, nie może znaleźć odpowiedniego języka. Nie potrafi, zamiast przestać być reaktywną, wymyślać swoje pola starcia. Zatem z tych trzech powodów można powiedzieć, że te wybory będą wyjątkowe, bo nigdy jeszcze Platforma w takiej sytuacji zagrożenia nie była.
Czy jeśli wybory zwycięży pan Borys Budka, będzie w stanie utrzymać Platformę jako tę nadal najważniejszą siłę opozycyjną? Co grozi Platformie, jeśli nowemu przewodniczącemu nie uda się tego uczynić?

Powiedziałbym, że to jest jego misja życiowa, prawdopodobnie najważniejsza polityczna misja, jaką przychodzi mu pełnić. Wszystko, co będzie robił potem w polityce, albo i nie będzie robił, będzie zależało od tego, czy to mu się uda. Zagrożenia są bardzo poważne. O pierwszym, czyli o wzrastającej bardzo i potencjalnie groźnej, bo tylko żerującej na elektoracie Platformy lewicy już mówiłem. Schetyna nie potrafił znaleźć odpowiedzi na rządy PiS-u, ale to nie jest tak, że ona leży na ulicy i wystarczy się po nią schylić. To jest kwestia niejako wymyślenia na nowo Platformy, dlatego, że w moim przekonaniu bardzo dużą część zwolenników Platforma utrzymuje tylko tym, że nadal jest największą siłą anty-PiS-owską, ponieważ na trzech polach straciła wiarygodność.

Jakie to pola?

Po pierwsze przestała być nosicielem Polski liberalnej, modernizacyjnej. Nie odnalazła się w tym wyścigu, który PiS narzucił; można to sprowadzić do hasła: „Damy wam wszystko, co daje wam PiS i jeszcze dodamy więcej”. To jest absolutnie niewłaściwa droga. Nie mówię już, że jest nawet kompromitująca, ale z całą pewnością powodująca zamęt w umysłach wszystkich, którzy by chcieli głosować na jakąś siłę chcącą racjonalnie gospodarować polskimi pieniędzmi.

Wszyscy to widzą, że problemem PO i Koalicji Obywatelskiej jest brak jasnego programu. Szczerze mówiąc trochę z politowaniem słuchałam słów pana Siemoniaka, który kilka dni temu mówił: „Musimy odnaleźć w sobie DNA Platformy”. Czy ktoś dziś wie, jakie jest DNA Platformy? Ja nie wiem. Prócz anty-PiS-u, o którym wiadomo, że nie działa.

Jeśli już używamy metafory z DNA, to chciałbym powiedzieć, że Platforma od początku swojego powstania przeszła bardzo znaczącą mutację. Nie jest to już to DNA początków Platformy.

Na czym polegało to czyste DNA?

Dotyczyło tego, że Platforma to była partia niepopulistyczna, partia celów, których potem zaniechała. Proszę zwrócić uwagę, hasło Donalda Tuska mówiło o tym, że chcemy tylko ciepłej wody w kranie. A mnie się wydaje, że to jest kluczowe pytanie, na które politycy Platformy muszą sobie odpowiedzieć – po co ta partia w ogóle jest. Czy Platforma jest po to, żeby zaprzeczyć PiS-owskiemu populizmowi? Jeśli jest po to, żeby mówić: „Damy wam wszystko, co daje PiS i dodamy jeszcze więcej”, to nie. Czy Platforma jest po to, żeby ochronić jakąś niezwykle ważną, fundamentalną reformę, zmianę w Polsce, która została przez PO przeprowadzona i w perspektywie przyniesie Polsce coś dobrego? Nie, dlatego, że żadnej takiej zmiany nie przeprowadzono. Chciano ciepłej wody w kranie i nic więcej.

A idee? A wartości?

Dla mnie wartością jest właśnie brak populizmu, państwo rozsądne i nastawione na rozwijanie ludzi i budowanie sprawnych systemów takich jak ochrona zdrowia czy edukacja, a nie rozdawanie pieniędzy.

Liberalizm był ideą, ale dzisiaj jest to termin, którego nawet w PO się wstydzą.

Dokładnie. Wstydzą się, bo uważają, że liberalizm jest wszędzie, w Polsce, Europie i na świecie w defensywie i że kojarzy się z trudnościami i koniecznością radzenia sobie. O ileż łatwiej uznać, że to państwo powinno rozwiązać kłopoty za nas. A jeśli teraz ludzie mają możliwość dostania pieniędzy od PiS-u, to po co mają się starać. Uważam, że fundamentalnie i na długą metę taka polityka jest samobójcza, dlatego, że elektorat nie znajdzie z Platformą długoterminowej identyfikacji, jeśli ten wolnorynkowy, liberalny czy zdroworozsądkowy, rozumny sposób myślenia zostanie zatracony. Tylko co Platforma może zaproponować? Jej programem przecież nie powinien być kolejną grubo zapisaną książką, której nikt nie przeczyta i w której jest po 15 zdań o każdej dziedzinie życia: „Chcemy, żeby była lepsza służba zdrowia, edukacja żeby była lepsza, lepszy transport, lepsze to czy śmo”. To nie jest program. I to, niestety rozumie PiS, a Platforma nie rozumie, że program to dwa – trzy punkty wskazujące, do jakich zmian chcemy doprowadzać i jaką…
… Polskę chcemy mieć.

Właśnie. I po to, żeby taką Polskę mieć, to co musimy usunąć, co sprowadzić. Jeśli w Platformie tego nie zrozumieją, to znajdą się w krytycznym położeniu.

Zastanawiam się, jak to się stało, że Platforma przestała to widzieć, rozumieć.

W moim przekonaniu to jest dziedzictwo rządów Donalda Tuska, gdzie na jego niewątpliwym talencie politycznym, długo utrzymywano się przy władzy. Strategia ciepłej wody w kranie, z wyjątkiem reformy emerytalnej, pozwalała uniknąć większych konfliktów i wydawała się dla nich skuteczna. Przez długie lata zatracili u siebie wrażliwość na to, że trzeba coś poważnego zaproponować. Te poważne rzeczy kojarzyły się im z zagrożeniem. Pokutowało myślenie, że poważne rzeczy to proponował Balcerowicz i popatrzcie – o Balcerowiczu teraz wszyscy źle mówią, więc lepiej nie proponować, może będzie dobrze, może o nas będą mówili lepiej, przecież my jesteśmy rozsądniejsi.

No, ale wiek emerytalny udało im się wydłużyć. Na chwilę, bo wiemy, co się potem stało.

Żal mi, że ustawa emerytalna jest jedną z niewielu pozytywnych rzeczy po Platformie. Jestem rozczarowany, że PO dziś już sama mówi, że tego nie będzie więcej proponować i że to był błąd. To jest to naprawdę długoterminowo niemądre.

Czy trzeba zapomnieć, czy może jednak warto pamiętać o tym, że w tle Platformy jest przecież Donald Tusk, on istnieje i ma chyba jakiś wpływ na PO?

Moim zdaniem celem Donalda Tuska w tej rozgrywce było usunięcie Grzegorza Schetyny. Czy wynika to z ich wzajemnych emocji, czy wynika z kalkulacji, że ze Schetyną to już Platforma daleko nie zajedzie, to już inna sprawa. W tę ocenę, pani pozwoli, nie będę się wdawał. Natomiast, uważam, że Donald Tusk oczekuje, iż w tej odmłodzonej ekipie Platformy będzie miał chętnych słuchaczy swoich racji. Nie wierzę w to, co mówią niektórzy, że Donald Tusk będzie się chciał angażować na co dzień, będzie chciał uczestniczyć w kampanii, kierować.

Ale w której kampanii?

W kampanii Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.

A nie w kampanii pana Szymona Hołowni?

Ja nie wiem, kto pana Hołownie wystawia, słyszę różne plotki, ale to by podważało inteligencję Donalda Tuska, jeżeli miałbym uwierzyć w to, że to on jest spirytus movens wystawienia Hołowni. Wróćmy do wątku Tuska w partii – w moim przekonaniu, to co on chce jako polityk jeszcze nie stary, mający plany nie tylko w tej czteroletniej kadencji, myślący jeszcze o przyszłości, to chce uzyskać coś, co nazwałbym posłuchem w Platformie. To oznacza, że go w Platformie słuchają, odbierają od niego telefon, reagują na to, co on robi. Wydaje mi się, że ci młodzi działacze do pewnego stopnia – nie wiem, do jakiego – będą mu to gwarantowali. Natomiast czy z tego wynikają dalsze plany Tuska, to, że on za 5 lat może startować, jak Dudy już nie będzie, bo złe rzeczy pójdą w niepamięć, a zostaną tylko dobre, to nie sposób wróżyć w tak długiej perspektywie. Sądzę, że to, co chce on średniookresowo osiągnąć, to zaprzyjaźnione ze sobą, pozbawione Schetyny nowe władze Platformy.

Sami kandydaci na przewodniczącego PO wydają się mówić jednym głosem: chodzi im o wzmocnienie Platformy i wszyscy są za tym, żeby wzmocnić panią Małgorzatę Kidawę-Błońską w kampanii prezydenckiej.

To, że każdy z nich tak opowiada, jest oczywiste. Gdyby ktoś z nich powiedział, że nie chce wzmocnić oficjalnej, zatwierdzonej kandydatki, to by było dla niego polityczne samobójstwo. Ale słowa te też nie wywołują żadnych innych skutków, bo w istocie odpowiedzialność za tę kampanię będzie ponosiło nowe kierownictwo. Ono da pieniądze albo nie da. Ono zmusi struktury, które w niektórych miejscach są w opłakanym stanie, do tego, żeby zorganizować spotkania, jeśli nie na miarę tego, co organizuje PiS, to przynajmniej porównywalnie, żeby ta kampania nie wyglądała jak kampania Komorowskiego, która z tego punktu widzenia była po prostu fatalna. Mamy tu cały szereg popełnionych błędów. Albo prawybory powinny być długie i bardzo efektowne albo, co lepsze, nie powinno ich być i Małgorzata Kidawa-Błońska byłaby ogłoszona kandydatką już w listopadzie, najlepiej 11 listopada, a wybory w partii odbyłyby się już w grudniu, tak, żeby od stycznia móc się zabrać do pracy. Prawybory wyglądały jak parodia a wybory wewnętrzne paraliżują partię. Zanosi się na to, że praca będzie dopiero od lutego. To jest zupełnie niepotrzebnie wytracony czas, a jest on wytracony ze względu na rozgrywki wewnętrzne. Ciekaw jestem, jak zostanie wymyślona kampania przy dwóch sprzecznych determinantach.

Jak to?

Pierwsza to taka, że pani Kidawa-Błońska musi odejść od wizerunku życzliwej cioci, która chciałaby dla wszystkich dobrze, ale w zasadzie jest niewyrazista. To będzie ją najbardziej obciążało w tej kampanii. A druga determinanta, która też jest bardzo istotna, polega na tym, że ona nie może w chęci wyrazistości zagalopować się w czymś, co w drugiej turze części elektoratu jej rywali z pierwszej tury zniechęci do głosowania na nią. Gdyby Platforma była dzisiaj partią od lewa do centrum, to zadaniem Małgorzaty Kidawy-Błońskiej byłaby dziś próba odbicia centrum i nie musiałaby się obawiać wojny na dwa fronty. Tymczasem dzisiaj Platforma ma wojnę na co najmniej trzy fronty, bo jeszcze z PSL-em jakaś cząstkowa wojna może się zdarzyć.

Wyobraża Pan sobie, że na politycznej scenie mogłoby w ogóle Platformy zabraknąć? Taki scenariusz jest możliwy?
Pod jednym warunkiem, którego Platformie, ale też Polsce nie życzę – że PKW odrzuca sprawozdanie Platformy, a co za tym idzie, robi z PO to samo, co z Nowoczesną, a w pewnej części z PSL-em, to znaczy pozbawia ją istotnej części albo całości pieniędzy. W takiej sytuacji Platforma mogłaby się zawalić. W innej, uważam, że Platforma choć osłabiana i coraz bardziej zrównująca się z lewicą, to jednak będzie trwała.

Dwa zwycięstwa wyborcze Prawa i Sprawiedliwości Jednak tak, pomimo tego, że zwłaszcza to drugie jest już mocno na wyrost. Że osiągnięte zostało drogą masowego wyborczego przekupstwa, bo inaczej nie da się opisać „piątki  Kaczyńskiego”. Jednak utrzymanie steru rządów przez polityków próbujących reprezentować „gorszą część społeczeństwa”,  wbrew własnym elitom, wbrew zagranicy, i wbrew wszelkim prognozom ekonomicznym, nie może nie budzić podziwu. Tyle, że w roku 2019 ten obóz popełnił już rekordową liczbę błędów ulegając pokusie superarogancji. A w roku 2020 może stanąć wobec pata odbierającego mu de facto władzę - o ile przegra wybory prezydenckie.

Piotr Zaremba podsumowuje 2019 rok. Co się udało, a co nie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl