Jednak to istota obecnej polityki. Grzegorz Schetyna, lider PO, wypowiada oba argumenty w niektórych wywiadach jednym tchem. Tym wszystkim, którzy martwią się, że kształt przyszłej koalicji antypisowskiej oznacza łączenie programowego ognia z wodą, lewicy i prospołecznych ludowców z liberałami z PO i ultraliberałami z Nowoczesnej, przypomnę, że partie wchodzące w skład tego bloku mają kłopot z uzgodnieniem swoich stanowisk z samymi sobą. I nawet nie w tym sensie, że toczą się w ich wnętrzu spory i wyłaniają frakcje. Nie, po prostu te partie próbują wypowiadać wszystkie tezy równocześnie. A już partia dominująca, czyli Platforma, jest w dziedzinie takiej ekwilibrystyki, nieraz bardzo prymitywnej, mistrzem.
Opozycja ma skądinąd rację, że obecna „piątka PiS” pojawiła się z powodów mocno koniunkturalnych. Że gdyby nie wizerunkowe kłopoty rządu, choćby w sferze polityki zagranicznej (starcie z Izraelem), a całego obozu prawicy z zalewem oskarżeń aferalnych i quasi-aferalnych, tego nowego przypływu potężnej przedwyborczej hojności pewnie by nie było.
Tyle że kiedy sama zabiera się za recenzowanie, opozycja nie wychodzi poza absurdalne wypominanki. Jak wtedy, kiedy PSL nazywa Michała Dworczyka, szefa Kancelarii Premiera, „Misiem”, żeby wytknąć mu, jak to kiedyś głosował przeciw poprawce przewidującej 500 plus na pierwsze dziecko. Możliwe, że wiarygodność PSL w obronie transferów socjalnych jest większa niż polityków PO. Ale co to zmienia w rozeznaniu, jakie są zamiary całej tej koalicji, kiedy doszłaby do władzy?
Partia dominująca, czyli Platforma, jest w dziedzinie takiej ekwilibrystyki, nieraz bardzo prymitywnej, mistrzem
Można się zżymać na pstrokatość tej koalicji - od rzeczników racji LGBT po dalekich od tej tematyki ludowców. I można argumentować, że w sytuacji, kiedy uznaje się demokrację za zagrożoną, istnieje wyższa konieczność, która ją uzasadnia. Pytanie tylko, czy podobnie rozumują masy wyborców. Można pytać, z jakich pozycji Schetyna i jego koledzy atakują PiS. I można przypominać, że w dziejach wielu krajów miały miejsce sytuacje podobne. Amerykanie ukuli nawet pojęcie „Me too Policy” (Polityka Ja Także), co oznaczało bardziej licytowanie się wielkich partii podobnym kierunkiem niż starcie jaskrawo różnych programów. Nie wykluczało to wzajemnych ataków z jaskrawo odmiennych pozycji równocześnie, zamieniania się rolami itd.
W końcu jednak następuje sprawdzian w postaci zmiany warty i objęcia władzy samemu. Można wskazywać na przykład Warszawy, gdzie Rafał Trzaskowski namnożył obietnic socjalnych, a potem jego zastępca, Paweł Rabiej z Nowoczesnej oznajmił, że na spełnienie wielu z nich nie ma pieniędzy, co spowodowało, że władze stolicy skoncentrowały się na ideologii. Czy tak nie byłoby w przypadku rządów nad Polską? Po części jednak chyba nie, wiele elementów polityki zostanie bowiem zabetonowanych przez PiS na lata.
Kto przy zdrowych zmysłach wycofa się po objęciu władzy z gigantycznych wydatków na 500 plus? Albo z trzynastki dla emerytów? Sytuację komplikuje jeszcze udział w tej licytacji nowej formacji Wiosna. Mam podejrzenie, że tym, co naprawdę interesuje Roberta Biedronia, jest rewolucja obyczajowa i światopoglądowa. Ale żeby jej utorować drogę, licytuje wysoko w sferze redystrybucji środków na cele socjalne, niektóre elementy „piątki” są przejęte wprost z programu Wiosny. Bo PiS postępuje trochę podobnie, osłaniając próbę konserwatywnej kontrrewolucji hojnym socjałem.
Przestrzeni dla innych poglądów jest coraz mniej. Najbardziej wiarygodnymi oponentami są Janusz Korwin-Mikke czy Robert Gwiazdowski, ale czy dla ich przekonań, też skądinąd uwikłanych w potężne porcje populizmu, tylko wolnorynkowego, jest dziś w Polsce koniunktura? Schetyna i jego koledzy tego nie wiedzą. Nie umieją zaryzykować pójścia pod prąd, zwłaszcza gdy ich rewindykacje polityczno-ustrojowe są mało czytelne i uwikłane w syndrom obrony oligarchicznego status quo.
Brak przestrzeni dla alternatywnych polityk jeszcze bardziej obnaża intelektualną pustkę, miałkość partyjnych programów opozycji
Nie są w stanie dokonać nawet tego, co robią niektórzy eksperci. Próbować wykazać, że od prostego rozdawnictwa sensowniejsze byłoby inwestowanie w infrastrukturę, w cywilizacyjny rozwój (co PiS zresztą robi także, ale coraz bardziej na marginesie). Także w edukację czy zdrowie. To by oznaczało, że trzeba by się przeciwstawić pomysłom najłatwiejszym i najpopularniejszym. Nie ma dziś nikogo w Polsce z takim autorytetem, aby śmiał to zaryzykować.
Wewnętrzne sprzeczności w programie i postawie zjednoczonej opozycji mniej są drażniące w przypadku wyborów europejskich. Na razie kształtujący się blok zajął się dzieleniem mandatów, co bardzo jest trudne w obliczu ograniczonej liczby jedynek i dwójek w 13 okręgach, przy wielu wygłodniałych podmiotach i wielu politycznych celebrytach do wynagrodzenia. Ale wiemy już, że program będzie ogólnikowy. Zostanie sprowadzony do walki o „większy europejski budżet”, co znalazło się w deklaracji założycielskiej. No i do nieustannie powtarzanej przestrogi, że PiS „chce polexitu”.
To tak bardzo nie drażni, bo poglądy i postawy w sprawach europejskich mniej więcej znamy. Koalicja Europejska mówi nam coś takiego: my załatwimy większy wsad budżetowy dla Polski, bo będziemy lepiej współpracować z unijnym jądrem, zwłaszcza z Berlinem czy Paryżem. Kto chce, niech widzi w tym więcej zysków, ktoś inny dojrzy więcej ryzyka. Ale to przekaz klarowny.
PiS mógłby odpowiedzieć choćby pytaniem o stosunek swoich konkurentów do wciąż znajdującej się na stole perspektywy europejskiego federalizmu. Tu już nie jest tak jednolicie. W niedawnej rozmowie ze mną prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz sprzeciwił się szybkiemu wprowadzeniu w Polsce euro. A PO czyni z tego jeden ze swoich sztandarów.
Ale już wypominanie tej koalicji braku wizji zjednoczonej Europy to strata czasu. Nikt nie wie, jak ma wyglądać Unia. PiS także ma tu puste ręce, choć na jego liście znalazły się takie znakomitości jak Jacek Saryusz-Wolski.
Gorzej jednak, że zjednoczona opozycja kompletnie nie wie, co obiecać Polakom w sferze wizji samej Polski. Po części PiS przyciska ją do muru, betonując na lata kolejne fragmenty naszego budżetu. Ale ten brak przestrzeni dla alternatywnych polityk jeszcze bardziej obnaża intelektualną pustkę, miałkość partyjnych programów opozycji. I to, a nie wielkie talenty czy osiągnięcia prawicy, może zdecydować, że zostanie, jak jest teraz. W wyborach parlamentarnych na jesieni.
POLECAMY:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?