Piotr Zaremba: Stefan Niesiołowski, Bartłomiej Misiewicz, Paweł Olechnowicz i taśmy Kaczyńskiego... Zaczął się ciąg kampanii wyborczych

Piotr Zaremba
Aresztowania, taśmy, zarzuty. W rzeczywistości obie strony jawią się tu jako konsorcja korzystające pełnymi garściami ze zdobyczy politycznego kapitalizmu.

Zatrzymanie prawej ręki Antoniego Macierewicza, sławetna „taśma Kaczyńskiego” trzymająca pół nocy w szachu ludzi polityki i mediów, a przy okazji aresztowanie byłego prezesa Lotosu Pawła Olechnowicza i zarzuty korupcyjne stawiane posłowi Stefanowi Niesiołowskiemu. Wszystko na przestrzeni trzech dni. Jeśli ktoś potrzebował dowodu, że zaczął się ciąg dwóch kampanii wyborczych, to go dostał.

Historie pewnie prawdziwe

Każda z tych historii rozważana jest w kategoriach czysto politycznej gry - naturalnie zawsze przez drugą stronę. Nawet los Bartłomieja Misiewicza witany jest przez liberalnych polityków i liberalne media z pełną ambiwalencją. Z jednej strony to dowód na to, że zawsze mieliśmy rację - wokół Macierewicza w MON działo się źle. Z drugiej jednak strony to oczywiście cios w polityka, który zawadzał, mógł zwąchać się ze środowiskami uważającymi, że PiS jest zbyt miękki, zbyt mało prawicowy. Może to droga do jego eliminacji, a może tylko szantaż. Szantaż nawet lepszy, bo PiS jako formacja zła i demoniczna nie może przecież chcieć się Macierewicza pozbyć. Możliwe zresztą, że te uwagi są trafne, ale przecież nikt tego nie wie na pewno.

Polityka jest więc stale obecna w narracji opozycji. Czy jednak te wszystkie zarzuty, z którymi nagle wyskakują śledczy CBA lub prokuratorzy, są nieprawdziwe? Nie przesądzając o niczyjej winie, zgodne są na ogół z tym, co słyszeliśmy od lat. Nawet te błahsze historie.

Na Facebooku ktoś przekonywał, że Niesiołowski jest niezdolny do załatwiania czegokolwiek. Byłem świadkiem sceny, jak na pewnym przyjęciu w roku 1998, u początków rządu AWS, pewien biznesmen zainteresowany kontraktami z Pocztą Polską sprosił polityków ZChN, bo poczta pozostawała we władztwie tej partii. Jednym z tych polityków był Niesiołowski.

- Panie Stefanie, proponuję Marzenę - krzyczał biznesmen wlokąc w kierunku posła urodziwą hostessę. Sprawa była opisywana, a parakorupcyjne zarzuty wobec Niesiołowskiego zdecydować miały o nieprzyjmowaniu go do PiS w roku 2001. Podejrzewam, że i za rządów PO miał wystarczająco dużo wpływów, żeby „coś” załatwić. Nie był przecież traktowany jako marginalny dziwak, jak dziś, a jak ważny polityk obozu. Zapewne brał się nie za sprawy poważne, stąd i cena tak groteskowa.

Kuglowanie terminami

Nie chodzi więc o niewiarygodność samych historii. Mam jednak wątpliwości co do terminów. Brzydkie praktyki w Polskiej Grupie Zbrojeniowej zostały opisane przez tygodnik „Sieci” w maju zeszłego roku, z pewnością na podstawie przecieków z CBA. Co się z tym działo w następnych miesiącach? Na logikę śledztwa, na konieczność gromadzenia dalszych dowodów, można się powoływać zawsze. Jednak z pełnym ryzykiem zarzutu, że przynajmniej momenty są tu wybierane zgodnie z całkiem inną logiką - politycznego kalendarza.

Czy chciano uderzyć w Macierewicza jako potencjalne zagrożenie, konkurenta? Niekoniecznie - sprawiał wrażenie człowieka niezdecydowanego, nieskłonnego do ryzykowania nowych politycznych inicjatyw, choć wszystkiego naturalnie nie wiemy. Wystarczył zamiar spełnienia zapowiedzi prezesa Jarosława Kaczyńskiego, że także własne środowisko polityczne powinno być poddane większej kontroli. Jak znalazł u początków kampanii.
Także podejrzenie, że chodziło o wizerunkowe zrównoważenie efektu „taśmy Kaczyńskiego” nie jest pozbawione sensu. Technologia powstawania takich tekstów, zadawania pytań bohaterom itd. oznaczała przecież, że w centrali na Nowogrodzkiej wiedziano, co się święci od dłuższego czasu.

To samo dotyczy pozostałych historii - tyle że w tym przypadku bije się w środowiska opozycyjne, bynajmniej nie bezgrzeszne, ale w sposób odrobinę zbyt instrumentalny. Dawny prezes Lotosu Olechnowicz to na przykład nie tylko prominentny menedżer typowy dla elit gospodarczych III RP, ale krew z krwi, kość z kości „układu gdańskiego” powiązanego z Donaldem Tuskiem. Może chodziło i o to, aby przypomnieć, czym był ten układ, kiedy idealizuje się go na potęgę po śmierci Pawła Adamowicza. Choć o tym, że za rządów PO-PSL państwowe firmy służyły pompowaniu pieniędzy, czasem także na potrzeby polityki, też wiedzieli wszyscy.

Nie wiem naturalnie, kto i w jakim trybie podejmował decyzję, że właśnie teraz przyszedł czas na stawianie zarzutów. Smutne jest to, że także w PiS nikt nie ma wątpliwości, że w jakiejś formie pytano o zdanie Jarosława Kaczyńskiego. Taki mamy system rządów. Wszystkie nitki zbiegają się na Nowogrodzkiej.

Logika: kto kogo?

Te gry muszą budzić co najmniej wątpliwości, nawet jeśli przy okazji uderzają w winnych i przyczyniają się do swoistego, jednak selektywnego czyszczenia państwa. Ile takich historii obóz rządzący ma jeszcze w zanadrzu? Ta oczywista instrumentalność korzystania z nich ułatwia opozycji przedstawianie ich jako czystego teatru, politycznej „pokazuchy”. W tym ujęciu były prezes Olechnowicz z Niesiołowskim będą jedynie ofiarami, a Misiewicz z Macierewiczem zyskują status kogoś na pograniczu sprawcy i ofiary.

W przypływie szczerości politycy prawicy objaśnią, że to tylko odpowiedź na pomysł zmiany kampanii w ciąg rewelacji wymierzonych w nich - narzędziem nie są oczywiście w tym przypadku śledztwa prokuratorskie, ale nagrania takie czy inne już tak. Możliwe, że do kolejnych wrócimy już całkiem niedługo. Platformersi mogą z kolei powoływać się na swoje dawne męczeństwa z Sowy i Przyjaciół. Spirala się rozkręca i nie widać jej końca.

Może nawet widać by w tym było i kawałek morału pozytywnego. W kraju, gdzie wszyscy nagrywają wszystkich, pewnych rzeczy nie robi się już z taką pewnością siebie jak kiedyś. Niestety, pewien typ praktyk, gdzieś z pogranicza prawa i obyczaju, uchodzi zawsze bezkarnie. Można to dostrzec na przykładzie „taśmy Kaczyńskiego”.

Mysz się prześliźnie

Politycy opozycji już zdążyli zinterpretować wypowiedzi prezesa PiS, że zbudować wieżowce na gruncie spółki Srebrna będzie mógł tylko po zmianie władzy w Warszawie, jako przyznanie się do winy. PiS chce wygrywać wybory, aby realizować w stolicy swoje ekonomiczne interesy, tak brzmi oskarżycielska teza. Ale z kolei prawica może odpowiedzieć, że zmiana władzy w Warszawie to byłoby przywrócenie normalności. Bo samorząd tego miasta szykanuje tę jedną spółkę. Obok przecież wieżowce rosną jak na drożdżach.

W rzeczywistości obie strony jawią się tu jako konsorcja korzystające pełnymi garściami ze zdobyczy politycznego kapitalizmu. Na ich tle blask bije tylko od Jana Śpiewaka pomawianego przez hunwejbinów strony liberalnej, że obsługuje interesy PiS. Bo oni nie wyobrażają sobie sytuacji, że można kogoś nie obsługiwać. Tylko że Śpiewak z trzyprocentowym poparciem w Warszawie właśnie z polityki wypadł. Pozostaje ona polityką głęboko praktyczną, nastawioną na zyski.
Niestety, dotyczy to także PiS. Można się do woli upajać faktem, że lider tej partii nie przeklina, jest staroświecko dowcipny i zajmuje legalistyczne stanowisko w kwestii faktur. Nie zmienia to faktu, że uwłaszczenie na warszawskim gruncie (z pomocą Adama Glapińskiego - skąd my znamy to nazwisko?) jest czymś dwuznacznym.

Można, oczywiście, tłumaczyć, że bez tej operacji środowisko krzyczące głośno o politycznym kapitalizmie na początku lat 90., poszłoby na dno. Ale jak się powiedziało „a”, mówi się i „b”. Jeśli prezes Pekao S.A. istotnie towarzyszył biznesowym negocjacjom środowiska Kaczyńskiego, to środowisko powinno się teraz tłumaczyć ludziom walczącym o kredyt w banku. Czy rzeczywiście, jak zapewnia premier Morawiecki, „mysz by się nie prześliznęła” przez bankowe procedury?

Opozycyjna operetka

Rozmawiamy o rzeczach ważnych. Nawet jeśli „Gazeta Wyborcza” z sojusznikami temat przegrzała, a zapowiedź „najgorszego dnia w historii PiS”, Tomasza Lisa powinna zaprowadzić do operetki. Mamy bowiem do czynienia z tematem poruszanym po wielekroć i z Polakami, którzy na takie rewelacje jak zależność banku od władzy politycznej, nie reagują. Choćby dlatego, że obecna opozycja nie gwarantuje im nawet minimalnej zmiany standardów. Te warszawskie standardy, dzieło tutejszego samorządu, dowodnie o tym świadczą.

Skądinąd można postawić pytanie, dlaczego Lis wiedział wcześniej o publikacji „Wyborczej”? Ano dlatego, że opozycyjne media stają się jednym kombo, nieukrywającym wspólnego celu politycznego. Nie występują w imię jakiegokolwiek szerszego dobra, a jedynie obalenia znienawidzonej, z wielu innych przyczyn niż potępienie jej biznesowych praktyk, władzy.

Obecność w tym towarzystwie owładniętego obsesją Romana Giertycha świadczy o tym także. Oczywiście opozycja ma dziś słabsze środki, nie dysponuje prokuraturą. Ale zamiast oczyszczenia oferuje jedynie logikę „kto kogo”. W wielu innych sprawach, z warszawską reprywatyzacją na czele, broniła najohydniejszego status quo. To tyle w temacie. Czekajmy na dalsze prokuratorskie wnioski i dalsze taśmy. Oto polska kampania wyborcza.

Możliwe, że nie wywróci ona PiS, choć w najbliższych miesiącach to on będzie się opędzał przed coraz liczniejszymi zarzutami. Ale dysponując wymiarem sprawiedliwości, sam będzie pewnie wymierzał celniejsze ciosy. Tylko gdzie w tym wspólne dobro, chciałoby się spytać.

POLECAMY:

============11 BS Zdjęcie Autor (40777636)============
fot. marcin radzimowski
============06 BS Zdjęcie Podpis (40777633)============
Zaremba: Polityka jest więc stale obecna w narracji opozycji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl