Piotr Zaremba: Po wyborach mamy zbyt pewny siebie obóz rządowy i pogubioną opozycję

Piotr Zaremba
Donald Tusk
Donald Tusk Przemyslaw Swiderski
Żadne przegrupowanie sił po wyborach na razie nie nastąpiło. Mamy pewny siebie, może nawet zbyt pewny obóz rządzący, czego wyrazem są zmiany w rządzie. I mamy opozycję pogubioną, niepewną, pozbawioną kompasu, co niezdarnie maskuje moralistyczny ton Donalda Tuska.

Na wynik wyborów europejskich każdy odpowiedział na swoją miarę. Rządzący obóz na razie przede wszystkim rekonstrukcją rządu. Musiało do niej dojść tak czy inaczej. Skądinąd tak masowy exodus ministrów i wiceministrów do parlamentu europejskiego sam w sobie był czymś absurdalnym, bez precedensu w innych krajach europejskich. Nie wiadomo, czy bardziej wynikającym z zamiaru wynagrodzenia rozlicznych funkcjonariuszy, czy z wiary, że znane nazwiska na listach to dodatkowy atut, przy zmianie tych wyborów w plebiscyt: za lub przeciw ostatnim latom.

Rekonstrukcja nie na miarę
Moment jedynie wybrano nieprzypadkowo - chcąc przyćmić antyrządowy wiec 4 czerwca w Gdańsku. Te zmiany oceniane same dla siebie prezentują się więcej niż mizernie. W oświacie narosły problemy, jeśli nawet na jesieni nie dojdzie do wznowienia strajku nauczycieli onieśmielonych wyborczym rezultatem, pojawią się rozliczne kłopoty związane z kumulacją dwóch roczników w pierwszej klasie liceum . Ma się tym zająć prowincjonalny działacz partyjny Dariusz Piontkowski, dlatego, że kiedyś uczył w szkole i stał w Sejmie na czele komisji edukacji. Albo pójdzie tropem absurdalnych, balcerowiczowskich pomysłów ministra Dworczyka zmierzających do zwiększenia obciążeń kadry nauczycielskiej, albo nie zrobi niczego nowego. Wątpliwe aby dodał coś od siebie.

Inny przykład: Elżbieta Witek na szefa MSW. Jest osobą inteligentną i komunikatywną, ale dobraną na zasadzie: skoro się czymś nigdy nie zajmowałaś, będziesz najlepsza. Bo przyjaźnisz się z byłą premier Beatą Szydło i trzeba ci wynagrodzić odejście z Kancelarii Premiera przed półtora rokiem. Inne nominacje mają naturę czysto techniczną. Ale te dwa przykłady to symbol abdykacji tego rządu w tych miejscach, gdzie jego aktywność powinna być dla partii obiecującej silniejsze państwo szczególnie istotna: w szkołach i w służbach mundurowych. Cóż z tego jednak, skoro na aktywność tam nie ma nowych pieniędzy. Rozdano je w postaci wyborczych prezentów.

PiS nie musi się specjalnie przejmować takimi zarzutami. Wygrał wybory, bo dobrze sobie policzył, bez jakich grup i środowisk może się obejść. Zarazem można odnieść wrażenie, że te zmiany w rządzie to sygnał niezbyt silnej pozycji premiera Morawieckiego. Chyba żadna z osób nowomianowanych nie jest szczególnie bliska jemu samemu. Nawet łączony z nim nowy minister finansów Marian Banaś, to - pomimo przeszłości w Solidarności Walczącej - bardziej człowiek PiS niż szefa rządu.

Premier niezbyt silny
Nie wszyscy się z tym zgadzają. - Banaś jest bliski premierowi, a nowy wicepremier Jacek Sasin znalazł z nim wspólny język kierując Stałym Komitetem Rady Ministrów. Także awans Michała Dworczyka (został członkiem Rady Ministrów) to prezent dla Morawieckiego, który go mocno popiera - analizuje ważny polityk PiS.

Możliwe więc, że premier nie słabnie, a tylko się nie wzmacnia. Pomijając ludzi wskazanych przez Solidarną Polskę na miejsce Beaty Kempy i Patryka Jakiego, to nadal, a może nawet w większym stopniu rząd partii, a nie autorska ekipa Morawieckiego. Jeśli przypomnieć sobie los byłej minister finansów Teresy Czerwińskiej, która miała kłopot z dostosowaniem się do „piątki” Kaczyńskiego, mamy wręcz poglądową lekcję prymatu interesu partyjnego nad państwowym. No i co z tego? Zwycięzców się nie sądzi.

Premier w kampanii okazał się atutem mniejszym niż się spodziewano, za to przysporzył kłopotów, choćby historią z kupioną przez niego działką. Jego pole manewru nie może się więc rozszerzać. Możliwe, że gdyby wybory zostały przegrane, Morawiecki zostałby wymieniony. Nie zawiodły za to metody od których szef rządu kiedyś się dystansował: masowe rozdawnictwo i totalna propaganda telewizji publicznej. Ujawnione przez Andrzeja Stankiewicza restrykcje w pokazywaniu premiera w telewizyjnych Wiadomościach (nakazał je Jacek Kurski) to dobra pointa do analizy pozycji kogoś, kto jeszcze niedawno był przedstawiany jako mąż opatrznościowy i delfin.
PiS nie musi się bardzo starać, w każdym razie dużo mniej niż gdyby wybory europejskie nie ujawniły jego strukturalnej większości w polskim społeczeństwie. Możliwe, że ta większość ulegnie erozji, ale raczej nie na przestrzeni kilku miesięcy. W tej sytuacji nie ma co pytać, dlaczego temu rządowi nie jest potrzebny wicepremier do spraw społecznych, za to jest potrzebny wicepremier od pilnowania prac legislacyjnych. Jacek Sasin zajmie się tym wszystkim, co będzie potrzebne do kolejnego zwycięstwa. Nawet jeśli nie nauczyli się perfekcyjnie rządzić, umieją skutecznie korzystać z instrumentów rządzenia, tyle da się dziś powiedzieć o prawicowo-socjalnej ekipie.

Opozycja wciąż wielkomiejska
Tym bardziej to widać na tle wysiłków opozycji. Donald Tusk wygłosił w Gdańsku z okazji 30. rocznicy wyborów do Sejmu kontraktowego kolejne przemówienie. Zręczne w apelach o jedność i wytężoną pracę, ale w swojej moralistyce nawiązującej do tradycji „Solidarności”, adresowane tylko do wielkomiejskiego, inteligenckiego wyborcy z Trójmiasta. Nie pozbawione zresztą akcentów humorystycznych, jak wtedy kiedy za przykład skutecznego kontaktu z ludźmi Tusk dawał groteskowe wojaże Lecha Wałęsy. W atmosferze polaryzacji i plemiennego wzmożenia mówić można wszystko. Przełożyć to jednak na język komunikacji z większością Polaków, okaże się już trudniejsze.

W wymiarze programowym Platforma Obywatelska sięga dziś po postulaty decentralizacyjne. Nie jest to, jak głosi propaganda TVP żadne rozbicie dzielnicowe ani zapowiedź rozpadu Polski. Wiele państw poszło drogą regionalizacji i znakomicie sobie radzi. Skądinąd pomysły PO idą bardzo daleko, zbyt daleko, ale to materia do normalnej ustrojowej debaty. Choć można wątpić, czy jest to cel ekscytujący dla zwykłego Polaka.

Trudno się też oprzeć wrażeniu, że jest to trochę temat zastępczy. Że dyskutuje się o technice mieszania łyżeczką w herbacie, a nie o pytaniu, czy dosypać do herbaty cukru. Że chce się uniknąć dużo bardziej fundamentalnej rozmowy: jak się ustosunkować do rządowych wydatków. Czy krytykować je z pozycji obrony racjonalnych, oszczędniejszych finansów czy licytowania się socjalną demagogią.

Dopóki kierownictwo sypiącej się Koalicji Europejskiej nie odpowie sobie na to pytanie, wszelkie apele o bardziej wytężoną pracę i o niezałamywanie rąk pozostaną jedynie ornamentyką. Z Tuskiem, skądinąd pozbawionym nimbu wybawcy na białym koniu, bo przecież i on przyłożył rękę do porażki, zgłaszają się do udziału w kolejnej kampanii politycy samorządowi. Czasem ludzie o sporej popularności w swoich małych ojczyznach, jak Aleksandra Dulkiewicz z Gdańska czy Hanna Zdanowska z Łodzi.

Nie wiemy skądinąd na czym ten udział miałby polegać. Zwracam jednak uwagę na coś ważniejszego. Są to liderzy metropolii, w których Koalicja Europejska czy sama PO wygrywa już teraz. Mówią wielkomiejskim językiem o wielkomiejskich problemach. Prawda, do Gdańska przyjechało też trochę reprezentantów prowincji, ale na przekaz większego wpływu nie mieli. Nie widać na razie prób rozmontowania lub choćby osłabienia większości, która podtrzymuje u władzy PiS. Poza absurdalną zapowiedzią byłej premier Ewy Kopacz, że pojedzie przekonywać chłopów.

To pytanie i wyzwanie chyba ważniejsze niż rozmowa o personaliach, choć przywództwo Grzegorza Schetyny musi się teraz jawić jako mało porywające. Choćby z powodu jego odpowiedzialności za dopiero co poniesioną klęskę. Otwartym pozostaje też pytanie o szerokość opozycyjnego obozu. Odruch ludowców, aby iść oddzielnie jest naturalny. Zarazem obciążony dla całej opozycji potężnym ryzykiem, łącznie z wizją nieprzekroczenia przez kolejną Koalicję, tym razem Polską, pięcioprocentowego progu. Możliwe, że Władysław Kosiniak-Kamysz tylko się targuje z bardziej liberalnymi partnerami o nową formułę koalicji. Ale czym bardziej oni sami nie mają pomysłu na najważniejsze wyborcze przesłania, tym bardziej PSL nie będzie się do nich garnął.

Mamy pewny siebie, może nawet zbyt pewny obóz rządzący i opozycję pogubioną, niepewną, pozbawioną kompasu. Liberalne media zaczęły przebąkiwać o wariancie węgierskim, choć na takie głosy inni opozycyjni autorzy reagują oburzeniem. Tusk uderzył w najbardziej patetyczne tony, zapominając, że od wzniosłości do śmieszności odległość niewielka.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl