Piotr Zaremba: Instytut Pileckiego robi to, czego nie robiono wcześniej - pokazuje światu polską historię

Piotr Zaremba
Piotr Zaremba
Piotr Zaremba Polska Press
Warszawska defilada 15 sierpnia wywołała po stronie opozycji falę drwin: że rekonstruktorzy, że husarze, że prawica ogląda się za siebie, że to infantylne i niepotrzebne. Mam wrażenie, że ci, co tak mówią, nie czują emocji zwykłych Polaków. Choć naturalnie jest spora grupa ludzi, która na złość PiS-owi, a może i z innych powodów, odwróciła się plecami od własnej historii.

Warto jednak dodać do tej wymiany ciosów coś jeszcze. Otóż oglądanie się w przeszłość obecnej ekipy rządowej nie polega tylko na wyprowadzaniu husarii na ulice. Nie raz i nie dwa pewne aspekty grania przeszłością przez ten obóz w bieżącej polityce krytykowałem. Choćby przesadne skoncentrowanie się na „wyklętych” czy rozmaite uproszczenia w stosunku do niedawnych dziejów: Solidarności i przełomu 1989 roku.

Ale trzeba zarazem mocno powiedzieć, że ta ekipa nadrabia zaległości już nie lat, a dziesięcioleci. Tak jak Lech Kaczyński zbudował Muzeum Powstania Warszawskiego w roku 2004, a powinno stanąć zaraz po odzyskaniu przez Polskę suwerenności, tak samo teraz dzieją się rzeczy, które dziać się powinny od dawna. I dobrze, że się dzieją, choć szkoda, że tak późno.

Oto Instytut Pileckiego ogłosił w tym tygodniu wyniki badań nad historią tak zwanej grupy berneńskiej. Okazuje się, że podczas wojny polscy dyplomaci w Szwajcarii organizowali pomoc Żydom, i to nie tylko polskim. Głównym instrumentem tej pomocy były paszporty krajów Ameryki Łacińskiej, kupione lub wybłagane u ich dyplomatów, które komuś mogły uratować - i często ratowały - życie. Ale nie tylko: ci dyplomaci pośredniczyli, dostarczali pieniędzy, organizowali paczki, przekupywali. Raz proponowali aliantom, bez skutku, zbombardowanie linii kolejowych prowadzących do obozu Auschwitz, kiedy indziej próbowali wykupywać ludzi u samego Heinricha Himmlera.

To niewątpliwie ważny argument w dyskusji o historycznej roli Polaków, także polskiego rządu na uchodźctwie, państwa podziemnego. Trudniej będzie po tych ustaleniach obwiniać polski naród o udział w Holocauście. Ale to też po prostu prawda historyczna, okazja do uhonorowania prawych ludzi, którzy jak Aleksander Ładoś czy Konstanty Rokicki chcieli pomagać innym. Wręcz tworzenie historycznego wzorca dla obecnych Polaków.

Zapoczątkował te badania obecny polski ambasador Jakub Kumoch, który skądinąd od dłuższego czasu uczestniczył w dyskusjach na temat bilansu wojennego Polaków, kłócąc się choćby z prof. Janem Grabowskim o ogłaszane przez niego liczby Żydów zamordowanych jakoby z udziałem lub z winy Polaków. Ale prace urzędników ambasady musiały się szybko zmienić w prace fachowców od ślęczenia w archiwach. Tych fachowców wysłał do Szwajcarii, a potem do innych krajów, Instytut Pileckiego.

Powołano go do życia w lipcu. Wcześniej był działający pod skrzydłami ministerstwa kultury Ośrodek Badania nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego oraz stworzony niedawno z inicjatywy premiera Morawiec-kiego Instytut Solidarności i Męstwa. Połączono je. ISiM zajmował się głównie rekomendowaniem do odznaczeń ludzi, którzy podczas wojny pomagali polskim obywatelom. Za to Ośrodek miał ogromne zasługi w wielu sferach: od organizowania akcji edukacyjnych i debat po szukanie w archiwach (a czasem u żywych jeszcze świadków) relacji o czasach terroru.

To ostatnie jest chyba najcenniejsze. Wizja zgromadzenia w jednym miejscu tysięcy źródeł o tamtych czasach, przetłumaczonych na angielski, a więc dostępnych także dla zagranicznych badaczy, to coś wspaniałego. Ja sam robiłem w tym tygodniu wywiad z dyrektorem Instytutu Pileckiego, dr. Wojciechem Kozłowskim. I pytałem go, jak tak wielkiego dzieła mogła się podjąć instytucja tak skromna, zatrudniająca kilkadziesiąt osób i gnieżdżąca się w niewielu pokoikach. Odpowiedział opowieścią o młodym, wspaniałym zespole, któremu się chce.

Instytucje o wiele potężniejsze, zatrudniające po kulka tysięcy osób, jak IPN, z tym akurat sobie nie poradziły. Dopiero powołanie nowej instytucji okazało się receptą skuteczną.

Samym Polakom trzeba opowiedzieć o ich własnej historii. Na ile z bogatego instrumentarium szyko-wanego przez Instytut Pileckiego skorzysta świat zewnętrzny, Zachód czy Izrael, dopiero się okaże. Już teraz angielski dziennikarz Jack Fairweather piszący pracę o Witoldzie Pileckim dostał pomoc od pracowników Instytutu w zbieraniu materiałów. A zarazem premier Izraela dziękował ostatnio takim krajom, jak Paragwaj i Kostaryka, za ratowanie jego rodaków podczas wojny paszportami. Tenże premier nie wie, lub wiedzieć nie chce, że nie byłoby tej akcji bez polskich dyplomatów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl