Piotr Zaremba: Dylemat, czy ciągnąć rewolucję, rozstrzygnie się po wyborach

Piotr Zaremba
Piotr Zaremba
Piotr Zaremba fot. Bartłomiej Ryży
Obelgi sypiące się na prezydenta Dudę w Pucku i pyskówki po tym zdarzeniu oddają mniej więcej naturę zaczynającej się kampanii. Lista grzechów obu stron w dziedzinie usprawiedliwiania takich zajść jest długa. Ale po raz pierwszy czołowy polityk, w tym przypadku kandydatka na prezydenta Małgorzata Kidawa-Błońska, bratała się otwarcie z awanturnikami. A w „Gazecie Wyborczej”, gdy jednemu komentatorowi zdarzyło się być sceptycznym wobec zakłócania publicznych uroczystości, drugi następnego dnia wytłumaczył, że nie tylko można, ale trzeba tak traktować obecną głowę państwa.

To opozycja bierze na siebie ryzyko takiej poetyki wyborczego starcia. Może coś tym ugra, ale bardziej prawdopodobne, że zrazi część „spokojnych Polaków”, a przy okazji wykaże swoją bezsilność. Zarazem taka kampania integruje „obóz dobrej zmiany”.

Ale on i tak jest zintegrowany. Stawką tej kampanii jest trwanie obecnego układu rządowego albo zdestabilizowanie go, a możliwe, że i zmuszenie do odejścia przez opozycyjnego prezydenta. Nawet jeśli miałaby nim być pani wicemarszałek, osobiście ani bojowa, ani sprawna w politycznych starciach.

Pokaz jedności rządzącej prawicy zobaczymy zapewne w sobotę na jej konwencji. Wszyscy staną obok prezydenta, którego podczas jego pierwszej kadencji nie zawsze traktowali lojalnie i dobrze. Będzie to popis pozorny, bo w szeregach bloku rządowego narastają różnice. Co więcej, bieżąca polityka, zwłaszcza ta związana z kolejnymi wojnami wokół sądów, zdaje się być ważniejsza niż to, co kto powie w kampanii.

Tydzień przed konwencją „jednościową” obradowała Solidarna Polska. Uwagę dziennikarzy skupiła niemądra złośliwość Beaty Kempy wobec Krzysztofa Śmiszka, życiowego partnera Roberta Biedronia. Tymczasem zapowiedź kolejnej fazy reformy sądów, konkretnie spłaszczenia ich struktury, powinna wywołać burzę, może większą niż ustawa nazywana kagańcową. W takiej sytuacji jak obecna, każda reorganizacja sądów to oczywista okazja do przesuwania, a może i eliminowania opornych sędziów.

Kaczyński jest z takiej propagandy TVP zadowolony, nawet jeśli podczas kampanii wzmocniła Solidarną Polskę w ramach PiS

Nie jest jasne, czy ta ważna przecież oferta programowa była konsultowana z nieobecnym na razie w kampanii Jarosławem Kaczyńskim. Z szeregów PiS płyną sygnały, że nie była. Może to być prawda i wówczas trzeba by mówić o rosnących ambicjach Ziobry aby dyktować agendę całemu obozowi. Wiąże się to z jego aspiracjami by być w przyszłości jego liderem.

Ale możliwe też, że jakaś forma autoryzacji była - jak w przypadku sławnej ustawy o IPN, dotykającej relacji polsko-żydowskich, gdzie post factum zwalono wszystko na resort sprawiedliwości (choć tylko w szeptanej propagandzie). Ale nawet w takim przypadku można mówić o wizerunkowym zwycięstwie linii Ziobry, bo nikt tego pomysłu nie skontrował. A przecież taki projekt wywołałby kolejną awanturę, również zagranicą.

Program Ziobry jest programem eskalacji rewolucji, dziś przede wszystkim w wymiarze sprawiedliwości, jutro możliwe, że i na innych polach. Scena jest tak spolaryzowana, że nie szkodzą temu nawet wpadki zadające kłam propagandzie obozu rządzącego. Lud i tak wierzy swoim albo jest obojętny. Czymże innym, jak nie taką wpadką, był atak rządowych polityków na wyrok sądu, który obniżył o 10 lat karę gwałcicielowi i zabójcy trzylatka? Okazało się szybko, że przewodniczył składowi orzekającemu sędzia awansowany podczas „dobrej zmiany”. Kidawa-Błońska nie umiała tego wykorzystać, ale podważone zostało w ten sposób rozumowanie: to oni, stara kasta, odpowiadają za zbyt łagodne wyroki. To oczywiste, że obraz jest bardziej skomplikowany, ale zwolennicy PiS w to nadal wierzą.

Bieżąca polityka, zwłaszcza ta związana z wojnami wokół sądów, zdaje się być ważniejsza niż to, co kto powie w kampanii

Sceptyczny wobec twardej linii pozostaje, a nawet jest coraz bardziej, lider kanapowego Porozumienia Jarosław Gowin. Ostatnio w wywiadzie przedstawił się nawet jako krytyk reformy sądów, choć głosował za jej wszystkimi kolejnymi etapami. Gowin nawołuje do kompromisu, co po uznaniu Izby Dyscyplinarnej za „niesąd” - i przez uchwałę SN, i niedługo zapewne przez decyzję TSUE, jest bardziej niemożliwe niż kiedykolwiek. Pytany o szczegóły tego kompromisu, odpowiada ogólnikami.

W teorii Porozumienie mogłoby zablokować te elementy „reformy”, które były wprowadzane ustawami. Ale tego nie próbuje. Dlaczego? Warto się tu przyjrzeć innym podobnym sytuacjom. Na samym początku nowej kadencji Porozumienie kręciło nosem na kandydatury Stanisława Piotrowicza i Krystyny Pawłowicz do Trybunału Konstytucyjnego. Potem dostało dodatkowe posady dla swoich członków i było już „za”.

Kiedy w Sejmie ważyły się losy dotacji dla telewizji publicznej, gowinowcy próbowali negocjować za kulisami odejście Jacka Kurskiego z funkcji prezesa albo przynajmniej poszerzenie zarządu TVP. Celem miało być powstrzymanie jątrzącej propagandy. Ale Kaczyński jest z takiej propagandy zadowolony, nawet jeśli podczas poprzedniej kampanii wzmocniła zbyt jednostronnie Solidarną Polskę w ramach klubu PiS.

I znów, z dąsów nic nie wyszło. Jaka była tego cena? Do umowy koalicyjnej wpisano projekt ustawy, która zapewni partiom uczestniczącym w koalicjach wyborczych, więc pisowskim „przystawkom”, udział w budżetowej subwencji. Bunt znowu został spacyfikowany, nim na dobre zapłonął.

To opozycja bierze na siebie ryzyko takiej poetyki w kampanii. Bardzo prawdopodobne, że zrazi część „spokojnych Polaków”

W efekcie Gowin niewiele ma atutów, aby przeciwdziałać „reformie” sądów. Ona już się zresztą toczy, niczym rozpędzony walec. Jej mózgiem, intelektualnym patronem, był Kaczyński. Teraz jednak tempo zaczyna już dyktować Ziobro. Możliwe, że Gowin wypowiada się o niej z dystansem. aby powstrzymać kolejne kroki. Możliwe nawet, że chodzi już nawet nie o sądy, a o nierozszerzanie pożaru na kolejne sfery, choćby rynek mediów.

Tak czy inaczej wybór wciąż należy do Kaczyńskiego. Jest on zdaje się zdania, że rewolucyjne ruchy są korzystne dla prawicy na rynku wewnętrznym, zwłaszcza od momentu, kiedy na prawej flance wyrosła Konfederacja. Może się natomiast obawiać wypchnięcia Polski na margines Unii Europejskiej, racje geopolityczne zawsze były dla niego ważne. A to jednak może się zdarzyć jako konsekwencja logiki konfliktu, swoistego efektu domina. Jak bardzo by politycy PiS nie zapewniali, że wieści o karach finansowych nałożonych w przyszłości przez TSUE to „tylko plotki”.

Jeśli Andrzej Duda, który nota bene dał się wypchnąć na czoło wojny z sędziami, przegra, Zjednoczona Prawica jest skazana na walkę o życie. Jeśli jednak, co wciąż bardziej prawdopodobne, wygra, przed obozem rządzącym stanie prawdziwy dylemat, na ile ciągnąć rewolucję. Nie sposób go rozstrzygnąć teraz, ale można łowić znaki, kto ma większe szanse na wygraną.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl