Piotr Rogucki: Wiara gwarantuje, że żyje się w zgodzie z naturalnym rytmem

Rozmawiał Paweł Gzyl
Piotr Rogucki zanurza się w polskiej (pop)kulturze i religii
Piotr Rogucki zanurza się w polskiej (pop)kulturze i religii Fot. Albert Pabijanek
Muzyka. Piotr Rogucki opowiada, jak wadzi się z Polską na swej nowej płycie „J.P. Śliwa”

- Fani zespołu Coma, w którym śpiewasz, nie mają Ci za złe, że jesteś jurorem w komercyjnym talent-show „Must Be the Music” w Polsacie?

- A niby dlaczego? W kapitalistycznym świecie wszystko jest komercją. Uważam, że znalazłem w tym programie swoje miejsce. Staram się pokazać młodym ludziom, że choć biorą udział w przedsięwzięciu medialnym, to mogą robić bardziej ambitne rzeczy. Próbuję uświadomić uczestnikom, że flirt z komercją to nie jest droga w jedną stronę. Wszystko zależy od samego wykonawcy, czy ma do powiedzenia coś wartościowego.

- To Twój przypadek: dzięki udziałowi w „Must Be the Music” nie musiałeś myśleć o zabezpieczeniu finansowym rodziny i mogłeś zrealizować tak niekomercyjne przedsięwzięcie, jak Twój nowy solowy album - „J.P. Śliwa”.

- Dzięki jurorowaniu w talent-show zyskałem na chwilę trochę niezależności. Nowe piosenki mogłem nagrać w Łodzi, będąc wolnym od godzin pracy w zawodowych studiach nagraniowych. Siedziałem i dłubałem w tym materiale dwa lata, wtedy gdy miałem wolne. Oczywiście zaprosiłem innych muzyków - dwoje perkusistów, Olę Rzepkę i Adama Marszałkowskiego.

- Porwałeś się tym razem na bardzo ambitne przedsięwzięcie: płycie towarzyszy... dramat przeznaczony do wystawienia na scenie! Tego jeszcze nie było.

- Chciałem połączyć wszystkie swoje pasje, ponieważ jestem zwolennikiem teorii, że sztuka oddziałuje na odbiorcę najsilniej, kiedy łączy różne gatunki. Bo tak wygląda nasze codzienne życie: nie koncentrujemy się przecież na czymś jednym, tylko mamy podzieloną uwagę, jedziemy samochodem, słuchamy radia, rozmawiamy z kimś i jemy hamburgera. Sztuka, żeby być interesującą, powinna też być konstruowana ze strzępków rzeczywistości. Dlatego w ten sposób zbudowałem płytę i dramat.

- Ostatnio jednak zmienił się odbiór muzyki: młodzi ludzie nie słuchają już płyt w całości, tylko wybierają sobie pojedyncze nagrania i robią z nich playlisty na swoich telefonach. Tymczasem Ty prezentujesz tak rozbudowany materiał...

- Właśnie, że nie: płyta składa się z pojedynczych piosenek, z których prawie każda utrzymana jest w innym stylu. Słuchając jej ma się wrażenie, że skacze się z utworu na utwór, z jednego wykonawcy do drugiego. Czyli tak, jak słucha się muzyki w telefonie czy na innych elektronicznych nośnikach. Materiał na albumie to jakby czterdziestominutowa playlista skonstruowana z nagrań różnych wykonawców. To celowe - aby przykuć uwagę słuchacza.

- Podmiot liryczny w tekstach Twoich nowych piosenek jest mocno wkurzony na współczesną Polskę. Ile w tym Twojego własnego wkurzenia?

- Wrażenie tego napięcia może wynikać z tego, na jakiej płaszczyźnie poruszają się główni bohaterowie - a wyznacza ją rytm, jaki serwuje nam współczesna cywilizacja. Mam tu na myśli nieustanny wyścig o to, kto będzie lepszy i silniejszy. Jeśli bowiem uczestniczymy w rywalizacji, nigdy nie zaznamy spokoju i wyciszenia, bo zawsze ktoś będzie od nas mądrzejszy, szybszy czy sprawniejszy. I takie roztrzęsione postaci chodzą po polskich miastach, prowadzą samochody, pracują w różnych urzędach; sam do nich należę. Na tej płycie zawarłem pytanie: czy przez udział w tym bezmyślnym wyścigu nie tracimy czegoś, co jest zakodowane w ludzkiej naturze - potrzeby bezpieczeństwa, równowagi, rodzinnego ciepła i duchowości.

- Ta duchowość znów pojawia się w Twoich tekstach. Od pierwszej płyty wadzisz się z polskim katolicyzmem. Jesteś dzisiaj bliższy pogodzenia się z nim czy odrzucenia?

- To poszukiwanie głębszego sensu w kulturze, w której zostaliśmy wychowani. Ciągle zastanawiam się, co niesie ze sobą potencjał religii katolickiej. Bo nie chcę, by była ona tylko narzędziem do walki politycznej, przez co traci swoją wiarygodność, autentyczność i duchowy wymiar. To nie tylko mój problem, ale wielu innych Polaków. Niestety - jedni zdają sobie z niego sprawę, a inni nie. Media tylko dokładają się do tego chaosu, nagłaśniając co powiedział jakiś ksiądz czy polityk, i w którym kościele. Tymczasem w religii chodzi o to, aby znaleźć swoje miejsce na ziemi. Wiara gwarantuje bowiem to, że jeśli się modli i kontempluje, żyje się w zgodzie ze swoim naturalnym rytmem.

- Co zatem robić?

- Pomóc w tym wszystkim możemy sobie tylko my sami, uświadamiając sobie, czemu religia tak naprawdę powinna służyć. I mam tu na myśli nie tylko katolicyzm, ale różne inne drogi. Skoro jednak zostaliśmy wychowani w Polsce, religia katolicka zawsze będzie nam najbliższa. Mam jednak przeczucie, że to, co nas łączy jest silniejsze niż to, co nas dzieli, trzeba tylko umieć znaleźć drogę do porozumienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Piotr Rogucki: Wiara gwarantuje, że żyje się w zgodzie z naturalnym rytmem - Dziennik Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl