Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pielgrzymka, która dała nadzieję

Monika Litwińska
„Nie ma wolności bez solidarności” - mówił do miliona zgromadzonych na gdańskiej Zaspie Jan Paweł II
„Nie ma wolności bez solidarności” - mówił do miliona zgromadzonych na gdańskiej Zaspie Jan Paweł II fot. archiwum
Czerwiec 1987. Do pogrążonej w stagnacji Polski przybywa papież Jan Paweł II. W porywającym przemówieniu wygłoszonym do młodzieży na Westerplatte rysuje pewien projekt społeczny, który okazał się także planem politycznym. Jego efektem były wybory w czerwcu 1989 roku.

W połowie lat 80. polskie społeczeństwo, zmiażdżone latami stanu wojennego, wykazywało całkowity dystans wobec panującej w kraju sytuacji politycznej. Stan wszechogarniającej stagnacji udzielał się również młodemu pokoleniu, wchodzącemu właśnie w dorosłe życie. Niewiele osób chciało angażować się w działalność opozycyjną, na wyższych uczelniach widoczny był zanik nie tylko niezależnej działalności studenckiej, ale nawet żywszego ruchu umysłowego.

Wystarczy, jeśli będzie im wszystko jedno…

W jednej z analiz dotyczących kondycji polskiego społeczeństwa w 1985 r. Wojciech Giełżyński, publicysta podziemnego „Vacatu” pisał: „Ogólnie więc nie jest najgorzej, choć władza znowu wsadza. Społeczeństwo się zawzięło, czyli uświadomiło politycznie i czeka na następną okazję. Byłoby nawet całkiem dobrze, gdyby nie jeden - niestety najważniejszy - segment społeczeństwa: młodzież. Powtarzaliśmy z samozadowoleniem »młodzież jest nasza«, bo tak istotnie było jeszcze w rok, półtora po 13 grudnia. Teraz młodzież w swej masie jest niczyja. Czerwonego rzecz jasna nienawidzi, ale doświadczenie Solidarności lekceważy: przegrali, bo byli głupi. Przede wszystkim młodzież zdaje sobie sprawę z tragizmu swej sytuacji, co powoduje typową reakcję pokoleniową: zamykanie się we własnym świecie dającym złudę wolności”.

Według autora najważniejszym zadaniem dla całego społeczeństwa polskiego było ratowanie młodych z psychicznej zapaści i często moralnej degrengolady. Wyliczał wielorakie tego symptomy: alkoholizm, masową materializację postaw młodzieży, zanik ambicji kulturalnych i aspiracji politycznych, a przede wszystkim postępującą brutalizację obyczajów, szerzącą się narkomanię, a także - wyniszczającą postawy ambitne - zarazę muzyki młodzieżowej. Za nie mniej groźne uważał panoszące się cwaniactwo, po części będące płodem ogólnego zbiednienia społeczeństwa, po części trywialnym naśladownictwem „zachodniego stylu życia”, odciągające potencjalnie najwartościowszą część młodzieży od nauki i głębszych zainteresowań. Ponadto „groszoróbstwo” i masowa emigracja młodych dawały „klapę bezpieczeństwa dla Czerwonego”, a ambicje samorealizacji w warunkach kryzysu ekonomicznego obracały się w ratowanie samego siebie i rezygnację z marzeń o naprawie Polski.

Autor analizy nazwał te zjawiska „gwałtowną sowietyzacją młodzieży”, polegającą na bezwiednym i mimowolnym akceptowaniu faktycznego stylu życia społeczeństwa totali-tarno-komunistycznego.

Głosił: „Nie grozi nam rusyfikacja; wrogość wobec »ruskich« jest w całym społeczeństwie aż nadto spontaniczna i ślepa. Jednakże równie lub bardziej groźny jest syndrom takich zjawisk jak »wypranie mózgów«, nawyk życia w kłamstwie i współtworzenie kłamstwa, degrengolada moralna, zanik wyższych wartości w ludzkich motywacjach, prymitywizacja narodowej kultury, skruszenie oporu wobec presji totalitarnej. Wcale Czerwonemu nie chodzi o to, by młodzi wierzyli w dyktaturę proletariatu lub kierowniczą rolę partii, wystarczy jeśli im będzie wszystko jedno”.

Warto podkreślić, że autor powyższych słów przytaczał opinie pedagogów, a więc ludzi mających stały kontakt z młodzieżą. Według nich generacją definitywnie straconą, nie tylko dla społeczeństwa, ale też dla samych siebie, byli ci, których osobiście nie objął fenomen Solidarności, mających w pamięci tylko jej klęskę, a nie moralny triumf.

Giełżyński pisał: „Będą wegetować w roli bezwolnych homososów, słabi fizycznie, moralnie i intelektualnie. Będą mierzwą. Są niepodatni na żadne zabiegi pedagogiczne, otępiali na wyższe wartości, głusi na jakiekolwiek hasła, obojętni nawet na własny los”.

Każdy ma swoje Westerplatte

Jego hiobowa wizja na szczęście się nie spełniła. Część pokolenia, o którym pisał Giełżyński i które skazywał na polityczny i społeczny niebyt, już wkrótce dała wyraz swojemu przywiązaniu do wartości, które stały u podstaw pierwszej Solidarności (tej z 1980 r.), a której sztandar podniosła w 1988 r., biorąc udział w strajkach robotniczych i manifestacjach studenckich, mających niewątpliwie wpływ na rozwój sytuacji w Polsce w roku następnym.

Szukając korzeni odnowy, szczególnie w sferze wartości, wielu przedstawicieli ówczesnego młodego pokolenia wskazywało na ogromną rolę Jana Pawła II i jego pielgrzymkę apostolską do Polski w czerwcu 1987 r. Młodzi, szukający wówczas właściwego drogowskazu, z nadzieją oczekiwali przyjazdu papieża.

Adam Hlebowicz z Gdańska, wówczas student II roku historii KUL i działacz opozycyjny wspomina: „Nastroje w Polsce były bardzo ostudzone. Działalność podziemia owszem trwała, ale nie było w niej już tej siły, co w pierwszych miesiącach stanu wojennego. Coraz więcej osób, także z naszego środowiska, myślało o wyjeździe za granicę i tam ułożeniu sobie życia. Co nam powie papież i jak nas zachęci do aktywności, do działania tu i teraz?”.

Odpowiedź na ich dylematy padła 12 czerwca 1987 roku w Gdańsku, kolebce Solidarności i miejscu bohaterskiej obrony kraju w 1939 r. na Wester-platte. W spotkaniu z młodzieżą Jan Paweł II powiedział: „Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje »Westerplatte«. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można »zdezerterować«. Wreszcie jakiś porządek praw i wartości, które trzeba »utrzymać« i »obronić«, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić - dla siebie i dla innych”. Hlebowicz wspomina: „To był ten klucz, ta odpowiedź na nasze wątpliwości wobec przyszłości w ojczyźnie rządzonej przez taki system”.

Dla wielu młodych, którzy nie doświadczyli fenomenu Solidarności, słowa Papieża stały się zaczynem do walki o własną tożsamość. Głęboko zapadały w serca młodzieży, która właśnie wchodziła w dorosłe życie i szukała własnej drogi. Leszek Biernacki z gdańskiego NZS napisał po latach, że ci, którzy zasilili wówczas szeregi młodej opozycji, chcieli „bardziej być” niż „więcej mieć”. Pokazali, że dla nich najważniejsza jest międzyludzka solidarność, a wrogiem konformizm, prowadzący do tolerowania kłamstwa i obojętności na zło. Chociaż stanowili niewielką grupę w porównaniu do całej populacji polskiej młodzieży, to od nich, od ich pracy nad sobą, zależała przyszłość Polski.

Jeszcze tego samego dnia papież odprawił mszę świętą na gdańskiej Zaspie. Hlebowicz wspomina: „Tego się nikt nie spodziewał. Takich tłumów. Ludzie są dobrze przygotowani. Kiedy pojawia się papież, jak spod ziemi wyrastają nad głowami setki, tysiące transparentów z jednym słowem - »Solidarność«. Ale co nam powie papież? Czy ta idea, idea solidarności już się nie przeżyła, nie została zniszczona przez WRON i generała, i należy o niej zapomnieć? Odpowiedź przychodzi bardzo szybko. »Nie ma wolności bez solidarności« - mówi do miliona zgromadzonych Jan Paweł II. To było najważniejsze spotkanie polskiego papieża z rodakami w czasie tej pielgrzymki”.

Młodzież entuzjastycznie witała papieża w każdym polskim mieście, do którego przybywał, wioząc na spotkanie schowane w plecakach transparenty z napisami i emblematami swoich środowisk, które potem rozwijano w czasie mszy świętych. Wiele osób milicja zatrzymała, zanim jeszcze dotarły na miejsce. W Krakowie i Gdańsku spontaniczne pokojowe manifestacje po zakończonych nabożeństwach były brutalnie atakowane przez ZOMO.

Podczas starć wiele osób ucierpiało. Uczestnicy manifestacji w Gdańsku wspominają: „Nie wierzyliśmy, że mogą nas w takim dniu zaatakować, dlatego zaczęliśmy wołać: „Pokojowa manifestacja, puśćcie nas”. Nic z tego, poleciały w naszą stronę petardy i gazy łzawiące. Młodsi, bardziej radykalni, chwycili za kamienie, doszło do zwarcia”.

Nie ma wolności bez solidarności!

W 1987 r. papież przywiózł do Polski pewien projekt społeczny, który był również w jakimś sensie projektem politycznym. W rachubach władzy pielgrzymka papieska miała pokazać światu, że Solidarności już nie ma. Miała stać się politycznym odwetem za pierwszą pielgrzymkę w 1979 r., która wyzwoliła ruch Solidarności.

W 1987 roku władza chciała pokazać, że oprócz niej jest jeszcze tylko jedna siła społeczna, tj. Kościół, a Solidarność miała zginąć w manifestacji współpracy państwa z Kościołem. Stało się jednak inaczej. Na Zamku Królewskim w Warszawie podczas spotkania z władzami PRL papież oświadczył: „Jeśli chcecie zachować pokój - pamiętajcie o człowieku”. Powiedział też: „Na pochwałę zasługuje postępowanie tych narodów, w których jak największa część obywateli uczestniczy w sprawach publicznych, w warunkach prawdziwej wolności. […] Być podmiotem to znaczy uczestniczyć w stanowieniu o »pospolitej rzeczy« wszystkich Polaków. Tylko wówczas naród żyje autentycznie własnym życiem, gdy w całej organizacji życia państwowego potwierdza swoją podmiotowość. Stwierdza, że jest gospodarzem w swoim własnym domu”.

Niewątpliwe pielgrzymka papieska udowodniła, że Solidarność żyje. Tak jak w roku 1979 fraza: „Niech zstąpi Duch Święty i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi” zaowocowała Sierpniem ’80, tak prawda: „Nie ma wolności bez solidarności” ukazała się w pełnym blasku w maju i sierpniu 1988 r., doprowadzając w końcu do krachu systemu komunistycznego w Polsce i Europie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski