5/7
Franciszek Jaskulski ps. „Zagończyk” (ur. 1913 r.) od 1941...
fot. IPN

Bitwa pod Zwoleniem. Strzelanina na drodze

Franciszek Jaskulski ps. „Zagończyk” (ur. 1913 r.) od 1941 r. działał w konspiracji. Najpierw na terenie rodzinnej Wielkopolski, a potem, gdy gestapo wpadło na jego trop, trafił na Lubelszczyznę. Tu związał się z oddziałem słynnego partyzanta Mariana Bernaciaka ps. „Orlik”. Brał udział w akcji „Burza” m.in. w walkach o Puławy. Po „wyzwoleniu”, w listopadzie 1944 r., został aresztowany przez UB. Na początku stycznia 1945 r. skazano go na karę śmierci za przynależność do „nielegalnej organizacji Armii Krajowej”. Ostatecznie zamieniono ją na 10 lat więzienia.

Jaskulski odbywał karę w zakładzie we Wronkach. We wrześniu 1945 r. udało mu się zbiec w przebraniu strażnika więziennego. Wrócił w Lubelskie i znów zaangażował się w konspirację. Od lutego 1946 r. był szefem inspektoratu Kozienice WiN. Od maja jego władza została rozszerzona o obwody Radom, Kielce, Skaryszew i Starachowice. Okręg ten funkcjonował pod kryptonimem Związek Zbrojnej Konspiracji (ZZK). „Zagończyk” wykazywał się sporą aktywnością. Jego partyzanci przeprowadzili wiele zuchwałych akcji. Zdobyli i rozbroili komisariaty Milicji Obywatelskiej w 15 miejscowościach, w niektórych nawet po kilka razy np. w Pionkach, Zwoleniu i Grabowie. Napadali na pociągi, by odbić kolegów. Naturalnie likwidowali także agentów i konfidentów UB.

15 czerwca 1946 r. miała miejsce jedna z największych bitew pomiędzy podziemiem poakowskim a siłami komunistycznymi w regionie. Doszło do niej przez przypadek.

„Zagończyk” planował spektakularne uderzenie na Kozienice. Chciał opanować miasteczko i odbić z siedziby Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego aresztowanych konspiratorów. By to zrobić potrzebował samochodów. A te postanowił zdobyć na Armii Czerwonej.

W miejscowości Podgóry, na trasie Radom-Zwoleń, około 100-osobowy oddział Jaskulskiego przygotował zasadzkę. Wpadła w nią sowiecka kolumna złożona z 30 samochodów. Po krótkiej walce przejęto jedynie 9 aut, ponieważ reszta została uszkodzona w walkach.

CZYTAJ TAKŻE: Żołnierze Wyklęci w Podlaskiem. Ujawniono tajny raport agenta CIA w Polsce

Na zdobytych samochodach partyzanci udali się do Zwolenia. Tutaj rozbili posterunek MO i zerwali wszystkie linie telefoniczne. Szybko ruszyli dalej na północ, w kierunku Kozienic.

Nie ujechali daleko. Na drodze napotkali oddział czerwonoarmistów transportujących konie. Wywiązała się wielogodzinna bitwa. Z odsieczą Sowietom przybyła grupa operacyjna UB i oddział NKWD. Wobec przeważających sił wroga żołnierze „Zagończyka”, ostrzeliwując się, wycofali się poprzez przydrożne wsie w kierunku pobliskiego masywu leśnego. Za nim, we wsi Sucha, rozpuszczono zgrupowanie.

Tymczasem Sowieci i UB rozpoczęli pacyfikację wiosek znajdujących się w pobliżu miejsca potyczki. Łącznie w Jedlance, Strykowicach Górnych i Zwoleniu spalono co najmniej 28 domostw.

Czerwonoarmiści rabowali obejścia i gwałcili kobiety.

Starcie pod Zwoleniem okazało się krwawe. Sowieci stracili przeszło 40 zabitych i 16 rannych. Trudno ocenić straty oddziału „Zagończyka”. Raporty Wyklętych mówiły o stracie sześciu ludzi, ale wydaje się, że były one dużo większe.

Franciszek Jaskulski został aresztowany przez UB miesiąc później, w lipcu 1946 r., w Jedlni-Letnisko. Zdradził go jeden z współpracowników. Skazano go na karę śmierci i rozstrzelano 19 lutego 1947 r. w Kielcach, na godziny przed wejściem w życie amnestii.

(Na zdjęciu: 1946 rok. Kadra Dowódcza Związku Zbrojnej Konspiracji, dowodzonego przez mjr. Franciszka Jerzego Jaskulskiego "Zagończyka". Siedzą od lewej: Włodzimierz Kozłowski "Orion" (zastępca "Zagończyka"), Feliks Mazurek "Furmański" (szef sztabu ZZK), kpt. Czesław Niedbała "Marek" (Komendant Obwodu Iłżeckiego ZZK, w czasie okupacji niemieckiej Komendant Powiatu Kozienice NSZ-AK, po aresztowaniu "Zagończyka" wspólnie z "Orionem" kierował działaniami organizacji), Jerzy Buzon "Jur" (adiutant "Zagończyka"), Zenon Ochal "Jastrząb", Tadeusz Bednarski (?) "Orzeł". Leżą od lewej: Józef Zagożdżon "Kruk" i NN "Orzeł".)

6/7
Maciej Kalenkiewicz ps. „Kotwicz” to jeden z najbardziej...
fot. IPN

Bitwa o Surkonty. Ostatnie starcie Kotwicza

Maciej Kalenkiewicz ps. „Kotwicz” to jeden z najbardziej zasłużonych polskich żołnierzy. Urodził się w 1906 r. Ukończył inżynierię lądową na Politechnice Warszawskiej i Szkołę Podchorążych Saperów w Modlinie. Studia na elitarnej Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie przerwał mu wybuch wojny. W randze kapitana uczestniczył w kampanii wrześniowej. Walczył w oddziale kawalerii pod legendarnym Jerzym Dąmbrowskim „Łupaszką”, a potem pod komendą Henryka Dobrzańskiego ps. „Hubal”. Już w listopadzie 1939 r. związał się z konspiracją. Potem przedostał się z okupowanej Polski do Francji. Już od 1940 r. zabiegał o utworzenie polskiej formacji spadochronowej. To dzięki jego zabiegom, już po ewakuacji polskich wojsk do Wielkiej Brytanii, utworzono 1. Samodzielną Brygadę Spadochronową i rozpoczęto szkolenie „cichociemnych”.

W grudniu 1941 r. Kalenkiewicz sam wrócił do Polski drogą powietrzną, m.in. razem z Alfredem Paczkowskim ps. „Wania” i Tadeuszem Chciukiem ps. „Celt”. W kraju najpierw pracował w sztabie AK. Potem, w marcu 1944 r., trafił na Kresy, gdzie dowodził Zgrupowaniem Nadniemieńskim AK. Przeprowadził wiele udanych akcji przeciwko Niemcom.

„Kotwicz”, dobry żołnierz ale polityczny naiwniak, był wielkim promotorem akcji „Burza”. Uważał, że Armia Krajowa powinna zamanifestować swoją obecność względem aliantów i Sowietów. Miało to, według niego, wpłynąć in plus na przyszłe międzynarodowe notowania Polski. Mocno angażował się w przygotowanie antyniemieckiego powstania. Opracował plan operacji „Ostra Brama”, czyli odbicia Wilna siłami AK. Sam nie mógł w niej uczestniczyć. Pod koniec czerwca 1944 r. został ranny w rękę podczas bitwy z Niemcami pod Dyndyliszkami i Kwiatkowcami. Niestety, kończynę trzeba było amputować. Przez kontuzję nie dotarł pod Wilno, a tym samym uniknął masowych aresztowań akowców po zdobyciu miasta. Mógł dalej walczyć.

Po zajęciu Kresów przez Sowietów ppłk Kalenkiewicz nadal dowodził oddziałami nowogródzkiego okręgu AK. Uważał, że należy trwać z bronią w ręku do czasu wielkiej konferencji pokojowej po upadku III Rzeszy. Dopiero ona, według niego, mogła ostateczne zdecydować o losie wschodnich rubieży II RP. W swojej naiwności sądził, że nawet jeśli ziemie te nie zostaną zwrócone bezpośrednio Polsce, to o ich przynależności zdecyduje plebiscyt, tak jak po I wojnie. Zanim jednak zdążył podjąć walkę zaczepną, sam musiał się bronić.

W nocy z 20 na 21 sierpnia 1944 r. 80-osobowy oddział „Kotwicza” dotarł do wioski Surkonty pod Pielasą (na północny-wschód od Lidy). Partyzanci zamierzali tu nabrać siły przed dalszą drogą. Ich przybycie nie uszło uwadze czujek NKWD.

21 sierpnia około godz. 14. akowcy, gdy odpoczywali i jedli, zostali zaatakowani przez grupę operacyjną Wojsk Wewnętrznych NKWD, dowodzoną przez starszego lejtnanta Korniejkę i młodszego lejtnanta Bleskina.

Sowieci przybyli w pobliże wsi samochodami. Wysypali się z nich i od razu ruszyli tyralierą na Sukonty.

Ich pojawienie się nie uszło uwadze akowskich „czujek”. „Kotwicz” po cichu zarządził alarm bojowy. Wyznaczył żołnierzom stanowiska obronne. Osobiście dowodził prawym skrzydłem obrony, a lewe przydzielił kpt. Bolesławowi Wasilewskiemu ps. „Bustromiak”.

Enkawudziści zbliżali się do polskich pozycji po podmokłej łące. Musieli się zbijać w grupki, by omijać liczne oczka wodne. Wtedy Kalenkiewicz nakazał otworzyć ogień. Huraganowy ostrzał położył trupem dziesiątki atakujących. Sowieci w popłochu wycofali się, zabierając wielu ciężko rannych towarzyszy. Wkrótce i tak wyzionęli oni ducha.

W przerwie w walkach Polacy naradzali się, co dalej robić.

CZYTAJ TAKŻE: Żołnierze Wyklęci w Podlaskiem. Ujawniono tajny raport agenta CIA w Polsce

„Bustromiak” optował za natychmiastowym wycofaniem się. „Kotwicz” chciał walczyć dalej, by ciężej ranni nie dostali się w ręce komunistów. Koniec końców postanowili się rozdzielić. Kpt. Wasilewski z lżej rannymi miał się wycofać, co też zrobił, a Kalenkiewicz miał pozostać na pozycjach obronnych do zmroku. Sądził, że pod osłoną nocy łatwiej będzie mu ewakuować ciężko rannych.

Tymczasem czerwoni przygotowywali się do zmasowanego natarcia. Z pobliskich miejscowości przybyły do nich posiłki – teraz ich siły liczy przeszło 600 żołnierzy. Nauczeni porażką z pierwszego podejścia natarli na Surkonty z drugiej strony. Tym razem szturm wspierały silnym ogniem dobrze rozstawione ckm-y. Dodatkowo otrzymali wsparcie z powietrza. Samoloty zbombardowały wieś podpalając jej zabudowania.

W zmasowanym ostrzale od razu zginęli „Kotwicz” i reszta oficerów. Partyzanci nie mogli się skutecznie bronić bez dowództwa, pomiędzy płonącymi chatami. Żołnierze NKWD z impetem wpadli do wsi.

Rozwścieczeni zaciekłym oporem Polaków Sowieci nie brali jeńców. Rannych dobijano, oszczędzano tylko kobiety. W ich ręce wpadła natomiast cała kancelaria Kalenkiewicza, którą wykorzystali potem w walce z podziemiem.

Ogółem w bitwie o Surkonty poległo ok. 40 żołnierzy oddziału „Kotwicza”. Tylko czterech oszczędzono i trafili do niewoli. Sowieci mieli dużo większe straty. Szacuje się, że zginęło ich co najmniej 70, w tym Korniejko i Bleskin.

Oprócz nich w walkach zginęło kilkunastu cywilów.

(Na zdjęciu: żołnierze 1. kompanii 1. batalionu 77. pp AK. Na białym koniu siedzi ppłk Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz”.)

7/7
Nie da się dokładnie ustalić liczby działaczy...
fot. IPN

Gloria victis

Nie da się dokładnie ustalić liczby działaczy komunistycznych, których zlikwidowali Wyklęci. Według szacunków badaczy, cytowanych w wydawnictwach IPN, w „walkach o utrwalenie władzy ludowej” poległo blisko 12 tys. członków polskich formacji mundurowych (UB, KBW, MO, WP, ORMO), 1 tys. żołnierzy Armii Czerwonej i funkcjonariuszy NKWD oraz 10 tys. cywilów. Ludzie z podziemia niepodległościowego złożyli za swoje ideały i patriotyzm wielką daninę z krwi. W polu poległo ich niemal 9 tys., ale przeszło 79 tys. trafiło do więzień. Ponad jedna czwarta z nich już nigdy ich nie opuściła. Dlatego też, niezależnie od tego, czy uważamy, że walka Żołnierzy Wyklętych miała sens, czy nie, ich odwaga i ofiarność zasługuje na najwyższy podziw. Jesteśmy im to winni tym bardziej, że przez niemal 45 lat po II wojnie byli opluwani i leżeli na śmietniku historii. Pamięć o Kuryłówce, Lesie Stockim. Surkontach, Zwoleniu i kieleckiej akcji „Szarego” powinna osadzić się w świadomości Polaków.

CZYTAJ TAKŻE: Żołnierze Wyklęci w Podlaskiem. Ujawniono tajny raport agenta CIA w Polsce

Zobacz również

Real Madryt o krok od mistrzostwa. Zwycięski gol Turka

Real Madryt o krok od mistrzostwa. Zwycięski gol Turka

Pożar kamienicy. Nie żyje jedna osoba

Pożar kamienicy. Nie żyje jedna osoba

Polecamy

Finalistki konkursu Miss Polski 2024 wyłonione. Zobaczcie zdjęcia

Finalistki konkursu Miss Polski 2024 wyłonione. Zobaczcie zdjęcia

Pogoń urwała punkty Jagiellonii. Walka o mistrzostwo nabiera rumieńców

Pogoń urwała punkty Jagiellonii. Walka o mistrzostwo nabiera rumieńców

Pokaz siły NATO pod nosem Rosji

Pokaz siły NATO pod nosem Rosji