Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Wojciechowski: Stać mnie było na więcej [ROZMOWA, ZDJĘCIA]

notował JG, Londyn
- Moim planem było pobicie rekordu życiowego. To dałby medal. Taka jest tyczka, taki jest sport. Każdy konkurs jest inny. Może jutro będzie lepiej…? - mówi Paweł Wojciechowski, który we wtorek zajął piąte miejsce w konkursie skoku o tyczce na mistrzostwach świata w lekkoatletyce.

5.75, piąte miejsce, ale z trybun można było mieć wrażenie, że stać się było na więcej.
Wiem, że było mnie stać na więcej. W trakcie konkursu wydawało mi się, że to jest mój dzień. Jednak nie zagrało. Czasem tak jest, że jak człowiek czuje się bardzo dobrze to nie do końca idzie. Niby źle, niby dobrze… Piąte miejsce… Trzeba się cieszyć, chociaż niedosyt jest. Jestem sportowcem, więc jeśli nie będę pierwszy, to ten niedosyt zawsze się pojawi. Ciągle jest jakiś cel do zrealizowania. Sezon trwa dalej, życie się toczy. W planach do skoczenia jest sześć metrów. Wiem, że mnie na to stać. Mogę to zrobić. Nie poddaje się, walczę dalej.

Monika Pyrek powiedziała, że nie dociągałeś tych skoków.
Tam był inny problem. Ten dołek był bardziej w pionie niż powinien i te tyczki troszeczkę stawały. No ale chłopaki sobie poradziły, więc ja też mogłem. Kiepskiej baletnicy przeszkadza rąbek od spódnicy. No ale fakt – nie dociągałem. Stojaki były naprawdę blisko. W tym ostatnim skoku o mały włos wylądowałem w dołku. Dałem z siebie wszystko, postawiłem wszystko na jedną kartę. Zmieniałem tyczki, goniłem wysokości, goniłem rywali. Nie udało się.

Wtorkowy chłód bardzo wam przeszkadzał? Skakaliście z Piotrem Liskiem w długich spodniach.
Nie był ciepło. Czułem się lepiej niż w Lozannie, ale może ta pogoda zaważyła na tym, że te skoki nie były chociażby takie jak właśnie w Szwajcarii (tam Wojciechowski podczas Diamentowej Ligi wynikiem 5.93 ustanowił rekord Polski na otwartym stadionie – przyp. jg). Każdy miał jednak takie same warunki.

Poziom konkursu był wysoki.
Dlatego to piąte miejsce może cieszyć. Chociaż na mistrzostwach świata nie do końca patrzy się na te wysokości, a bardziej na medale. Cieszę się jednak z tej mojej pozycji.

Zamieszanie ze zgubionymi tyczkami miało wpływ na Pana postawę?
Myślę, że to już nie miało we wtorek takiego znaczenia. Na eliminacjach – tak. Teraz podszedłem do tego konkursu na dużo większym luzie. Bawiłem się tymi skokami, wiedziałem, że mnie stać na dużo.

Której nieudanej próby najbardziej Panu szkoda?
Myślę, że ten na 5.82. Byłem już za poprzeczką. To dużo zmieniło. Na 5.89 miałbym o jedną próbę więcej i może wszystko potoczyłoby się inaczej.

Był jakiś problem ze stojakami? Momentami musieliście długo czekać na skoki.
Dużo później zaczęliśmy rozgrzewkę. Ponoć firma, która miała się zajmować ustalaniem wysokości… spóźniła się na mistrzostwa świata. W eliminacjach stojaki podnosiły się automatycznie, a tu używano korbki. Nie wiem co się stało. Sędziowie mieli problem ze zgraniem się. To jednak nie miało dużego wpływu na konkurs.

Ten konkurs potwierdził jednak, że po kontuzji udało się wrócić do wysokiego poziomu.
Moim planem było pobicie rekordu życiowego. To dałby medal. Taka jest tyczka, taki jest sport. Każdy konkurs jest inny. Może jutro będzie lepiej…? Najbardziej mi smutno, że zepsułem swoją dobrą passę na mistrzostwach świata na otwartym stadionie – do tej pory z każdych przywoziłem medal, a w Londynie go nie zdobyłem.

Piotr Lisek mógł zdobyć złoto?
Mógł. Było blisko, ale Sam Kendricks w tym sezonie to jest bardzo pewna firma.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska