Paweł Gebert: Chronić zwierzęta. Dla nas to jest cale życie

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Interwencja w Radysach
Interwencja w Radysach Materiały prasowe OTOZ Animals
Statystyki są przerażające. Z roku na rok zgłoszeń dotyczących okrucieństwa wobec zwierząt jest coraz więcej, sankcje prawne nazbyt niskie, a orzekanie przez polskie sądy wciąż nie odstrasza potencjalnych sadystów, gdyż ponad 80 procent wyroków pozbawienia wolności za znęcanie się nad zwierzętami, zapada w zawieszeniu – mówi Paweł Gebert, Inspektor ds. Ochrony Zwierząt z OTOZ Animals

Schronisko zwierząt w Radysach prowadzili zwyrodnialcy?

Jeśli ktoś stawia pieniądze ponad etykę, gdzie pozyskiwanie funduszy jest kosztem maltretowania zwierząt, to nie mam w takiej sytuacji wątpliwości. Tym bardziej, że na co dzień mam do czynienia z takimi osobami. Regularnie uczestniczę w postępowaniach karnych dotyczących niehumanitarnego traktowania zwierząt. Jestem oskarżycielem posiłkowym strony pokrzywdzonej, czyli tej, która sama obronić się nie jest w stanie.

Co Pan czuje, kiedy myśli o tym schronisku?

Obecnie? Czuję ulgę.

Cofnijmy się do 17 czerwca 2020 roku – ta data stała się już chyba symboliczna, jeśli chodzi o ochronę zwierząt w Polsce?

Jak najbardziej. Ale przede wszystkim samo to miejsce – schronisko w Radysach też stało się swoistym symbolem. Jest przykładem niehumanitarnego traktowania zwierząt bezdomnych w naszym kraju. Przez wiele lat, wiele osób, wiele organizacji charytatywnych, których celem jest ochrona zwierząt próbowało z tym miejscem walczyć, niestety – bezskutecznie. Na szczęście sytuacja w końcu się zmieniła. Mam nadzieję, że w istocie jest to pierwszy klocek w dominie, który pociągnie za sobą likwidację innych tego rodzaju placówek, które niestety wciąż funkcjonują w niemałej ilości i mają się dobrze.

Jak to w ogóle było możliwe, aby istniało takie miejsce, taka „mordownia psów”, jak pisano o schronisku w Radysach? Co tam się tak naprawdę działo?

Jak to było możliwe – to obszerny temat. Tak się działo, bo – przykro o tym mówić – pozwalają na to przepisy. Przepisy szczegółowe dotyczący ochrony zwierząt i dobrostanu zwierząt w schroniskach to zaledwie jedna kartka A4. Tym samym możliwości nadzorcze nad takimi miejscami są odpowiednio słabe. Z interpretacjami ogólnych zapisów o ochronie zwierząt też jest różnie. Ostatecznie interpretować można zarówno na jedną jak i na drugą modłę. Brakuje chociażby wskazania minimalnych warunków powierzchniowych dla zwierząt. Brakuje chociażby obowiązku szczepień zwierząt przeciwko chorobom wirusowym, które bardzo często pojawiają się w skupiskach zwierząt. W przypadku zwierząt młodych czy starych śmiertelność potrafi sięgać 70-80 procent. Dodatkowo, jeśli chodzi o Radysy, to mówimy też o bardzo nikłych funduszach przeznaczonych na utrzymanie tychże zwierząt. Według danych Najwyższej Izby Kontroli z ubiegłych lat wynikało, że dzienny koszt utrzymania zwierząt nie przekraczał złotówki. Dla przykładu podam, że w placówkach OTOZ Animals utrzymujących zwierzęta, kwota ta przekracza 12 zł.

Schronisko w Radysach było prywatnym przedsięwzięciem, prawda?

Owszem, to była spółka rodzinna, mieszcząca się na prywatnej działce.

Zatem każdy może sobie założyć schronisko i dostawać na nie publiczne pieniądze? W Pana publikacji o problematyce schronisk dla bezdomnych zwierząt w kontekście interwencji w Radysach, zamieszczonej na stronach OTOZ Animals przeczytałam, że dochód właściciela tego schroniska, Zygmunta Dworakowskiego wyniósł rocznie ponad 3 miliony złotych. Podczas kiedy wydatki na psy – około 1700 – i na wynagrodzenia pracowników sięgały ledwo 400 tysięcy złotych rocznie.

To było możliwe, bo przepisy gospodarcze w żaden sposób nie chronią zwierząt, a samorządy terytorialne mają możliwość rozpisywania przetargów na prowadzenie tego typu placówek i do nich mogą się zgłosić również podmioty prywatne; firmy, które są nastawione na zysk, a nie na to, by tym zwierzętom faktycznie pomóc. A jeszcze oceną podstawową przy przetargach jest najniższa kwota przedstawiona przez oferenta. A im mniejszy budżet, tym mniej na zwierzęta. A prywatny przedsiębiorca do przetargu startuje po to by zarobić pieniądze, a nie wydawać wszystko na bezpańskie zwierzęta. I oto najprostsza geneza powstawania podobnych mordowni. W przypadku organizacji, których celem jest ochrona zwierząt, jest o niebo lepiej, gdyż mają one również alternatywne możliwości pozyskiwania funduszy, a co za tym idzie, również wkład własny. Stowarzyszenia ochrony zwierząt prowadzą różnego rodzaju zbiórki, umożliwiając dofinansowanie takich placówek jak schroniska.

Od ilu lat zwierzętom w schronisku w Radysach działa się krzywda?

Mowa jest o wielu latach. Na tyle jest to długi okres, że stał się wręcz niechlubnym znakiem rozpoznawczym złego traktowania zwierząt. Drugim takim miejscem równie owianym złą sławą jest schronisko w Wojtyszkach, w województwie łódzkim. Ta sława wynika z tego, że schroniska te mają największą liczbę podpisanych umów z gminami. Chodzi nawet o kilkaset gmin. Jeżeli schroniska mają umowę ryczałtową na utrzymanie zwierząt, to opłaca im się trzymać je w schronisku, zamiast wydawać je do adopcji. Pieniądze pozyskiwane z samorządów terytorialnych przeznaczane są więc na rozbudowę placówek, ściągając coraz więcej zwierząt. Adopcje są na nikłym poziomie, bo się nie opłacają. Tak więc większość życia albo i całe życie takie zwierzęta spędzają za kratami, w malutkim, źle przystosowanym boksie.

Był Pan w Radysach w czerwcu ubiegłego roku. Co Pan zobaczył?

Byłem podczas pierwszego dnia interwencji. Przede wszystkim przy wysokich temperaturach powietrza, przy okropnym upale, większość zwierząt nie miało dostępu do cienia. Wiele zwierząt nie posiadało dostępu do wody. Wiele boksów było przepełnionych, mimo tego że wciąż na schronisku znajdowało się całkiem niemało pustych kojców.

Dlaczego tak się działo?

Podejrzewamy, że właściciel dowiedział się o planowanej interwencji i część zwierząt przemieścił. Dokąd – tego nie wiemy. Spodziewaliśmy się jednak większej liczby zwierząt; tak zresztą mówią szacunkowe dane statystyczne ze strony inspekcji weterynaryjnej – chodziłoby nawet o 1600 psów. A przynajmniej takiej liczby spodziewaliśmy się na miejscu. Tymczasem zwierząt było niecałe 1100.

Dlaczego tak trudno było wejść do tego schroniska na kontrolę?

Powiatowy inspektorat weterynarii – i to nie tylko nasza ocena – nie wywiązywał się ze swoich ustawowych obowiązków. Nadzór był fatalny. Obawiamy się, że chodziło o układy, które utrudniały wejść na teren placówki. Wiele organizacji starało się przeprowadzić tam interwencję, wejść na kontrolę, niestety, zarówno PIW przesyłając informację, że na terenie schroniska wszystko jest w porządku, uniemożliwiał to. Zakładam też, że niemałe pieniądze pozyskiwane przez właściciela schroniska pozwalały mu na wynajęcie dobrych adwokatów. Kompetencje organizacji charytatywnych są w tym zakresie dość ograniczone i różnie interpretowane. Nadzór nad schroniskami, jak i nad całą Ustawą o ochronie zwierząt prowadzi państwowa instytucja, jaką jest inspekcja weterynaryjna. Ustawa obliguje IW do współdziałania w tym zakresie z organizacjami pozarządowymi, tyle, że… nigdzie ramy tej potencjalnej współpracy określone nie są. W prawie brakuje także jasnej definicji statusu inspektora organizacji społecznej. Ustawa umożliwia natomiast upoważnionym przedstawicielom organizacji statutowo chroniącej zwierzęta odbiór zwierząt w trybie natychmiastowym, których zagrożone jest życie lub zdrowie. Co ciekawe, tej możliwości w przepisach prawa zabrakło dla… inspekcji weterynaryjnej.

Jeśli ze strony inspektoratu weterynaryjnego wszystko było ze schroniskiem OK, to skąd pochodziła wiedza, że w Radysach krzywdzi się zwierzęta?

Chyba wszystkie organizacje zajmujące się ochroną zwierząt były o tym alarmowane. To były setki zgłoszeń rocznie od osób, które starały się o adopcję z tego piekła na ziemi. Z czasem właściciele tej placówki przestali wpuszczać na teren schroniska ludzi chcących adoptować zwierzęta. Wydawano je przed bramą, uniemożliwiając komukolwiek wstęp i możliwość zobaczenia na własne oczy, jak to wygląda, w jakich warunkach zwierzęta bytują. Można powiedzieć, że to było takie państwo w państwie, w którym chodziło głownie o uzyskanie zysku z tych zwierząt – to trzeba sobie jasno powiedzieć – a nie udzielenie zwierzętom jakiejkolwiek pomocy. Dlatego też – w tym kontekście - strasznie żałujemy, że nie została wprowadzona ostatnia nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt, słynna „piątka dla zwierząt”. W projekcie nowelizacji, o co walczyliśmy, znalazł się zapis uniemożliwiający podmiotom prywatnym prowadzenie schronisk dla bezdomnych zwierząt. Zamierzamy walczyć o to w parlamencie do końca. Mamy nadzieję, że z czasem ten zapis wejdzie i tym samym schroniska będą mogły być prowadzone tylko i wyłącznie przez samorządy terytorialne oraz organizacje pożytku publicznego, które są silnie przez państwo nadzorowane, jeśli idzie o wydatkowanie kwot, więc nie ma tu praktycznie możliwości sprzeniewierzania pieniędzy. Wykorzystywane są one jedynie do celów statutowych, czyli na ochronę i ratowanie zwierząt.

Co się stało ze zwierzętami z tego schroniska?

Psy w schronisku nie posiadały wybiegów, nie mogły spełniać swojej podstawowej potrzeby behawioralnej, jaką jest ruch. To po pierwsze. Po drugie nikt z nimi nie pracował pod względem czysto behawioralnym, zoopsychologicznym. Pracownicy jedyne co robili, to sprzątali boksy, podawali wodę i najtańszą karmę niskiej jakości. Tylko tyle. Żadnej pracy na tle behawioralnym. Zawodziła segregacja zwierząt. Niejednokrotnie psy dominujące były umieszczane z innymi; psy się zagryzały. Odkryliśmy również niewysterylizowane psy obojga płci w tych samych kojcach. Całkowity brak wolontariatu. Tym samym zwierzęta nie miały żadnej socjalizacji z ludźmi. Rezultatem były na wpół dzikie psy. Po ich odebraniu trzeba włożyć mnóstwo wielomiesięcznej pracy, by doprowadzić je do normalnego stanu i umożliwić adopcję. Teraz rozlokowane są po domach – przy okazji opowiem, że znakomicie udała się akcja polegająca na tym, że apel jednej z organizacji uczestniczącej w interwencji (PdZ) do ludzi dobrej woli spowodował to, że na teren schroniska przyjeżdżały setki osób, pomagając w opiece nad zwierzętami i również adoptując je. Większość tych zwierząt znajduje się w tak zwanych domach tymczasowych na czas prowadzonego postępowania karnego. Dopiero sąd może orzec ostateczny przepadek tych zwierząt i oddanie ich do nowego domu.

W związku z interwencjami odwiedził Pan ponad 50 schronisk w Polsce – co jest ich główną wadą czy brakiem?

Bardzo często brakuje wolontariatu, czyli możliwości socjalizowania się zwierząt z ludźmi; możliwości spełniania swojej podstawowej potrzeby dotyczącej ruchu. Kiedy na terenie schroniska pojawiają się wolontariusze, wyprowadzają zwierzęta na spacery. Bardzo często brakuje wybiegów. Przepełnienie to też niestety jest standard schronisk dla bezdomnych zwierząt. W naszym kraju schronisk jest zdecydowanie za mało w stosunku do potrzeb. Gminy chcą jak najtańszym sumptem pozbyć się problemu bezdomnych zwierząt; potrafią podpisywać absurdalne umowy ze schroniskami oddalonymi o kilkaset kilometrów. Mają obowiązek podpisania umowy, ale już minimalnej odległości od schroniska w przepisach prawnych nie ma. Istnieją więc zapisy między gminą a schroniskiem na odłów zwierząt w czasie 72 godzin. Czyli ktoś zgłasza psa biegającego po ulicy, a schronisko ma trzy dni na jego odłowienie. Dochodzi do absurdów. To może zostać zmienione jedynie na poziomie ustawy – nowelizacji tego aktu prawnego.

Jeśli chodzi o tego rodzaju schroniska, to zawsze w grę wchodzą pieniądze? Prywatne schroniska prowadzą ludzie, którzy nie mają wrażliwości na krzywdę zwierząt, a przeważają interesy?

Nie mogę powiedzieć, że tak się dzieje w stu procentach. Z pewnością są przedsiębiorstwa prywatne, które w należyty sposób prowadzą te placówki. Ale 15 lat doświadczeń w tym środowisku podpowiada mi, że to margines.

Na co powinny w schroniskach zwracać uwagę instytucje, które sprawują nadzór nad przestrzeganiem przepisów ochrony zwierząt?

Priorytetem inspekcji weterynaryjnej jest nadzór nad produkcją żywności pochodzenia zwierzęcego, a nie ochrona zwierząt. Instytucja ta podlega bezpośrednio pod ministerstwo rolnictwa, które ma dla państwa czerpać zyski również z hodowli zwierząt. Zresztą, inspekcja weterynaryjna jest instytucją bardzo niewydolną, zmagającą się z potężnymi brakami kadrowymi i finansowymi. Coraz rzadziej pracują w niej osoby o wyższym, weterynaryjnym, wykształceniu zawodowym.

Jak powinno wyglądać idealne schronisko i idealny nad nim nadzór?

Już o tym wspomniałem, że w mojej ocenie schroniska winny być prowadzone przez organizacje pożytku publicznego. Jeśli chodzi o inspekcję weterynaryjną, to marzyłbym sobie, aby powstała odrębna instytucja zajmująca się ochroną zwierząt, coś w rodzaju policji dla zwierząt, która miałaby uprawnienia nadzorcze w tym zakresie. No, ale to wymagałoby również bardziej restrykcyjnych przepisów dotyczących odpowiedniego dobrostanu zwierząt; wskazania minimalnych warunków powierzchniowych dla boksów, minimalnych warunków żywieniowych, stałej opieki lekarsko-weterynaryjnej, oraz wdrożenie opieki zoopsychologicznej dla zwierząt. I pewnie wiele innych rzeczy, które w tej chwili nie przychodzą mi do głowy. O, na przykład całodobowy monitoring na terenie schronisk dla bezdomnych zwierząt. Przy okazji, takowy monitoring życzyłbym sobie także w polskich rzeźniach. Choć, po głębszym namyśle, idąc krok dalej, życzyłbym sobie i zwierzętom całkowity brak bezdomności oraz nie zabijania naszych mniejszych braci na potrzeby konsumpcyjne.

Jak się w ogóle ma ochrona zwierząt w Polsce? Z jakiego powodu możemy się cieszyć i nad czym powinniśmy ubolewać? Wciąż zdarzają się takie sytuacje, jak ta związana z byłym senatorem, który przywiązał swojego psa do samochodu i pojechał, ciągnąc zwierzę.

Statystyki są przerażające. Z roku na rok, zgłoszeń dotyczących okrucieństwa wobec zwierząt jest coraz więcej, sankcje prawne nazbyt niskie, a orzekanie przez polskie sądy wciąż nie odstrasza potencjalnych sadystów, gdyż ponad 80 procent wyroków pozbawienia wolności za znęcanie się nad zwierzętami, zapada w zawieszeniu. W sprawę wspomnianego polityka jesteśmy czynnie zaangażowani. OTOZ Animals posiada status strony pokrzywdzonej. Właściciel psa, przywiązał go do haka holowniczego samochodu i „podwoził” go do domu na asfaltowej drodze. Pies zginął śmiercią tragiczną. Z początku były senator starał się mataczyć, iż pies żyje i ma się dobrze, lecz dotarliśmy do świadka, który doprowadził policję do zakopanych zwłok psa.

Szokujące!

Tak, i zaczynam się tym także martwić w kontekście pewnego przyzwolenia do takiego okrucieństwa, biorąc pod uwagę ostatnie sygnały dochodzące z ust wiceministra edukacji, który twierdzi, że ochrona zwierząt to ideologia, a zwierzętom nie przysługują prawa. Pomimo tego, że przepisy dotyczące ochrony zwierząt funkcjonują w Polsce już od lat 20 ubiegłego wieku.

Warto więc o tym przypominać. Jaka jest Pana droga, jeśli chodzi o zajmowanie się ochroną zwierząt? Krzywda zwierząt była impulsem?

Od najmłodszych lat funkcjonowałem na co dzień w otoczeniu rodzinnym, w którym do poszanowania praw zwierząt i humanitarnego ich traktowania przykładano sporą wagę. Moja mam pracowała swego czasu blisko z zachodnimi organizacjami prozwierzecymi. Przez nasz dom przewijały się informacje, filmy i nagrania ukazujące złe traktowanie zwierząt w hodowlach czy rzeźniach. Skrycie je „podkradałem” i oglądałem. Stwierdziłem wówczas, że będę się starać zmieniać świat dla zwierząt, dopóki wystarczy sił. Od czasu, kiedy poszedłem na studia, zacząłem równocześnie pracować w organizacji charytatywnej ratującej zwierzęta i tak naprawdę, wraz z rodziną ją współtworzyć. Tak powstała, z czasem, jedna z największych organizacji w tym kraju - Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Zwierząt Animals. Dla nas to jest całe życie.

Ile zwierząt udało się uratować? Pewnie Pan tego nie liczy.

Przeciwnie, liczymy bardzo dokładnie. Na przestrzeni choćby dwóch ostatnich lat OTOZ Animals przejęło od właścicieli nienależycie traktujących swych podopiecznych, ponad 4,5 tysiąca zwierząt. To prawdopodobnie największe liczby, jeśli chodzi o organizacje. Dodatkowo wydajemy 7-8 tysięcy zwierząt do adopcji rocznie; OTOZ Animals prowadzi 10 schronisk dla bezdomnych zwierząt, w tym także przytulisko dla zwierząt gospodarskich oraz przytulisko dla królików i gryzoni. Ratujemy i wspomagamy tysiące zwierząt rocznie. Posiadamy obecnie ponad 30 terenowych jednostek organizacyjnych nazwanych Inspektoratami ds. Ochrony Zwierząt; codziennie w teren wyjeżdżają inspektorzy społeczni, podejmując kontrole w przypadkach złego traktowania zwierząt. Jeśli nie ma współpracy z właścicielem, a zwierzę jest w złym stanie, dochodzi do odbioru zwierzęcia, oczywiście w granicach polskiego prawa i często przy współudziale przedstawicieli administracji państwowej.

Na jakie przepisy Pan czeka?

W prawie całkowicie jest u zwierząt ignorowany aspekt psychologiczny, nad czym bardzo ubolewam. Niestety, wciąż panuje stereotyp, że psu wystarczy buda, miska z wodą i żarciem. A zwierzęta potrzebują dużo więcej. Jako ludzie jesteśmy odpowiedzialni za stworzenie zwierząt domowych. One są od nas w pełni uzależnione, a my wciąż traktujemy je po macoszemu. Uważam, że powinny być również dużo wyższe kary za maltretowanie zwierząt. Obecnie, w przypadkach najbardziej drastycznych, kara ta sięga 5 lat pozbawienia wolności.

W kwietniu, przy okazji składania do Urzędów Skarbowych zeznań podatkowych, sporo ludzi przeznacza 1 procent swojego podatku na schroniska dla bezdomnych zwierząt. Jak je wybierać, na co zwracać uwagę, aby te pieniądze jak najlepiej przysłużyły się dobrostanowi zwierząt?

Warto przeprowadzić choć podstawową weryfikację za pośrednictwem internetu i widniejących tam opinii (stosunku pozytywnych do negatywnych). Ja ze swojej strony gorąco polecam wspieranie schronisk prowadzonych przez organizacje o statusie OPP. Jeżeli schronisko jest prowadzone przez organizację pożytku publicznego, to jest największe prawdopodobieństwo, że jest w odpowiedni sposób prowadzone. Przy okazji wspomnę o projekcie Animal Helper, którego celem jest utworzenie aplikacji dotyczącej opcji zgłaszania przypadków niehumanitarnego traktowania zwierząt, a także zwierząt bezdomnych. To będzie swoiste 112 dla zwierząt. Postaramy się ujednolicić miejsce zgłaszania przypadków złego traktowania zwierząt, bo ludzie poszukują tej pomocy w wielu różnych miejscach, u wielu różnych podmiotów. W tym i takich, które traktują zwierzęta jako stworzenia dalszej kategorii, bądź nawet jako zbędne przedmioty. Chcemy stworzyć aplikację, która to zmieni. Będzie też wskazywać miejsca, jak restauracje przyjazne zwierzętom, kocie kawiarnie, parki dla psów, lecznice weterynaryjne, cmentarze dla zwierząt, szkoły behawiorystyczne dla zwierząt, ośrodki rehabilitacji zwierząt i tym podobne. Serdecznie zapraszam do odwiedzenia strony OTOZ Animals (www.otoz.pl) oraz Animal Helper (animalhelper.pl).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl