Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Partia Razem. Za cztery lata liczą na wejście do parlamentu

Ryszarda Wojciechowska
-Entuzjazm jest ogromny, mimo, że nie weszliśmy do Sejmu. Ale udało nam się przebić bańkę, w której tkwiliśmy wcześniej, i staliśmy się widoczni- tłumaczą Karolina Haska i Bartosz Nowaczyk z pomorskiego okręgu partii Razem
-Entuzjazm jest ogromny, mimo, że nie weszliśmy do Sejmu. Ale udało nam się przebić bańkę, w której tkwiliśmy wcześniej, i staliśmy się widoczni- tłumaczą Karolina Haska i Bartosz Nowaczyk z pomorskiego okręgu partii Razem Piotr Hukało
Powyborcze nastroje w swojej partii porównują do lawy, która już co prawda krzepnie, ale pod spodem jeszcze cały czas bulgocze.

- Entuzjazm jest ogromny, mimo że nie weszliśmy do Sejmu. Ale udało nam się przebić bańkę, w której tkwiliśmy wcześniej, i staliśmy się widoczni. Nie mamy wątpliwości, że zaistnieliśmy dzięki ciężkiej pracy setek osób podczas kampanii, obecności w mediach i debacie z udziałem Adriana Zandberga - tłumaczą Karolina Haska i Bartosz Nowaczyk z pomorskiego okręgu partii Razem.

Wyszli z politycznego cienia. I przeżywają wzmożone zainteresowanie. Przybywa im zwolenników i być może przyszłych członków. Bo na razie każdy kandydat musi przejść przez miesięczny okres próbny.

Debata Zandberg-Wipler. "Bezideowe koalicje miłośników stołków kończą się Orbanem" [VIDEO]

- Nie sądzę, żeby do Razem trafił ktoś z powodów cynicznych, interesownych. Być może kiedy poparcie dla nas wzrośnie, zaczną pojawiać się osoby z nadzieją na polityczną karierę. Ale teraz my tej nadziei nie dajemy. Na frukty u nas nie ma co liczyć. Najwyżej na pot, krew i łzy - trochę żartem odpowiada Bartosz Nowaczyk.

Tłumaczy, że ich wynik wyborczy na poziomie ponad trzech i pół procent to powód do zadowolenia. Partia wystartowała pięć miesięcy przed wyborami i to niemal od zera, bez wsparcia znanych twarzy i biznesu, bez dotacji z zewnątrz. Całą kampanię prowadzili tylko za pieniądze z członkowskich składek. I to był zaledwie ułamek sum, które większe partie na ten cel wydały.

Karolina Haska startowała w pomorskim regionie z list Razem wspólnie z mężem. Kampania ich oboje kosztowała 1200 złotych. Pieniądze poszły głównie na plakaty i ulotki. Karolina nigdy wcześniej nie działała w żadnej partii. Dlaczego więc teraz? Dlaczego Razem? Mówi, że nie podoba jej się neoliberalny światopogląd, z jego złotymi myślami w stylu, że jeśli jesteś bogaty, to dlatego, że na to zasługujesz.

Ona nie pochodzi z bogatej rodziny. Rodzice bardzo ciężko pracowali. Zwłaszcza mama, która była pielęgniarką, a teraz jako emerytka musi się utrzymać za 1300 złotych miesięcznie. Karolina skończyła socjologię. Dokształcała się też podyplomowo, ale nie może znaleźć pracy. Chociaż bardzo chciała. Na razie zajmuje się dzieckiem.

- Nie wiem, czy to dlatego, że mam małe dziecko, czy po prostu nie potrafię się sprzedać w rozmowach kwalifikacyjnych? - zastanawia się. Ale to nie frustracja, jak twierdzi, przyciągnęła ją do Razem. Tylko niezgoda na pewien stan rzeczy. I to, że znalazła tam ludzi podobnie myślących jak ona.

Inną drogą do Razem szedł Bartosz. Wcześniej działał w różnych ruchach pozarządowych, społecznych, w fundacjach. Tworzył m.in. Gdańską Kooperatywę Spożywczą. Ale wiedział, że to były tylko działania doraźne. Że tak naprawdę w kraju potrzebne są większe zmiany. I kiedy pojawił się taki ruch jak Razem, czuł, że wreszcie mógłby na coś głosować z czystym sumieniem.

Pracuje jako programista. Ale z wykształcenia jest ekonomistą, informatykiem i pedagogiem. Skończył cztery różne uczelnie. - Lubię się uczyć - wyjaśnia i dodaje, że już myśli o piątej.

Kiedy sugeruję, że chyba w kraju nie jest tak źle, skoro można skończyć cztery uczelnie, odpowiada, że wszystko zależy od tego, czy chcemy postrzegać kraj przez pryzmat tych, którzy sobie radzą, czy tych, którym jest gorzej.

- Ja sobie radzę dobrze. Programiści to jedna z tych grup zawodowych, która ma niezłe warunki finansowe. Ale w Razem patrzymy na dobrostan całego społeczeństwa. Nie tracąc z oczu przede wszystkim tych, którzy sobie z różnych powodów w życiu nie radzą. Jesteśmy tak bogaci, jak bogaty jest najbiedniejszy z nas. To jak w rodzinie. Kiedy idę z dziećmi w góry, poruszam się w tempie najmłodszego. Mógłbym iść szybciej, ale wtedy dziecko zostanie daleko w tyle i może zginąć. Pewnej grupie członków Razem powodzi się lepiej. Ale wszyscy jesteśmy za propozycjami podatkowymi, które zwiększą również nasze obciążenia. Bo uważamy, że one są po to, aby całe społeczeństwo miało się lepiej i w perspektywie przetrwało. Rozwarstwienie społeczne, na które u nas pracowano latami, w którymś momencie może doprowadzić do pęknięcia. I wtedy nie będzie miło. Na razie mamy wentyl bezpieczeństwa, polegający na tym, że można wyjechać do pracy w Anglii, w Niemczech czy Szwecji. To sprawia, że ludzie się jeszcze nie buntują, tylko wyjeżdżają. Ale to nie jest rozwiązanie - twierdzi Nowaczyk.

- Jesteśmy młodzi, nieznani i postrzegani niesłusznie jako radykalni. Ale wszystko to, co proponujemy, mamy dokładnie przeliczone. Nie pozwalamy sobie na hasła typu 500 złotych na dziecko czy 1000 złotych na emeryta, które są tylko i wyłącznie populistycznymi obietnicami. Staramy się pokazywać faktyczne rozwiązania i to takie, które są realne - przekonują.

Na pytanie, co dalej, odpowiadają, że dalej to... praca. Taka sama jak w kampanii. Trzeba znowu wyjść na ulice, rozmawiać z ludźmi i przekonywać do programu. Będą jeździć po całym Pomorzu, bo jest dużo zgłoszeń z miast powiatowych, gminnych i wsi. Ale to nadal będzie ta sama polityka, uprawiana oddolnie - wyjaśniają. To nie tylko zabieg związany z ograniczonymi środkami, których nie mają na promocję. Ale przekonanie, że rozmowa bezpośrednia z ludźmi jest najlepszym sposobem na szersze dotarcie ze swoimi poglądami.

Karolina Haska: - Na razie zaczynamy budować struktury w regionie, wszystko kolektywnie. Nie chcemy mieć wodza albo nawet dwóch, którzy mieliby pełnię władzy. W Razem nie będzie tak, że prezes może wszystko. Bo to byłby koniec. To dobrze, że Adrian Zandberg świetnie wypadł w kampanii i część mediów zapałała do niego wielką sympatią. Ale nie stał się przez to wodzem i nim się nie stanie. Po to jest ta demokratyczna kontrola w naszej partii.

W regionie także jest pięcioosobowy zarząd. Nie ma jednoosobowych decyzji.

Bartosz Nowaczyk: - Jesteśmy świadomi różnych zagrożeń. Wiemy, że może się, na przykład, tworzyć takie nieformalne przywództwo. Ale tak projektujemy tę naszą przyszłość oddolnie, żeby mieć nad tym kontrolę.

Jeszcze nie wiedzą, jak i na co będą przeznaczane pieniądze z budżetu, które przez cztery lata będą otrzymywać.

Do tej pory wynajmowali od jednej z instytucji pomieszczenie na cotygodniowe spotkania. Być może w przyszłości będą biura regionalne. Ale specjalnie nie liczą w regionie na finansowe wsparcie. Nowaczyk: - Głównie chcemy się skupiać na edukacji i te działania edukacyjne finansować. Wiele postulatów, które znajdują się w naszym programie, mimo że to standard w zachodniej debacie publicznej, w Polsce jest jeszcze niezrozumiałych.

Zdaniem Nowaczyka, ciągnie się za nimi kilka mitów, z którymi muszą walczyć. Jeden dotyczy 75-procentowego progu podatkowego dla najbogatszych. Słyszą, że już Francuzi na tym polegli, że Gerard Depardieu przez to uciekł z Francji. I co z tego? Już wrócił. I nie chce być Rosjaninem. A my musimy sobie zadać pytanie - czy chcemy być jak Rosja, czy jak Francja? Który model rozwoju nas interesuje?

Inny mit to ten, który głosi, że Razem chce wyprowadzić Polskę z NATO.

- Nieprawda - mówią oboje. - To był pomysł Stowarzyszenia Młodzi Socjaliści, z którego niewielka grupa trafiła do Razem. Jedna osoba wypuściła to w mediach i tak się ciągnie ta plotka za nami. Podobnie jak ta, że chcemy dokwaterowywać obcych ludzi do mieszkań, czy koszulki z Marksem. - Ja nie mam, ja też - odpowiadają oboje. I dodają, że równie dobrze można by powiedzieć, że PiS jest trockistowskie z tego powodu, że członek tej partii Antoni Macierewicz był w młodości trockistą. - Karol Marks jest znanym na świecie myślicielem, który w pewnych sprawach miał rację, a w innych się mylił, i to tyle - dodają.

Zjednoczona lewica z Razem? Jeśli z twarzą Leszka Millera i Janusza Palikota, to nie, mówią. Ich zdaniem, SLD został nazwany lewicą tylko dlatego, że po 1989 roku postkomunistów chciano odróżnić od Solidarności i wrzucono do worka z napisem lewica. Nie ma to jednak nic wspólnego z rzeczywistymi poglądami. - Ale my chcemy budować partię i robić swoje - organizować tych, którzy podobnie myślą jak my, walczyć o prawa pracownicze, o tanie mieszkania na wynajem i o polski przemysł - dodają.

Za cztery lata liczą na wejście do parlamentu i na dwadzieścia procent w Sejmie. Taki jest, ich zdaniem, w tej chwili, potencjał lewicowy.

- Nie liczymy na wsparcie biznesu i na wielomilionowe kredyty z banku. Nawet nie będziemy próbować ich pozyskiwać, bo nie czujemy się reprezentantami tej grupy, więc dziwne byłoby, gdybyśmy teraz się zwrócili do nich po pieniądze. To, co dostaniemy z budżetu, będziemy bardzo oszczędnie i transparentnie wydawać - podsumowują.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki