Pan Cezary Mocek, nasz sąsiad z "Sanatorium miłości"

Anna Gronczewska
Grzegorz Gałasiński
Cezary Mocek, bohater „Sanatorium miłości”, zmarł nagle. Ale jego sąsiedzi z bloku na łódzkim Teofilowie oglądają go dalej w telewizji. Nawet ci, którzy wcześniej nie wiedzieli, że w takim programie występuje.

67-letni Cezary Mocek mieszkał na II piętrze jednego z bloków na Teofilowie, w pobliżu kościoła ojców pasjonistów. Młoda sąsiadka z IV piętra właśnie wyszła na spacer z dzieckiem. Znała pana Czarka, ale tylko z widzenia.

- Muszę przyznać, że nie wiedziałam o nim wiele - mówi młoda kobieta. - Mama zadzwoniła do mnie kiedyś i powiedziała, że mój sąsiad występuje w „Sanatorium miłości”. Bardzo się zdziwiłam. Potem włączyłam telewizor i widzę pana Czarka. Wcześniej nie wiedziałam nawet, jak ma na imię. My w tym bloku nie mieszkamy długo, wynajmujemy mieszkanie. Potem zobaczyłam wywieszony na drzwiach klatki nekrolog Cezarego Mocka.

Pan Heniek siedzi w parku, niedaleko bloku bohatera „Sanatorium miłości”. Od kilku lat jest na emeryturze. Nudzi mu się, więc wychodzi na dwór. Czasem spotka jakiegoś sąsiada i trochę pogada.

- Tego Mocka to nie znałem - przyznaje pan Heniek. - To znaczy znałem, ale nie osobiście. Parę razy go widziałem, jak szedł do sklepu. Od razu zorientowałem się, że to ten z telewizji. Ale jakiejś gwiazdy z siebie nie robił. Oglądam to „Sanatorium miłości”. Byłem zszokowany, gdy dowiedziałem się, że umarł. Ale jak to jest, człowiek umarł, a w telewizji dalej jak żywy?

Cezary Mocek był jednym z 12 uczestników emitowanego przez TVP1 „Sanatorium miłości” - programu pokazującego ludzi po sześćdziesiątce, którzy przyjechali do uzdrowiska w Ustroniu Śląskim szukać miłości. Cezary Mocek od początku zyskał sympatię widzów, a także uczestników programu.

- Zachwyciliśmy się nim od pierwszego dnia - zapewniała w „Pytaniu na śniadanie” Marta Manowska, która prowadzi program. - Tym, jak podchodził do życia, jak zarażał swoją życiową energią, optymizmem. Miał duży poziom inteligencji, elegancji, a z drugiej strony ceniliśmy go za prostotę w podejściu do życia.

Pan Cezary był łodzianinem. Wychował się na ul. Wschodniej. Potem przeniósł się na Teofilów. Przez wiele lat pracował jako taksówkarz. 11 lat temu przeżył wielki dramat. Jego żona wyszła rano do pracy. Przechodziła przez pasy i została potrącona przez samochód. Zginęła. Stało się to na Teofilowie.

- Ta najważniejsza kobieta w moim życiu wybrała mnie - wspominał żonę w „Sanatorium miłości” Cezary Mocek. - Powiedziała: to jest tylko ten i nikt inny. Z każdym rokiem wzrastała miłość. Myśmy za sobą szaleli przed wypadkiem.

Pan Cezary miał z nią córkę Katarzynę. Cieszył się bardzo, gdy córka urodziła mu wnuczka. Chłopiec ma teraz pięć lat.

Zgłosił się na casting do „Sanatorium miłości”, bo dokuczała mu samotność.

- Bać się miłości to jakby bać się życia - powtarzał. - Nigdy nie jest za późno na miłość.

Pani Teresa ma 88 lat, choć wygląda 10 lat młodziej. Była sąsiadką Cezarego Mocka.

- Nie kłóciliśmy się - mówi. - Nic do niego nie miałam, choć nie gościliśmy się, nie chodziliśmy do siebie na herbatę.

Nie pamięta dokładnie, ile lat pan Cezary mieszkał w jej bloku, bo ona to stara teofilanka. Na osiedlu mieszka od 1967 r. A Cezary Mocek należał do „nowych lokatorów”.

- Kupił mieszkanie po moich sąsiadach, którzy umarli - wspomina pani Teresa. - Na pewno mieszkał tu z siedem lat, a pewnie i dłużej. Tu urządzał swoje 60. urodziny. Pamiętam, że przed imprezą przyszedł do mnie i powiedział, że zaprasza gości. Uprzedzał, że może być trochę głośno. Pytał, czy mi nie będzie przeszkadzać. Odpowiedziałam, że nie. Przecież takie urodziny ma się raz w życiu. Razem z nim świętowała rodzina, między innymi siostra. Tak bardzo głośno nie było.

Pani Teresa o tym, że jej sąsiad występuje w telewizji, dowiedziała się od siostry, która mieszka w Gliwicach.

- Zadzwoniła do mnie kiedyś i powiedziała, że pan Cezary jest jednym z uczestników „Sanatorium miłości” - mówi pani Teresa. - Ja telewizji nie oglądam, najwyżej wiadomości. Wolę przeczytać książkę. Ale w końcu zobaczyłam go w telewizji. Była jakaś powtórka i zawołała mnie sąsiadka. Był to pierwszy odcinek i oni akurat przyjechali do sanatorium. Urządzali się w pokojach, przydzielali im lokatorów. On zamieszkał z warszawiakiem.

Pani Teresa trochę się dziwiła, że zdecydował się wystąpić w tym programie.

- Nie miał człowiek zdrowia - twierdzi. - Był poważnie chory. Kilka lat temu przeszedł operację by-passów. Po niej miał jeszcze jakieś komplikacje. Kiedyś córka podjechała pod samą klatkę i wiozła go do szpitala. Potem poczuł się dobrze. Moim zdaniem, w tej telewizji za bardzo się sforsował. Raz podobno spadł z konia. Może wtedy coś mu się stało?

Cezarego Mocka bardzo dobrze znały panie z sąsiedniego sklepu. Robił tam regularnie zakupy. Jedna z ekspedientek pamiętała go bardzo dobrze z czasów, gdy jeszcze jeździł taksówką.

- Jak przyszedł po zakupy, to zawsze porozmawialiśmy - mówi. - O „Sanatorium miłości” nie opowiadał. Nie mógł. Miał opowiedzieć po zakończeniu programu. Już nam tego nie opowie.

Cezary Mocek wiele lat pracował jako taksówkarz. Ostatnio w Taxi Dwa Dwa.

- Był taki jak w telewizji - wspomina Mirosław Czekalski, prezes zarządu Zrzeszenia Transportu Prywatnego Radio Taxi Dwa Dwa. - Uczynny, pomocny, działał w strukturach naszego zrzeszenia. Miał wszystkie cechy, które powinien mieć dobry taksówkarz. Umiał rozmawiać z ludźmi. Koledzy zawsze mogli na niego liczyć.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE...

Mirosław Czekalski opowiada, że Czarek pracował w ich zrzeszeniu od 2001 r. Wcześniej był taksówkarzem w Euro.

- W 2001 r. nastąpiło połączenie Euro, Metro i Carino - wyjaśnia. - Tak powstało Radio Taxi Dwa Dwa. Czarek jeździł u nas do 2007 r. Wtedy tragicznie, na pasach, zginęła jego żona. Załamał się po jej śmierci. Chyba też zaczęło szwankować mu zdrowie.

Od tego czasu mieli kontakt, ale nie taki czynny. Kiedyś pan Mirek oglądał telewizję i zobaczył reklamę „Sanatorium miłości”.

- Wydawało mi się, że znam jednego z uczestników - mówi Mirosław Czekalski. - Ale reklama jak reklama. Kilkanaście sekund i już jej nie ma. Kiedy jednak zaczęto emitować program, nie miałem wątpliwości, że to Czarek Mocek.

Mirosław Czekalski i inni koledzy pana Cezarego dalej oglądają „Sanatorium miłości”. Tylko im smutno, że nie zobaczą go już na żywo.

- Byliśmy ze sztandarem na jego pogrzebie - dodaje Mirosław Czekalski. - Chcieliśmy go pożegnać tak, jak żegnaliśmy innych kolegów taksówkarzy. Planowaliśmy wjechać na cmentarz i użyć klaksonów, gdy zaczną wyprowadzać trumnę. Nie wpuszczono nas, zresztą na cmentarzu przy ul. Ogrodowej nie ma też takich dobrych warunków, by wjechać autem.

Na pogrzebie byli też sąsiedzi, m.in. pani Teresa. - Nie mogłam inaczej, ja chrześcijanka, on chrześcijanin - wyjaśnia. - A jak dowiedziałam się, że umarł, to zmówiłam za niego pacierz.

W jednym z ostatnich wywiadów pan Cezary mówił, że bardzo chciał znaleźć bratnią duszę. - Byłem przez osiem miesięcy w związku - tłumaczył. - Ale jak ta pani dowiedziała się, że idę na operację, to mnie zostawiła. Tłumaczyła, że chce żyć na luzie, a była już po sześćdziesiątce.

Wiesława Kwiatek z Warszawy podczas kręcenia „Sanatorium miłości” bardzo zbliżyła się do Cezarego Mocka. Ostatnie odcinki programu nagrano przed Bożym Narodzeniem, ale oni cały czas byli w kontakcie i mieli wspólne plany.

- Byliśmy blisko z Cezarym. Darzyłam go bardzo dużą sympatią - zapewnia pani Wiesława. - Nasza znajomość miała się rozwijać. Dzwoniliśmy codziennie do siebie. Mieliśmy jechać nad Solinę, na spływ Dunajca. Cezary obiecywał, że weźmie mnie w takie miejsca, których jeszcze nie widziałam. Cieszył się, że właśnie zreperował samochód. Ale plany się rozwiały... Był zdrowy, brał udział w programie we wszystkich aktywnościach. Ja dalej nie wierzę, że on nie żyje. Był dżentelmenem, potrafił adorować kobiety w dawnym stylu.

Śmierć pana Czarka bardzo przeżyła Marta Manowska. Cały czas miała z nim kontakt. Przesyłał jej SMS-ami różne sentencje. - Cezary na każdym kroku udowadniał, jak był wyjątkowym i niepowtarzalnym człowiekiem - napisała na Facebooku. - Szczerym, bezpośrednim, niezwykle ujmującym. To ktoś, kogo trudno było nie obdarzyć sympatią od pierwszego spotkania. Cezary potrafił oczarować swoich partnerów z programu, ale też jego ekipę i wszystkich, którzy mieli zaszczyt się z nim spotkać. Dzisiaj ból i smutek towarzyszy nam wszystkim. Odszedł ktoś, kto na długo pozostanie w naszej pamięci i naszych sercach. Dobranoc Cezary…

Pogrzeb Cezarego Mocka. Ostatnia droga bohatera "Sanatorium miłości" na Starym Cmentarzu w Łodzi

Pogrzeb Cezarego Mocka. Prezes Kurski na pogrzebie uczestnik...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Pan Cezary Mocek, nasz sąsiad z "Sanatorium miłości" - Dziennik Łódzki

Wróć na i.pl Portal i.pl