Pacyfikacja Michniowa. Wszystko o niemieckiej zbrodni z lipca 1943 roku

Katarzyna JEDYNAK, Muzeum Wsi Kieleckiej; Tomasz Trepka, Echo Dnia
Wieś Michniów w 1939 roku, ze zbiorów
Wieś Michniów w 1939 roku, ze zbiorów A. Mańturz
We wtorek, 12 lipca, przypada 73. rocznica krwawej pacyfikacji Michniowa, wsi w powiecie skarżyskim, której mieszkańcy pomagali partyzantom.Uroczystości odbędą się w Michniowie we wtorek o godzinie 16. Była to niemiecka akcja represyjna przeprowadzona 12 i 13 lipca 1943 roku jest jedną z największych w Polsce z czasów II Wojny Światowej.
Nadpalony dowód osobisty Eugeniusza Malinowskie-go, ofiary pacyfikacji Michniowa 12-13 lipca 1943 roku, ze zbio-rów Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich
Nadpalony dowód osobisty Eugeniusza Malinowskie-go, ofiary pacyfikacji Michniowa 12-13 lipca 1943 roku, ze zbio-rów Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie.

Wieś Michniów położona jest na skraju zachodniej części lasów siekierzyńskich u podnóża Kamienia Michniowskiego, przy trasie Skarżysko-Kamienna - Bodzentyn, w powiecie skarżyskim. W okresie dwudziestolecia międzywojennego we wsi rozwinęły się organizacje i stowarzyszenie społeczno-gospodarcze - Związek Strzelecki "Strzelec", Koło Gospodyń Wiejskich, Ochotnicza Straż Pożarna i Żeńska Drużyna Samarytańsko-Pożarnicza oraz religijne - Młodzieżowa Akcja Katolicka parafii Wzdół. Mieszkańcy wsi trudnili się głównie rolnictwem. Część osób pracowała także w skarżyskich i suchedniowskich fabrykach oraz sezonowo w lesie przy zrywkach drewna.

We wrześniu 1939 roku kilku mężczyzn z Michniowa zostało zmobilizowanych do Wojska Polskiego i brało udział w wojnie obronnej. Bardzo trudno ustalić losy tych, którym nie było dane powrócić do rodzinnej wsi po zakończeniu walk. Z relacji rodzin można wnioskować, że kilku michniowian zginęło lub odniosło ciężkie rany w walkach na przedpolach Warszawy i w twierdzy Modlin. W takich właśnie okolicznościach zginął między innymi Mieczysław Kowalik. Z kolei Władysław Wikło i Jan Materek zostali wzięci do niewoli niemieckiej. Wywieziono ich w głąb III Rzeszy, gdzie pracowali jako robotnicy przymusowi. Natomiast Józef Dulęba syn Walentego był żołnierzem 4 pułku piechoty Legionów. Bronił Polskiej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte.

Od momentu wybuchu II wojny światowej do Michniowa przybywały osoby obce - wysiedleńcy, uciekinierzy, rodziny szukające schronienia na wsi. Na terenach wcielonych do III Rzeszy Niemcy zarządzili akcję oczyszczania ziem zachodnich II Rzeczypospolitej z żywiołu polskiego. Inteligencja została poddana eksterminacji w ramach "Intelligenzaktion". Uciekając przed kolejnymi akcjami represyjnymi do rodzinnego domu powrócił Julian Materek, nauczyciel ze Złotkowa w powiecie konińskim w województwie poznańskim. W ślad za nim przybył Hieronim Błaszkowski. Był on sekretarzem gminnym zatrudnionym w Urzędzie Gminy w Kleczewie, pod który podlegał Złotków. Posługiwał się fałszywym nazwiskiem - Franciszek Kaczmarek. W Michniowie pojawił się również dyrektor szkoły w Złoczowie wraz z żoną - Feliks i Władysława Fagasińscy. Powodowani strachem Fagasińscy przyjęli fałszywe nazwisko - Daniłowscy. Do wsi dotarły także siostry Irena Kampf oraz Julianna Milde. W spokojnej wsi Michniów wytchnienia od okupacyjnej rzeczywistości szukała także rodzina Antoniego Franke ze Skarżyska-Kamiennej.

Przybył tutaj, gdyż nie chciał pracować w przejętej przez Niemców skarżyskiej fabryce amunicji, działającej pod nazwą HASAG ("Hugo Schneider Aktiengesellschaft Metalwarenfabrik"). Przypuszczalnie powodowany myślą, iż na wsi będzie łatwiej przetrwać wojnę, zabrał żonę Izabelę oraz kilkuletnią córkę Jolantę i zamieszkali w Michniowie, gdzie wynajęli połowę domu Jana Obary. Zapewne wybrał tę właśnie miejscowość, gdyż przed wojną w Państwowej Fabryce Amunicji w Skarżysku-Kamiennej pracowało wielu michniowian, z którymi łączyła go znajomość.

Okupacyjna rzeczywistość szybko dotarła do Michniowa. Jeszcze we wrześniu 1939 roku michniowianie byli świadkami walk jednostek Wojska Polskiego z nacierającymi od strony Kielc Niemcami. Pierwsi żołnierze wroga pojawili się we wsi 8 września. Zniszczyli wówczas budynek szkoły. Po ustanowieniu niemieckiej administracji okupacyjnej, Michniów znalazł się w granicach Generalnego Gubernatorstwa, w dystrykcie radomskim, w powiecie kieleckim.

Michniowianki na uroczystościach rocznicowych pacyfikacji Michniowa, 12 lipca 1945 roku, ze zbiorów
Michniowianki na uroczystościach rocznicowych pacyfikacji Michniowa, 12 lipca 1945 roku, ze zbiorów A. Mańturz

Michniowianki na uroczystościach rocznicowych pa-cyfikacji Michniowa, 12 lipca 1945 roku, ze zbiorów A. Mańturz.

Pomimo represji ze strony Niemców (aresztowań i wywózek do obozów koncentracyjnych), mieszkańcy Michniowa zaangażowali się w konspirację. Utworzono placówkę łącznikową i kwatermistrzowską Służby Zwycięstwu Polski, a następnie Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej, noszącą kryptonim "Kuźnia". Jednym z jej twórców był podporucznik Hipolit Krogulec, oficer 4 pułku piechoty Legionów z Kielc, który przyjął pseudonimy "Poldek" i "Albiński". W konspiracji działał już od końca 1939 roku. Po powołaniu 20 kwietnia 1940 roku wewnątrz Związku Walki Zbrojnej Związku Odwetu, "Albiński", został zastępcą dowódcy oddziału dyspozycyjnego na powiat kielecki, a następnie pełnił między innymi funkcję zastępcy komendanta okręgu i szefa sztabu komendy okręgu oraz Szefa Kierownictwa Dywersji "Kedywu" Okręgu Radomsko-Kieleckiego Związki Walki Zbrojnej-Armii Krajowej.

Z początkiem 1943 roku w konspirację zaangażowanych było już około 40 osób. Materiały i broń przechowywane były w domu Władysława Materka. Również jego czterej synowie zaangażowali się w działalność zbrojną. W listopadzie 1942 roku do Michniowa przybyli "cichociemni" spadochroniarze Armii Krajowej: porucznik Eugeniusz Gedymin Kaszyński "Nurt" i podporucznik Waldemar Mariusz Szwiec "Robot". W lutym 1943 roku grupa szesnastu żołnierzy pod dowództwem podporucznika "Robota" przeprowadziła akcję dywersyjną na Baranowskiej Górze, w rejonie Skarżyska-Kamiennej. Byli to wyłącznie członkowie konspiracji z Michniowa. Celem akcji było zdobycie funduszy na działalność podziemia. Zasadzka zakończyła się sukcesem. Zdobyto 100 000 złotych, które Niemcy przewozili z Wytwórni Amunicji w Skarżysku-Kamiennej do Kielc.

W czerwcu 1943 roku przybył na Kielecczyznę porucznik Jan Piwnik "Ponury", "Donat". Zorganizował w Górach Świętokrzyskich liczące około 300 żołnierzy Zgrupowania Partyzanckie Armii Krajowej "Ponury". W oddziale znaleźli się także michniowianie. Sama wieś stała się zapleczem nowoutworzonej formacji. Miesiąc później aktywność niepodległościowa mieszkańców Michniowa stała się powodem pacyfikacji wsi.

W 1943 roku jednym z dążeń okupanta niemieckiego było zdławienia konspiracji i zmniejszenie aktywności oddziałów partyzanckich. Cel ten zamierzali osiągnąć poprzez organizowane obławy na partyzantów oraz zastraszenie ludności cywilnej, która stanowiła oparcie dla walczących polskich żołnierzy. Stąd seria niemieckich akcji represyjnych skierowanych przeciwko mieszkańcom kieleckich wsi. Pacyfikacja Michniowa była ich kulminacyjnym punktem. Decyzję przesądzającą los Michniowa podjęto w Radomiu 8 lipca 1943 roku. Odbyła się tam wówczas narada, w trakcie której przyjęto plan akcji. Natomiast w przeddzień pacyfikacji do wsi przybyli oficerowie niemieccy, przeprowadzając rekonesans. Potwierdzili to mieszkańcy Michniowa wspominając, iż Niemcy zachowując się bardzo kulturalnie i uprzejmie szczegółowo przyglądali się zabudowaniom.

Do przeprowadzenia akcji represyjnej przeciwko wsi zostały zaangażowane pododdziały III batalionu 17 pułku policji SS, 22 pułku policji SS oraz funkcjonariusze Schutzpolizei (Policji Ochronnej) z Ostrowca Świętokrzyskiego i Starachowic. Jak zauważył Andrzej Jankowski, sędzia Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Kielcach, część świadków zeznało, iż w Michniowie pojawiły się również oddziały ze Skarżyska-Kamiennej oraz formacja wartownicza z Częstochowy. Przypuszczalnie wraz z policją i żandarmerią przybyli również funkcjonariusze Gestapo (Tajnej Policji Państwowej). Ich zadaniem było wstępne przesłuchiwanie osób podejrzewanych o współpracę z partyzantką.
Sędzia Jankowski ustalił, iż wśród oficerów obecnych w Michniowie byli: Adalbert Mayer, Gustaw Biel, Gerulf Mayer, Otto Büssing oraz Wolfgang Rehn. Najprawdopodobniej gestapowcom z Kielc rozkaz udziału w pacyfikacji Michniowa wydał szef kieleckiej placówki Sicherheitspolizei (Policji Bezpieczeństwa) Hauptsturmführer Karl Essig, a na miejscu w Michniowie obecny był również Hauptsturmführer Adolf Feucht - odpowiedzialny za akcje represyjne w dystrykcie radomskim. Udało się również ustalić personalia niektórych żandarmów, którzy z dużym prawdopodobieństwem znajdowali się w Michniowie 12 i 13 lipca 1943 roku. Byli to: Otto Röde, Wilhelm Gesewisch i Meise.

Pacyfikacja 12 lipca 1943 roku była organizacyjnie przemyślana, przygotowana i przeprowadzona ściśle według planu. Michniów został okrążony podwójnym pierścieniem oddziałów żandarmerii. W ten sposób nikt ze wsi nie mógł się wydostać. Niemcy posiadali tzw. listy proskrypcyjne. Zawierały one imię i nazwisko, datę i miejsce urodzenia danego mieszkańca wsi, który został zaliczony do grupy osób podejrzanych o współpracę z partyzantami. W pobliżu szkoły na tal zwanym Wygonie żandarmi zgromadzili grupę 18 mężczyzn. Ustawiono ich w szeregu. Jeden z oficerów pytał każdego o nazwisko i sprawdzał czy jego dane osobowe znajdowały się na liście "przestępców". Gdy widniało, ofiara była natychmiast zabijana strzałem w tył głowy. W ten sposób zginął między innymi Jan Dulęba. Oszczędzono Józefa Dupaka. Niemcy uznali, iż jego zniszczone dłonie świadczyły o ciężkiej pracy w gospodarstwie, które to zajęcie wykluczało przynależność do konspiracji. W trakcie pacyfikacji w różnych okolicznościach zastrzelono kilkanaście osób.

Jednocześnie jedna z grup żandarmów udała się do gajówki, gdzie mieszkali Władysław i Stanisława Wikło wraz z siedmiorgiem dzieci. Budynek położony był powyżej zabudowań wiejskich, tuż przy linii lasu od strony Suchedniowa. Niemcy zastrzelili najpierw dzieci (od 5 do 15 roku życia), a następnie żonę Wikły. Po egzekucji budynek gajówki spalono. Przypuszczalnie gajowy Wikło wraz z dwoma starszymi synami zginęli w jednej ze stodół we wsi.

W tym czasie żandarmi podzielili się na kilka grup, wchodzili do każdego domu i legitymowali ich mieszkańców. Aresztowanych mężczyzn wyprowadzano na ulicę. Podzielono ich na kilka grup i wprowadzono do czterech stodół na terenie wsi (Władysława Dulęby, Wawrzyńca Gila, Antoniego Grabińskiego oraz wspólnej Bolesława Bieli i Władysława Wątrobińskiego). W tej ostatniej zginęli mężczyźni zgromadzeni przy zakręcie szosy w południowej części wsi. Wepchnięto ich do budynku, oddano do nich serię strzałów, a następnie podpalono zabudowania. Przypuszczalnie Niemcy zabili w ten sposób niewielu z nich, stąd też większość ofiar spaliła się żywcem. Podobnie wyglądały losy zgromadzonych w stodole Gila. Tam jednak michniowianie stawiali opór przed wejściem do budynku. Niemcy brutalnie wepchnęli ich do środka i wrzucili za nimi granaty. Ponieważ nie zapaliły one stodoły, oblano ją płynem (najpewniej benzyną) i podpalono. Podobnie jak w poprzednim przypadku, przypuszczalnie i tutaj większość ofiar nie zginęła od wybuchu granatów i strzałów, tylko spłonęła żywcem.

Przeszukujący wieś żandarmi nie zdołali aresztować przebywającego wówczas w Michniowie partyzanta "Ponurego" - Juliana Materka "Szacha". Ukrył się na strychu szkoły, w której spał tej nocy. Nie nocował w domu, gdyż będąc zaangażowany w konspirację nie chciał ściągać na rodzinę niebezpieczeństwa. Rano, gdy się obudził, Michniów był już otoczony. Ze strychu szkoły mógł obserwować wydarzenia, które działy się we wsi. Gdy do szkoły przyszły kobiety z dziećmi, ten schował się wśród nich. Niemcy go nie rozpoznali. Po zakończonej pacyfikacji złożył w domu zwłoki matki Jadwigi oraz brata Henryka i udał się do Suchedniowa do tartaku po trumny, a na noc pozostał u rodziny. Nie wiedział wówczas, że w jednej ze stodół zginął także jego ojciec Władysław Materek.

W czasie pierwszego dnia pacyfikacji 10 osób zostało aresztowanych i wywiezionych do Kielc. Wśród nich był Kazimierz Krogulec. Niemcy zabrali go z domu i zaprowadzili na podwórze Teofila Materka. Zanim doszedł do Materka był świadkiem zastrzelenia Waleriana Krogulca, Jana i Antoniego Gołębiowskich oraz Wiktora Witolda Materka. W domu Teofila Materka, Krogulec, był przesłuchiwany przez dwóch Niemców w mundurach SS. Został przez nich ciężko pobity. Przypuszczalnie byli to Otto Büssing oraz Wolfgang Rehn. Następnie Materek został zaprowadzony na skraj lasu przy szosie do Suchedniowa w północnej części wsi, a stamtąd zabrany do kieleckiego więzienia przy ul. Zamkowej.
Z kolei Bogdan Materek został aresztowany w drodze do pracy. Posiadał dokumenty pracownika leśnego i dlatego sądził, iż zostanie przepuszczony przez straże w lesie. Zabrano mu dowód osobisty, narzędzia pracy i nakazano położyć się w przydrożnym rowie. Widział wówczas jak Niemcy biją gajowego Władysława Wikłę oraz leśniczego Szczepana Arendarskiego. Słyszał również jak bici byli Teofil Materek oraz Feliks Daniłłowski vel Fagasiński. Następnie żandarmi wyznaczyli jego oraz Jana Materka do przeniesienia ciał braci Gołębiowskich do domu Teofila Materka. Potem oprawcy podpalili budynek. Obaj Materkowie zostali zabrani na ciężarówkę i wywiezieni do Kielc. Wśród aresztowanych byli zatem: Kazimierz Krogulec, Władysław Krogulec, Antoni Materek, Jan Materek, Teofil Materek i jego żona Zofia oraz Feliks Daniłłowski vel Fagasiński i jego małżonka Władysława oraz Piotr Charaszymowicz.

Początkowo przewieziono ich do gmachu niemieckiej policji przy ulicy Leśnej (obecnie budynek Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Jana Kochanowskiego), gdzie ich przesłuchiwano. Następnie trafili do więzienia przy ulicy Zamkowej. Kazimierz Krogulec został umieszczony w celi z Feliksem Daniłowskim. Więźniami zatrzymanymi w związku ze sprawą Michniowa zajmowali się SS-Oberscharführer Damian Linz, SS-Unterstrumführer Sibiller oraz SS-Sturmscharführer Herman Weinhub. Po dwóch tygodniach wszyscy aresztowani zostali przewiezieni do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. W trakcie transportu Kazimierz Krogulec spotkał innego mieszkańca Michniowa - Wiktora Wikło. W trakcie pacyfikacji nie było go we wsi, gdyż pracował w zakładach HASAG w Skarżysku-Kamiennej. Niemcy zabrali go z miejsca pracy i przewieźli do kieleckiego więzienia, a następnie do obozu w Auschwitz. Jedyną osobą, która została wypuszczona był Władysław Krogulec. Pobyt w obozie przeżyli tylko Bogdan Materek, Kazimierz Krogulec oraz Zofia Materek. Dopiero po wojnie okazało się jednak, iż żadne z jej pięciorga dzieci (w wieku od 15 miesięcy do 8 lat) nie ocalało 13 lipca 1943 roku.

Pierwszego dnia pacyfikacji w różnych okolicznościach aresztowano również 18 kobiet. Były wśród nich: Alfreda Banaczkowska (Sztaniec), Janina Gil (Dziewięcka), Celina Gruba (Łutczyk), Irena Gruba (Hamera), Michalina Kowalik (Bukowska), Weronika Krogulec (Janduła), Anna Magdziarz (Karyś), Antonina Materek (Morawska), Daniela Danuta Materek (Wiśniewska), Michalina Materek (Materek), Wacława Materek (Stępień), Wiktora Materek, Zofia Materek, Celina Miernik (Strachowska), Adela Obara (Gryzmułowicz), Zofia Rynkowska (Orlińska), Halina Szampruch (Chomętowska) oraz Irena Wątrobińska (Szubert).

Były to wówczas młode, w większości niezamężne dziewczyny, które wywieziono na roboty przymusowe do III Rzeszy. Tylko jedna z nich pozostała na terenie Generalnej Guberni. Była nią Wacława Stępień. Rankiem 12 lipca wyszła z domu, aby pod pozorem wizyty u dentysty wymknąć się ze wsi. Podobnie zrobił jej ojciec Władysław Materek, który posłużył się pretekstem, iż niesie mleko kontyngentowe do Suchedniowa. Oboje zostali zatrzymani na skraju lasu przy szosie do Suchedniowa.

Materkówna widziała jak jej ojciec został zabrany do ciężarówki i wywieziony do centrum wsi. Wszystkim aresztowanym kobietom kazano wsiąść na jedną ciężarówkę, po czym zawieziono je do kieleckiego Arbeitsamtu (urzędu pracy). Tam przygotowano dla nich dokumenty do wyjazdu do III Rzeszy. Wacława Materek (Stępień) jako jedyna z grupy michniowianek została wybrana przez oficera niemieckiego Gustawa Biela w charakterze pomocy domowej. Pracowała u niego do jesieni 1944 roku, gdy udało jej się zbiec. W trakcie pobytu w jego mieszkaniu domyśliła się, że Biel był w jej domu w czasie pacyfikacji Michniowa. Potwierdzeniem tej tezy były rzeczy, które należały do jej rodziny, a znajdowały się w jego domu. Dostała od niego również swoje sukienki. Dowiedziała się, że jej matka Jadwiga została zakłuta bagnetem, brat Henryk został zastrzelony, a ojciec spłonął w jednej ze stodół.

Na terenie III Rzeszy większość kobiet została umieszczona w gospodarstwach rolnych w Dolnej Saksonii, między innymi Anna Magdziarz (Karyś). Trafiła ona do niemieckiego folwarku i pracowała przy pracach polowych oraz obrządku inwentarza żywego. Część michniowianek wywieziono do pracy w zakładach przemysłowych. Daniela Materek (Wiśniewska) pracowała w niemieckiej fabryce porcelany ("Porzellanfabrik Königszelt"). Do jej obowiązków należało produkowanie talerzy oraz zestawianie ich do palet. Miała określone godziny pracy, a baraki noclegowe umiejscowione były na terenie zakładu.

Po wyjeździe Niemców z Michniowa, do wsi przybyli partyzanci "Ponurego". W odwecie za tragedię udali się w rejon kolejowego posterunku blokowego Podłazie. Nocą z 12 na 13 lipca zatrzymali pociąg pośpieszny relacji Warszawa - Kraków. Według różnych szacunków w zasadzce miało zginąć od 60 do 180 niemieckich pasażerów, głównie żołnierzy.

Według części źródeł, o działaniach pacyfikacyjnych zorganizowanych przez Niemców 13 lipca zadecydowała zbieżność wydarzeń (pacyfikacji i akcji odwetowej). Inne przekazy mówią o napisie na jednym z wagonów ostrzelanego pociągu. Ktoś miał wyryć na burcie jednego z wagonów napis "Za Michniów". Miał to być klarowny sygnał dla okupanta, że tak znaczne okrucieństwo wobec ludności cywilnej nie pozostanie bez echa wśród żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego.
13 lipca 1943 roku Niemcy początkowo nie zamknęli wsi w pełnym okrążeniu, gdyż podeszli pod Michniów od zachodniej strony - pól uprawnych i Ostojowa. Ze wzgórza ostrzelali domy. Druga grupa żandarmów przechodząc na skraj lasu uniemożliwiła wyjście ze wsi od strony Suchedniowa, dopiero w drugiej kolejności odcięto drogę ucieczki od strony Wzdołu. Dzięki temu, iż wieś nie została natychmiast okrążona, kilkunastu osobom udało się zbiec. W odróżnieniu od dnia poprzedniego, żandarmi nie przybyli, aby kogokolwiek aresztować. Zamiast tego, systematycznie wchodzili do każdego domu i zabijali tam wszystkie napotkane osoby, głównie kobiety i dzieci. Celem akcji była eksterminacja znajdujących się we wsi osób.

Części mieszkańców udało się uciec przed Niemcami. Piotr Wikło, który w pierwszym dniu pacyfikacji stracił dwóch dorosłych synów (Julian i Feliks, 22 i 19 lat), w chwili wejścia żandarmów do wsi nakazał rodzinie natychmiastową ucieczkę. Sam pozostał w domu, aby zorientować się, co dzieje się w osadzie. Po pierwszych strzałach i on zdecydował się na ucieczkę do lasu. Niemcy oddali do niego serię strzałów, jednak chybili.

Ucieczka w drugim dniu pacyfikacji udała się także Adolfowi Morawskiemu. Przeżył pierwszy dzień, gdyż był wykorzystany przez Niemców w roli konwojenta do wożenia po wsi amunicji. W jednej ze stodół zginął jednakże jego syn Ryszard. Dlatego też, gdy tylko rankiem 13 lipca zobaczył Niemców we wsi, był pewien, że ponownie przyszli aresztować pozostałych przy życiu mężczyzn. Żona Florentyna ukryła go w oborniku, a sama wraz z dziewięcioletnim synem Alfredem czekała na podwórzu na rozwój wypadków. Adolf Morawski słyszał, jak żandarmi wynosili sprzęty z jego domu i wypędzali inwentarz żywy z obory. Usłyszał także, jak Niemcy nakazali jego żonie wejść do domu, a następnie usłyszał strzały. Po chwili stodoła, w której się ukrył zaczęła płonąć. Wyczołgał się ze schronienia. Mimo, że Niemcy go zauważyli, udało mu się wymknąć z płonącej wsi. Przeżył pacyfikację. Tego szczęścia nie mieli jednak żona i syn, którzy zostali zastrzeleni w domu. W czasie pacyfikacji nie było w Michniowie najmłodszych dwóch córek Morawskich Marii i Franciszki, które w przeddzień mordu udały się do rodziny w Ostojowie.

Również Jan Materek był przeświadczony, że Niemcy ponownie przyszli po mężczyzn. Dlatego też nakazał swojej żonie pozostać z dziećmi w domu. Sam uciekł do lasu. Strzały go nie dosięgły i udało mu się wyrwać z pacyfikowanej wsi. Bronisława Materek pozostała w domu wraz z dwoma synami (15 i 9 lat), siostrzenicą (15 lat) oraz wnuczką (3 lata). Do jej domu wszedł jeden z żandarmów i oddał do nich serię z pistoletu maszynowego. Ona oraz jej młodszy syn zostali ciężko ranni, pozostałe dzieci zginęły na miejscu. Po wyjściu Niemca kobieta wraz z dzieckiem wydostali się z domu do ogrodu. Tam przeczekali do wyjazdu żandarmów ze wsi. Opiekę lekarską nad nimi przejęli doktorzy Witold Poziomski i Józef Dziurzyński w Suchedniowie.

Lekarze ci zajęli się również ciężko ranną Anną Lorens. 13 lipca w chwili wejścia Niemców do Michniowa w jej domu przebywało kilka kobiet oraz małoletnie dzieci. Nikomu oprócz niej nie udało się przeżyć. Niemcy w przypadku ofiar w domu Anny Lorens byli bardzo skrupulatni w mordowaniu. Po wykonanej egzekucji sprawdzali, czy komuś udało się przeżyć. W ten sposób dobili matkę Anny Lorens, a do niej strzelili ponownie, zadając jej trzy nowe rany. Pomimo obrażeń udało jej się wydostać z domu. Do końca życia jednak odczuwała niedowład kończyn.

Z najnowszych badań wynika, iż najmłodszą ofiarą pacyfikacji był Stefan Dąbrowa, który w chwili śmierci miał 9 dni. Jego matką chrzestną była żona Adolfa Materka Stefania. 13 lipca 1943 roku kobieta wraz z Wiktorią Materek (babką Stefanka) poszły do Wzdołu ochrzcić dziecko. Jego matka Irena Dąbrowa (lat 22) pozostała w domu, gdyż niewydobrzała jeszcze po porodzie. Natomiast ojciec dziecka Piotr zginął poprzedniego dnia w jednej ze stodół na terenie wsi. Kobiety wróciły do Michniowa, w chwili, gdy byli w nim już Niemcy. Dołączono je do Franciszka Obary, Karoliny Materek, Ireny Dąbrowy i jej starszej córki oraz czterech innych osób. Zamknięto w stodole Romana Malinowskiego, a następnie spalono żywcem.
Zarówno pierwszego dnia pacyfikacji, jak i drugiego Niemcy dopuszczali się grabieży mienia ofiar. Wynoszono wartościowe przedmioty, meble i ubrania. Potwierdziło to większość świadków wydarzeń. Dla przykładu Bronisława z Dupaków Materek wspominała: "Widziałam, że żandarmi wchodzili za mieszkańcami do ich domów, ze środka słychać było strzały, poczem żandarmi wychodzili na podwórze i podpalali dom i zabudowania gospodarcze. Widziałam, że przed podpaleniem wyprowadzali na zewnątrz krowy i konie i wynoszą z domu odzież i co lepszy sprzęt. Zrozumiałam wówczas, że wszyscy musimy zginąć".

Ze wsi zabrano cały inwentarz żywy. Części mieszkańców Michniowa udało się przeżyć, właśnie dzięki temu, że przydzieleni zostali do pilnowania zwierząt w czasie transportu do Suchedniowa. Stamtąd bydło miało być przetransportowane do rzeźni w Kielcach. Do osób, które przeżyły należała między innymi Anna Żołądek wraz z trojgiem dzieci (w wieku od dwóch do sześciu lat). Po odtransportowaniu inwentarza żywego wszystkie osoby zostały zatrzymane na skraju lasu. Przed zgromadzonymi ludźmi rozstawiono karabiny maszynowe. Zdaniem Żołądek czyniono przygotowania do ich rozstrzelania. W pewnym momencie jednak nadjechał samochód i jeden z oficerów nakazał wszystkich puścić wolno. Tak też uczyniono.

Z kolei Antoniemu Materkowi Niemcy nakazali zawieźć do Zagnańska do tartaku deski, które znajdowały się na podwórzu należącym do rodziny Krogulców. Wraz z nim został wysłany Kazimierz Żołądek - mąż Anny. Wykonali oni rozkaz, ale rozmyślnie opóźniali swój powrót. Do wsi przyjechali dopiero wieczorem, gdy od dłuższego czasu nie było w niej Niemców. Okazało się wówczas, iż zginęli dwaj najstarsi synowie Materka: Marian (21 lat) oraz Władysław (19 lat). Materek zabrał swoją rodzinę i wywiózł do znajomych do Wzdołu, dzięki czemu nie było ich 13 lipca we wsi.

Po kilku dniach od pacyfikacji pozostali przy życiu mieszkańcy dokonali pochówku ofiar. Początkowo było to kilka grobów na terenie wsi. Dopiero po wojnie dokonano ekshumacji i złożono wszystkie szczątki we wspólnej mogile, w centralnej części wsi. Płytę nagrobną, którą wówczas wykonano można oglądać do dziś. Zawiera ona nazwiska mieszkańców Michniowa, którzy zginęli w czasie II wojny światowej.

Los Michniowa miał być przestrogą dla mieszkańców innych wsi. Niemcy pokazali, jakie działania będą podejmowane wobec ludności sprzyjającej partyzantom. Jednakże dla społeczeństwa polskiego tragedia wsi stała się przykładem postawy niezłomnego patriotyzmu i wiary w odrodzenie ojczyzny, jaką reprezentowali polscy chłopi. Potwierdzeniem tego była akcja suchedniowskich "Szarych Szeregów". Kilka dni po pacyfikacji Michniowa przy torach kolejowych umieszczono tablice z napisami: "Deutsche Katyń" oraz "Waffen SS haben hier in Dorf Michniów 200 Männen, Frauen und Kinder ermordet uns dises Dorf verbant" (Waffen SS zamordowało w Michniowie 200 mężczyzn, kobiet i dzieci).

Po zniszczeniu Michniowa Niemcy zabronili powrotu do wsi. Nie można było odbudować domostw oraz osiedlać się ponownie w tym miejscu. Sami uciekinierzy mieli być pozbawieni pomocy okolicznych wsi. Miejsce to miało zostać zapomniane, a z czasem miało naturalnie zostać zalesione. Nie odnaleziono w materiale źródłowym ani rozporządzenia zakazu osiedlania się w Michniowie, ani zakazu udzielania pomocy jego mieszkańcom. Jak zauważył Andrzej Jankowski, przypuszczalnie nie wydano tych zarządzeń w formie pisemnej. Za respektowaniem przez okupanta niemieckiego tych zasad przemawia jednak szereg informacji. Istnienie zakazu udzielania pomocy michniowianom potwierdzają relacje świadków oraz strzały jakie Niemcy oddawali do osób, które napotkali w obrębie zniszczonej wsi. Tak się stało w przypadku wyżej wspomnianego Antoniego Materka, Edwarda Materka oraz jego matki Stefanii Materek. W przeszło miesiąc po opisywanych wydarzeniach, 17 sierpnia 1943 roku, przyszyli oni do Michniowa po ocalałe zbiory. Przejeżdżający patrol niemiecki otworzył do nich ogień. Mężczyźni zdążyli uciec, natomiast kobieta została zabita. Z obawy przed Niemcami proboszcz nie chciał pochować ofiary na bodzentyńskim cmentarzu parafialnym. Tragedia rodziny Materków nie skończyła się tego dnia. We wrześniu 1943 roku Antoni Materek wraz z pięciorgiem dzieci oraz 70-letnią matką Marcjanną został aresztowany za to, że pochodził z Michniowa. Wszyscy zostali wywiezieni do Bodzentyna, gdzie miała się odbyć egzekucja. Zostali jednak zwolnieni dzięki interwencji i wstawiennictwu "granatowego" policjanta (nazwisko Lura, imię nieustalone).

Najnowsze badania wskazują, iż ogólna liczna zamordowanych w czasie dwudniowej pacyfikacji Michniowa wyniosła 204 osoby (102 mężczyzn, 54 kobiety oraz 48 dzieci, w wieku od 9 dni do 15 lat). Zważywszy, iż nadal nie wyjaśniono losu kilku osób, liczba ofiar może być wyższa. Do grona zaginionych zalicza się nie tylko mieszkańców Michniowa, ale także przebywający we wsi przesiedleńców z Wielkopolski. Dodatkowo do dziś nie udało się wyjaśnić, co stało się z Heleną Głodzik. Pełniła ona obowiązki nauczycielki w Michniowie od 1941 do czerwca 1943 roku. Mieszkała u Franciszka Obary. Jeszcze mniej udało się ustalić w kwestii wydarzeń dotyczących służącej Józefy Bandury (urodzona w 1914 roku, w Michniowie przebywała od 1931 roku) pracującej u rodziny Malinowskich.

Niemiecka akcja represyjna przeprowadzona w lipcu 1943 roku zrealizowana została wbrew zasadom prowadzenia działań wojennych oraz międzynarodowym konwencjom i regulacjom prawnym dotyczącym postępowania z ludnością cywilną w czasie wojny i okupacji. Tym samym zagłada Michniowa została uznana jako zbrodnia wojenna oraz zbrodnia przeciwko ludzkości. W świetle prawa nie ulega ona przedawnieniu, a ściganie jej sprawców jest nadal możliwe.

Śledztwo w sprawie pacyfikacji Michniowa prowadził sędzia Andrzej Jankowski. Wymagało to szybkich działań, ze względu na zbliżającą się możliwość przedawnienia zbrodni. Sędzia z Kieleckiej Okręgowej Komisji Zbrodni Hitlerowskich napotkał jednak wiele trudności ze strony niemieckich prokuratorów, którzy odmawiali wszczynania postępowań przeciwko odpowiedzialnym za zbrodnię. W czerwcu 1968 roku dokonał on wstępnych oględzin Michniowa oraz przeprowadził szereg rozmów z żyjącymi świadkami. Położył on jednak kamień węgielny pod badania represji niemieckich na wsi kieleckiej. Sędziemu Jankowskiemu udało się udokumentować wiele przestępstw żołnierzy niemieckich. Po latach sędzia Jankowski podkreślał, że świadkowie zachowywali zdecydowany spokój, opowiadając o swoich przeżyciach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pacyfikacja Michniowa. Wszystko o niemieckiej zbrodni z lipca 1943 roku - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na i.pl Portal i.pl