Pacjent uciekł z karetki w Kluczborku i utonął. Prokurator ustalił, jak do tego doszło

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Zdjęcie ilustracyjne.
Zdjęcie ilustracyjne. Archiwum
Mężczyzna utonął, gdy na skróty próbował wrócić do domu. Prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie, bo uznała, że doszło do nieszczęśliwego wypadku i że do tej śmierci nikt się nie przyczynił.

- Postępowanie było prowadzone pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci - mówi Anita Dąbrowa-Derda, prokurator rejonowy w Kluczborku. - Zostało ono umorzone, ponieważ prokurator ustalił, że przestępstwa nie popełniono.

Śledczy uznali, że do śmierci mężczyzny nikt się nie przyczynił, a zdarzenie było dziełem nieszczęśliwego wypadku.

- Prokurator, za najbardziej prawdopodobną przyjął wersję, że mężczyzna oddalił się z karetki, która zatrzymała się na placu przed szpitalem w Kluczborku i chciał dostać się do Bąkowa, gdzie mieszkał, przez zamarznięty zbiornik retencyjny - mówi prokurator Dąbrowa-Derda. - Kilka metrów od brzegu lód się zarwał i mężczyzna został wciągnięty pod taflę. Przyczyną zgonu było utonięcie. Sekcja nie wykazała obrażeń, które mogłyby wskazywać na udział osób trzecich.

O sprawie tajemniczego zaginięcia mieszkańca Bąkowa pisaliśmy na początku stycznia. 32-latek poczuł się źle w nocy z 1 na 2 stycznia. Wymiotował, a w pewnym momencie przewrócił się i dostał drgawek, dlatego przerażona żona wezwała pogotowie. Pacjent miał zostać przewieziony do szpitala w Kluczborku, ale kilkadziesiąt minut później jego żona odebrała telefon, że uciekł, zanim otrzymał pomoc. Mężczyzny szukała policja, rodzina i przyjaciele. Blisko 1,5 miesiąca od zaginięcia jego ciało znaleziono w zalewie w Ligocie Górnej pod Kluczborkiem.

Ze szpitalnego monitoringu wynikało, że feralnej nocy 32-latek wybiegł z karetki tuż po tym, jak zatrzymała się ona przed wejściem do izby przyjęć. Kierowca ambulansu wyskoczył, żeby go gonić, ale po kilku krokach zrezygnował.

Żona mężczyzny miała żal do załogi karetki, że nie zainteresowała się, co było przyczyną nietypowego zachowania pacjenta, i nie próbowała go szukać. Firma, której karetka miała zawieźć chorego do szpitala, nie czuła się winna zaistniałej sytuacji. W oświadczeniu przesłanym do nto (jeszcze zanim znaleziono zwłoki zaginionego) pisała, że pacjent był dorosły, nieubezwłasnowolniony, więc w każdej chwili mógł zrezygnować ze świadczenia medycznego. Do takich samych wniosków doszła prokuratura.

- Sekcja zwłok nie ujawniła zmian chorobowych, które stanowiłyby zagrożenie dla życia pacjenta - mówi Anita Dąbrowa-Derda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska