1/5
\Nawiedzony dom w Koczale. "Syn zaczął płakać, że mamy...
fot. Maria Sowisło

\Nawiedzony dom w Koczale. "Syn zaczął płakać, że mamy zabrać tą panią, która stoi obok łóżka"

Był rok 2014. Małżeństwo z trójką dzieci wynajęło dom pod Koczałą. Okolica cudna, bo z kawałkiem lasu. Wszędzie cisza i spokój. To nieruchomość tuż przy bramie na lotnisko, gdzie była stara pieczarkarnia w Łękini. Rodzina chciała tu sobie życie ułożyć. Urządzili się w domu, przestawili meble, dowieźli swoje… Wszystko zaczęło się od dziwnego zachowania psa. - Pies reagował inaczej niż zawsze. Wsadzał głowę między drzwi z kuchni i patrzył na dół. Zawsze szczekał lub warczał, choć nic tam nie było… - wspomina lokatorka domu w Łękini.

ZOBACZ ZDJĘCIA DOMU >>>

Małżeństwo bagatelizowało sprawę. Może to nowe miejsce tak wpływa na psa? A może po prostu nie podoba mu się ten dom… Nie wierzyli też początkowo synowi, który spał w pokoju na piętrze.

- Nigdy nie chciał tam spać... Kiedyś zaczął płakać, że mamy zabrać tą panią, która stoi obok łóżka. Twierdził, że ta pani chce go gdzieś zabrać z tego domu. Nie było to raz, a kilka razy. Kiedyś też próbował nam wmówić, że coś czarnego jest na suficie. A tam naprawdę nic takiego nie było – mówi kobieta, którą na samo wspomnienie zdarzeń z 2014 roku przechodzą ciarki.

2/5
Spadały żyrandole, szafki się otwierały...
fot. Maria Sowisło

Spadały żyrandole, szafki się otwierały

Rodzina mieszkała w budynku dalej. Zdarzało się, że szafki w pokoju nad garażem same się otwierały i z impetem uderzały o ścianę. Przeciągu nie było. Zresztą, w jaki sposób szafki mogą się same otworzyć?

- Nigdy nie wierzyłam w takie rzeczy. Przez dłuższy czas nawet do głowy by mi nie przyszło, że w tym domu może straszyć. Początkowo więc wszystko bagatelizowałam. Nawet to, że któregoś dnia leżałam na łóżku od strony ściany. Poczułam, że za mną ktoś się kładzie. Myślałam, że mąż zaraz mnie przestraszy, co robił czasem dla żartu. Ale minęła chwila. Odwróciłam się, a tam nikogo nie było... - wspomina kobieta i dodaje, że kiedyś jej brat wchodził po schodach z garażu do kuchni. Nagle, tuż za nim spadł klosz od lampy. Jak mógł się odczepić?

- Płakałam po nocach. Pies nie położył się spać, dopóki nie zrobił obchodu po całym domu. Bywało, że spaliśmy z trójką dzieci w jednym pokoju. Wszyscy się bali. Prócz mojego męża. Zaczęłam szperać w internecie. Szukałam informacji o tym domu. I znalazłam – wspomina kobieta.

3/5
Samobójstwo Ukrainki? Tej sprawy nie wyjaśniono do końca...
fot. Maria Sowisło

Samobójstwo Ukrainki? Tej sprawy nie wyjaśniono do końca

Zgodnie z wiadomościami, w listopadzie 2010 roku w tym samym domu mieszkała 44-letnia kobieta pochodzenia ukraińskiego. Budynek był często wynajmowany przez nieistniejącą już spółkę Rudy Rydz pracownikom. Dokładnie 24 listopada 2010 roku, w piwnicy i jednocześnie garażu odnalezione zostało ciało Ukrainki. Kobieta popełniła samobójstwo. Powiesiła się. Tak wynika z wycinków z gazet.

Nie zarządzono sekcji zwłok, a 29 listopada sprawa została umorzona. Zażalenie na taką decyzję wniósł jednak syn kobiety. Mariusz M. twierdził, że przyczyną śmierci jego matki mogło nie być samobójstwo, a morderstwo. Miał też wątpliwości co do prawidłowości prowadzonego postępowania, m.in. zabezpieczenia mieszkania matki.

Jego podejrzenia potwierdził człuchowski jasnowidz Krzysztof Jackowski, który dość precyzyjnie opisał w swojej wizji przebieg wydarzeń i sprawcę. - W wersję samobójstwa nie wierzę ani ja, ani znajomi mojej mamy. Słowo do słowa i cała historia stawała się coraz bardziej nieprawdopodobna – relacjonował wówczas syn kobiety.

- Sznur, na którym miała się powiesić moja mama, pękł kuzynowi w ręku, krzesło stało na miejscu, a ciało mamy było posiniaczone. Najgorsze, że od razu przyjęto wersję samobójstwa i właściwie nie zabezpieczono żadnych śladów. W szoku zgodziłem się na nieprzeprowadzanie sekcji zwłok. Teraz tego żałuję - wyjaśniał.

Sprawa została w lutym 2011 roku umorzona.

4/5
Nawet ksiądz nie pomógł. Kazał wynieść szafę z powrotem do...
fot. Maria Sowisło

Nawet ksiądz nie pomógł. Kazał wynieść szafę z powrotem do garażu

Mijają trzy lata i wracamy do rodziny, która zaczęła się bać mieszkać w tym domu. Niemal na porządku dziennym i nocnym było, że zabawki „ożywały”.

- Kiedyś z szafki spadła pluszowa zabawka Hello Kitty i zaczęła mówić: „pobaw się że mną”... Wybiegliśmy wszyscy z domu.

Dzieci zabrałam do mamy i wszystkie spały u babci. Nie mogłam pozwolić na to by dalej się tak bały – wspomina kobieta i dodaje, że wszystkie dziwne zdarzenia zaczęły się od wielkiej szafy. - Przestawiliśmy ją, kiedy się tam urządzaliśmy. Była stara ale zanieśliśmy ją z garażu do pokoju – kwituje kobieta.

Kontynuuj przeglądanie galerii
Dalej

Polecamy

Volkswagen Passat Variant 1.5 eTSI 150 KM. Wrażenia z jazdy, dane techniczne, ceny

Volkswagen Passat Variant 1.5 eTSI 150 KM. Wrażenia z jazdy, dane techniczne, ceny

Szokujący film policji z pomorskich dróg. Milimetry od tragedii

Szokujący film policji z pomorskich dróg. Milimetry od tragedii

To nie skoczkowie najwięcej zarobili tej zimy! Oto sportowcy z największym zyskiem!

To nie skoczkowie najwięcej zarobili tej zimy! Oto sportowcy z największym zyskiem!

Zobacz również

Zarobki Biało-Czerwonych w Miami Open. Kto liderem na liście płac? GALERIA

Zarobki Biało-Czerwonych w Miami Open. Kto liderem na liście płac? GALERIA

Volkswagen Passat Variant 1.5 eTSI 150 KM. Wrażenia z jazdy, dane techniczne, ceny

Volkswagen Passat Variant 1.5 eTSI 150 KM. Wrażenia z jazdy, dane techniczne, ceny