Osteopata, call-girl i pan minister, czyli wszystkie szaleństwa Brytyjczyków

Marek Rybarczyk „Wszystkie Szaleństwa Anglików. Brexit i cała reszta”
Angielska flegma? Nic bardziej mylnego. Marek Rybarczyk, były korespondent w Londynie i dziennikarz BBC, w swojej książce „Wszystkie Szaleństwa Anglików. Brexit i cała reszta” odsłania zakamarki szalonej wyspiarskiej duszy

Letni dzień 1961 r. Lady Nancy Astor wprost z ekspresu z Londynu idzie do taksówki czekającej na nią przed stacją w Didcot. Stamtąd milionerka (przed wojną konserwatywna posłanka do Izby Gmin) ma tylko parę mil do domu. Podróż nie potrwa długo.

Cliveden wygląda jak zawsze uroczo i zagadkowo. Pałac otaczają piękne ogrody poprzecinane żywopłotami. W środku rezydencji, która należała kiedyś do diuka Westminsteru, znajduje się jadalnia przeniesiona z pałacu Madame de Pompadour. W latach 30. XX wieku spotykali się tu zwolennicy pokoju z Hitlerem. Tuż obok domu, za żywopłotem kryje się basen. Tamtejszy mikroklimat sprawia, że w Cliveden jest ciepło nawet podczas dość chłodnego angielskiego lata.

Taksówkarz wnosi bagaże i chce odejść, ale pani Astor namawia go, by w taki upał poprosił w kuchni o szklankę herbaty. Tłumaczy jak tam dojść.

Kierowca nie zastaje w kuchni nikogo z obsługi i wychodzi z pałacyku. Ukazuje mu się niezwykły widok . Kilka mocno roznegliżowanych par, w sumie jakieś dwanaście osób. Niektóre z nich rozpoznaje. Jest minister rządu. I członek rodziny królewskiej. Są najwyraźniej panienki lekkich obyczajów. Jest gospodarz lord Astor, syn lady Astor, Bill, no i słynny osteopata Stephen Ward (masował plecy Winstona Churchilla, Elizabeth Taylor i wielu członków rodziny Windsorów).

Szacowne towarzystwo ma szczęście. Taksówkarz okazuje się człowiekiem starej daty. Nie biegnie z rewelacjami do tabloidu (inna rzecz, że publikacja takiego materiału nie byłaby w tamtych czasach aż tak oczywista). Opowiada o swoim niezwykłym odkryciu paru osobom, (między innymi historykowi A.N. Wilsonowi), ale unika jak ognia dziennikarzy i bulwarówek. Dziś wiemy, że ministrem, którego zobaczył był John Profumo, a członkiem rodziny królewskiej - najprawdopodobniej - książę Filip, mąż królowej.

Cliveden słynęło w owych czasach z dionizyjskich, erotycznych spotkań elity nad basenami. Młode kobiety występowały tam w roli kelnerek, ubrane tylko w fartuszki, czapeczki i długie czarne botki. W rękach nosiły malutkie bicze, co dodatkowo podniecało szacownych gości.

Dowodu, że książę Filip brał udział w tych igraszkach, oczywiście nie ma. Stąd zabawne zabiegi brytyjskich autorów, którym za takie rewelacje wciąż mógłby grozić proces (w teorii, bo rodzina królewska wie, że skuteczniejsze jest milczenie). (...)

Wyścig w Cliveden

Profumo i Iwanow urządzają pływacki wyścig w basenie. Kibicują im dyplomaci, arystokraci i sędziowie. W towarzystwie żon. Sędziuje Christine Keeler. Profumo wygrywa, choć, jak twierdzi Rosjanin, tylko dzięki oszustwu: minister odpychał się nogami od dna płytkiego basenu w Cliveden.

Słynący w Londynie z wyjątkowe czaru i umiejętności dr Ward, przyjaciel lorda Astora, wynajmował od niego Spring House (Wiosenny Domek). Ogrody Cliveden usiane są takimi małymi, tajemniczymi drewnianymi domami o egzotycznych nazwach. Ward miał z lordem Astorem cichy układ.

W zamian za bezpłatne wynajęcie domku mógł tam sprowadzać z Londynu młode, lubiące seks dziewczyny. Wieczorem goście arystokraty pod byle wymówką wymykali się z pałacu. Mówili żonom, że idą grać w pokera i palić cygara. Schodzili ze skarpy w Cliveden do położonego w ustronnym zakątku Spring House i tam wpadali w objęcia młodych kochanek.

W przypadku Iwanowa sprawa mogła mieć podwójne dno. Być może Ward pracował dla brytyjskich służb? Może miał zmienić Iwanowa w podwójnego agenta? Szef kontrwywiadu MI5 Roger Hollis był przecież stałym klientem osteopaty (w jego gabinecie przy Cavendish Street, w pobliżu słynnej londyńskiej ulicy lekarzy Harley, bywali także posłowie, sędziowie i artyści).

Już w sierpniu 1961 r. MI5 sygnalizuje ministrowi, że jego erotyczne wyczyny są zbyt ryzykowne. Służby fotografują spotkania dziewczyny z Iwanowem, przekonane, że mają do czynienia ze szpiegiem. Przerażony Profumo kończy romans.

Ale w dobrym towarzystwie w Londynie wkrótce mówić się będzie o skandalicznym romansie jednego z ministrów. Informacje o zażyłości Profumo z Keeler wypłyną w związku z procesem pewnego krewkiego Jamajczyka. 14 grudnia 1962 r. Johnny Edgecombe, zazdrosny handlarz marihuaną, strzela z pistoletu w zamek drzwi mieszkania Warda przy 17 Wimpole Mews, gdzie pomieszkiwała Keeler i jej przyjaciółka „tancerka” Mandy Rice-Davies. (Ta ostatnia zostawiła właśnie Edgecombe’a, czego nie mógł jej darować.) Razem ze Scotland Yardem, na miejsce sensacyjnej strzelaniny w dobrej dzielnicy przyjechali dziennikarze tabloidów. Załamany Ward (zaczął tracić reputację i pacjentów) wymówił Keeler mieszkanie, a ta znalazła pocieszenie u bardzo profesjonalnego dziennikarza brukowca „Daily Mirror”. Wkrótce modny satyryczny tygodnik „Private Eye” publikuje znamienny artykulik o romansach niejakiego „Jamesa Montesi” i „Władymira Bolchowa”. Jeden z posłów konserwatywnych, wróg Profumo, 22 marca 1963 r. składa w tej sprawie interpelację w Izbie Gmin. Minister przysięga publicznie, że nic zdrożnego nie wiążę go z panną Keeler. Premier Harold Macmillan wychodząc tego dnia z sali Izby Gmin, kładzie Profumo rękę na ramieniu na znak zaufania i szacunku. Jednak Ward pęka i przyznaje, że historia w „Private Eye” jest prawdziwa.

Dziesięć tygodni później jest po wszystkim: 5 czerwca 1963 r. Profumo przyznaje, że wiele razy kłamał w sprawie kochanki. Nie ma wyjścia, musi podać się do dymisji.

Establishment i służby chcą teraz zemsty na Stephenie Wardzie. Warto byłoby go wyciszyć, chociaż na parę miesięcy. Prokuratura wytacza mu proces o stręczycielstwo. Ward zeznaje z wolnej stopy, ale w końcu nie wytrzymuje i połyka całą butelkę silnego leku nasennego.

Parę dni później, w sierpniu 1963 r. umiera w szpitalu. Do końca nie zdradził żadnego ze swoich bogatych przyjaciół, choć w godzinie próby wszyscy odwrócili się do niego plecami.

Zwolennicy teorii spiskowych twierdzą, że samobójstwo sfingowało MI5. Ward wiedział zbyt wiele o brytyjskiej elicie, jej zdradach i seks party. Jednym z hobby Warda było rysowanie portretów członków rodziny królewskiej (m.in. diuka Kentu, księżniczki Małgorzaty, jej męża lorda Snowdona i oczywiście księcia Filipa). Obrazy te - dowód związków „alfonsa” Warda z elitą - wkrótce po jego śmierci wykupi za duże pieniądze tajemniczy kolekcjoner.

Podczas pogrzebu Warda w krematorium w Mortgate, przy jego urnie ktoś położył gigantyczną wiązankę sześciuset białych róż z szarfą: „Stephenowi Wardowi, ofierze hipokryzji”. Tak pożegnała go grupa ludzi, którzy wcześniej zapłacili za niego kaucję m.in. dramaturg John Osborne i śpiewaczka jazzowa Annie Ross. (Tajne dokumenty MI5 ujrzą światło dzienne dopiero w 2046 r. Być może wtedy się dowiemy, jak wielka była to hipokryzja.)

Skruszony Profumo poświęca się działalności charytatywnej. Pomaga alkoholikom, narkomanom i staruszkom. Udaje mu się ocalić małżeństwo z aktorką Valerie Hobson. Do końca życia (zmarł w 2006 r.) pracuje razem z nią w fundacji Toynbee Hall w Londynie (zaczyna od szorowania podłogi i toalet).

Chociaż nigdy nie dowiedziono, że związek Christine Keeler z ministrem obrony i szpiegiem KGB doprowadził do jakiegokolwiek zagrożenia bezpieczeństwa Wielkiej Brytanii, afera Profumo stała się „matką afer” brytyjskiego establishmentu. Jak przyznał jeden z lordów: „wszyscy dostaliśmy w ten sposób kopa w brzuch”. Z pewnością to właśnie Profumo, torysi mogą zawdzięczać nikłą przegraną w wyborach w 1964 r.

„Coś się stało. Zmieniła się cała Wielka Brytania” - pisze A. N. Wilson . Nigdy już Anglicy nie ufali swoim politykom tak, jak dawniej. Raport z afery Profumo stał się w Londynie bestsellerem. Spotkanie nad basenem - pięknej dziewczyny z gminu z łysiejącym ministrem bardzo ważnego prawicowego rządu - było w istocie zderzeniem dwóch światów. Tego żyjącego w wieży z kości słoniowej, z nieco bezczelnym, ale coraz bardziej pewnym siebie światem klasy robotniczej i średniej - z nową Wielką Brytanią, która rosła wówczas gwałtownie. Jak ujął to Andrew Marr, zmiany wisiały w powietrzu i okazało się, że kraj nie będzie już nigdy rządzony tak samo jak dawniej.

Bażant z rusztu

Tajemnicą błyskotliwej kariery osteopaty Warda była umiejętność dyskretnego organizowania call-girls. Christine Keeler, która uchodziła za niezwykłą nimfomankę, była z pewnością dżokerem na szalonych erotycznych przyjęciach elity swingującego Londynu. Brytyjczycy - i nie tylko oni - zakosztowali w latach 60. ryzykownego seksu. Modna stała się publiczna wolna miłość. W takich party brała udział także ówczesna angielska śmietanka towarzyska: politycy, posłowie i rodzina królewska, a także artyści i szpiedzy, słynny aktor i reżyser Peter Ustinov oraz oficer wywiadu MI6 (a także agent KGB) Kim Philby. Jedną z takich bardzo gorących kolacji (w menu był bażant z rusztu) urządziła w Bayswater czeska emigrantka Maria Novotny - wyrzucona z USA luksusowa prostytutka (z jej usług korzystał parę razy prezydent John Kennedy) .

Dzięki wątkowi amerykańskiemu sprawą interesowało się FBI. Jedno z doniesień londyńskiego agenta Biura pokazuje jak szalała ówczesna brytyjska elita.

„W przyjęciu brało udział około 20 gości, w tym dr Ward. Wszyscy byli ubrani w stroje wieczorowe. Kiedy podana przyszła pora kolacji, pojawił się kelner, całkowicie rozebrany, poza czarnym kapturem na głowie z wąskimi otworami na oczy. (...) Kolacja przekształciła się niepostrzeżenie w perwersyjną orgię seksualną z udziałem zaproszonych gości. Kelner był wysokiej rangi ministrem, członkiem gabinetu. Jego tożsamość pozostaje na razie nieznana”.

Oficjalny brytyjski raport na temat skandalu z 1963 r. (ustawiały się po niego kolejki przed kioskami w Londynie) zaprzeczał, że kelner był ministrem. Po Londynie lat 60. krążyły plotki, że masochistycznym nagusem na przyjęciu Marii Novotny był nie kto inny, jak mąż monarchini, książę Filip. Każdy, kto był niezadowolony z obsługi, miał prawo lekko go uderzyć.

Tożsamość kelnera do dziś jest tajemnicą (choć w archiwach MI5 spoczywa ponoć kompromitujące zdjęcie z party). Pikantne szczegóły imprezy nie są całkiem drugorzędne. Na seksparty, którego goście uciekali się do używania małych biczów, bywało ponoć wielu ministrów, a Maria Novotny żartowała, że trzyma w szachu cały rząd. A być może także - częściowo - królewski dwór?

W 1956 r. po dziewięciu latach małżeństwa Elżbiety z Filipem, w królewskim stadle działo się nie najlepiej. Filip wyprawiał się w długie zamorskie wojaże, m.in. na igrzyska olimpijskie do Australii. Jego nieodłącznym towarzyszem był wojenny kompan, książęcy sekretarz, Mike Parker. Podczas tych wypraw yżywali życia: polowali na krokodyle, balowali do rana i w każdym porcie gościli na pokładzie kolejne grupki młodych kobiet.

Książę i maszynistki

Inne dziewczyny zapraszano na książęcy okręt na kilka dni. Oficjalnie tłumaczono, że były to maszynistki (jeden z bardziej zjadliwych komentarzy współczesnych głosił, że „nie był to ten rodzaj dziewcząt, który znałby się na maszynopisaniu”). Nawet w Londynie Filip i Mike wyskakiwali wieczorem na miasto. W tajemnicy przed żonami brali udział w szalonych przyjęciach swingującego Londynu. W przypadku Pakera skończyło się to rozwodem. I to jego żonie zawdzięczamy rewelacje o wspólnych wyprawach Mike’a z mężem królowej.

Ku utrapieniu Elżbiety, jej mąż otaczał się także młodymi pięknymi kobietami na meczach polo (bywał na nich dwa lub trzy razy w tygodniu). Według królewskiego biografa Nicka Daviesa, autora książki „Elizabeth Behind the Palace Doors” Filip miał też kolejne romanse, między innymi z księżną Aleksandrą z Kentu, niegdyś druhną na jego ślubie w 1947 r., czy z aktorką Merle Oberon, starszą od niego o dziesięć lat. Z pewnością Filip mógłby być symbolem seksualnych szaleństw Anglików w latach 60.

Królewski małżonek nie rezygnował też z popijaw w Thursday Club. Książę Filip i Mike Parker wstąpili do tego klubu tuż po zakończeniu wojny. Dżentelmeni mogli tam odbywać trzygodzinne sesje obżarstwa i pijaństwa, przeplatane sprośnymi, seksistowskimi wystąpieniami i dowcipami. Pod koniec lat 50. londyński klub, o którym zbyt wiele pisała prasa, zszedł do podziemia - rozwiązał się, by szybko przekształcić się w Monday Club.

Niezależnie od dnia tygodnia chodziło oczywiście zawsze mniej więcej o to samo. „Obrady” kończyły gorące afterparty na mieście. Podczas nich, jak nietrudno zgadnąć, dżentelmeni mimo wszystko ulegali urokom znienawidzonej przez nich płci pięknej. W luksusowych apartamentach, do których przenosiło się szacowne towarzystwo, odbywały się kończące się w sypialniach zabawy - „łap dziwkę” i gry w chowanego typu „znajdź sobie damę”. „Nie wiadomo, czy książę Filip brał udział w takich zabawach, ale plotki o niemoralnym zachowaniu przyjaciół z jego otoczenia zaczęły krążyć po Londynie” - pisze biograf królowej Nick Davies . Co gorsza, niektóre z opowieści o wyczynach Parkera dotarły do monarchini, której podsunięto gazety z kompromitującymi kawałkami.

Filip i Parker bywali też na dekadenckich przyjęciach u fotografa Barona Nahuma. Gości obsługiwały tam kelnerki ubrane tylko w fartuszki. Według plotek, na jednym z takich party książę Filip zaszokował gości, występując jako kelner ubrany tylko w kusy biały fartuszek (z maską na twarzy). Po tych przyjęciach - w podgrupach - można było poeksperymentować z seksem w kajdankach, okładaniem się rózgami itd. To dość typowe angielskie szaleństwa seksualne, choć oddaje się im oczywiście znikoma mniejszość.

Termofory i rózgi

Tradycyjne powiedzenie „Anglicy nie mają seksu tylko gorące termofory, które biorą na noc do łóżek”, jest od dawna równie prawdziwe jak stwierdzenie, że brytyjska arystokracja żyje w przykładnych małżeństwach, chodzi do kościoła i nigdy się nie zdradza. Angielski seks jest równie gwałtowny i wszechobecny jak skłonność do szybkiego pochłaniania dużych ilości alkoholu (potęgowana do niedawna przez szaleńcze prawo o zamykaniu pubów o 23.00). W XXI wieku Anglia biła rekordy w liczbie nastoletnich ciąży. Jedna trzecia nastolatków miała już za sobą pierwsze stosunki intymne.

Epoki wiktoriańskiej nigdy tak naprawdę nie było: w połowie XIX wieku w Londynie pracowało na ulicach 80 tys. prostytutek. Seks schował się do domów, burdeli i buduarów. Ludzie byli tacy jak zawsze. Dopiero w latach 60. XX wieku seksualizm wrócił do sfery publicznej. Zdjęto też odium z homoseksualizmu (gejom nie pomagała cała seria szpiegów KGB tej orientacji). Tendencja homoseksualna wśród klas wyższych była i w jakimś stopniu nadal jest, osobliwością angielską. Przyczyna jest banalnie prosta: rozpowszechnienie męskich szkół z internatami. Nie tak dawno pozwalano tam na kary cielesne, co sprzyjało przyjaźniom, przeradzającym się w uczucia osób tej samej płci.

Wielebny dyrektor John Keate, o którym już w tej książce pisaliśmy, uznawał, że nauka w ekskluzywnym Eton wymaga odpowiedniej dyscypliny (od poniedziałku do piątku chłostał dziesięciu chłopców dziennie). Kiedy odchodził na emeryturę, chłopcy zebrali pokaźną kwotę na jego uroczyste pożegnanie .

Koszarowe kumplostwo - co dość niezwykłe na tle innych narodów - łączy się w angielskiej mentalności z elitarnym wychowaniem. Wychowywanie rozwydrzonych, angielskich nastolatków metodą izolacji i bicza, wzmacniało naturalne u dużej grupy chłopców tendencje homoerotyczne. Ale jeszcze częściej i mocniej - tendencje masochistyczne.

Jeremy Paxman przytacza w swojej książce o Anglikach współczesną historię dyrektora banku handlowego, który ze względu na swoją skłonność do „le vice anglaise” (jak mówią Francuzi o okładaniu rózgami podczas seksu) musiał dokonać przeszczepu skóry na pośladkach. Zapewne najpierw chłodny ojciec wymierzał mu karę dyscypliną, potem nauczyciele.

„Mój tyłek był atakowany przez przynajmniej siedemnaście osób, w tym rodziców, nianię, nauczycieli i prefektów” - wspominali młodzi ludzie wychowywani w dawnej epoce. Jej celem było wykształcenie „prawdomównego Anglika i dżentelmena oraz chrześcijanina” .

Produktem ubocznym tego procesu była właśnie owa skłonność do seksualnych fantazji mniej rozpowszechnionych w innych krajach Europy: okładania rózgą. Jako że rzadko gustują w tej przyjemności żony (poza wieloma wyjątkami np. małżonką twórcy Jamesa Bonda, pisarza Iana Fleminga), a nawet kochanki, dżentelmeni dotknięci vice anglais szukają spełnienia w prywatnych gabinetach specjalistek od flagellacji albo na prywatnych przyjęciach w elitarnych apartamentach Londynu.

Przyznają to nawet znawcy branży. Paxman przytacza opinię holenderskiego pornografa, który rzucił kiedyś, że w Anglii „pieprzenie jest niedozwolone, ale chłostanie jak najbardziej”.

Z pewnością praprzyczyną takich seksualnych sublimacji jest unoszący się nad Anglikami od wieków duch purytanizmu. Odsunięcie seksu na dalszy plan wzmacniał ideał służby imperium. Słynny brytyjski bohater wojen kolonialnych generał Gordon chciał jako nastolatek zostać eunuchem. Marszałek polowy Montgomery wypalił w Izbie Lordów, że wszelkie pozwolenie na akty homoseksualne musi zawierać ograniczenie wiekowe, od lat osiemdziesięciu.

Cecil Rhodes, który podbił dla Anglii całe terytoria Afryki, nie okazywał żadnego zainteresowania żadną płcią, a lord Kitchener (ten z plakatu zachęcającego do pójścia na front I wojny światowej) robił pod względem seksualności wrażenie wiecznego dziecka. Bóg tylko raczy wiedzieć, w kierunku jakich sublimacji zwróciły się tłumione pragnienia tych dżentelmenów…

Oczywistym skojarzeniem, które może przyjść do głowy, jest tu pedofilia Jimmy’ego Savile’a, popularnego prezentera BBC. Uchodzący za luzaka i ekscentryka Savile okazał się jednym z największych przestępców seksualnych w historii Wielkiej Brytanii.

Wszelkie próby walki z seksem - indywidualne i zbiorowe - osiągają zwykle skutek odwrotny od zamierzonego. Stąd budki telefoniczne w Londynie pełne wizytówek pań z biczykami, a także wymyślony przez jakiegoś seksualnego ekscentryka aparat do mechanicznego bicia w pupę kilku osób naraz, który dostarczał uciechy gościom jednego z klubów nocnych w Soho. Vice anglais ma się jak najlepiej.

„Płacenie za seks to trochę tak, jak zapłacić komuś, by pozwolił ci wygrać w tenisa. Ale jak to jest, kiedy płacimy, by nas biczowano, okładano kijem, przywiązywano (….) zbliżąjąc genitalia do prądu elektrycznego? Nie mam pojęcia, ale za 120 funtów za godzinę możecie się spotkać z Panną K. i sami spróbować. ” Ten zabawny akapit z książki Henry Hemminga o brytyjskich ekscentrykach rozpoczyna rozdział, który jest reportażem z jednego z dyskretnych londyńskich gabinetów seksu sadomacho.

Inną specjalnością brytyjskich szaleństw seksualnych stają się - elitarne i mniej elitarne - kluby dla swingersów. Nowy styl życia psychologowie i socjologowie tłumaczą coraz większym liberalizmem Brytyjczyków w związkach.

„Nie ukrywajmy, ulubioną rozrywką części brytyjskiej arystokracji było uprawianie seksu z parobkami” - mówi mi seksuolog Philip Hodson. Jego zdaniem, jednym z szaleństw brytyjskiej elity jest postawa „wolno mi wszystko, bo jestem bogaty i uprzywilejowany”.

Emma Sayle, właścicielka elitarnego „klubu przygodnego seksu dla elity” Killing Kittens w Londynie (nota bene, czym lubi się chwalić, znajoma księżnej Kate) zapewniała mnie już parę lat temu, że zbiera się u niej na seksparty elita z całej Europy, a nie tylko Brytyjczycy. Przylatują także biznesmeni i celebryci z Polski. By dostać się na przyjęcie, trzeba mieć odpowiednią inteligencję i zasobny portfel. No i zero pruderii. Nazwa klubu Sayle - Killing Kittens - pochodzi od angielskiego powiedzenia: kiedy kobieta się masturbuje, Pan Bóg zabija małe kocię.

Czy jest bardziej szalony naród od statecznych i pragmatycznych Anglików?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl