Ośrodek Studiów Wschodnich wykuwa elitę polskiej administracji. Jego ludzie przejmują władzę

Agaton Koziński
Jacek Cichocki pięć lat temu przyszedł do KPRM prosto z OSW. Dziś jest szefem kancelarii
Jacek Cichocki pięć lat temu przyszedł do KPRM prosto z OSW. Dziś jest szefem kancelarii Bartek Syta/Polskapresse
Jacek Cichocki, szef kancelarii premiera, Bartłomiej Sienkiewicz, minister spraw wewnętrznych, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, wiceszefowa MSZ. Cała trójka wywodzi się z OSW. Na czym polega fenomen tej kuźni kadr? Sprawdza Agaton Koziński

Budapeszt, ciepły majowy wieczór. Razem z grupą polskich dziennikarzy zajmujących się tematyką międzynarodową przyjechaliśmy, by z bliska zobaczyć reformy, jakie na Węgrzech wprowadza ekipa Viktora Orbána. Teraz siedzimy w kilka osób w jednej z lokalnych knajpek. Rozmawiamy o rywalizacji Chin z Ameryką, katastrofie w Smoleńsku, polskich mediach. Jeden z nas coś wspomniał o OSW - i nagle rozmowa gwałtownie przyśpieszyła. Każdy miał coś do powiedzenia w tej sprawie, w powietrzu nagle zgęstniało od emocji. Co ciekawe, nikt z nas nie wiedział o tym ośrodku nic pewnego - poza tym, że na swojej stronie internetowej umieszcza ciekawe analizy. Tak naprawdę w dyskusji przerzucaliśmy się spekulacjami. Nasze domysły były utrzymane w klimacie powieści szpiegowskich Johna le Carré czy Toma Clancy'ego, powtarzaliśmy sceny zapamiętane z filmów o rywalizacji wywiadów wielkich mocarstw, zastanawiając się, czy w takie historie wikłają się też pracownicy ośrodka. Nieważne, że w sumie nic nie wiedzieliśmy. Ważne, że OSW stało się świetnym pretekstem do ulubionych męskich rozmów o tajnych służbach.

- Wiem, że za ośrodkiem ciągnie się opinia placówki blisko powiązanej ze służbami. Ale co ja mogę z tym począć? Trzeba z tym żyć - przyznaje Olaf Osica, dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich. Jednocześnie odżegnuje się kategorycznie od aluzji, że kierowana przez niego placówka ma jakiekolwiek związki z jakimkolwiek wywiadem. - My po prostu zajmujemy się analizą. Współpracowaliśmy ze wszystkimi rządami po 1989 r., nie pozwalając sobie na żadne partyjne uwikłania. Koncentrujemy się na dbaniu o wysokie standardy naszej pracy. Jej odbiorca determinuje jakość - podkreśla Osica.

Kim jest więc ten wymagający odbiorca? Analizy OSW może czytać każdy, są one powszechnie dostępne na stronie internetowej ośrodka, także w języku angielskim. Ale ta jawna część to tylko połowa działalności ośrodka. Drugą część stanowi praca wykonywana na rzecz mocodawców, a więc polskich władz. OSW wykonuje specjalne, tajne analizy dla premiera, prezydenta, marszałków Sejmu i Senatu, a także dla MSZ. Oprócz cotygodniowych analiz eksperci ośrodka starają się na bieżąco informować o sytuacji na terenach objętych różnego rodzaju kryzysami. - Tak było na przykład w czasie pomarańczowej rewolucji, wojny gruzińsko-rosyjskiej czy podczas kryzysu gazowego w 2009 r. Wtedy dwa razy dziennie wysyłaliśmy notatki specjalne przygotowane tylko dla rządu. Pracowaliśmy de facto 24 godziny na dobę - mówi osoba związana z OSW, która prosiła o zachowanie anonimowości.

Czy Rosja przetrwa do roku 2000 - pytał OSW w 1993 r. Ale to jedna z nielicznych wpadek ośrodka. Sukcesów było więcej, np. stworzenie koncepcji Partnerstwa Wschodniego czy diagnoza problemu, jakim jest Gazprom

Zresztą tych kontaktów z władzą jest więcej. Analitycy często organizują briefingi dla przedstawicieli administracji (także tych najwyższych szczebli), służą konsultacją w razie potrzeb, towarzyszą krajowym dygnitarzom w podróżach zagranicznych. Ale również wykazują się kreatywnością. To właśnie w OSW narodził się pomysł flagowego pomysłu polskiej dyplomacji: Partnerstwa Wschodniego, którym objęte zostało sześć krajów Europy Wschodniej. - Stworzyliśmy zręby tej koncepcji. Nawet nazwa jest nasza - mówi nasz rozmówca.

- OSW jest świetny pod względem warsztatowym i ma dar przyciągania do siebie świetnych fachowców. To tajemnica ich sukcesu - zaznacza prof. Roman Kuźniar, doradca prezydenta ds. międzynarodowych. - Ośrodek zawsze miał szczęście do dyrektorów. Właściwie żaden z nich nie był słaby - wtóruje Paweł Kowal, europoseł PJN specjalizujący się w polityce wschodniej.

Dlatego pisząc o ośrodku, warto przedstawić jego dyrektorów. Już jego założyciel i wieloletni szef Marek Karp był postacią nietuzinkową. - To był człowiek zafascynowany Wschodem. Dużo jeździł po Białorusi, Ukrainie. Aż bił od niego zapał, chęć zajęcia się tym w sposób bardziej systemowy - wspomina Marcin Święcicki, poseł PO. W 1990 r. był on ministrem współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. - Pamiętam, jak przyszedł do mnie Karp razem z Krzysztofem Kozłowskim i przekonywali mnie, bym zgodził się na utworzenie OSW. Zależało im, by ośrodek nie był afiliowany przy MSZ czy MSW. Chcieli w ten sposób uniknąć powiązań z jakimikolwiek służbami - wspomina Marcin Święcicki.
"Wpięcie" OSW w resort współpracy gospodarczej z zagranicą (później w Ministerstwo Gospodarki, a obecnie bezpośrednio w kancelarię premiera) dawało gwarancję stabilności finansowej. Ale to nie pozwoliło uniknąć kryzysów związanych z samym istnieniem ośrodka. Poważne załamanie przyszło w 1995 r. Pierwotna formuła polegająca na monitorowaniu sytuacji w krajach, które powstały po rozpadzie Związku Radzieckiego, okazała się ślepą uliczką. Brakowało koordynacji działań, właściwej selekcji informacji, brakowało pogłębionej analizy. Pracownicy, którzy tworzyli zręby placówki, zaczęli odchodzić do lepiej płatnych prac. Wtedy do ośrodka ściągnięto Bartłomieja Sienkiewicza, który odszedł z niego dwa lata wcześniej. Został wicedyrektorem. "Razem z Markiem Karpiem rozpoczęli działania organizacyjne, które miały radykalnie zmienić OSW" - napisali autorzy książki "Okręt Koszykowa". Rewolucja polegała na jasnym określeniu naczelnego zadania ośrodka: skupieniu się na analizie. Temu podporządkowano całą jego strukturę, pod tym kątem zaczęto dobierać osoby do pracy. Analitykom pozostawiono dużą swobodę w działaniu, kierownictwo starało się stwarzać możliwie największy komfort pracy. Pomysł wypalił. OSW zbudował sobie markę, stał się punktem odniesienia dla innych i powszechnie cenioną skarbnicą wiedzy o tym, co się dzieje za wschodnią granicą Polski.

Jednak im większą renomą otaczał się ośrodek, tym więcej plotek o nim krążyło. Nie brakowało mocnych argumentów na ich poparcie. Sienkiewicz, podczas dwuletniej przerwy w pracy w OSW, był w MSW, gdzie współtworzył Urząd Ochrony Państwa UOP. Pierwszym szefem UOP był Krzysztof Kozłowski, jeden z ojców chrzestnych OSW. Niejako ich wychowankiem był Jacek Cichocki. Trafił do ośrodka jako 20-latek w 1992 r. i pracował w nim (z dwuletnią przerwą) do roku 2008. W 2004 r. został dyrektorem placówki i kierował nią przez trzy lata. Z ośrodka odszedł do kancelarii premiera Donalda Tuska, gdzie objął funkcję sekretarza Kolegium ds. Służb Specjalnych. W 2011 r. Cichocki został szefem MSW, gdzie także nadzorował służby specjalne. A gdy Tusk poprosił go o objęcie funkcji szefa KPRM, jego miejsce w MSW zajął Sienkiewicz.

Plotki o dziwnych powiązaniach OSW wzmagały okoliczności śmierci jego założyciela Marka Karpia. W 2004 r. ledwo uszedł z życiem ze strasznego wypadku samochodowego - w jego auto wjechał białoruski tir, który jechał z fałszywymi numerami rejestracyjnymi. Karp trafił do szpitala. Gdy już wydawało się, że dojdzie do siebie, nagle zmarł. Oficjalny powód - zakrzep krwi.

W tym momencie aż prosi się, by pociągnąć wątek styku służb wywiadowczych i OSW, sypnąć przykładami, jak analitycy ośrodka pod przykrywką eksperckich wyjazdów za granicę wykonują tajne akcje na zlecenie rządu. Owszem, eksperci z tej instytucji wyjeżdżają bardzo często, niepisany kodeks placówki (stworzony jeszcze przez Marka Karpia) mówi, że każdy analityk przynajmniej raz w roku musi odwiedzić kraj, który opisuje w swych tekstach. Czemu przy okazji nie mógłby wykonywać akcji, jakie my oglądamy w filmach o agencie 007? Pewnie mógłby - problem tylko w tym, że nie ma to absolutnie żadnych dowodów. Seria rozmów, jakie odbyłem z obecnymi i dawnymi pracownikami instytutu, a także osobami z zewnątrz ośrodka, które jednak świetnie znają realia ich działań, nie pozwala nawet na odrobinę spekulacji. Biały wywiad? Tak, jak najbardziej. Analitycy dużo czytają i dużo piszą opracowań - ale wszystko na podstawie jawnych, powszechnie dostępnych źródeł. - My nie mamy dostępu do tajnych dokumentów, nie korzystamy nawet z not przygotowywanych przez dyplomatów. Zresztą proszę spojrzeć na osoby, które widać u nas na korytarzu. Nikt tutaj nie wygląda jak James Bond - śmieje się mój rozmówca z OSW.

OSW dba o wysoką jakość przygotowywanych przez siebie analiz. A jednocześnie nigdy nie przejawia własnych ambicji, zawsze pełni role służebne wobec władz. Bez względu na ich barwy

O specyfice ośrodka decyduje inny aspekt. Jest on wprawdzie z zasady apolityczny, ale jednocześnie cechuje go umiejętność myślenia w kategoriach politycznych. Zdecydowaną większość think tanków zajmujących się polityką zagraniczną cechują mocne skupienie się na problemie i analiza jego wszelkich możliwych aspektów. Takie podejście często sprawia, że opracowania stają się oderwane od rzeczywistości. OSW na takie błędy sobie nie pozwala. Jego analizy zawsze są mocno zaczepione w rzeczywistości, odnoszą się do bieżących tematów, dotyczą aktualnych uczestników życia publicznego. Owszem, analitycy zawsze próbują zrobić krok do przodu, pokazać ewentualne konsekwencje pewnej sekwencji zdarzeń. Ale jednocześnie mocno pilnują, by ten krok do przodu był tylko jeden. Nie więcej. - To jest nasze DNA, to staramy się wpoić osobom, które zatrudniamy. Gdy ktoś tego nie złapie, szukamy następnego kandydata - tłumaczy Osica.
Oczywiście nie znaczy to, że ta metoda pozwala uniknąć wpadek. OSW ma ich kilka na swoim koncie. Ale ich się nie wstydzi. Wręcz przeciwnie, sam je wymienił w książce "Okręt Koszykowa". W 1994 r. Jacek Cichocki napisał analizę dotyczącą możliwości rosyjskiej interwencji w Czeczenii. Autor dowodził, że to niemożliwe - tymczasem niemal w tym samym czasie rosyjskie czołgi wjeżdżały do Groznego. Z kolei w 1993 r. Wojciech Zajączkowski (obecny ambasador Polski w Moskwie) przygotował analizę pod chwytliwym tytułem "Czy Rosja przetrwa do roku 2000", stawiając w niej chwytliwą tezę, że ten kraj rozsadzą od środka różnego rodzaju ruchy separatystyczne. Nie trzeba być znawcą geopolityki, by stwierdzić, jak bardzo autor rozminął się z rzeczywistością.

OSW zawsze jednak wychodził z założenia, że nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. A ośrodek miał wystarczająco dużo sukcesów, by móc uzasadnić swoje wpadki. To jego analizy w dużej mierze przyczyniły się do tego, że Polska błyskawicznie uznała niepodległość Ukrainy w 1991 r. (uczyniliśmy to jako pierwsi). Instytut jako pierwszy ostrzegał przed możliwością kryzysu w Rosji w 1998 r. i prawidłowo przedstawiał jego możliwe konsekwencje. Materiały opracowywane przez jego analityków przekazywano do Waszyngtonu, gdy polska dyplomacja aktywnie lobbowała za tym, by pozwolono nam zostać członkiem NATO. Analizy OSW były nieodzowne podczas polskich misji wojskowych w Iraku i Afganistanie. Ośrodek jako jeden z pierwszych mocno akcentował problem bezpieczeństwa energetycznego Polski, już w 2000 r. przygotował monografię poświęconą Gazpromowi, wyjaśniając, w jaki sposób ta firma stała się instrumentem wykorzystywanym w grze politycznej przez Kreml. A przy okazji pozwalała zrozumieć specyfikę systemu zbudowanego w Rosji przez prezydenta Władimira Putina.

Skuteczna praca analityczna dowodząca znajomości tematu na pewno tłumaczy, czemu osoby z OSW tak często przechodzą do pracy w administracji publicznej. Bo to nie tylko dwóch ministrów czy wiceminister spraw zagranicznych Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz (wcześniej wiceszefowa ośrodka, dyrektorka działu rosyjskiego, a także pomysłodawczyni koncepcji, by udostępniać część analiz za pośrednictwem internetu). Stamtąd wywodzi się także wielu ambasadorów czy pracowników naukowych polskich uczelni. - W OSW zawsze pilnowano jakości pracy, wychodząc z założenia, że to będzie najlepszą gwarancją jego bezpieczeństwa i stabilnego działania - podkreśla Piotr Bajda, który pracował w OSW w latach 2005-2009, a obecnie jest naukowcem związanym z Instytutem Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk.

Na pewno wysoka jakość pracy jest dużym atutem OSW. Ośrodek wyróżniają też konsekwencja i umiejętność pracy długofalowej. - Bardzo dbamy o to, by zachować ciągłość. U nas nie ma luk pokoleniowych. To gwarantuje, że wypracowany tutaj system pracy nie zginie. Także w ten sposób kształtujemy nasze DNA - podkreśla Osica.

Istotnym elementem tego DNA, bardzo cenionym przez administrację rządową, jest całkowity brak ambicji do uniezależnienia się. Od samego początku ośrodek ma świadomość, że pełni rolę służebną wobec swych mocodawców. Nie zdarzyło się, by któryś z dyrektorów starał się wzmocnić swą pozycję czy próbował odpłynąć tym "okrętem Koszykowa" (termin wprowadzony przez Marka Karpia) od latarni, jaką jest władza centralna. Jest dokładnie odwrotnie. OSW jest bardzo lojalny wobec każdego rządu, każdego prezydenta czy szefa MSZ. Może dlatego też ośrodek nie ma wrogów. Gdy w 2011 r. w Sejmie głosowano ustawę o OSW, poparło ją 425 posłów, nikt nie był przeciw, zaledwie dwóch wstrzymało się od głosu. Przejaw solidarności, którego w polskiej polityce właściwie się już nie spotyka. OSW autentycznie jest ponad podziałami w polskiej polityce.

Choć po ostatnich zmianach w rządzie ludzie z OSW będą poddani trudnemu testowi. Troje z nich zajmuje eksponowane stanowisko w administracji. Aż prosi się, by wykorzystać własne znajomości, zacząć się nawzajem wspierać i w ten sposób próbować wzmocnić własną pozycję. Na przykład kosztem Radosława Sikorskiego - przecież eksperci od rejonu postradzieckiego na pewno czują się na siłach, by próbówać przejąć stery nad polską polityką w tym regionie świata. Dodatkowo sytuację mogłaby im ułatwić pozycja Cichockiego. Jako szef kancelarii widuje się z Donaldem Tuskiem częściej niż ktokolwiek inny, ma on dużo łatwiejszy dostęp do ucha premiera niż Radosław Sikorski.

Czy należy więc wyglądać dyskretnych sygnałów zwiastujących aksamitną rewolucję w polskiej dyplomacji? Mimo wszystko trudno w to uwierzyć. Owszem, Tusk na pewno będzie zasięgał opinii Cichockiego i Sienkiewicza w kwestiach dotyczących polityki wschodniej. W końcu to jego zaufani współpracownicy, których kompetencja w tej dziedzinie jest niepodważalna. Ale wydaje się nieprawdopodobne, by obaj ministrowie próbowali tę sytuację wykorzystać do marginalizacji szefa MSZ. Osoby, które przeszły przez OSW, mają zaszczepiony silny etos służby państwu. Są gotowi podporządkować własne ambicje celom wyższym - takim właśnie jak kraj. To czyni ich wyjątkowymi i to dlatego tak wielu ludzi z OSW zajął tak wysokie stanowiska w administracji. Bo oni są świetnymi urzędnikami, nie przejawiają natomiast ambicji politycznych.

Agaton Koziński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl