Po urodzeniu Karolinka ważyła zaledwie 760 gramów. Jej maleńkie ciałko mieściło się w dłoni dorosłego człowieka... Upragnione, pierwsze dziecko Ewy i Adama. Mama nie mogła wziąć córeczki w ramiona, przytulić do piersi.
Dziewczynka przyszła na świat w 26. tygodniu ciąży i od razu trafiła na oddział intensywnej terapii. Leżała pod respiratorem. Od pierwszych chwil musiała walczyć o życie. I walczy do dziś.
Przeczytaj też: USK. Noworodek w stanie krytycznym, ministerstwo zleciło kontrolę
Prokurator uznał, że to wina lekarza dyżurującego (rezydenta) i dwóch położnych z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Cała trójka została właśnie oskarżona. Wkrótce powinien ruszyć proces. Wszystkim grozi do roku więzienia. Prokurator uznał, że przez swoje zaniechania mieli doprowadzić do zagrożenia życia noworodka.
Bo lekarz nie zorientował się, że trwa akcja porodowa i nie reagował na wezwania o pomoc ogarniętej potwornym bólem kobiety. To samo personel. 40-latka czuła się coraz gorzej. Wzywała położne, aby zawołały lekarza.
- Usłyszałam, że został powiadomiony i że powiedział „że ma boleć i będzie jeszcze bardziej boleć”. Zwijałam się z bólu, płakałam, krzyczałam, że umieram - opowiadała nam zrozpaczona pani Ewa.
Dopiero 4,5 godziny później, ok. godziny 2.50, przyszedł lekarz. Kazał pacjentce iść do zabiegowego na badanie. - Nie dałam rady wstać z łóżka. Zbadał mnie na sali. Od razu kazał jechać na porodówkę. Tam zjawił się inny lekarz, który jak tylko mnie zbadał krzyknął, że już nóżki wychodzą - mówiła Ewa.
O godz. 3.13 urodziła się Karolinka. Bez czynności życiowych. Dostała zero punktów w skali Apgar. Była reanimowana. Po 10 minutach powróciła akcja serca. Dziewczynka trafiła na OIOM, leżała pod respiratorem. Jej stan był krytyczny. Do dziś życie dziecka podtrzymuje aparatura.
Rodzice Karolinki nie mieli wątpliwości, że winny jest personel szpitala. Teraz - po roku od wszczęcia śledztwa - to samo stwierdziła Prokuratura Okręgowa w Białymstoku. Już wcześniej nieprawidłowości w pracy lekarza i położnych dopatrzył się też szpital. Zostali ukarani... naganą i upomnieniem. Cała trójka pracuje nadal w USK.
- Czekamy na wyrok i uzasadnienie - mówi nam dziś Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka szpitala.
Więcej przeczytasz w środowym papierowym wydaniu Kuriera Porannego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?