Omilanowicz: Jeśli Leszek Pękalski wyjdzie na wolność, będzie znów zabijał

Arlena Sokalska
Leszek Pękalski, zwany „Wampirem z Bytowa” został skazany tylko za jedną zbrodnię. W 2019 r. może wyjść na wolność.
Leszek Pękalski, zwany „Wampirem z Bytowa” został skazany tylko za jedną zbrodnię. W 2019 r. może wyjść na wolność.
Wymiar sprawiedliwości nie zabezpiecza nas przed tym, że tacy ludzie jak Leszek Pękalski, zwany "Wampirem z Bytowa", będą na wolności - mówi Magdalena Omilianowicz, autorka książki „Bestia. Studium zła”

Dlaczego Pani książka nosi tytuł „Bestia. Studium zła” Nie za mocne słowa?

Odpowiem pytaniem na pytanie: a jak można nazwać człowieka, który zabija dziewczynę, która się nad nim ulitowała i przyniosła mu jedzenie? Przecież ta zbrodnia, jedyna, za którą został skazany, właśnie tak wyglądała. Sylwia Rudnik, sprzedawczyni ze sklepu, przyniosła mu z litości do lasu jedzenie, a on ją zabił, a potem zgwałcił zwłoki. Myślę, że tu nie ma innego określenia niż: potwór, zwyrodnialec, bestia.

Z drugiej strony opisuje go pani jako człowieka, który miał fatalne, traumatyczne dzieciństwo, nie potrafił ułożyć sobie dobrych relacji właściwie z nikim, wszyscy się od niego zawsze odsuwali.

On miał pecha, że się urodził. Żył w bardzo patologicznej rodzinie, bo przecież matka i babcia to były alkoholiczki. Totalna pegeerowska patologia.

I na dodatek one go biły, głodziły i krzywdziły.

Był po prostu niechciany. Do tego nie był akceptowany przez rówieśników, oni się od niego zawsze odsuwali, bo był brudny, nieatrakcyjny, nie lubił się myć, śmierdział. Ta rzeczywistość też go w jakiś sposób kształtowała. Właściwie nie miał nikogo, był od dziecka samotny. Dopiero wychowawczynie, zakonnice w domu dziecka, ta stara kobieta, u której potem mieszkał, były dla niego dobre i zainteresowały się jego sytuacją. Nikt mu nie pomógł w tej jego strasznej biedzie w dzieciństwie.

Z drugiej strony, gdyby wszyscy, którzy mieli traumatyczne dzieciństwo, zachowywali się tak, jak on, świat byłby pełen zwyrodnialców i morderców. Było coś jeszcze?

Leszek Pękalski ma też ułomności fizjologiczne: uszkodzone płaty czołowe, które odpowiadają za empatię, współczucie. Piszę o tym w swojej książce: nie można go winić za to, że nie posiada tych uczuć wyższych. Jest upośledzony w stopniu lekkim i dlatego może odpowiadać za swoje czyny. Ale myślę, że on do dzisiaj nie bardzo zdaje sobie sprawę z tego, że robił źle, że skrzywdził wiele osób, bo przecież nie tylko ofiary, ale i ich rodziny. On cały czas powtarza, że gdyby one godziły się na seks, to do tych zbrodni by nie doszło.

Ale są osoby, których nie skrzywdził: wychowawczyni Zosia, do której pisał listy i starsza pani, u której przez jakiś czas mieszkał. One dziś w Pani książce zadają sobie nawet pytanie, dlaczego żyją.

To jest bardzo interesujące. One pytają: dlaczego mnie nie zabił, dlaczego mnie nie zgwałcił, miał przecież tyle ku temu okazji. Niedawno, w związku z tym, że telewizja CBS kręci serial o seryjnych mordercach i zwróciła się do mnie o pomoc przy odcinku poświęconym Pękalskiemu, miałam okazję po latach spotkać się z prokuratorem, który prowadził tę sprawę. Zadałam mu to pytanie. I on odpowiedział: nie skrzywdził ich nie dlatego, że one były dla niego dobre, ale dlatego, że był cwany i wiedział, że zostałby wskazany jako pierwszy podejrzany. Według prokuratora Pękalski jest po prostu cwany.

To jakiś paradoks. Z jednej strony opisuje go pani jako człowieka lekko upośledzonego, a z drugiej cwaniaka. Podobnie mówią osoby, które pojawiają się w Pani książce, ludzie, którzy się z nim stykali. Mówią o tym, że chłonął wiedzę, świetnie znał geografię, cytaty z Biblii.

Myślę, że w nim jest jakaś dwoistość. Przez tę straszną młodość i traumatyczne dzieciństwo, kiedy głodował, nauczył się świetnie dbać o swoje interesy. Na przykład kiedy był w podróży i nie miał pieniędzy na jedzenie, potrafił je wyżebrać. Tak było przecież z Sylwią Rudnik, jego ostatnią ofiarą.

O takim specyficznym cwaniactwie Pękalskiego świadczy choćby list do prezydenta Polski, który publikuję w książce. On pisze tam, że kara 25 lat więzienia jest zbyt surowa, bo po tylu latach odosobnienia, podczas których będzie dostawał zastrzyki i tabletki, to kiedy wyjdzie, będzie miał uszkodzoną wątrobę. To świadczy o tym, jak on potrafi dbać o siebie. To, że skrzywdził tyle osób, jest nieistotne, ważne jest to, że on może być chory. Więc to jest naprawdę niezły cwaniak.

To jest też taki rys psychopatyczny?

No tak, stwierdzono przecież, że on ma liczne zaburzenia, jest nekrofilem, psychopatą, sadystą. To są opinie z akt, opinie, które wystawili biegli po badaniach. Wiele osób opisuje go jednak nie jako wyjątkowego złoczyńcę, ale raczej człowieka bez właściwości, niewidzialnego, nikogo.

Tu też jest swego rodzaju dwoistość. Bo z jednej strony on idealnie zlewał się z tłem, wtapiał się w tłum, był szary, niewidoczny.

A z drugiej strony jeśli ktoś już się z nim zetknął, zapamiętywał go na zawsze. Pękalski miał dwie charakterystyczne cechy: zawsze bardzo dużo jadł, woził nawet ze sobą słoiki z zupą. On nie jadł, on po prostu wszystko pożerał. A jeżeli zaczynał z kimś rozmawiać, to zawsze pojawiał się wątek seksu i poszukiwania żony. W takich sytuacjach był zauważany, zapamiętywany. Ale jeśli tylko gdzieś przemykał, nie rozmawiał z nikim, był niewidzialny.

Niby taki niepozorny człowiek, ale wzbudził w Pani lęk. Opisuje Pani wywiad, który z nim przeprowadziła i to uczucie strachu, które Pani wtedy towarzyszyło. Bała się Pani, że Panią zaatakuje?

Świadomość tego, co on zrobił, była przerażająca. Siedziałam z nim przy małym stoliku i mimo obecności strażnika, bałam się. Nie patrzył mi w oczy, zresztą on nigdy nikomu nie patrzy w oczy, i w pewnym momencie zauważyłam, że intensywnie wpatruje się w długopis leżący na stoliku. Byłam młodą dziennikarką, a w pamięci świeżo miałam „Milczenie owiec” i tę słynną scenę z Hannibalem Lecterem. To być może spowodowało, że się wystraszyłam i zabrałam ten długopis.

Nie boi się Pani zarzutów, że te fabularyzowane fragmenty książki obniżają rangę tych reportażowych, sprawiają, że czytelnik zaczyna czuć współczucie wobec Pękalskiego?

Bardzo się tego obawiałam, bardzo się bałam tej części, kiedy mówię i myślę Pękalskim, ale chciałam pokazać, skąd on się taki wziął. Tacy ludzie nie biorą się znikąd. Zresztą zaraz potem są opisy jego strasznych zbrodni, więc nie ma tam miejsca na współczucie czy litość. A czytelnicy bardzo te fragmenty chwalą.

Rozmawiała Pani z Pękalskim tylko raz, w latach 90. Nie próbowała Pani spotkać się z nim jeszcze raz, po wielu latach, przy okazji pisania tej książki?

Miałam taki zamysł. Początkowo myślałam, że zacznę książkę tamtą rozmową, pojadę do niego i zrobię wywiad, który byłby zakończeniem książki. Ale po przeczytaniu akt sprawy i obejrzeniu wywiadu telewizyjnego Edwarda Miszczaka w programie „Cela numer”, doszłam do wniosku, że niczego nowego od niego nie usłyszę. Stwierdziłam, że nie chcę się już z tym człowiekiem spotykać. Nie ukrywam - to nie jest miłe doświadczenie. Ale przeważyło to, że niczego więcej bym się nie dowiedziała. Potem, kiedy przyjechali dziennikarze telewizji CBS, usiłowali uzyskać zgodę na rozmowę z Pękalskim. I okazało się, że on tego nie chce. Przez dyrekcję więzienia przekazał, że nie będzie udzielał wywiadów, bo niedługo wychodzi na wolność i nie chce mieć zszarganej opinii. To jest dość zabawne, ale też i tragiczne.

Pani przeczytała wszystkie akta sprawy?

Tak, 72 tomy.

Jak to jest, że został skazany tylko za jedno zabójstwo, choć jest wiele poszlak, że popełnił kilkadziesiąt morderstw?

Dokładnie 67, do tylu się przyznał. Potem prasa dopisywała mu kolejne. Staram się wyjaśnić w swojej książce, że w organa ścigania popełniły masę błędów, które podczas procesu sądowego sprawiały, że kolejne sprawy były odrzucane. Na przykład któryś ze świadków rozpoznawał Pękalskiego, więc należało mu pokazać zdjęcia kilku osób. Policjanci pokazali tylko zdjęcie Pękalskiego, co jest niezgodne z procedurą, więc zeznania tego świadka nie były brane pod uwagę. Inny przykład: wieziono Pękalskiego na wizję lokalną sprawy, której niektóre szczegóły były publikowane w mediach, ale nie było mowy o narzędziu zbrodni. No i przyjeżdżali na miejsce, policjant otwierał samochód, a tam leżał młotek, który widział Pękalski. No i po sprawie. To były bardzo podstawowe błędy. Michał Fajbusiewicz, który rekonstruował kilkanaście zbrodni Pękalskiego, mówi otwarcie, że to jest porażka organów ścigania.

Dzisiejsza policja lepiej poradziłaby sobie z tak trudną sprawą?

Nie wiem, warto tutaj zacytować prokuratora, który mówi, że to śledztwo było odwrócone. Zazwyczaj śledczy jadą na miejsce zbrodni i zabezpieczają ślady. Tutaj prokurator nie jechał na miejsce zbrodni, tylko na wizję lokalną, w miejsce, gdzie Pękalski zbrodnię popełnił kilka lat wcześniej. Znaczenie mogło mieć też to, że w tamtych czasach były zupełnie inne metody kryminalistyczne, nie było badań DNA. A kiedy rozpoczął się proces, sędzia żądał badań DNA. Tymczasem okazało się, że niektóre dowody rzeczowe są po prostu zniszczone. Ileś lat temu np. badanie włosa polegało na tym, że się ten włos mieliło. Po takim badaniu włos przestawał istnieć, więc nie można go było poddać później badaniom DNA. Wiele czynników złożyło się na to, że ta sprawa potoczyła się tak źle. Warto jednak dodać, że do dziś nie znaleziono innego sprawcy żadnej ze zbrodni, do której przyznał się Pękalski.

A wymiar sprawiedliwości ma z nim problem również i dziś.

Myślę, że to my jako społeczeństwo mamy problem z wymiarem sprawiedliwości, który nie zabezpiecza nas przed tym, że tacy ludzie jak Pękalski mogą wyjść na wolność. Mam nadzieję, że moja książka będzie głosem w dyskusji: co dalej? Pamiętamy, co się działo z Trynkiewiczem. Dopiero kiedy miał opuścić więzienie, wymiar sprawiedliwości się obudził. Mamy ośrodek w Gostyninie, na 10 miejsc. Wniosków o internację takich ludzi jak Trynkiewicz i Pękalski złożono już 60. Nie słyszę, by coś się działo w wymiarze sprawiedliwości tej sprawie. A bardzo bym chciała, żeby tak się stało.

Myśli Pani podobnie, jak osoby, które się w Pani książce wypowiadają: eksperci, psychiatrzy, prokurator, że jak on wyjdzie, będzie znów zabijał?

Opierając się na tym, co słyszałam od ekspertów, uważam, że Pękalski na wolności może być człowiekiem niebezpiecznym. Raz z powodu jego uwarunkowań psychicznych i fizjologicznych, a dwa - po 27 latach więzienia on będzie bardzo nieporadny na wolności. Znowu będzie głodny, bez dachu nad głową, nikt go nie przyjmie do pracy. Dla niego najprostszą rzeczą będzie popełnienie morderstwa, żeby wrócić tam, gdzie jest mu dobrze. Bo jak mówi jego terapeutka, on jest świetnym przykładem prizonizacji, czyli dostosowania się do warunków więzienia.

Czyli jednak bestia?

Według mnie bestia. Kiedy ktoś mnie pyta o uczucia wobec Pękalskiego, to zawsze mówię: litość i obrzydzenie. Czuję litość w związku z jego dzieciństwem i młodością, natomiast czyny, które popełnił, budzą we mnie wstręt i obrzydzenie.

Leszek Pękalski, nazywany „Wampirem z Bytowa”, seryjny morderca. W śledztwie przyznał się do 67 zbrodni, ale potem te zeznania odwołał. Został został zatrzymany 17 lutego 1992 r. Prokuratura próbowała udowodnić mu 17 morderstw, ale z przyczyn proceduralnych sąd wszystkie sprawy odrzucał. Pękalski odsiedzi 27 lat (był wcześniej skazany na dwa lata w zawieszeniu za gwałt).

Magdalena Omilianowicz jest reporterką, autorką artykułów o tematyce społecznej i podróżniczej. Jej teksty ukazały się m.in. w „Głosie Koszalińskim”, „Gazecie Wyborczej”, „Polityce”, „Przeglądzie”, prasie kobiecej, nowojorskim „Kurierze Plus” i holenderskim „Reve”. Zrealizowała kilka telewizyjnych reportaży, jest autorką jedenastu książek non-fiction.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl