Ojciec miał gwałcić córki. Koszmar dzieci z Łaz trwał kilka lat. Zeznania są przerażające, ale znieczulica społeczna jeszcze bardziej

Patryk Drabek
Łazy k. Zawiercia. Z mieszkania było słychać krzyki i awantury. Większość lokatorów jednak nie reagowała, ponieważ Janusz B. groził sądem każdemu, kto mu się sprzeciwił. Śledczy zainteresowali się nim już w 2014 r., ale nie trafił za kratki. W tym miesiącu postawiono mu zarzuty i został aresztowany. Miał gwałcić i bić swoje córki, 6- i 9-letnią.

Siostry beztrosko bawią się przed blokiem, jedna z nich na rowerku. Tak miało być. A było tak, że młodsza, 6-latka, zostawała na placu zabaw, a ojciec zabierał starszą, 9-latkę, do mieszkania. Miał ją „czegoś uczyć”. Większość sąsiadów nie chciała wiedzieć czego. Bo gdy szedł B., to każdy schodził mu z oczu. Nikt nie chciał problemów.

Albo miało być tak: w mieszkaniu są 66-letni mężczyzna, 33--letnia kobieta, oboje związani z koleją, on od kilku lat już na emeryturze, ona wciąż pracowała. Są też dwie córki, sześcio- i dziewięciolatka, każdy czymś zajęty, jest bezpiecznie.

Ale było inaczej: dziewczynki często zostawały same z ojcem, mama wychodziła do pracy.

Gdy Janusz B. został zatrzymany i postawiono mu zarzuty pedofilii, nikogo to na osiedlu nie zdziwiło. - Nareszcie spotkała go kara boska - mówią teraz sąsiedzi.

Na palcach jednej ręki można jednak policzyć osoby, które zareagowały na krzywdę dzieci już kilka lat temu.

Wokół Janusza B. panowała w Łazach psychoza strachu. - Z byle czym szedł do sądu, a nie każdy chce kłopotów i niepotrzebnych stresów. Każdy się go bał i nie chciał z nim zadzierać - mówią dziś sąsiedzi.

B. straszył sądem każdego, kto mu się sprzeciwiał

Pierwszy przykład: dzieci bawiły się w pobliżu auta Janusza B., a mała piłka, przez przypadek, odbiła się od lśniącej blachy, a może szyby przedniej. B. zauważył to z balkonu. Wpadł w furię. Jeden z sąsiadów stanął w obronie dzieci, więc B. go pozwał. Stwierdził, że słyszał od niego groźby.

Drugi przykład: jedna z lokatorek dostała w głowę w piwnicy. B. miał jej grozić, że jeśli się nie zamknie, to ją pobije. Sąd I instancji uznał, że Janusz B. jest winny, ale po apelacji sprawa została umorzona. Słyszę też o innej sytuacji, gdy miał opluć kobietę, która śmiała twierdzić, że może on krzywdzić najbliższych.

- A przecież to wszystko tylko wierzchołek góry lodowej - mówią ci, którzy znają Janusza B.

- Kochany i opiekuńczy - taka była wersja jego żony. Widocznie tak musiała mówić - wzdycha Maria Stempel, jedna z sąsiadek, a jednocześnie radna Rady Miejskiej w Łazach.

Jako jedna z niewielu nie bała się głośno mówić o tym, że w rodzinie B. może dziać się źle. Skrupulatnie dokumentowała wszy-stkie swoje przejścia z Januszem B. - Ja ci kur.. pokażę. Jak chcesz, to ci wpier... - słyszała, gdy przechodziła obok bloku.

Poszła z tym do sądu. Wygrała. Janusz B. miał ją pisemnie przeprosić za groźby i zapłacić za adwokata. - Co z tego, skoro wszyscy wiedzieli, że jego żonie i dzieciom może dziać się krzywda. Wydaje mi się, że ona była zastraszona. Pamiętam taką sytuację, że jak jechali na działkę, to on wsiadał razem z córkami do auta i jechał tam, a ona musiała dojść pieszo - mówi dziś Maria Stempel.

Dziecko przychodzi do przedszkola z siniakami

DALSZA CZĘŚĆ DRAMATYCZNEJ HISTORII NA KOLEJNEJ STRONIE >>>

Październik 2014 roku. W przedszkolu, do którego chodziła 5-letnia wówczas córka Janusza B., wychowawca zauważa, że dziewczynka ma siniaki na twarzy. Ojciec wścieka się, że ktoś w ogóle mógł pomyśleć, że to jego wina. Matka stwierdza, że5-latka uderzyła się o framugę drzwi. Sprawa Janusza B. trafia do Sądu Rejonowego w Zawier-ciu. Akt oskarżenia wysłany z zawierciańskiej prokuratury dotyczy nie tylko spowodowania obrażeń ciała u córki, ale także kierowania gróźb karalnych pod adresem dwóch sąsiadek i spowodowania obrażeń ciała u jednej z nich. Jest 12 listopada 2015 roku. Sąd orzeka: Janusz B. jest winny popełnienia wszystkich czterech przestępstw.

Kara łączna to 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata, dozór kuratora oraz zobowiązanie do pisemnego przeproszenia pokrzywdzonych sąsiadek.

B. został również obciążony kosztami procesu. Wyrok nie był prawomocny, a Janusz B. odwołał się. Sąd Okręgowy w Częstochowie utrzymał w mocy wyrok dotyczący gróźb, ale uchylił w przypadku przestępstw spowodowania obrażeń ciała u sąsiadki i córki. W przypadku kobiety umorzono postępowanie ze względu na przedawnienie karalności, a sprawa córki Janusza B. została przekazana do ponownego rozpoznania.

- Sąd Okręgowy uznał, że wydany wyrok jest przedwczesny, a zgromadzony materiał dowodowy wymaga uzupełnienia - mówi sędzia Dominik Bogacz, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Częstochowie (w Sądzie Rejonowym w Zawierciu odesłano nas do SO w Częstochowie - przyp. red.). Sąd podkreślił również, że jeśli chodzi o ten wątek, to proces ma charakter poszlakowy i wskazywał na to już sąd w Zawierciu.

Sędzia Bogacz: - Wbrew twierdzeniom Sądu Rejonowego te poszlaki nie zamykały się jednak w jeden łańcuch. Dla prawidłowego rozstrzygnięcia sprawy konieczne było między innymi przesłuchanie kuratora i dopuszczenie dowodu z opinii biegłego psychologa, który miał sporządzić opinię po badaniu małoletniej pokrzywdzonej.

Kara dla Janusza B. za same groźby to tylko 2 miesiące więzienia w zawieszeniu na rok. Już w kwietniu 2017 r. zawierciański sąd... uniewinnił Janusza B. od zarzutu spowodowania obrażeń u córki. W odpowiedzi na nasze pytania czytamy, że w sprawie „nie przeprowadzono żadnego dowodu, który bezpośrednio wskazywałby na sprawstwo oskarżonego w zakresie zarzucanego mu czynu”.

Jeszcze raz tłumaczy sędzia Bogacz: - Był to proces poszlakowy, a w ocenie sądu zgromadzone poszlaki nie tworzą „nieprzerwanego” ciągu, co też podkreślił sąd odwoławczy w wyroku uchylającym wyrok sądu I instancji.

Sędzia wskazuje też, że decydujący okazał się dodatkowy materiał dowodowy zebrany w ramach ponownego procesu. Wskazano okoliczności korzystne dla Janusza B.

- Świadkowie, kuratorzy, sprawujący nadzór nad rodziną oskarżonego, nie spostrzegli żadnych nieprawidłowości w funkcjonowaniu rodziny. Sąd Rejonowy w Zawierciu uzupełnił materiał dowodowy stosownie do wytycznych Sądu Okręgowego w Częstochowie, w tym przede wszystkim o kolejną opinię biegłego psychologa. Ten uzupełniony materiał stanowił podstawę do przyjęcia ustaleń odmiennych niż przy pierwszym rozpoznaniu sprawy - podsumowuje sędzia Bogacz.

Reasumując: kuratorzy stwierdzili, że w rodzinie nie dzieje się źle. Z naszych informacji wynika, że dziewczynka mówiła niewiele w obecności psychologa, a jej matka trzymała stronę męża. Podczas pierwszego procesu, składając zeznania, patrzyła praktycznie tylko w jego kierunku.

Wyrok: Janusz B. jest niewinny. Prokuratura w Zawierciu złożyła apelację, ale Sąd Okręgowy w Częstochowie nie uwzględnił jej. Wyrok był już prawomocny.

Szokujące zeznania córki z pierwszego małżeństwa
Jeszcze bardziej szokuje to, co działo się w sali sądowej w Zawierciu podczas pierwszego procesu. 21 września 2015 roku jako świadek zeznawała córka Janusza B. z pierwszego małżeństwa. Miała wtedy już 40 lat.

CZYTAJ WSTRZĄSAJĄCE ZEZNANIA NA KOLEJNEJ STRONIE >>>>

- W sądzie zapytano ją, dlaczego po tylu latach chciała zeznawać. Odpowiedziała, że dowiedziała się, że ma dwie młodsze siostry i nie chciała, by spotkało je to, czego ona doświadczyła - mówi nam jeden ze świadków zeznających wówczas w sądzie. Sąd potwierdza.

- Kobieta mówiła o przemocy seksualnej wobec niej. Sąd nie mógł jednak wykorzystać tych zeznań, ponieważ nie dotyczyły tego postępowania. Te zeznania rzeczywiście były negatywne dla Janusza B., ale to zdecydowanie wykraczało poza czyn, o który chodziło w oskarżeniu. Nie miała wiedzy na temat obrażeń dziewczynki - podkreśla sędzia Bogacz.

Kobieta mówiła o zdarzeniach sprzed ćwierć wieku, gdy miała jedynie 15 lat. Doszło już więc do przedawnienia. Lecz był to wyraźny sygnał, że młodsze córki Janusza B. są zagrożone. - Sąd może zajmować się tylko zarzutami, które przedstawiła prokuratura. Nie może wyjść poza granice oskarżenia - tłumaczą w sądzie.

Czy policjanci z Łaz zrobili wszystko w tej sprawie?

Jeszcze w poniedziałek pytałem Komendę Powiatową Policji w Zawierciu o to, kiedy funkcjonariusze otrzymali pierwsze sygnały dotyczące Janusza B.

Odpowiedź: „Komisariat w Łazach prowadził postępowanie już w 2014 roku i jest to sprawa, która miała swój finał w sądzie”. Ustaliłem jednak, że już w 2015 roku policjanci z Łaz umorzyli dochodzenie w sprawie psychicznego i fizycznego znęcania się Janusza B. nad córkami.

- Nie jestem upoważniony do przekazywania informacji w tej sprawie. Odsyłam do prokuratury - przekazał nadkom. Andrzej Świeboda, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Zawierciu.

W maju 2015 r., już po tym, jak zaczął się proces, dotyczący m.in. spowodowania obrażeń ciała u córki Janusza B., do prokuratury wpłynęły materiały z zawierciańskiego sądu. Prokurator przekazał je do Komisariatu Policji w Łazach. Funkcjonariusze mieli sprawdzić, czy B. znęca się nad córkami. W połowie czerwca komisariat zwrócił się jednak do prokuratury o zatwierdzenie postanowienia o... odmowie wszczęcia dochodzenia.

- Następnego dnia prokurator poinformował policję, że nie zatwierdza takiego postanowienia i wydaje polecenie wszczęcia dochodzenia oraz wykonania czynności procesowych - mówi prokurator Tomasz Ozimek, rzecznik m.in. prokuratury w Zawierciu.

Od lipca 2015 r. zmieniły się jednak przepisy i od tego momentu policja mogła zakończyć postępowanie, nie zważając na to, czy prokurator to zatwierdzi. Tak też się stało. W sierpniu Prokuratura w Zawierciu otrzymała informacje o umorzeniu postępowania.

W sprawie interweniował Ośrodek Pomocy Społecznej

W lipcu tego roku zawierciańska prokuratura wszczęła śledztwo dotyczące dopuszczenia się przestępstw o charakterze seksualnym i znęcania się nad najbliższą osobą w latach 2016--2018. W czerwcu coś bowiem pękło w matce dziewczynek i uciekła razem z nimi z Łaz. Dziewczynki zostały przesłuchane przez sąd w Zawierciu w tzw. niebieskim pokoju. Prokuratura nie zdradza tego, co powiedziały, ale prokurator ocenił, że materiał dowodowy jest mocny. Januszowi B. postawiono zarzuty, a na wniosek prokuratury został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Śledczy zabezpieczyli komputer i nośniki pamięci należące do mężczyzny. Bulwersującą sprawę z Łaz zbada też Rzecznik Praw Dziecka.

Prokuratura potwierdza natomiast, że sygnały dotyczące tego, że Janusz B. może krzywdzić swoje córki płynęły od kilku lat ze strony Ośrodka Pomocy Społecznej w Łazach. Dyrekcja ośrodka wydała oświadczenie. Podkreślono m.in., że pracownicy socjalni w sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa dzieci zawsze dbają przede wszystkim o dobro najmłodszych i podejmują działania zgodnie z kompetencjami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ojciec miał gwałcić córki. Koszmar dzieci z Łaz trwał kilka lat. Zeznania są przerażające, ale znieczulica społeczna jeszcze bardziej - Dziennik Zachodni

Wróć na i.pl Portal i.pl