18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O. Zięba o katastrofie smoleńskiej: Ideologizacja umysłów gorsza niż zniewolenie

Redakcja
O. Maciej Zięba OP, teolog, filozof i publicysta, w latach 2007-2010 dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności
O. Maciej Zięba OP, teolog, filozof i publicysta, w latach 2007-2010 dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności Grzegorz Mehring/Archiwum
Trzy dni po Smoleńsku ruszyła lawina, która na najgłębszym poziomie zniszczyła między nami duchową jedność. To, co zaczęło się od sportu o Wawel, szybko skutkowało kompletną ideologizacją umysłów. Gorszą niż zniewolenie - pisze o. Maciej Zięba.

Cóż po Homo Sapiens w czasie marnym? Zwłaszcza że przedstawiciel tego gatunku nie czuje się ani prawicowcem, ani lewicowcem i co gorsza nie zgadza się na upartyjnienie lub zideologizowanie swojego myślenia. Taki reprezentant homo sapiens w III RP czuje się jak pterodaktyl lub dinozaur pod koniec mezozoiku - gatunek nie umiejący się zaadaptować do zmiennych warunków.

Czarny wtorek

Cezurą jest katastrofa smoleńska. Już wybory 2007 wykopały polityczną przepaść między wcześniejszymi sojusznikami. Ale dopiero tragedia smoleńska otworzyła w Polsce metafizyczną otchłań dzielącą ludzi. 13 kwietnia ruszyła bowiem lawina, która na najgłębszym poziomie zniszczyła między nami duchową jedność.

Czytaj też: Druga rocznica katastrofy smoleńskiej. PiS przed Pałacem, rząd na Powązkach

To nie wydarzyło się 10 kwietnia 2010. Tego bowiem dnia i w paru dniach następnych Polska była porażona rozmiarem katastrofy i zjednoczona w żałobie - różnice polityczne, środowiskowe, status ekonomiczny, światopogląd przestały być przestrzenią podziałów. Poczucie wielkiej wspólnej straty budowało duchową wspólnotę. Także dla siebie nawzajem byliśmy wtedy bardziej ludzcy, współczujący, szanujący różnice poglądów, które okazywały się wtórne wobec bardziej fundamentalnej jedności.

"Odczarowanie" przyniósł wtorek 13 kwietnia. To wtedy rozpoczął się "spór o Wawel". Kłótnia o miejsce pochówku prezydenckiej pary naruszyła tabu, jakim dotąd była narodowa tragedia. A nic nie wywołuje większych emocji niż poczucie sprofanowania świętości. U jednych wywołuje ono euforię, radość wyzwolenia, upojenie potęgą własnej mocy, u innych poczucie zgrozy z wyszydzania tego, co drogocenne, z okazywania pogardy wobec fundamentalnych wartości.

Czytaj też: Bielan w rozmowie z Torańską: Wawel to był polityczny błąd

W ciągu paru dni wielka pozytywna energia jednocząca ludzi nabrała mocy niszczącej. Do głosu doszli ekstremiści, przymuszeni dotąd do milczenia, szydercy z prezydenckiej pary oraz ci, którzy darzyli ją nieledwie bałwochwalczym kultem. I przez następne dni oraz miesiące można się było jedynie przyłączyć - nieważne czy z wyższych racji, czy jedynie ze środowiskowo-oportunistycznych lub cyniczno-politycznych powodów - do jednych albo do drugich.

Rozpoczął się proces ideologizowania nie tylko debaty publicznej we wszystkich jej wymiarach, ale i ideologizacji umysłów. Dla homo sapiens całkowicie zabrakło w niej miejsca, musiał zejść do podziemia.

Czytaj również: Prof Andrzej Zybertowicz: Można jeszcze wiele nowego powiedzieć o katastrofie. To najwyższy czas

Czytaj też: Płk Łukaszewicz: Przyczyny katastrofy smoleńskiej znamy od dawna. Reszta to polityka

Umysł zideologizowany

To więcej niż umysł upartyjniony, jest to bowiem umysł zniewolony. Umysł upartyjniony to umysł, który bierze udział w grze politycznej. W tej grze białe niekiedy bywa białe, ale czasem musi być czarne. Albowiem publiczne stwierdzenie (casus Grzegorza Schetyny), że rząd powinien szybciej zareagować na przejmowanie przez Rosjan inicjatywy w sprawie smoleńskiej (a wszyscy wiedzą, że powinien) tak samo jak głośne wyznanie (casus Zbigniewa Ziobry), że partia przegrała szóste z kolei wybory (co również jest nie do ukrycia) może zwichnąć najlepszą partyjną karierę.

Zideologizowanie umysłu jest czymś głębszym niż jego upartyjnienie. Jest to bowiem sięgające sensu egzystencji przekonanie, że świat jest miejscem zmagań sił światłości z siłami ciemności.

Zideologizowanie umysłu jest czymś głębszym niż jego upartyjnienie. Jest to bowiem sięgające sensu egzystencji przekonanie, że świat jest miejscem zmagań sił światłości z siłami ciemności. To dlatego nawet jeżeli przedstawiciel "mojego" obozu molestował albo defraudował lub tylko opowiadał zwykłe bzdury, to i tak muszę go bronić. Nazwanie bowiem rzeczy po imieniu byłoby zarazem automatycznym wzmocnieniem ciemnej strony Mocy.

Czytaj też: Kanadyjczycy nakręcili dokument o Smoleńsku. Na podstawie raportu MAK i konferencji Anodiny...

To dlatego musimy się niekiedy zgodzić na "nasze" kumoterstwo, "nasze" łamanie prawa, "nasze" wyszydzanie odmiennych opinii oraz niszczenie ludzi nieposiadających "naszych" poglądów. Jest ono bowiem podyktowane obiektywnym dążeniem do stawienia zapory realnemu złu i umocnienia Królestwa Światłości.

I choć poczucie, że dzięki walce ze złem staję się "obiektywnie" dobry, jest wpisaną pewnie już w ludzki genotyp pokusą, to ulegamy jej bez opamiętania w dzisiejszej Polsce. Daje to bowiem, za niewielką cenę paru etycznych "zaokrągleń" oraz rezygnacji z krytycznego myślenia, i zadowolenie intelektualne, i satysfakcję moralną.

Między kowadłem a młotem

Dlatego biedny Homo Sapiens nie może głośno powiedzieć, że nie było poważnej debaty nad wyborem strategii w sprawie smoleńskiego śledztwa, że uważa za okropne, iż miejsce tragedii miesiącami było ogólnodostępne dla turystów i szabrowników, a wrak Tu-154 leżał porzucony na deszczu i słońcu.

Czytaj też: Druga rocznica katastrofy smoleńskiej. PiS przed Pałacem, rząd na Powązkach

Nie może też powiedzieć, że polityka informacyjna rządu w tej sprawie była - i nadal jest zadziwiająco konsekwentnie - fatalna, co pozwalało generałce (tej formy użyłby homo sapiens, by nie podpaść przynajmniej feministkom) Anodinie rozgrywać skutecznie rosyjską partię.

Czytaj też: Kanadyjczycy nakręcili dokument o Smoleńsku. Na podstawie raportu MAK i konferencji Anodiny...

Gdyby to bowiem powiedział, część uznałaby go za "swojego", a inni za "zaprzańca". Innymi słowy obie strony tego sporu automatycznie uznałyby go równocześnie za wyznawcę teorii rozpylania w smoleńskim lesie sztucznej mgły lub naturalnego helu oraz poglądu, iż rosnącą przy lotnisku brzozę ścięły tajne służby, polskie lub rosyjskie.

Dlatego gdyby dodał jeszcze, że w tej wielkiej tragedii dostrzec też można przejawy braku profesjonalizmu rosyjskiego personelu naziemnego oraz naszych lotników i służb zabezpieczających podróż Głowy Państwa, a zarazem dążenie Prezydenta i jego otoczenia, by przynajmniej dorównać wcześniejszej wizycie szefów obu rządów w Katyniu, byłby już całkowicie spalony.

Jak być konserwatywno-liberalnym socjalistą?

Leszek Kołakowski w swoim słynnym eseju "Jak być konserwatywno-liberalnym socjalistą?" pokazywał, że istotne idee konserwatyzmu, liberalizmu i socjalizmu nie są sprzeczne. Z socjalizmu wybierał on sprzeciw wobec nielimitowanego wolnego rynku i wobec nierówności społecznych. Z myślą liberalną podzielał zaś pogląd, że państwo nie ma dążyć do uszczęśliwiania obywateli i winno zostawiać wiele dziedzin bez regulacji, gdyż idealna równość jest wewnętrznie sprzecznym ideałem.

Te socjalistyczno-liberalne idee w dobie uspołecznienia liberałów i zliberalizowania socjalistów nie budzą już kontrowersji. Nie z tego więc powodu zaliczyłbym Profesora, godzącego oba te będące w historycznym konflikcie prądy ideowe, do ginącego gatunku homo sapiens. Tej przynależności dowodzi raczej fakt, że sporo ludzi tak zwanej prawicy powtarzało, że nie jest on autorytetem, jako że był wieloletnim członkiem PZPR, pisał antykościelne teksty i przyjaźnił się z Kuroniem oraz Michnikiem.

Czytaj też: Płk Łukaszewicz: Przyczyny katastrofy smoleńskiej znamy od dawna. Reszta to polityka

Zarazem jednak dla wielu wyznawców idei lewicowych poglądy Profesora na wagę tradycji, elementu sacrum czy znaczenia chrześcijaństwa w historii świata wydają się anachroniczne i jednostronne, a więc niesłuszne.
Tezę tę potwierdza Profesor w swym eseju, zgadzając się z konserwatywnymi poglądami, iż zło nie jest jedynie wynikiem wadliwych instytucji społecznych, że przy każdym projekcie reformy trzeba sobie zadać pytanie o jej koszta oraz "że nie wiemy, w jakich rozmiarach rozmaite, z tradycji odziedziczone formy życia - rodzina, naród, społeczności religijne, rytuały - są ważne i są nieodzowne dla trwania i dla jakości życia społecznego. Nie ma żadnych racji do mniemania, że niszcząc te formy lub piętnując je jako irracjonalne, mnożymy szanse na zadowolenie z życia, pokoju, bezpieczeństwa i wolności, są natomiast liczne racje, by oczekiwać czegoś wręcz przeciwnego. Nie wiemy, co by się stało na przykład, gdyby została zniesiona rodzina monogamiczna".

Czytaj też: Bielan w rozmowie z Torańską: Wawel to był polityczny błąd

A zatem, zgodnie z sugestiami Kołakowskiego, zwolennicy osłabiania "rodziny monogamicznej" nie powinni wierzyć, że automatycznie dokonują moralnego postępu. Powinni też rozważyć koszty takiego procesu.

Zamiast więc wykorzystywać patologie życia rodzinnego do jego zwalczania, powinni raczej zmierzyć się z wynikami badań, że dzieci ze związków nietrwałych bywają bardziej znerwicowane, że jest wśród nich więcej prób samobójczych, częstsze są przypadki uzależnień i konfliktów z prawem, znacznie też częściej zakładają nietrwałe związki.

A przed podjęciem krucjaty przeciw "opresywnej instytucji rodziny" winni mieć także świadomość, że połowa dzieci urodzona w związkach pozamałżeńskich doświadczy rozpadu owych związków nim ukończy pięć lat (w przypadku małżeństwa będzie ich ponad trzy razy mniej) i że w takich związkach - statystycznie - więcej wydaje się na konsumpcję, a mniej na edukację dzieci.

Czytaj też: Kanadyjczycy nakręcili dokument o Smoleńsku. Na podstawie raportu MAK i konferencji Anodiny...

Oznacza to, oprócz nieprzeliczalnych na żadną walutę ludzkich dramatów, również wielkie koszta społeczne i wydatki z budżetu państwa.

Podobnie należy postąpić z problemem zapłodnienia in vitro. Po stronie "ma" należy wpisać radość tysięcy par płynącą z rodzicielstwa, zmniejszanie luki demograficznej oraz stymulowanie postępu w medycynie prenatalnej i kreowanie pewnej liczby miejsc pracy. Po stronie "winien" należy jednak zapisać, nieposiadające wymiernej ceny, zniszczenie wielu zarodków, a więc indywidualnych ludzkich istnień.

Czytaj też: Druga rocznica katastrofy smoleńskiej. PiS przed Pałacem, rząd na Powązkach

Do tego należy dopisać rodzicielskie dramaty, bo dzieci zapłodnione in vitro częściej rodzą się słabe i z poważnymi wadami, a także straszliwy problem aborcji, gdyż kiedy w wyniku prowadzonej przed zabiegiem kuracji hormonalnej zdarzają się ciąże mnogie, rodzice decydują się na aborcję dzieci, których nie przewidzieli w swych planach (a także by zwiększyć szanse urodzenia zdrowego dziecka).

Dodajmy do tego, jak dowodzą badania w najzamożniejszych krajach świata, że odsetek żywych urodzeń przypadający na jedną próbę waha się pomiędzy 1/5 a 1/4. Oznacza to, że zazwyczaj należy dokonać paru prób zapłodnienia, a ponieważ całkowity koszt każdej takiej próby to około 10 tysięcy złotych, mówimy zatem o znaczących sumach nawet w skali budżetu państwa.

Czytaj też: Płk Łukaszewicz: Przyczyny katastrofy smoleńskiej znamy od dawna. Reszta to polityka

Należy też do nich dodać większe koszty porodu dzieci rodzonych in vitro, jako że takie noworodki przeciętnie są słabsze, a także koszty leczenia, gdyż częściej rodzą się chore.

To wszystko są pozaideologiczne, racjonalne argumenty, dotyczące zarówno sfery egzystencjalnej i moralnej, jak społecznej i ekonomicznej.

Wymuszone milczenie

O tych i o innych problemach chciałby Homo Sapiens spokojnie porozmawiać. Choćby o nauczaniu historii, które winno kształtować nowoczesną polską tożsamość, unikając propagowania i anachronicznych form patriotyzmu i powierzchownej, nasyconej stereotypami ignorancji.

Czytaj też: Bielan w rozmowie z Torańską: Wawel to był polityczny błąd

Chciałby więc zestawiać różne racje, rozważać wszelkie argumenty, doprecyzować swoje poglądy, a niekiedy pokornie przyznać, że nie ma satysfakcjonującego rozwiązania i trzeba wybrać rozwiązanie ułomne. Bieda w tym, że pośród zideologizowanych umysłów, pewnych, że wyłącznie ich poglądy są dobre i prawdziwe, taka rozmowa po prostu jest niemożliwa.

Czytaj też: Kanadyjczycy nakręcili dokument o Smoleńsku. Na podstawie raportu MAK i konferencji Anodiny...

Przewidywał to już Kołakowski, pisząc, że Międzynarodówka konserwatywno-liberalnych socjalistów w realnym świecie, niestety, nigdy nie powstanie. A właśnie do takiej Międzynarodówki homo sapiens mógłby się zapisać. Wie jednak, że czasy mu nie sprzyjają. Dla jednych zawsze pozostanie "sługą katolickiej ideologii", dla innych "zdrajcą Kościoła". Jedni powiedzą o nim, że "wyprzedaje narodową sprawę", drudzy, że broni "polskiego zaścianka", niektórzy uznają, że jest "amoralny", inni zaś, że "niezdolny do racjonalnego myślenia".

Homo Sapiens ma zatem do wyboru albo być odrzucanym przez obie strony, albo - w wersji optymistycznej - pogardzanym tylko przez jedną. Dlatego, mając świadomość, że jest anachronizmem, stara się nie odzywać, próbuje ukryć się na uboczu. Czasem tylko, trawestując Holderlina, pyta siebie:
I wiecznie czekać; i nie wiem, co robić, ani co mówić,
I w ogóle na co komu w tym marnym czasie homines sapientes?


O. Maciej Zięba OP, teolog, filozof i publicysta, w latach 2007-2010 dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności

Czytaj też: Płk Łukaszewicz: Przyczyny katastrofy smoleńskiej znamy od dawna. Reszta to polityka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki