O. Tomasz Grabowski OP: Jeśli Kościół ma się oczyścić, to trzeba wspierać działania arcybiskupa Wojciecha Polaka

Anita Czupryn
Anita Czupryn
O.Tomasz Grabowski OP: Brakuje wśród duchownych liderów, którzy przeciwstawią się kolegom, jeśli ci dopuszczają się tuszowania przestępstw
O.Tomasz Grabowski OP: Brakuje wśród duchownych liderów, którzy przeciwstawią się kolegom, jeśli ci dopuszczają się tuszowania przestępstw Adam Jankowski
Kościół powinien być nauczycielem moralności. Jeśli my nie jesteśmy w stanie doprowadzić do samooczyszczenia i nie jesteśmy w stanie stanąć wyraziście po stronie ofiar bez nacisku zewnętrznego, to znaczy, że gdzieś głęboko w nas coś zostało popsute – o filmie braci Sekielskich „Zabawa w chowanego” i sytuacji Kościoła mówi ojciec Tomasz Grabowski OP, prezes Wydawnictwa Polskiej Prowincji Dominikanów W Drodze

Co Ojciec myślał, oglądając poszczególne sceny nowego filmu braci Sekielskich „Zabawa w Chowanego”?

Jest tu kilka istotnych wątków. Pierwszym z nich jest krzywda i cierpienie konkretnych osób. Drugim postawa sprawców, a trzecim – odpowiedzialność hierarchii kościelnej. Każdy z nich jest wątkiem potwornie smutnym, a jednocześnie bardzo potrzebne jest ich nagłośnienie.

Jeśli chodzi o krzywdę ofiar – to o czym tak naprawdę mówi ten film? Ja widziałam to, że krzywda dzieci, w miarę ich dorastania nie zostaje umniejszona, a przeciwnie, rośnie i nie pozwala normalnie żyć.

Film Tomasza Sekielskiego to tylko jedno ze źródeł informacji na temat tego, co przeżywają osoby skrzywdzone. Takich świadectw mamy niestety zbyt wiele. Sami wydaliśmy książkę pod tytułem „Łzy niewinności” Joëla Pralonga, francuskiego księdza, który zebrał świadectwa osób skrzywdzonych w dzieciństwie przez duchownych i nie tylko. Jako duszpasterze spotykamy się niekiedy z osobami, które doświadczyły w życiu takich traumatycznych i okrutnych spraw. Za każdym razem przekonujemy się, że to jest gigantyczne naruszenie godności i wartości konkretnej osoby. Dochodzi do niej wtedy, kiedy te osoby są nieukształtowane, kiedy dopiero wzrastają, są ufne w stosunku do zewnętrznego świata i to zaufanie zostaje wykorzystane. Dalej – krzywda związana z naruszeniem cielesnym, rani psychicznie i staje się nieustannym, potwornym cierpieniem. Myślę, że nikt, kto tego nie doświadczył, nie jest w stanie sobie tego wyobrazić. Rana sięga bardzo głęboko i bez dużego wysiłku, bez profesjonalnej pomocy i też – jestem o tym przekonany – łaski bożej, nie sposób, żeby została uleczona. A nawet jeśli jest uleczona, to i tak pozostaje po niej blizna. Będzie obecna w życiu danej osoby, nawet jeśli przeżyje ona proces uzdrowienia.

Właśnie o to miałam zamiar pytać, czy te rany w ogóle mogą się zagoić. Czy jest jakiś sposób na to, aby ten ból, jaki odczuwają osoby skrzywdzone, ukoić?

Banalnym stwierdzeniem będzie, że lekarstwem tutaj jest po prostu miłość, ale to prawda. Proszę pamiętać, że osoby skrzywdzone przeżywają przede wszystkim przygniatające doświadczenie wstydu oraz naruszenia własnej godności i wartości. Dlatego bardzo często towarzyszy im poczucie winy. Stąd tak długo trwa, zanim ktokolwiek odważy się o mówić o krzywdzie. Pierwszym i najważniejszym elementem w pracy z osobami skrzywdzonymi jest umiejętność wysłuchania tego, co w sobie noszą. A często potrzebna jest im pomoc, by wydobyły z siebie traumę, którą przeżyły.

Niektórzy tak się zasklepiają, że nigdy o tym nie powiedzą.

To jeden z mechanizmów obronnych wobec bólu – próba zapomnienia czy wręcz podświadomego wyparcia. Żeby się nie konfrontować z krzywdą, której się doświadczyło, chcemy ją wypchnąć z pamięci. I to jest zrozumiałe; jakoś próbują sobie poradzić, by przeżyć. Tylko że wykorzystanie seksualne jest tak głębokim zranieniem, że część z osób opisuje je jako doświadczenie śmierci. Po skrzywdzeniu zapadają się w sobie; czasem opisują to jako apatię. Często w świadectwach osób skrzywdzonych pojawia się sformułowanie, że czują się, jakby się topiły. Zapadają się w sobie, żeby ze wszystkich sił powstrzymać ból, stłumić go, nie doświadczać cierpienia spowodowanego krzywdą. To też pokazuje okropność tych zbrodni. Nikt nie jest w stanie sam sobie z nimi poradzić — są tak nieludzkie, tak miażdżące, że bez pomocy ludzi i Boga nie sposób się z nich podnieść. Rany koniec końców muszą być otwarte, żeby cała żółć wypłynęła, żeby rana mogła być oczyszczona. Dlatego kluczową rzeczą jest słuchanie i próba budowania zaufania z zewnętrznym światem osoby skrzywdzonej.

Przeprosiny ze strony Kościoła, oficjalne, publiczne czy nieoficjalne, osobiste i zadośćuczynienie, o co przecież starają się ofiary księży-pedofilów, to jest jakiś sposób na uleczenie tych ran?

To mimo wszystko są — choć ważne — gesty zewnętrzne, a chodzi o uzdrowienie wewnętrzne. Praca terapeutów i osób związanych z Centrum Ochrony Dziecka (współpracownicy ojca Adama Żaka SJ) czy z Fundacją Świętego Józefa i biurem księdza Piotra Studnickiego skupia się na tym, żeby dotrzeć wraz z osobą skrzywdzoną do prawdy o odniesionych ranach i sukcesywnie doprowadzić do uzdrowienia wewnętrznego. Te zewnętrzne gesty, czy to przeprosiny, czy zadośćuczynienie, są potrzebne i nie należy z nich rezygnować, natomiast one są niewystarczające. Ponieważ mówimy tu o dramacie poszczególnych osób, a tego w żaden sposób nie leczy ani zewnętrzne słowo kogoś postronnego, ani też ekwiwalent pieniężny; trudno zresztą go wymierzyć. Są o tyle ważne, o ile osoby, które przeżywają poczucie winy i osłabienia własnej wartości z powodu tego co się stało, potrzebują, by bliscy, rodzina, ale również sprawca i jego przełożony uznali, że ona została skrzywdzona i należy się jej sprawiedliwość. Inaczej bardzo łatwo przyjmie postawę samooskarżenia. Dlatego tak ważne jest domaganie się, by sprawca przyznał się do winy, przełożony nie ochraniał go, a przez to podważał wyrządzoną ofierze krzywdę i w końcu, by podjęto zadośćuczynienie. Inaczej ofiara wciąż będzie zmagać się z poczuciem wstydu, winy i poniżenia. Paradoksalnie w sytuacji głębokiej krzywdy łatwiej jest przyjąć perspektywę swoich katów niż zobaczyć siebie jako ofiarę. Ponieważ postrzeganie siebie jako kogoś skrzywdzonego, wymaga dopuszczenia do siebie krzywdy i ogromu cierpienia z nią związanego. Dlatego przez ignorowanie i brak wymierzenia sprawiedliwości osobie pokrzywdzonej, wciąż się ją krzywdzi psychicznie.

Kiedy po obejrzeniu „Zabawy w chowanego” rozmawiałam z zaprzyjaźnioną dziennikarką, zapytała mnie, czy w ogóle możliwe jest to, żeby Kościół sam szukał ofiar skrzywdzonych przez księży. Ojciec wymienił instytucje, które pomagają skrzywdzonym i są to instytucje funkcjonujące w ramach Kościoła, prawda? Czy można więc powiedzieć, że zajmują się one, oprócz udzielania pomocy, również szukaniem ofiar?

Nie wiem, czy zajmują się ich szukaniem. Na pewno są miejscami, do których ofiary molestowania seksualnego mogą się zwrócić, by otrzymać fachową pomoc. Należy wspomnieć również o Telefonie Zaufania „Zranieni w Kościele”; to inicjatywa świeckich katolików, między innymi pani Barbary Smolińskiej. Taka półanonimowa forma kontaktu może być łatwiejsza do zaakceptowania dla osoby zawstydzonej przez to, co jej wyrządzono w dzieciństwie. Ale z filmu „Zabawa w chowanego” można wyciągnąć inny wniosek. To nie jest temat, który można ograniczyć do instytucji stworzonych, by pomóc osobom skrzywdzonym. To jest sprawa, która powinna przejąć wszystkich katolików. W filmie przez chwilę pojawia się postać siostry zakonnej…

Przy okazji tej sceny z siostrą zakonną, zresztą bardzo przejmującej, miałam taką myśl, że ten film pokazuje, że wszyscy w nim są ofiarami. Zarówno skrzywdzeni chłopcy, dziś dorośli mężczyźni, jak i ksiądz, który ich molestował i sam był molestowany, ale też i siostra zakonna, która chowa się w drugim pomieszczeniu i płacze, bo dociera do niej bezmiar bólu, jaki odczuwa skrzywdzony w dzieciństwie młody mężczyzna.

Chciałem powiedzieć o czymś innym. O tym, że to jest sprawa, która dotyczy całego Kościoła. Kiedy w mediach mówi się o Kościele, to najczęściej na myśli mamy duchownych. A to jest zafałszowany obraz Kościoła. Kościół to ludzie wierzący; to ci, którzy zostali ochrzczeni i dla których kościół stanowi wspólnotę wiary. Właśnie sfilmowana siostra zakonna pokazuje, że to od każdego z wierzących zależy czy osoby skrzywdzone doświadczą pomocy. Gdy spotykamy skrzywdzonego, nie można powiedzieć „Nic nie mogę zrobić”. Czy to rodzice, czy przyjaciele skrzywdzonych dzieci, czy osoby postronne, które coś przeczuwają: nauczyciele, zakrystianie…, ktokolwiek. Na każdym z wierzących spoczywa odpowiedzialność zatroszczenia się o tych, którzy zostali skrzywdzeni lub mogą być ofiarami pedofilów. Jeżeli tego sobie nie uświadomimy, nie będziemy prawdziwie Kościołem. Nie bez powodu św. Paweł mówi o Kościele jako o ciele, w którym, gdy cierpi jeden z członków, wszystkie odczuwają ból. Jest tak wśród nas? Czy raczej odwracamy głowy, by nie widzieć zła? Potrzebujemy zmiany mentalności — jest to jeden z postulatów księdza Piotra Studnickiego — to nie jest sprawa wyłącznie hierarchii kościelnej; tutaj odpowiedzialność jest specjalna i pewnie o tym jeszcze porozmawiamy. Chcę podkreślić, że naprawdę odpowiedzialność spoczywa na każdym z wierzących. Nie możemy się godzić na to, że w imię jakiejś chorej solidarności czy lojalności pośród (mam nadzieję nielicznych) duchownych, zostanie zbagatelizowana krzywda niewinnych dzieci. Nie gódźmy się na to, żeby zło działo się w kościele i pozostawało bez konsekwencji.

Czy od pierwszego filmu braci Sekielskich, „Tylko nie mów nikomu”, który wywołał ogólnonarodową dyskusję, coś faktycznie się zmieniło w Kościele? Wtedy usłyszeliśmy i przeprosiny ze strony hierarchów, i padły deklaracje z ust polityków, sądy zaczęły zasądzać wysokie odszkodowania dla ofiar. Ale Kościół odwołuje się od tych wyroków. Czy ten zryw w ubiegłym roku był z powodu społecznej presji?

Cały proces oczyszczenia Kościoła jest niestety historią smutną. Sięgając 20 lat wstecz, trzeba powiedzieć, że duchowni, hierarchia kościelna, czy, mówiąc świeckim językiem, zarząd Kościoła w Polsce, popełnił szereg błędów. Głośną sprawą sprzed osiemnastu lat, o ile dobrze pamiętam, była sprawa niedawno zmarłego arcybiskupa Paetza. Wtedy już okazało się, że część hierarchii kościelnej nie jest w stanie radykalnie opowiedzieć się za prawdą. Drugim smutnym epizodem ostatnich 20 lat była kwestia lustracji. Dziś zupełnie zapomniana. Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, to w okolicach 2006 roku mieliśmy do czynienia z szeregiem epizodów, wobec których znowu zabrakło odwagi, żeby radykalnie opowiedzieć się za prawdą. Pierwszy film braci Sekielskich uruchomił lub przyspieszył i zintensyfikował konkretne procesy. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że duchowni, hierarchia nie była w stanie sama z siebie wygenerować wyrazistego działania bez zewnętrznego nacisku. Owszem, po filmie „Tylko nie mów nikomu” sytuacja nabrała tempa. Zarówno działania arcybiskupa Wojciecha Polaka czy kolejne powoływane instytucje, wprowadzanie procedur, to wszystko cieszy, ale trudno uniknąć wrażenia, że dzieje się pod presją społeczną, pochodzącą z zewnątrz Kościoła. Niestety, dla mnie, jako duchownego i człowieka wierzącego jest to bardzo smutne wrażenie. Kościół powinien być nauczycielem moralności. Jeśli my nie jesteśmy w stanie doprowadzić do samooczyszczenia i nie jesteśmy w stanie stanąć wyraziście po stronie ofiar bez nacisku zewnętrznego, to znaczy, że gdzieś głęboko w nas coś zostało popsute.

Film Sekielskich stawia poniekąd zarzut, że państwo również rozłożyło nad Kościołem parasol ochronny. Jest porozumienie między Prokuratura Krajową a Kościołem, że wszystkie sprawy dotyczące przestępstw seksualnych muszą być tam zgłaszane i od Prokuratury Krajowej zależy, czy zostanie wszczęte śledztwo. Poza tym, rok temu zapowiadano, że powstanie specjalna komisja do spraw przestępstw seksualnych w Kościele, parlament przygotował nawet stosowną ustawę, która przecież już jest, ale komisji nie ma i nie będzie – teraz pretekstem jest pandemia.

Muszę się przyznać, że w tym zakresie nie mam wiedzy, a na temat dyrektyw i ustaleń dowiedziałem się z filmu. Nie znam treści wspomnianych dokumentów, więc trudno mi na to odpowiadać. Jeżeli takie ustalenia faktycznie funkcjonują, to nie wiem, jaki jest ich cel i nie mam pojęcia, czy to jest przeciwko dochodzeniu sprawiedliwości.

Można by skonstatować, że celem jest chronienie przestępców. Do jakich innych wniosków można dojść? Osoby duchowne, które popełniły przestępstwo mogą liczyć na inne prawa i względy, niż zwyczajni przestępcy, którzy nie noszą sutanny?

Zauważam tu dwa wątki. Pierwszy to taki, gdzie jasno trzeba powiedzieć, że każdy duchowny jest obywatelem RP i powinien być traktowany według prawa RP. Nie powinno być równych i równiejszych wobec prawa. To jest oczywiste, jasne i mam nadzieję, że nikt nie uważa inaczej. Dotyczy to zarówno domniemania niewinności, jak i uczciwego procesu, a w końcu sprawiedliwego wyroku. Natomiast jest też drugi wątek. Być może jestem naiwny, ale istnieje taka możliwość, że ten rodzaj porozumienia niekoniecznie ma na celu chronienie przestępców. Mogę sobie wyobrazić sytuację, która dotyczy hierarchii wysokiego stopnia – biskupa, czy jakiegoś kanonika z diecezji i że ze względu na jego koneksje lepiej, żeby nie zajmowała się nim prokuratura miejscowa, tylko Prokuratura Krajowa. Ale, jak powiedziałem, może to jest naiwny sposób myślenia. Zakładam jednak zawsze dobrą wolę rządzących i episkopatu, dopóki nie zostanie dowiedzione co innego, dopóty staram się nikogo nie oskarżać pochopnie. Nie znam tych dokumentów i nie wiem, jakie stoją za nimi motywację. Byłoby dobrze, gdyby przedstawiciele rządu i episkopatu wyjaśnili stawiane przez film zarzuty dotyczące dyrektyw dla prokuratury.

Jaką przyszłość widziałby Ojciec, jeśli chodzi o temat pedofilii w Kościele? Czy możliwy jest taki finał, jak w innych krajach, gdzie Kościół się oczyścił? Jest szansa, aby tak się stało w Polsce? I co musiałoby się wydarzyć?

Bardzo wiele rzeczy powinno się wydarzyć, czy też życzyłbym sobie, żeby się wydarzyło. Po pierwsze życzyłbym sobie, żeby sprawą zajęli się dziennikarze z mediów katolickich. To pierwsza sprawa, jaka przychodzi mi do głowy. Jeżeli z wewnątrz kościoła, ze wspólnoty ludzi wierzących, nie wyjdzie działanie na rzecz skrzywdzonych i na rzecz osądzenia sprawców, to nie sposób, żeby proces oczyszczenia dokonał się skutecznie i z poszanowaniem Kościoła.

Przecież Tomasz Terlikowski bije na alarm od wielu lat, jeśli o to chodzi. Nawet w filmie Sekielskich się wypowiada. I jest dziennikarzem katolickim. To mało?

Za mało. Tomasz Terlikowski działa trochę jak samotny rewolwerowiec i chwała mu za to. Mówiąc o dziennikarzach katolickich, myślę o dziennikarzach „Gościa niedzielnego”, „Niedzieli”, o „Przewodniku Katolickim” i o innych mediach katolickich. Czas najwyższy, żeby dziennikarze podjęli działania właśnie w imię dobra kościoła. Oczyszczenie, które jest wymuszane z zewnątrz zawsze obarczone jest budzeniem głębokiej niechęci do kościoła, działaniem w zacietrzewieniu. Pamiętajmy niechlubne posunięcia Fundacji „Nie Lękajcie się”. Straciła wiarygodność dość szybko, ale ile pustych oskarżeń, nienawiści i zła zdążyła w tym krótkim czasie wyrządzić… Niestety, okazuje się, że zewnętrzne instytucje są mało skuteczne. Niewystarczająco chronią i dbają o ofiary, nie liczą się również z konsekwencjami fałszywie rzucanych oskarżeń. Przykład wspomnianej fundacji pokazuje, że logika takiego działania obliczona jest na jak największą destrukcję struktur Kościoła, ignorowanie dobra, które się w nim dzieje, zaprzeczanie sensowi wiary w ogólności. Posłużenie się tematem pedofilii jest jednym z instrumentów służących innym celom. Podobne wrażenie można odnieść przyglądając się komentarzom pod filmem. Słuszna złość na konkretnych ludzi, szybko zmienia się w komentarzach na potępianie wszystkich, domaganie się linczu na oskarżonych itp. Nie chodzi o walkę na moździerze tylko na działanie snajperskie. Tego typu praca może być wykonana przez ludzi wewnątrz Kościoła.

Zawsze działanie pod presją tworzy opór.

Tak, wtedy łatwo jest powiedzieć: „Jesteśmy atakowani” i stracić z oczu osoby skrzywdzone. Drugim elementem oczyszczenia, który życzyłbym sobie, żeby się wydarzył, to zaangażowanie się świeckich katolików, już nie tylko dziennikarzy, w pomoc tym instytucjom, które Kościół powołuje, i w pomoc ofiarom w dochodzeniu przez nich sprawiedliwości i uzdrowienia. Każdy z nas powinien nauczyć się słuchać i nieść adekwatną pomoc skrzywdzonym, a równolegle wyrabiać w sobie odruch niezgody na zło i przekraczanie granic. Zacząć trzeba od samego siebie, a w imię dbania o zbawienie ofiar i sprawców, należy uczyć się postawy sprzeciwu wobec zła. Kolejnym pobożnym życzeniem jest to, że życzyłbym sobie całkowitej niezgody wśród duchownych na zaniechanie sprawiedliwie prowadzonych procesów wobec sprawców nadużyć seksualnych wobec nieletnich. Jeżeli księża znają konkretne fakty o swoich współbraciach, to w imię dobra tych konkretnych księży, należy skonfrontować ich z prawdą. Bez tego nie dokona się żadne nawrócenie sprawcy. I wreszcie, ostatnie moje „życzyłbym sobie”, którego jaskółką jest sobotnie oświadczenie delegata Episkopatu do spraw ochrony dzieci, księdza arcybiskupa Wojciecha Polaka, o tym, że złożył odpowiednie zawiadomienie do nuncjatury w kwestii biskupa, który, jak wynika z informacji zebranych przez Tomasza Sekielskiego, nie dopełnił swoich obowiązków. Jaskółka, oby przyszła wiosna, którą zdaje się zwiastować i oby pozostali wymienieni w filmie biskupi mieli szansę przedstawić wyjaśnienia, a jeśli zaniedbali swoje obowiązki — ponieść konsekwencje zarzucanych im zaniedbań. Jeśli Kościół ma się oczyścić, to trzeba wspierać działania księdza arcybiskupa Wojciecha Polaka i domagać się dalszych kroków w sprawdzeniu odpowiedzialności poszczególnych hierarchów kościelnych. Wzajemne tuszowanie spraw w imię jakiejś dziwnie pojętej solidarności…, naprawdę nie wiem, w imię czego…

… w imię źle pojętego dobra.

Czyli w imię zła. Na to nie może być zgody. Niestety, brakuje wśród duchownych w Polsce prawdziwych liderów, którzy przeciwstawią się kolegom, jeśli ci dopuszczają się tuszowania przestępstw. Potrzeba nam kogoś na miarę Stefana Wyszyńskiego, kto miałby odwagę w imię realnego dobra i prawdy, przeciwstawić się złu konformizmu. Trzeba pamiętać, że tuszowanie przestępstw jest rodzajem współdziałania ze zbrodniarzem. Trudno jest mi to przyznać, ale jeśli takie sytuacje mają miejsce i nie wyciągamy wobec nich konsekwencji, to godzimy się, aby współwinni zła byli nauczycielami wiary i moralności. Na to nie może być zgody ludzi Kościoła. Ale trzeba też pamiętać, że ten temat obarczony jest gigantycznymi emocjami i bardzo łatwo jest oskarżyć kogoś niesłusznie. Chciałbym przypomnieć nie dość głośną sprawę George’a kardynała Pella z Australii. Jego proces był całkowitą farsą. Koniec końców sąd najwyższej instancji uchylił zarzuty, ale kardynał Pell spędził 400 dni w więzieniu, został pozbawiony dobrego imienia, a stało się tak wyłącznie w oparciu o fałszywe oskarżenia. Musimy pamiętać o tym, że domniemanie niewinności jest prawem każdego obywatela oskarżonego o jakąkolwiek zbrodnie, również obywateli noszących koloratki. Pozbawienie dobrego imienia dawniej było jednym z elementów kary kościelnej za dopuszczenie się pedofilii, dziś jest karą łatwo wymierzaną zaocznie, na zasadzie linczu. Nie należy być naiwnym, ale jednocześnie nie wolno szafować wyrokami, zarówno o niewinności jak o winie. Zostawmy to zadanie sądom.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl