Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O języku śląskim, pomysłach na rozwój regionu, CPK oraz innych sprawach rozmawiamy dr. Jerzym Gorzelikiem, „jedynką” RAŚ do sejmiku ZDJĘCIA

Ireneusz Stajer
Ireneusz Stajer
Śląskość wciąż budzi wiele kontrowersji. Najważniejsze jest to, czego należy się spodziewać po sfinalizowaniu procedury legislacyjnej. Sądzę, że dziś zdecydowana większość posłów przekonana jest do uznania śląskiego za język regionalny. Ton wielu wypowiedzi wskazuje też na to, że realne jest uznanie Ślązaków za mniejszość etniczną, co będziemy podkreślali w kampanii wyborczej.
Śląskość wciąż budzi wiele kontrowersji. Najważniejsze jest to, czego należy się spodziewać po sfinalizowaniu procedury legislacyjnej. Sądzę, że dziś zdecydowana większość posłów przekonana jest do uznania śląskiego za język regionalny. Ton wielu wypowiedzi wskazuje też na to, że realne jest uznanie Ślązaków za mniejszość etniczną, co będziemy podkreślali w kampanii wyborczej. mat. prasowe
Jerzy Gorzelik urodził się w 1971 roku w Zabrzu. Jest śląskim historykiem sztuki, nauczycielem akademickim, profesorem Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, górnośląskim działaczem regionalnym i samorządowym. Od 2003 roku przewodniczący Ruchu Autonomii Śląska, w latach 2010–2013 członek zarządu województwa śląskiego IV kadencji, a w 2010–2018 radny Sejmiku Województwa Śląskiego IV i V kadencji. Kandydat do samorządu wojewódzkiego w kwietniowych wyborach.

Po sejmowej debacie o projekcie ustawy w sprawie uznania ślonskij godki za język regionalny rzecz wydaje się przesądzona. Jak Pan chce wykorzystać ten fakt w kampanii wyborczej do Sejmiku Województwa Śląskiego?

Wczorajsza debata (rozmowa odbyła się 20 marca – red.), ale także wcześniejszy wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, stanowi zwieńczenie drogi, którą Ruch Autonomii Śląska podąża od 30 lat. To pokazuje, że choć ta skuteczność była poddawana w wątpliwość, to jednak stała się faktem. Pewnie każdy z nas (RAŚ oraz inne środowiska śląskie), chciałby, by to nastąpiło szybciej, ale i tak możemy z satysfakcją spojrzeć na ostatnie lata. Wreszcie ta ciężka praca przynosi efekty, ale też pokazuje, że potrzebny jest ktoś, kto zadba o to, by jej owoce były właściwie skonsumowane.

Debata była gorąca, ścierały się różne stanowiska – zwolenników i przeciwników.

Pokazała, że śląskość wciąż budzi wiele kontrowersji. Najważniejsze jest to, czego należy się spodziewać po sfinalizowaniu procedury legislacyjnej. Sądzę, że dziś zdecydowana większość posłów przekonana jest do uznania śląskiego za język regionalny. Ton wielu wypowiedzi wskazuje też na to, że realne jest uznanie Ślązaków za mniejszość etniczną, co będziemy podkreślali w kampanii wyborczej. Może to nastąpi dopiero po wyborach prezydenckich. Teraz można by się spodziewać weta ze strony Andrzeja Dudy. Nie jest to jednak bardzo odległa perspektywa, co oznacza, że w najbliższej kadencji samorządu śląskie realia mogą się znacząco zmienić.

Jak się zmienią, co to będzie oznaczało dla Śląska i Polski?

Polska na pewno na tym nie ucierpi. Zyska większą wiarygodność jako państwo, które szanuje różnorodności. Zapewne zyska grono obywateli, którzy będą identyfikować się z tym państwem. To naturalna sytuacja, gdy instytucje publiczne respektują naszą tożsamość. Natomiast, oczywiście najważniejsze jest to, co zmieni się z śląskiej perspektywy. Jak już wspomniałem, sukcesy będące przypieczętowaniem długiej drogi Ruchu Autonomii Śląska oraz innych śląskich środowisk, są olbrzymim wyzwaniem.

Jakie będą to wyzwania?

Zacznijmy od języka regionalnego, bo to sprawa, która rysuje się nam już nie tyle na horyzoncie, ale jest na wyciągnięcie ręki. Z jednej strony będzie można umieszczać na tablicach śląskie nazwy miejscowości, które czasem są różne od polskich. Będzie to możliwe wszędzie tam, gdzie co najmniej 20 procent mieszkańców zadeklarowało posługiwanie się językiem śląskim. Ewentualnie również tam, gdzie samorząd przeprowadzi konsultacje społeczne i ponad połowa uczestników opowie się za wprowadzeniem takich tablic. Ale to jest kwestia bardziej symboliczna, a jednocześnie technicznie prosta.

Co uważa Pan za kwestie najtrudniejsze i dlaczego?

To, o czym mówi się najczęściej, czyli wprowadzenie śląskiego do szkół, wymaga już olbrzymiej pracy. Bo trzeba dokończyć standaryzację języka; przeprowadzić bardzo skomplikowaną jednak procedurę, wymagającą sporych kompetencji w naprawdę krótkim czasie. Druga rzecz, która jest nie mniej trudna, to zachęcić rodziców i dzieci do uczestnictwa w procesie edukacyjnym. Same dzieci muszą chcieć uczyć się śląskiego, a rodzice muszą chcieć wysyłać dzieci na te lekcje. Wyzwanie polega tutaj na tym, że znajomość śląskiego nie poprawia znacząco szans na rynku pracy. Atrakcyjność musi być budowana inaczej niż w przypadku języka angielskiego czy niemieckiego, znajdujących się w powszechnym, międzynarodowym obiegu.

Jak można zmierzyć się z tymi trudnościami?

Mając świadomość tych wyzwań, postulujemy, by samorząd wojewódzki bardzo aktywnie włączył się w prace, które już trwają, a które muszą wznieść się na dużo wyższy poziom intensywności. Proponujemy powołanie jako wojewódzkiej instytucji kultury – Instytutu Języka Śląskiego. Nasz program wyborczy składa się bowiem z dwóch komponentów. Pierwszy dotyczy właśnie śląskości. Trudno sobie wyobrazić, by ktoś inny był promotorem i strażnikiem śląskości w Sejmiku Województwa Śląskiego. Mamy już w tym zakresie doświadczenie. Sądzę, że Ruch Autonomii Śląska powinien kontynuować swoją pracę. Instytut Języka Śląskiego to jedna z palących potrzeb. Mamy ciało społeczne – Radę Języka Śląskiego, ale potrzebujemy niewielkiej, lecz sprofesjonalizowanej instytucji, która skupi się na skoordynowaniu standaryzacji i promocji języka śląskiego. To jest rzecz absolutnie konieczna, by sprawa języka śląskiego dzisiaj wywołująca taki entuzjazm wśród wielu Ślązaków, została doprowadzona do szczęśliwego końca. Chodzi o to, by to wszystko nie zakończyło się rozczarowaniem, wynikającym z zaniechań i błędów. Komponent tożsamościowy dotyczy także istniejących instytucji kultury, które powinny zostać przywrócone na śląskie tory. Bo w ostatnim czasie z tych torów zostały niejednokrotnie wykolejone.

A drugi komponent programu wyborczego?

Obok polityki tożsamości, który RAŚ prowadzi od początku swego istnienia, mamy w programie również wszystko to, co wiąże się z jakością codziennego życia. W bardziej materialnym niż duchowym wymiarze. Sejmik nie zajmuje się gospodarką, ale przede wszystkim promocją rozwiązań w gospodarce. I tutaj mamy swoje doświadczenia. Gdy byliśmy w koalicji rządzącej sejmikiem, podejmowaliśmy takie działania promocyjne. Pod moim nadzorem, jako członka zarządu województwa, był wydział gospodarki, który został połączony z wydziałem promocji i współpracy międzynarodowej. To funkcjonowało dobrze, wydaje mi się jednak, że ten dorobek został w jakimś stopniu roztrwoniony.

Co samorząd wojewódzki może zrobić dla jakości codziennego życia mieszkańców i znajduje się to w Pana programie?

W programie mamy, wydaje się nam bardzo ważną sprawę, a mianowicie dbałość o transport i przestrzeń publiczną. To wciąż dwie pięty achillesowe województwa śląskiego. Działając w sejmiku byliśmy niestrudzonymi promotorami transportu szynowego, kolejowego. Oczywiście są działania, które przynoszą efekty w dłuższej perspektywie niż jedna kadencja; często w 10-letniej lub jeszcze dalej. Obecnie jesteśmy świadkami efektów działań, które podejmowaliśmy w tamtym czasie. Przypomnę, że to RAŚ promował odtworzenie tzw. kolejowej obwodnicy aglomeracji. Projekty takie realizowane są teraz albo będą niedługo. Stąd potrzebny jest ktoś, kto zadba z politycznego poziomu o to, by nie zabrakło konsekwencji, żeby u końca tych działań pojawił się system transportu publicznego, którego obecnie nie ma w województwie śląskim. Jest poprawa, ale nie możemy jeszcze powiedzieć, że mamy do czynienia z systemem transportu publicznego.

Według RAŚ system transportu publicznego powinien opierać się na kolei…

To ona musi stanowić jego kręgosłup. Zgłaszamy konkretne propozycje, bo mamy fachowców, którzy zajmują się transportem publicznym, zwłaszcza kolejowym, na co dzień. Druga rzecz dotyczy przestrzeni publicznej, bardzo zaniedbanej w regionie, który został dotknięty transformacją gospodarczą i upadkiem ciężkiego przemysłu. Dotknięty także upadkiem w wymiarze urbanistycznym. Tutaj zabrakło długofalowego działania, które charakteryzowało choćby transformację w Zagłębiu Ruhry, gdzie zidentyfikowano problem. Pośrodku naszych miast bardzo często znajdowały się duże zakłady przemysłowe. Kiedy upadły, to skutkiem były nie tylko problemy społeczne, ale także wyrwy w tkance miejskiej.

Czy RAŚ ma pomysł, jak rozwiązać te problemy w możliwie niedługiej perspektywie?

Znowu jest to coś, o czym mówiliśmy od lat. Grunty i nieruchomości pozostające jakby aktywami Spółki Restrukturyzacji Kopalń należy przekazać samorządom. Co do tego, nie ma najmniejszej wątpliwości. Wiąże się to z jakością i ochroną przestrzeni publicznej. Mamy dwa pomysły, które staramy się promować od lat. Pierwszy dotyczy tego, że zamiast stwarzać udogodnienia dla deweloperów i przyczyniać się nierzadko do procesu „rozlewania się” miast, poświęcić uwagę centrom, które bardzo często są zaniedbane. Przejawia się to olbrzymią liczbą zdewastowanych kamienic oraz pustostanów. Już kilka lat temu mówiliśmy, że zamiast programu Mieszkanie plus, powinien być realizowany pogram Kamienica plus. Nie ulega wątpliwości, że wykonanie takiego programu wymagałoby współpracy samorządów lokalnych i wojewódzkiego, ale także władz centralnych. Nie przez przypadek przywołuję władze centralne, choć rozmawiamy o wyborach samorządowych. Donald Tusk, swego czasu przebywając na Górnym Śląsku deklarował, że powstanie taki program, gdzie zostaną zaangażowane środki rządowe. Program, którego celem będzie rewitalizacja zdewastowanych terenów, często przez rabunkową eksploatację górniczą, prowadzoną przez państwo.

W zeszłym roku podczas kampanii wyborczej do parlamentu, Donald Tusk odwiedził m.in. zdegradowane tereny po zlikwidowanej kopalni 1 Maja w Wodzisławiu Śląskim. Rzeczywiście, padła tam taka deklaracja.

No i właśnie tutaj państwo ma swoje zobowiązania. Jeśli obecny premier rządu swego czasu dostrzegł ten problem, to trzeba go po prostu trzymać za słowo i naciskać, by teraz gdy kieruje rządem Rzeczpospolitej Polskiej wywiązywał się z tych obietnic. Sprawa ta także wiąże się z gospodarkę. Jeśli mówimy o jakości transportu i przestrzeni publicznej, ma to ścisły związek z gospodarką. Bo przecież bogactwo tworzą ludzie, którzy muszą chcieć mieszkać w naszym regionie. Problem wyludniania się miast naszego regionu wymaga bardzo kompleksowego podejścia. Nie ma tu cudownych recept. Finansowanie in vitro nie zastąpi systematycznego podnoszenia życia mieszkańców.

Jeśli chodzi o rekreację i wypoczynek, co RAŚ może zaproponować mieszkańcom województwa śląskiego?

Chcemy promować pomysł Górnośląskiego Parku Krajobrazowego jednego z naszych kandydatów. Pracował już nad nim koncepcyjnie, pracując w Urzędzie Metropolitalnym. Zaczął się od projektu renaturyzacji koryta rzeki Bytomki, ale rozrósł się do dużo większych rozmiarów. Chodzi o to, by park krajobrazowy objął tereny należące do kilku miast i gmin wiejskich Górnego Śląska, a mianowicie: Bytomia, Chorzowa, Gliwic, Piekar Śląskich, Rudy Śląskiej, Świętochłowic, Tarnowskich Gór, Zabrza, Zbrosławic. Jest to więc spory obszar. W ramach takiego parku m.in. znalazłyby się Żabie Doły, czyli jeden z obszarów, co do którego przyszłości były poważne obawy. Obejmował by on także Rezerwat Segiet, Suchogórski Labirynt Skalny, hałda popłuczkowa w Tarnowskich Górach czy Park w Reptach. Park łączyłby nie tylko walory naturalne, ale też kulturowe. Bo mamy tutaj i elementy infrastruktury kolejowej zasługujące na zachowanie oraz inne pozostałości przemysłowo – historyczne. Jest szansa na stworzenie czegoś wyjątkowego, nawet w skali europejskiej. Jednocześnie ochronimy miejsca, czego domaga się część mieszkańców. Potrzebujemy też rekultywacji terenów zdewastowanych i wykorzystania ich w celach rekreacyjnych. Chcąc, by ludzie chcieli mieszkać na Górnym Śląsku i przyciągać osoby spoza niego, musimy zmieniać jego wizerunek. Sądzę, że jest to bardzo dobry pomysł, który mógłby przyczynić się do wzrostu jakości życia mieszkańców w najbardziej zurbanizowanym sercu regionu. Prezentujemy filozofię, którą chcemy promować w samorządzie wojewódzkim, a polegającą na tym, żeby zadbać przede wszystkim o to, co się ma. Niestety, w samorządzie często pokutuje pogląd, że stare trzeba pozostawić samemu sobie, a najlepiej wszystko budować od podstaw. W rezultacie zdewastowane centra „obrastają” deweloperskimi osiedlami. Mamy więc pośrodku krater i ekskluzywny obwarzanek. Nie tak powinien funkcjonować ośrodek miejski, aglomeracja, region.

Jaki RAŚ ma stosunek do budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego z kolejowymi szprychami, z których jedna przeciąć ma województwo śląskie aż do czeskiej Ostrawy?

Zakładamy, ze samorząd wojewódzki powinna tworzyć grupa polityków regionalnych, dla których działalność w nim nie jest tylko przystankiem do kariery w Warszawie czy Brukseli. Jako działacze ugrupowania regionalnego, chcemy realizować się w województwie śląskim, co daje nam komfort strategicznego myślenia. Regionalny wymiar samorządu powinien wyrażać się także w tym, że formułujemy pewne cele i postulaty. To, że te postulaty mogą być zrealizowane tylko przy współudziale władz centralnych, aleto nie jest dla nas alibi, nie usprawiedliwia naszej bezczynności. Wręcz przeciwnie, musimy głośno domagać się od centrali realizacji tych postulatów, które wiążą się z dobrostanem mieszkańców. Niezwykle istotne jest stworzenie gónośląsko – zachodniomałopolskiej (w związku z takim kształtem województwa) agendy transportowej. Stoimy w obliczu ogromnej inwestycji Centralnego Portu Komunikacyjnego, która wywołuje ogromne emocje w naszym regionie, zwłaszcza tam, gdzie ma dojść do wywłaszczeń.

Czy i jakie ewentualne zagrożenia dla województwa śląskiego dostrzega Pan w realizacji projektu CPK

Musimy zadać sobie pytanie, czy realizacja tego projektu jest w naszym interesie? Wystarczy rzut oka na mapę planowanych szybkich połączeń kolejowych, czyli te słynne szprychy, by zorientować się, że oznacza on infrastrukturalną centralizację Polski. Mamy tutaj do czynienia z powielanie schematu francuskiego, gdzie wszystkie nitki zbiegają się w stolicy. W Niemczech mamy policentryczny, zdecentralizowany układ. Przypomnijmy, że Paryż to jedna z największych metropolii Europy i zadajmy sobie pytanie, czy Warszawa jest Paryżem Europy Środkowej? Istnieje niebezpieczeństwo, że CPK będzie służył upośledzeniu regionów takich jak województwo śląskie, spychanych do peryferiów znajdujących się na końcu poszczególnych szprych. Musimy mieć świadomość, że szybka kolej nie rozwiązuje problemów komunikacyjnych w regionie. Infrastruktura ta nie będzie dostępna w ruchu regionalnym, ponieważ napięcietrakcji jest inne niż to, z którego korzystają przewoźnicy regionalni. Na poziomie wojewódzkim powinna zostać wypracowana jasna strategia, uwzględniająca i pozycję Portu Lotniczego w Pyrzowicach i sieci kolejowej w regionie. Z CPK skorzysta przede wszystkim Warszawa, a koszty poniesiemy my wszyscy, nie tylko jako podatnicy, ale także ci, których majątek zostanie przejęty przez państwo na potrzeby inwestycji albo obniżona zostanie jego wartość.

Rozmawiał: Ireneusz Stajer

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera