Nowy koronawirus SARS-CoV-2. Wszystko o epidemii

Witold Głowacki
Witold Głowacki
123rf
Ile trwa intubacja koronawirusa? Jakie są objawy choroby? Dla kogo koronawirus jest najbardziej niebezpieczny - i dlaczego? Jak wygląda kwestia śmiertelności wśród chorych? Oto nasz raport o nowym koronawirusie.

tej chwili wydaje się bardzo mało prawdopodobne, by nowy koronawirus całkowicie ominął Polskę. Nadal jednak mamy spore realne szanse na to, by nie doszło w naszym kraju do sytuacji o charakterze epidemicznym. To paradoks – ale jeśli o to chodzi, wciąż więcej zależy od odpowiedzialnych postaw Polaków powracających z zagrożonych koronawirusem rejonów świata i Europy, niż od wysiłków lekarzy i epidemiologów. Najbardziej zagrożone pozostają osoby w podeszłym wieku i osłabione na skutek innych poważnych dolegliwości układu oddechowego i układu krążenia.

Liczba zachorowań wywołanych przez nowy typ koronawirusa SARS-CoV-2 powodującego zespół chorobowy COVID-19 zbliża się już do 100 tysięcy. W czwartek 27 lutego oficjalnie potwierdzonych przypadków zachorowań było 82 446. Tego samego dnia łączna liczba ofiar śmiertelnych wynosiła 2808.

Od piątku 21 lutego jest już jasne, że epidemia dotarła do Europy. Dotąd do lekarzy w naszej części świata zgłaszali się jedynie pojedynczy chorzy, którzy zarażali się w związku z pobytem w Chinach lub kontaktem z osobami, które tam były. Chorzy, jak również inne osoby zagrożone zarażeniem, byli natychmiast izolowani i w razie potrzeby leczeni –w ten sposób nie dochodziło do dalszego rozprzestrzeniania choroby. W północnych Włoszech doszło jednak do sporej serii niekontrolowanych zakażeń. Wciągu jednego weekendu liczba zachorowań wzrosła z 6 do ponad 200. Już w poniedziałek odnotowano piątą ofiarę śmiertelną. W czwartek było prawie 500 chorych i 14 ofiar. Z Włoch wirus rozprzestrzenia się na inne kraje Europy – jak dotąd nie można jednak mówić o powstawaniu nowych ognisk choroby.

W czwartek „Dziennik Łódzki” podał, że w jednym z łódzkich szpitali przebywa 25-letnia chora u której jeden z testów wykazał obecność koronawirusa. Chora wróciła w sobotę z Tajlandii – z objawami zbliżonymi do ostrego przypadku grypy. Wylądowała w Warszawie, stamtąd pociągiem udała się do Łodzi, gdzie zgłosiła się do szpitala. Ministerstwo Zdrowia nie potwierdzało tej informacji czekając na wyniki kolejnych testów.

W tej chwili jednak głównym ogniskiem choroby w Europie pozostają Włochy. To tam też wciąż dochodzi do nowych zakażeń. Pierwsze zakażenia we Włoszech stwierdzono w Lombardii i Wenecji Euganejskiej – włoscy oficjele głośno dziwili się, dlaczego do zachorowań doszło akurat tam. Rzecz jednak najprawdopodobniej w tym, że wokół Mediolanu funkcjonują trzy ważne porty lotnicze, które łącznie odprawiają powyżej 42 milionów pasażerów rocznie – co czyni ze stolicy Lombardii pełnoprawny europejski hub lotniczy. Jeśli dodamy do tego fakt, że Mediolan jest jednocześnie węzłem kolejowym o znaczeniu zarówno krajowym jak i międzynarodowym (z bezpośrednimi połączeniami m.in. z Paryżem, Zurichem, Monachium i Wiedniem), tajemnica tego, skąd mógł się tam wziąć koronawirus, częściowo zdaje wyjaśniać się sama.

Tylko częściowo jednak. We Włoszech nie udało się jednak dotąd zidentyfikować „pacjenta zero”, czyli tego, który, jak to się niezbyt ładnie określa, zawlókł wirusa do Italii. Tropy urywają się na jednym z pierwszych chorych, który z objawami zbliżonymi do ostrego przypadku grypy został powtórnie hospitalizowany po tym, jak okazało się, ze jadł kolację w towarzystwie znajomego, który niedawno wrócił z Chin. U chorego testy wykazały obecność koronawirusa. Jednak wracający z Chin znajomy okazał się nie być jego nosicielem. Nie potwierdziły się również podejrzenia, jakoby koronawirusa przywlekli do Włoch przedstawiciele chińskiej społeczności jednego z północnowłoskich miast.
Niemniej to właśnie północne Włochy stały się obecnie regionem, z którego wirus w sposób niekontrolowany może rozprzestrzenić się na inne kraje Europy i świata.
We wtorek pojedyncze przypadki zachorowań wywołanych koronawirusem odnotowano w trzech krajach graniczących z północną częścią Włoch. W austriackim Innsbrucku odizolowano parę młodych Włochów. W szwajcarskim Ticino w Alpach, tuż przy włoskiej granicy, zachorował starszy pan, który odwiedzał Mediolan w połowie lutego. W Chorwacji do izolatki trafił mężczyzna, który również był niedawno w dotkniętej koronawirusem północnej części Włoch.
Na Teneryfie objęto kwarantanną około 1000 osób przebywających w kompleksie hotelowym, w którym stwierdzono dwa zachorowania – chodzi o turystów z Włoch. Kilka kolejnych zarażonych koronawirusem osób zgłosiło się do lekarzy we Francji i w Niemczech – wszystkie ostatnio przebywały we Włoszech. W środę kolejny przypadek potwierdzono w Macedonii Północnej – chodzi o kobietę, która również była we Włoszech.
Osobom, które w drugiej połowie lutego były w północnych Włoszech, zaleca się pozostawanie w domu przez 14 dni od momentu powrotu i uważne obserwowanie swojego stanu zdrowia. Masowe poddawanie osób mających styczność z chorobą testom na obecność koronawirusa nie przynosi efektu. We Włoszech w środę zadecydowano o poddawaniu testom już tylko osób z objawami choroby – dotąd wykazywały one koronawirusa u zaledwie co 20-stego z prewencyjnie badanych pacjentów, z których zdecydowana większość nie doświadczała żadnych dolegliwości. Ich przeprowadzanie obciążało zaś laboratoria i sprawiało, że kolejka oczekiwania na badanie i jego wyniki niepokojąco się wydłużała.

Nowy koronawirus jest z całą pewnością wysoce zaraźliwy – o czym jeszcze za chwilę. W chińskim Wuhan, gdzie wszystko się zaczęło, w szczytowym okresie rozwoju sytuacji epidemicznej odnotowywano po kilka tysięcy zachorowań dziennie.
Koronawirus SARS-CoV-2 wywołuje całą paletę objawów zbliżonych do tych obserwowanych w wypadku klasycznej grypy i wielu innych infekcji sezonowych. Choroba może mieć bardzo łagodny przebieg, w takim wypadku można jej wręcz nie zauważyć, lub bardzo łatwo pomylić z drobnym przeziębieniem. Może też jednak przybierać ostrą i bardzo ostrą postać – w tym taką, która wymaga opieki medycznej na oddziale intensywnej opieki medycznej i podłączenia respiratora. Tą najbardziej niebezpieczną postacią choroby jest specyficzny rodzaj ostrego zapalenia płuc – to właśnie ono jest najczęstszą (niemal jedyną) bezpośrednią przyczyną zgonów na skutek zakażenia koronawirusem.
Z określeniem dokładnego współczynnika śmiertelności wirusa wciąż są niemałe problemy. Oczywiście każdego dnia można wyprowadzić go z aktualnych łącznych liczb zachorowań i zgonów, jednak wyniki będą bywały mylące. Gwałtowne wzrosty liczby zachorowań pociągają za sobą odpowiadające im wzrosty liczby zgonów dopiero po pewnym czasie. Teoretycznie można by starać się ustalić średni odstęp czasowy, jaki występuje w śmiertelnych przebiegach choroby od stwierdzenia pierwszych objawów do zgonu, ale i to może zaprowadzić nas na manowce – tym bardziej, że w wypadku koronawirusa ofiary najczęściej są osobami osłabionymi na skutek innych schorzeń. Nie wiemy też, jak często dochodzi o zachorowań o bardzo łagodnym przebiegu – na tyle łagodnym, że chory nawet nie podejrzewa, że może mu dolegać coś innego niż drobna sezonowa infekcja, zadowala się więc jakimś gripexem i mlekiem z czosnkiem i nie zgłasza do lekarza – tym samym nie zwiększając statystyk zachorowań. Z całą pewnością istnieje tez zjawisko nosicielstwa wirusa – bez żadnych objawów choroby.

W Chinach średni czas inkubacji wirusa wynosił zaledwie 3 dni – odnotowano jednak przypadki w których ten okres trwał nawet około 3 tygodni (potwierdzony „rekord” to 24 dni).

Jest już raczej jasne, że ofiarami wirusa najczęściej są osoby starsze, w dodatku dotknięte innymi poważnymi dolegliwościami układu oddechowego lub układu krążenia. Najcięższe objawy rozwijają się zwłaszcza u pacjentów powyżej 65. roku życia, w ich wypadku często niezbędna jest hospitalizacja na oddziałach intensywnej opieki medycznej, z użyciem wspomagania oddechu.
Dziś nie pozostaje nam więc nic innego niż przyjąć, że śmiertelność na skutek zakażeń koronawirusem w warunkach epidemii z Chin wynosiła najpewniej między 2 a 4 procent. Na dokładniejsze dane musimy jeszcze poczekać – konieczne jest też branie poprawki na fakt, że Chiny nie są, delikatnie mówiąc, krajem transparentnych procedur. Zupełnie inaczej wyglądają dane z Europy – tutaj przed pojawieniem się koronawirusa we Włoszech śmiertelność wynosiła mniej niż 0,7 proc. We Włoszech również nie wydaje się dorównywać tej chińskiej.

Według Centrum Kontroli Chorób i Prewencji (CDC) wirus jest bardziej śmiertelny dla mężczyzn niż kobiet. Naukowcy z chińskiego oddziału CDC przedstawili wyliczenia według których śmiertelność wśród mężczyzn miałaby wynosić ok. 2,8 proc., zaś wśród kobiet, tylko 1,7 procent.
Te dane dotyczą jednak wyłącznie Chin. Nie jest wcale jasne, czy da się je zastosować również w skali globalnej, choćby z przyczyn o charakterze stricte kulturowym. Chiny są na przykład krajem, w którym pali papierosy aż co drugi mężczyzna i zaledwie co 50-ta kobieta. To zaś z kolei sprawia, że na związane z paleniem choroby układu oddechowego cierpi tam znacznie więcej mężczyzn niż kobiet – wiemy zaś już, że jest to czynnik znacząco podwyższający śmiertelność koronawirusa.
Do tej pory najbardziej typowy okres kwarantanny w miejscach i na obszarach, w których stwierdzono koronawirusa, to 14 dni. O 14 dni pracy zdalnej prosiły też na przykład niektóre duże polskie korporacje tych pracowników, którzy w ostatnim czasie powracali z północnych Włoch i ewentualnie innych miejsc, gdzie pojawiła się nowa choroba.
Czymś w rodzaju mimowolnego laboratorium do badań nad rozprzestrzenianiem się korona wirusa, stały się wielkie statki wycieczkowe, na których doszło do zachorowań. Najbardziej „laboratoryjne” warunki panowały w wypadku wycieczkowca „Diamond Princess”.

Na pokładzie „Diamond Princess” znajdowało się 3711 osób, w tym ponad 2,6 tysiąca pasażerów z wielu różnych krajów (w tym Polacy) i ponad tysiącoosobowa załoga. Wycieczkowiec wypłynął z Jokohamy 20 stycznia, z powrotem zacumował na redzie portu 3 lutego. Po drodze, już 25 stycznia wysadził w Hongkongu pierwszego chorego. Po powrocie do Jokohamy statek został poddany kwarantannie.
Koronawirusa wykryto u prawie 700 z obecnych na pokładzie osób. Oznacza to, że zachorowała prawie co piąta z osób przebywających na pokładzie wycieczkowca (dokładny współczynnik zachorowań wynosi 1:5,28). Można więc w tym momencie przyjąć, że mniej więcej tak rysują się maksymalne możliwości koronawirusa w zakresie rozprzestrzeniania się choroby – w sprzyjających ku temu warunkach, jakie siłą rzeczy panowały na odizolowanym w ramach kwarantanny statku. To oczywiście bardzo dużo – widzimy tu dowód na to, że wirus rozprzestrzenia się bardzo łatwo.
To, co działo się przez 3 tygodnie na pokładzie „Diamond Princess” to niewątpliwie temat i dla świetnych reportażystów, i dla współczesnych następców Alberta Camusa. Mimo całej grozy – i tej realnej, i tej potencjalnej - która towarzyszy opisom sytuacji na ogarniętym epidemią i odizolowanym na skutek kwarantanny, jest jednak coś, co nieco dodaje otuchy.

Spośród prawie 700 chorych pasażerów „Diamond Princes” zmarły jedynie cztery osoby. To mniej niż jedna ofiara śmiertelna na 180 chorych – a zatem także zdecydowanie mniej niż sugerowałyby nam statystyki z Chin. Wszyscy zmarli z „Diamond Princes” byli już w podeszłym wieku – dwaj najmłodsi z nich mieli po 80 lat, oprócz nich zmarli jeszcze 84 letnia kobieta i 87 letni mężczyzna.
Chorzy przewożeni byli do szpitali w Jokohamie. Japońska służba zdrowia należy do najlepiej zorganizowanych i finansowanych w skali całego świata. Japonia – jako bardzo zamożny kraj ze znacząco starzejącym się społeczeństwem – ma jeden z najwyższych wśród krajów wysokorozwiniętych współczynników szpitalnych łóżek przypadających na 1000 mieszkańców. Szpitale są znakomicie wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt. Być może można więc zaryzykować tezę, że rzeczywista śmiertelność w wypadku zachorowań na COVID-19 w bardzo dużym stopniu zależy od jakości i stopnia intensywności opieki medycznej nad pacjentami.
W wypadku tej epidemii jeszcze potężniejszą bronią od najlepiej wyposażonych sal szpitalnych jest postępowanie zgodne z zasadami higieny i zdrowego rozsądku. Osoby powracające z rejonów świata dotkniętych chorobą naprawdę powinny do 14 dni pozostawać w domu, ograniczając kontakty z innymi osobami do niezbędnego minimum. Wszyscy zaś powinniśmy dbać o ogólną odporność organizmu (pod każdym względem – zbalansowana dieta ze szczególnym uwzględnieniem nawodnienia, ruch, regularny sen), unikać większych zbiorowisk ludzi i myć ręce po każdym powrocie domu czy wejściu do pracy.
Przede wszystkim natomiast – nie ulegajmy panice. Trwa pełnia sezonu na grypę i inne infekcje sezonowe. Nie biegnijmy na oddział zakażny natychmiast po pojawieniu się kaszlu czy kataru, nie domagajmy się przeprowadzania testów na obecność koronowirusa, jeśli przytrafi nam się gorączka. Zgłaszajmy się do lekarza według tych samych reguł, które stosuje się na co dzień. Epidemii w Polsce wciąż nie ma – i miejmy nadzieję, że zdołamy się przed nią uchronić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl