Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowe ofiary mafii mieszkaniowej z Gdańska

Jacek Wierciński
„Pomoc” w postaci prywatnej pożyczki z zabezpieczeniem w postaci zapisu w akcie notarialnym o „przeniesieniu własności nieruchomości” najczęściej oferowana jest starszym osobom
„Pomoc” w postaci prywatnej pożyczki z zabezpieczeniem w postaci zapisu w akcie notarialnym o „przeniesieniu własności nieruchomości” najczęściej oferowana jest starszym osobom 123RF
- Kawalerkę za 169 tys. zł straciłam przez 40 tys. zł pożyczki - mówi 60-latka, której sprawę umorzono. Oszustwa niemal nie sposób dowieść - tłumaczą śledczy i apelują o ostrożność, a liczba ofiar rośnie.

- Przez problemy finansowe i zwykłą naiwność straciliśmy nasz dom - mówi pani Henryka, która zgłosiła się do „Dziennika Bałtyckiego” po weekendowej publikacji dotyczącej powiązań gdańskiego notariusza i mafii mieszkaniowej. Wiele wskazuje, że padła ofiarą tej samej grupy oferującej „prywatne pożyczki” co bohaterowie opisywanych przez nas wcześniej historii.

Czytaj: Mafia mieszkaniowa w Gdańsku poluje na własność dłużnika?

Pani Henryka (nazwisko do wiadomości redakcji) na skraju bankructwa znalazła się w 2012 roku. Ze względu na 40 tysięcy złotych zadłużenia komornik przygotowywał licytację, na którą trafić miało 30-metrowe mieszkanie w gdańskim Brzeźnie, 250 metrów od plaży. Rzeczoznawca majątkowy wycenił lokal na 169 tys. zł, ale 60-latka w ostatniej chwili znalazła w skrzynce ulotkę z ofertą pomocy.

Zobacz też: Milionowe oszustwa na nieruchomości w Trójmieście. Dwie osoby zatrzymane [WIDEO]

- Pan Grzegorz, którego numer był na ogłoszeniu, zaproponował, że jego znajomy spłaci komornika, a on pomoże załatwić kredyt w banku. Dzięki pieniądzom z kredytu rozliczymy się z tym znajomym i łącznie z kosztami pośrednictwa zapłacimy ok. 55-60 tys. zł - relacjonuje 60-latka. - Szybko się okazało, że u notariusza musimy podpisać akt, w którym wpisana jest pożyczka na 83 200 zł, a zabezpieczeniem zwrotu jest mieszkanie. Pan Grzegorz tłumaczył jednak, że to tylko niezbędna formalność i tak naprawdę warunki umowy będą takie jak uzgodniliśmy - dodaje.

Jak relacjonuje pani Henryka, po zawarciu umowy w lipcu 2013 roku kontakt z panem Grzegorzem się urwał. Jego znajomy odezwał się zaś po pół roku, żądając - zgodnie z zapisami umowy - wydania lokalu.

Kobieta z mężem zdecydowała się dobrowolnie wyprowadzić z mieszkania, równocześnie jednak zgłosiła sprawę do prokuratury. - Zostałam oszukana, choć zdaję sobie sprawę, że przez naiwność i ufność wobec tych obcych ludzi jestem częściowo sama sobie winna - mówi.

Prokurator Grażyna Starosielec, szefowa Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Śródmieście wyjaśnia, że śledztwo na okoliczność oszustwa zostało umorzone z końcem czerwca 2014 r. z uwagi na fakt, że zgłoszony czyn „nie zawierał znamion czynu zabronionego”. Decyzja prokuratury „uprawomocniła” się po tym, jak zażalenie na umorzenie nie wpłynęło do sądu, do czego prawo miała sama pani Henryka.

Więcej czytaj w najnowszym, papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego" (16.03.2016r.)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki