Jak się chodzi do tyłu?
Nie wiem, to trzeba raka zapytać.
To Pan jesteś rak.
Nie, jestem Strzelcem.
Zrobił Pan dwa kroki do tyłu, żeby później zrobić trzy do przodu?
Ciekawe. I co dalej?
Schował się Pan w Pałacu, wycofał z mediów.
Trzymam dystans do bieżącego zgiełku, wyciszam się.
Bo miał Pan czegoś dość?
Nie, po prostu jestem w innym miejscu. Poza tym w polskiej polityce za dużo jest ludzi, którzy mają nieodpartą potrzebę mówienia na każdy temat, udawania, że się na wszystkim znają.
I tak trafił Pan do takiej przechowalni.
Pałac Prezydencki nie jest żadnym bocznym torem. Z tymi kompetencjami, które mam, muszę utrzymywać stały kontakt z pozostałymi instytucjami władzy. To jest właśnie żywioł, który mnie zajmuje.
I jak działa na Pana majestat?
Jestem staroświecki i flaga na mnie robi wrażenie, ale nie pompuję się etosem, patosem i "śmosem".
Tylko że siedzi Pan na kanapie ze złoceniami, pod żyrandolem.
Podobno na tej kanapie siadywał Narutowicz. Ale pewnie wszystkim takie rzeczy tu opowiadają (śmiech), zresztą złocenia są wytarte.
Jak Pan zniósł zderzenie z żyrandolem?
Wysoko wisi, nie ma obawy.
Słowa premiera Tuska, że prezydentura to zaszczyt i pilnowanie żyrandola, wciąż rzutują na prezydenturę Komorowskiego?
Niektórzy wciąż przypominają, że premier zdeprecjonował urząd prezydenta. Po kilku miesiącach widzę, że w tym wszystkim i żyrandol ma swoje miejsce. Majestat, cała celebra są ważne, ale jest też codzienne działanie, ciężka praca. Jesteśmy po obchodach 11.11, myślę, że właśnie urząd prezydenta świetnie się spisał w tych obchodach, promując nowe formy patriotyzmu. Kotyliony robione w szkołach, podświetlony Pałac na biało-czerwono to dowód, że patriotyzm nie musi być nudny i nadęty.
Powiedział Pan premierowi, że wciąż to wam ciąży?
Nie rozmawialiśmy o tym. Ale w kampanii zastanawialiśmy się, jak sobie z tym poradzić, bo zinterpretowano te słowa, że to niby mało ważny urząd. Premier miał inne intencje.
Ile schudł Pan w czasie kampanii wyborczej?
(śmiech) Tajemnica.
Więcej niż 10 kg?
Nie gadajmy o wadze, bo to śmieszne.
To ile?
Ale ja nie chcę o tym mówić.
Ale wciąż utrzymuje Pan wagę?
Staram się.
Dlatego podgryza Pan teraz kalarepkę?
Bardzo smaczna. Zresztą wy też podjadacie ze mną.
I naprawdę wytrzyma Pan do końca kadencji prezydenta Komorowskiego w jego kancelarii?
Nie znasz dnia ani godziny. Tego się nauczyłem.
Czy wyobraża Pan sobie siebie za pięć lat w Pałacu Prezydenckim?
Nie wiem.
No właśnie. Co byłoby dla Pana największym wyzwaniem na przyszłość, takim sexy zajęciem?
Podróż do domu, do żony. To jest zawsze sexy. (śmiech)
Będzie Pan kandydował w przyszłorocznych wyborach do Sejmu?
Na pewno wszystkie decyzje na temat mojego funkcjonowania będziemy podejmowali wspólnie z prezydentem i pewnie też z premierem. Myślę o różnych projektach, zawsze będę z PO i chcę też być w polityce.
Nie zrezygnował Pan z funkcji szefa pomorskiej PO, wygląda na to, że Kancelaria Prezydenta jest jakby tymczasową przechowalnią.
Każda funkcja jest tymczasowa. Jak się okazało, praca z premierem też była tymczasowa.
Byłoby szlachetniej i czytelniej, gdyby jako urzędnik prezydenta zrezygnował Pan z funkcji partyjnej.
Nie. W tym mówieniu, że tutaj nie ma polityki, jest morze hipokryzji. Wszyscy dotychczasowi prezydenci byli po uszy zanurzeni w polityce, i to bieżącej, bardzo partyjnej. Ten urząd z natury rzeczy jest polityczny. To jest druga część władzy wykonawczej w państwie.
Prezydent nie ma już legitymacji partyjnej, a gdyby w czasie prezydentury Lecha Kaczyńskiego jego ministrem był szef struktur PiS, nie popuścilibyście.
Aleksander Szczygło był szefem regionu PiS. Mało kto chce o tym pamiętać. Sam nie widzę w tym większego problemu. Myślę, że umiejętnie łączę swoje funkcje. Jeżeli nie będę dawał rady, to zrezygnuję.
Chciałby Pan za rok kandydować do Sejmu czy może wrócić do rządu?
To się nie wyklucza. Na pewno jestem zmęczony codzienną wojną polityczną. Dlatego zrobiłem krok w bok, zrobiłem miejsce innym, także w PO. Bo, jak widać, niektórzy mają duże ciśnienie. Ale trochę tęsknię do mojego klubu w Sejmie.
Jakie miejsce? Chciał Pan być szefem Komisji Spraw Zagranicznych, wrócić do kancelarii premiera - to się nie udało.
No rzeczywiście, z funkcją szefa Komisji Spraw Zagranicznych było takie uzgodnienie, ale z różnych przyczyn nie zostało zrealizowane. Może i lepiej, bo dzięki temu zająłem się kampanią wyborczą Bronisława Komorowskiego. I kolejną kampanię wygrałem. Do kancelarii premiera nie chciałem wrócić, bo dwa razy się nie wchodzi do tej samej rzeki.
Był taki moment w kampanii prezydenckiej, kiedy chciał Pan rzucić politykę?
Tak, wydaje mi się to zresztą zwyczajnie ludzkie. Pomyślałem tak ze zmęczenia.
Gdzie jest prezydent?
Wyszedł właśnie z Pałacu Prezydenckiego.
Jakby go w nim jeszcze w ogóle nie było.
To jest bardzo niesprawiedliwe. Od dziennikarzy wymagałbym większej rzetelności.
Proszę nie bić. Przecież ta prezydentura jeszcze się nie rozpędziła.
To nieprawda. Przez sto dni prezydent odwiedził ponad 20 miejscowości. Wręczył dziesiątki nominacji ambasadorskich. Odblokował kwestię odznaczeń. Wiem, że zaraz powiecie, że to żyrandol, ale to ciężka praca. Podpisał ponad setkę ustaw. Przygotował i uzgodnił z rządem i opozycją polską strategię na najbliższy szczyt NATO. Jest zwierzchnikiem armii z wielkim autorytetem i kompetencjami w tym względzie.
Czy prezydent Komorowski czuje się już prezydentem?
Tak. Widziałem go w paru sytuacjach publicznych, kiedy ludzie zupełnie fantastycznie reagują na niego, spontanicznie. On jest bardzo bezpośrednim, normalnym człowiekiem.
Do Pałacu się nawet jeszcze nie przeprowadził.
To pokazuje, że jest normalnym gościem.
Jego sąsiedzi mówią, że gdy wraca do domu, przebiera się w myśliwską kamizelkę z kieszonkami i wychodzi z psem.
I co? Źle?
Jakby mentalnie nie czuł się jeszcze prezydentem?
Nie żartujcie. To jest wielka siła Komorowskiego, że on jest normalnym człowiekiem. Ma normalną żonę, rodzinę, dom, mają psa. To jest prezydent, który jest wśród ludzi.
Prezydentura Komorowskiego ma być najbliższa prezydenturze Wałęsy, Kwaśniewskiego czy Kaczyńskiego?
Nie upraszczajmy. Chociaż gdy Kwaśniewski kończył drugą kadencję, to mimo tych wszystkich ograniczeń, że był politykiem dawnego systemu, większość Polaków mogła powiedzieć, że był bardzo dobrym prezydentem. Chciałbym, żeby tak Polacy powiedzieli o Komorowskim. I żeby jeszcze dołożyli: jesteśmy dumni z niego.
To już mamy hasło: Bronek jak Olek.
Bronisław Komorowski jest bardziej autentyczny niż Kwaśniewski. On podchodzi do ludzi na ulicy, normalnie z nimi rozmawia, wyprowadza psa i to nie jest jego PR. On jest dumnym Polakiem.
Widzi Pan, tylko znów potykamy się o żyrandol. Rządzi Tusk, Komorowski tylko panuje.
Władza wykonawcza to rząd i prezydent. Faktem też jest, że silny polityk urzęduje w kancelarii premiera. Niemniej, silny polityk jest też prezydentem.
Prezydent Komorowski może powiedzieć "nie" premierowi Tuskowi?
Tak, wyobrażam sobie takie sytuacje.
Czyli prezydent Komorowski może wybić się na niepodległość?
Uwielbiam te porównania.
A odpowiedź?
To nie jest kwestia udowadniania komukolwiek czegokolwiek. Ludzie oczekują od władzy, że będzie spokojną i przewidywalną. Prezydent na pewno nie będzie notariuszem. Przez całe swoje życie miał poglądy, potrafił się nie zgadzać. A jest człowiekiem, który woli budować, a nie niszczyć!
Prezydent Komorowski może zawetować ustawy rządu lub PO?
Tak, ale weto jest szczególnym narzędziem i powinno być używane bardzo rzadko.
Rzadziej, niż stosował je Lech Kaczyński?
Dla Lecha Kaczyńskiego weto było orężem politycznym.
Czyj intelekt jest większy: Tuska czy Komorowskiego?
Wasz jest największy. Na takie pytanie nie udziela się odpowiedzi. Powiem tyle: Tusk i Komorowski są podobni, każdy jest wybitnym politykiem.
Komorowski jest spokojniejszym szefem?
To jest kwestia indywidualnego podejścia do pracy. Mnie cholernie stresuje praca, bo się bardzo angażuję. Prezydent Komorowski jest bardzo wyważonym człowiekiem, który trzyma emocje na wodzy.
Widział Pan go wściekłego?
Parę razy, ale stara się tego nie pokazywać. Trzyma to w środku.
Premier Tusk mniej potrafi trzymać na wodzy emocje?
Na pewno jest bardziej ekspresyjny.
Częściej krzyczy?
Tak.
Prezydent przeklina?
Kolejne pytanie proszę.
Może Pan powiedzieć "nie".
No to mnie macie. Nie słyszałem.
Komorowski to dla Pana mentor czy przyjaciel?
Na pewno tego nie powiem. Polityka nie jest od tego, żeby mierzyć temperaturę relacji.
Czy prezydenta boli, kiedy Jarosław Kaczyński mówi o nim "pan Komorowski"?
Nie rozmawialiśmy o tym. Ale uważam, że to jest po prostu niegrzeczne. Nie chcę jednak pouczać znacznie starszego człowieka ode mnie, więc zamilknę.
To może boleć prezydenta?
Przecież to nic miłego. Prezydent przechodzi trochę nad tym do porządku dziennego. I wciąż próbuje pozyskać Jarosława Kaczyńskiego do różnych projektów państwowych.
Określenie "pan Komorowski" świadczy o złym wychowaniu Kaczyńskiego?
Myślę, że Jarosław Kaczyński ma problem z zaakceptowaniem wyniku wyborów. Ale nie jestem od oceny wychowania. Na pewno to świadczy o chęci pokazania braku szacunku.
Ale dla urzędu czy Komorowskiego?
Dla jednego i drugiego. W tej sytuacji nie da się tego rozdzielić.
Jarosław Kaczyński zachowuje się jak premier na uchodźstwie?
Tak, jak premier na emigracji. Albo to jest kwestia innego postrzegania rzeczywistości, żeby nikogo nie urazić, albo to jest bardzo przemyślany polityczny projekt polegający na tym, żeby PiS zamienić w zakon wyznawców, kwestionując jednocześnie obecny system polityczny.
Zakon?
Tak, może nawet sekta.
Sekta Kaczyńskiego?
PiS stał się formacją, w której trzeba wyznawać miłość do Jarosława Kaczyńskiego. A spoiwem, skałą, na której Kaczyński chce budować swój Kościół, ma być tragedia smoleńska, męczeństwo własnego brata.
Przywódca sekty zazwyczaj manipuluje ludźmi. Kaczyński też?
Od wyborów prezydenckich Kaczyński zajmuje się samozagładą. Wydaje mi się, że jest to przemyślany projekt polityczny. On od pierwszego dnia po wyborach unieważnił zręby swojej kampanii, tzw. przemianę w dobrego Jarosława Kaczyńskiego. Elementem tego projektu jest wypychanie tzw. "niepewnych" z PiS, żeby otoczyć się wyłącznie "prawymi i sprawiedliwymi".
A co Pan czuje, jak widzi Pan pod Pałacem Prezydenckim marsze z pochodniami?
Niech maszerują, to wolny kraj.
Może któregoś dnia jakaś pochodnia wpadnie Panu do gabinetu.
Nie oczekuję od Jarosława Kaczyńskiego, żeby tonował nastroje, bo jak dotąd ich nie uspokajał. Mam tylko nadzieję, że jego planem nie jest doprowadzenie do podpalenia emocji.
A czy możliwy jest dziś PO-PiS bis, czyli koalicja z nowym PiS, który mógłby powstać wokół Joanny Kluzik-Rostkowskiej?
Nie wiem. Nie sądzę. Jeśli się komuś wydaje, że dziś jest łatwo zrobić partię polityczną, to niech spojrzy na Janusza Palikota. Facet, który sam jeden ma dużo więcej energii i potencjału niż niejedna grupa, nie potrafi się wybić ponad jeden procent.
Formacja polityczna z Kluzik-Rostkowską, Poncyljuszem, Jakubiak, czy to są możliwi koalicjanci dla PO?
Nie wiem. Nie ma takiego wyboru.
Może chociaż PO poprze Kluzik-Rostkowską albo Elżbietę Jakubiak w wyborach do Senatu?
Political fiction.
Co dziś prezydent Komorowski myśli o swoim przyjacielu Januszu Palikocie?
Zapytajcie prezydenta.
A Pan co myśli?
Janusz Palikot sam skazał się na ten los. Nie musiał. Powinien wrócić do PO, tam mógłby robić rzeczy pozytywne, ale nie budować się kosztem swoich dawnych kolegów, m.in. Bronisława Komorowskiego. Bo dziś na plecach kolegów próbuje zaistnieć w mediach.
Rani, zachowując się nielojalnie?
Tak, po ludzku to jest niekoleżeńskie.
Palikot pobłądził?
Przestrzegałem go, rozmawiałem z nim bardzo długo przed jego decyzją o odejściu. On ma potencjał, ale pod warunkiem że jest w projekcie, który daje energię. A w nowym projekcie nie ma energii. Oprócz marnych happeningów, typu konstytucja na krzyżu, naprawdę nie wiemy, o co mu chodzi.
Dziś woła: Bronek, jesteś przyzwoitym człowiekiem, ale urząd zamieszał ci w głowie.
To źle świadczy o nim. Czemu ma służyć formuła "per Bronek"? Nie wiem, nie rozumiem.
Palikot obnaża też PR-owość działań premiera Tuska, wylicza: dopalacze, chemiczna kastracja pedofilów.
No tak, ale gdyby tego nie powiedział, nie pytalibyście o niego.
Wokół premiera jest za dużo PR-u?
(milczenie) Nie.
Policzyliśmy, że milczał Pan przez pięć sekund. Długo.
Nie chciałem być banalny. Gdy konkurencja polityczna nie wie, jak uderzyć w premiera, mówi: propaganda. A naprawdę nie ma lepszych PR-owców i gości od propagandy niż w PiS.
Czy projekt o nazwie Platforma wciąż jest atrakcyjny?
Tak.
Czy te zapasy Tuska ze Schetyną nie osłabiają projektu?
Nie. Jesteśmy już po wewnętrznych turbulencjach. Teraz jest czas stabilizacji, wyciszenia nastrojów.
Przygotowujecie się do nowego meczu?
Do następnych turbulencji pewnie też, bo będą pewnie podczas tworzenia list wyborczych za rok. Ale na razie jest spokój, szacunek, budowanie.
Platforma, partia aksamitnych sporów.
Spory muszą być, bo bez tego mamy zakon Jarosława Kaczyńskiego. Jeżeli nie ma życia, nie ma energii w środku, to ludzie widzą tylko bladą twarz takiej formacji.
Taką jak blada twarz premiera Tuska, spoglądająca smutnie z billboardów samorządowych?
Tam wygląda dobrze. Na pewno jest bardzo zmęczony, bo ta praca jest potwornie eksploatująca. Rządzić nie jest łatwo.
Jakie to piękne. Premier tak ciężko dla nas pracuje.
To wy jesteście od formułowania takich tez. Tusk jest w naprawdę dobrej formie intelektualnej, fizycznej. Wielokrotnie rozmawiamy na ten temat, on czuje, że niesie to wszystko.
Czym się różnią te dwa dwory, Tuska i Komorowskiego?
Nie mam poczucia dworskości otoczenia Bronisława Komorowskiego.
Dwór Tuska jest mniej salonowy?
Nie jestem tego pewien, muszę się zastanowić. (śmiech) Jestem emocjonalnie związany z ekipą z Ujazdowskich i nie lubię takich określeń. Wartością, dzięki której możemy osiągać lepsze efekty rządzenia, jest synergia ekip z Ujazdowskich i Krakowskiego Przedmieścia. O to chodzi!
Naprawdę?
Wykreślę to w autoryzacji.
Teraz ma Pan więcej wolnego czasu?
Nauczyłem się lepiej zarządzać czasem.
Ma Pan smoking?
Mam.
Szyty na miarę?
Nie. Jestem dosyć standardowy. Muszę go jednak przerobić, bo był kupiony na mnie trochę większego.
Rozmawiali Anita Werner i Paweł Siennicki