Nieznani charyzmatycy. W kościele katolickim zawsze byli ludzie obdarzeni mocą Ducha Świętego

Anita Czupryn
123rf/zdj. ilustracyjne
Charyzmatycy, stygmatycy, prorocy - w kościele katolickim zawsze były osoby obdarzone darami Ducha Świętego. Na ich ciele pojawiały się rany odpowiadające ranom Chrystusa, widzieli więcej. I choć miliony ludzi im wierzy, kościół nie zawsze jest do nich przekonany.

Żyjemy w globalnej wiosce i dotyczy to również naszej religijności - do Polski przenikają nowe treści religijne i pojawiają się swoiste mody na różnego rodzaju charyzmatyczne postaci. Na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci nasz kraj jest wprost zalewany różnymi formami religijności przychodzącej z różnych krajów i kontynentów.

- To wszystko się u nas miesza i tworzy swoisty religijny koktajl - mówi w rozmowie z „Polską” ks. prof. Kobyliński. Możliwe jest to dlatego, że trudno dziś o kryteria, które by wskazywały, kto jest autentycznym charyzmatykiem, zgodnym z naukami kościoła, a kto nie. W dzisiejszym świecie zwycięża subiektywne podejście do religii. Religia staje się coraz bardziej indywidualna. A to budzi napięcia, bo religie tracą swoją tożsamość. - Utrata tożsamości grozi też religii katolickiej - podkreśla ksiądz Kobyliński i dodaje: - Jednak nie wszystko złoto, co się świeci.

Nie mniej, ni więcej, znaczy to, że charyzmatyk charyzmatykowi nie jest równy. Ludzi obdarzonych darami Ducha Świętego i jego mocą jest wielu i mogą przejawiać to na tysiące różnych form. Czymś koniecznym więc wydaje się odróżnienie prawdziwych, realnych doświadczeń religijnych w kościele katolickim od różnego rodzaju kwestii budzących wątpliwości czy wręcz nawet fałszywych.

- To, co jest skarbem w kościele katolickim, to przekonanie, które ma również normy prawne wewnątrz kościoła, że różnego rodzaju doświadczenia religijne, nadzwyczajne powinniśmy poddawać ocenie teologicznej, filozoficznej, żeby odróżniać prawdę od fałszu, czyli, jak się to popularnie mówi, oddzielać ziarna od plew - twierdzi ksiądz profesor Kobyliński. Sam stoi na stanowisku, że Bóg również w XXI wieku, jak i w wiekach poprzednich, sprawia cuda i są to tego rodzaju mistyczne doświadczenia, które nie mają w sobie niczego pospolitego, ale też nie są na wyciągnięcie ręki dla każdego. - Są czymś wyjątkowym. Pisze o tym francuski filozof Jean Guitton, myśliciel katolicki w książce, która wyszła w języku polskim w 2007 roku pod tytułem „Tajemne moce wiary”. To od tej lektury, uważam, powinno się zacząć wszelkie dyskusje na ten temat, ponieważ autor poddaje rzeczowej analizie całą gamę nadzwyczajnych zjawisk - uzdrowień, proroctw, stygmatów, wizji, snów, itd. Książka jest wyjątkowa, gdyż z jednej strony pokazuje, że w świecie współczesnym te rzeczy są dzieją i są autentyczne, ale z drugiej strony wskazuje realne kryteria oceny - czyli pewne zasady, reguły, które powinny być stosowane, jeśli chcemy zachować roztropność i promować adekwatne oceny tych skomplikowanych zjawisk życia religijnego - mówi ksiądz Kobyliński. Jean Guitton jest też autorem „Portretu Marty Robin”, francuskiej mistyczki, stygmatyczki, o której ksiądz Kobyliński mówi: absolutnie cudowna, mająca nadzwyczajne doświadczenia religijne.

Życie Marty Robin i to co się jej wydarzyło, uważam za nadzwyczajne działanie Boga w świecie

- To jedna z nadzwyczajnych i pięknych historii, którą od lat jestem przejęty w sensie pozytywnym. Na podstawie wiedzy jaką posiadam, uważam życie Marty Robin i to co się jej wydarzyło, za nadzwyczajne działanie Boga w świecie; działanie cudowne - twierdzi ksiądz profesor.

W Polsce Marta Robin nie jest szeroko znana. Urodzona 13 marca 1902 r. w Châteauneuf-de-Galaure, jako najmłodsza spośród sześciorga rodzeństwa, była następnie francuską tercjarką franciszkańską, mistyczką i stygmatyczką, oraz duchową matką religijnych wspólnot świeckich, tzw. „Ogniska Miłości”. Od wczesnych lat chorowała - jak skończyła 1,5 roku dotknął ją tyfus. Kiedy miała 16 lat zachorowała - lekarze zdiagnozowali u niej paraliż rąk, nóg i zanik odruchu przełykania - późniejsze, bo z 2 połowy XX wieku diagnozy wskazywały, że prawdopodobnie cierpiała na wirusowe zapalenie mózgu. Nie była w stanie samodzielnie się poruszać.

20 maja 1921 Marta miała doznać pierwszego objawienia Matki Bożej. Świadkowie twierdzili, że miała dar inedii (niejedzenia), bilokacji, proroctwa, przeżywania Męki Pańskiej i stygmatów. Jedynym jej pokarmem przez 52 lata była konsekrowana hostia, którą przyjmowała raz w tygodniu. W ciągu 50 lat jej życia, z którego część przeżyła w mroku, tracąc wzrok, odwiedziło ją ponad 100 tysięcy osób. Ludzie powierzali jej swoje problemy, a ona sprawiała, że część zostało rozwiązanych. Jean Guitton pisał, że była mistyczką najwyższej rangi.

„Przyjmowała u siebie mężów stanu, biskupów, specjalistów z różnych dziedzin, swoich wiejskich sąsiadów, którzy jej opowiadali o bydlętach, o zbiorach; przyjaciół, krewnych, dzieci, które wspinały się na jej łóżko, a także wygnańców, ludzi potępionych, ludzi z marginesu. Kiedy jakaś osoba prostymi słowami wywołuje w nas jedno z owych rzadko spotykanych wzruszeń, nagłych, głębokich a łagodnych, zawierających w sobie odrobinę melancholii, a jednak pełnych światła, jedno z owych wzruszeń, które pozwalają nam uzmysłowić sobie tajemnicę naszego przeznaczenia; kiedy tego rodzaju doznania budzą w nas pragnienie, o którym mówił Nietzsche: by stawać się rzeczywiście tym, czym jesteśmy, lecz w sposób szlachetniejszy - wówczas mówimy, że obok nas przemknął anioł” - pisał francuski myśliciel katolicki.

Marta Robin zmarła w wieku 79 lat w 1981 roku Pięć lat później rozpoczął się jej proces beatyfikacyjny, nie zakończony do dziś. Wciąż trwa badanie historii jej życia mimo że dla wielu jest świętą żyjącą tylko Eucharystią. W listopadzie 2014 roku papież Franciszek promulgował dekret o heroiczności jej cnót.

Ale już historia ojca Dolindo, włoskiego księdza dobrze znanego w Polsce, nie jest już tak oczywista. Dla wielu jest niezwykłym charyzmatykiem, autorem jednej z pełnej mocy modlitwy „Jezu, Ty się tym zajmij”. Ojciec Dolindo Ruotolo urodził się 6 października 1882 roku w Neapolu jako piąty z jedenaściorga dzieci ojca inżyniera i matematyka i matki pochodzącej z neapolitańskiej arystokracji. Kościół katolicki ogłosił go Sługą Bożym, cieszył się też wielkim szacunkiem świętego Ojca Pio. 1 czerwca 1901 roku złożył śluby zakonne Szkole Apostolskiej Księży Misjonarzy i prosił o wyjazd na misje do Chin. Prośbę odrzucono. Następnie po święceniach kapłańskich w 1905 roku został mianowany profesorem Szkoły Apostolskiej i nauczał śpiewu gregoriańskiego. Bywał podejrzewany o herezje, poddawano go badaniom psychiatrycznym, zawieszano w obowiązkach.

Ostatecznie w 1937 roku pozwolono mu wrócić do posługi kapłańskiej w Neapolu. Zostały po nim 33 tomy komentarzy biblijnych, wiele dzieł teologicznych, mistycznych, ascetycznych, listów i autobiograficznych zapisków. W 1960 roku doznał wylewu - miał sparaliżowaną lewą stronę ciała. Zmarł 10 lat później. Jego grób, znajdujący się w kościele św. Józefa dei Vecchi w Neapolu odwiedza mnóstwo ludzi, którzy twierdzą, że doznają łask.

To on też jest autorem proroczej informacji mówiącej o obaleniu komunizmu przez polskiego papieża, pisząc: „Świat idzie ku zatracie, ale Polska, jak w czasach Sobieskiego, dzięki pobożności do Mojego serca będzie dzisiaj jak tamci w liczbie 20 tysięcy, którzy uratowali Europę i świat przed turecką tyranią. Polska uwolni świat od najstraszliwszej tyranii komunistycznej. Pojawi się nowy Jan, który w heroicznym marszu rozerwie kajdany i pokona granice narzucone przez komunistyczną tyranię. Pamiętaj o tym. Błogosławię Polskę. Błogosławię ciebie. Błogosławcie mnie. Ubogi ksiądz Dolindo Ruotolo - ulica Salvator Rosa, 58, Neapol.” W 1997 roku Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie zgodziła się na rozpoczęcie procesu jego beatyfikacji. Mówi się o nim, że otrzymał dar zrozumienia, za wstawiennictwem Najświętszej Maryi Panny.

W Polsce księdza Dolindo spopularyzowała Joanna Bątkiewicz-Brożek, dziennikarka i pisarka, autorka dwóch książek jemu poświęconych. Grazzia Ruotolo, bratanica i najbliższa żyjąca krewna księdza Dolindo powiedziała w 2015 roku, że on już urodził się świętym. Od dzieciństwa czuł Jezusa, był bity do krwi, zamykany przez ojca w komórce ze szczurami i a tego ojca się modlił, wychwalając Boga. Cierpienie nie opuszczało go i w późniejszym życiu. Na dwadzieścia lat odsunięto go od odprawiania Mszy św. i od spowiedzi, a on pisał: „Miałem zawsze wielką miłość do Kościoła, do papieża, do kapłanów. Tę moją miłość Jezus swym działaniem i obecnością doprowadził do gigantycznych rozmiarów.

Modlitwa „Jezu, Ty się tym zajmij”, to słowa, które miał mu przekazać sam Jezus: „Dlaczego zamartwiacie się i niepokoicie? Zostawcie mnie troskę o wasze sprawy, a wszystko się uspokoi. Zaprawdę mówię wam, że każdy akt prawdziwego, głębokiego i całkowitego zawierzenia Mnie wywołuje pożądany przez was efekt i rozwiązuje trudne sytuacje - to tylko fragment tej rozbudowanej modlitwy.

Ciekawe, że ani w rodzinnym Neapolu, ani w ogóle we Włoszech ksiądz Dolindo nie jest tak znany, jak w Polsce. Ale również i w Polsce nie wszyscy duchowni są przekonani do księdza Dolindo. Ojciec Włodzimierz Zatorski, benedyktyn w jednym z wywiadów wręcz ostrzegał przed jego modlitwą twierdząc, że „W tym może być diabeł”.

- Znam wiele różnych postaci w nurcie szeroko rozumianej charyzmatyczności, ale jeśli chodzi o duchownego Dolindo, nie spotkałem poważnych opracowań. To ktoś w Polsce popularny w ostatnich latach, a ja we Włoszech jestem obecny od 1992 roku, czyli już 27 lat. Mieszkałem tam, bywam we Włoszech co roku po kilka miesięcy, codziennie czytam włoską prasę i przez 27 lat ani we włoskiej prasie, ani w moich rozmowach nie pojawiła się postać tego księdza. On jest postacią tu kompletnie nieznaną. Na całym świecie pojawia się mnóstwo książek i nowych modlitw. Ale w Polsce nowinki od razu zyskują na popularności i od razu stają się modne. To świadczy o tym, że mamy religijność eventową, która nie skupia się na tym, co istotne, nie na życiu według Ewangelii i wcielania w życie woli bożej, tylko coraz częściej szukamy nowych postaci, nawet jeśli one są akceptowane przez kościół katolicki. Ale nie to jest istotą wiary katolickiej - uważa ksiądz profesor Andrzej Kobyliński.

Teolog zwraca uwagę na inne postaci, które w Polsce w ostatnim czasie robiły prawdziwą furorę. To na przykład brat Elia czyli Eliasz Cataldo, prezentowany swego czasu w polskich kościołach jako stygmatyk i człowiek, któremu Jezus pozwolił utrwalić swoje oblicze na fotografii.

Nazywany świętym Franciszkiem trzeciego tysiąclecia, nosi stygmaty, które nie znikają, a w każdy piątek rany na jego rękach, nogach i boku otwierają się. Miliony ludzi w Polsce uwierzyły w niego bezkrytycznie.

Stygmatyk brat Elia Cataldo w Niesułkowie pod Łodzią

dzienniklodzki.pl

- Nikt go nie sprawdził, kim jest we Włoszech. Na stronie internetowej diecezji Calvii w Umbrii, skąd pochodzi można się dowiedzieć, że nie jest zakonnikiem, tylko osobą świecką i żadna kościelna władza we Włoszech nie potwierdza jego rzekomych stygmatów. Od niedawna w niektórych polskich diecezjach pojawił się zakaz przyjmowania w kościołach brata Eliasza - przypomina ksiądz prof. Kobyliński.

Inną taką postacią jest Gloria Polo, która miała widzieć czyściec i pisze o tym książki. To kolumbijska mistyczka katolicka, z zawodu dentystka, która w 1995 roku została uderzona przez piorun. Jej ciało było żywą raną. Przez kilka dni leżała w śpiączce, lekarze nie dawali żadnych szans na przeżycie. „Piorun spalił całe moje ciało, wewnątrz i na zewnątrz. To moje odnowione ciało, które widzicie teraz przed sobą, zawdzięczam Bożemu Miłosierdziu. Całe moje ciało było, wskutek tego silnego uderzenia pioruna zwęglone, moje piersi zniknęły, przede wszystkim po lewej stronie. Tam, gdzie wcześniej znajdowała się pierś, była wielka dziura. Nie miałam już ciała, żebra, brzuch, podbrzusze, nogi i wątroba były całkowicie zwęglone” - opowiada od lat na spotkaniach. Przeżyła śmierć kliniczną, w czasie której doznała duchowego przeżycia. Jezus dał jej drugą szansę, żeby wróciła na ziemię i opowiedziała, co przeżyła.

- Nie spotkałem wiarygodnych komisji teologicznych, które by potwierdzały jej nadzwyczajne doświadczenia. Czytałem fragmenty jej książek - są przerażająco niewiarygodne. Ale kilka milionów katolików w Polsce w to wierzy - ubolewa ksiądz Kobyliński. Jego zdaniem, jest pewnie na świecie kilka milionów ludzi, którzy widzieli w snach różne wizje, potrafią lewitować, w Afryce są ludzie, którzy potrafią przeżywać niewytłumaczalne dziś naukowo stany. Tego rodzaju doświadczeń wymagających się logice zdroworozsądkowej jest wiele, bo zawsze tego rodzaju zjawiska były obecne w życiu religijnym. To dopiero chrześcijaństwo zaczęło poddawać to analizie, próbować pokonać magię, pokazując racjonalne narzędzia oceny zjawisk nadzwyczajnych. - Dziś chrześcijaństwo w wersji racjonalnej wydaje się być w głębokim kryzysie, a na tych zgliszczach racjonalnego chrześcijaństwa kwitnie zabobon i szarlataneria - zauważa katolicki teolog.

Prawdą jest, że my, Polacy, mamy o wiele bardziej rozwinięty zmysł religijny i metafizyczną stronę naszej duszy, niż inne europejskie narody. Wyróżnia nas wyczucie sacrum. Ale to tylko jedna strona medalu. Bo jest też druga - ta nasza wrażliwość powoduje też naiwność i łatwowierność i wystawia na wiele zagrożeń. Przy tego typu łatwowierności i bez fundamentu racjonalnego, krytycznego, teologicznego, każdy może nas przejąć w kilka sekund. Ksiądz Kobyliński przypomina: - W ostatnich kilkudziesięciu latach mieliśmy przynajmniej dwa przypadki, które to potwierdzają. Pierwszy to Anatolij Kaszpirowski, a drugi to Clive Harris. Jak to możliwe, że oni tylko w Polsce mogli oddziaływać na ogromne rzesze społeczeństwa w niewytłumaczalny sposób? To oznacza, że jest w nas jakaś podatność.

Czy to więc znaczy, że różni szarlatani pod płaszczykiem religijnej charyzmatyczności mogą zbijać kokosy i przejmować władzę nad umysłami milionów ludzi?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl